Szukałam podobnego wątku, ale znalazłam jedynie tematy z perspektywą typu „odrzuca mnie od dzieci, boję się porodu, a jednocześnie zastanawiam się nad byciem matką w przyszłości”. Moja sytuacja jest inna, bardziej chodzi mi o sytuację, w której kobieta nie odczuwa specjalnie instynktu macierzyńskiego, nie ciągnie jej, ale też nie odrzuca od dzieci, nie ma żadnych lęków czy obrzydzenia związanego z porodem i połogiem. Czyli w zasadzie taki stan neutralny, w którym kobieta jest w stanie zarówno wyobrazić sobie dalsze życie bez dzieci, jak i perspektywę otwarcia się na macierzyństwo. Jak to wyglądało u Was? Co przeważyło o wyborze macierzyństwa albo dalszego bycia bezdzietną?
2 2020-12-05 07:03:46 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-12-05 07:18:29)
Nie ma żadnych naukowych ani psychologicznych przesłanek na to, że istnieje coś takiego jak ten osławiony instynkt macierzyński. A przynajmniej nie w takiej formie jak zostało to społecznie utrwalone i opakowane. Ale tu- ile ludzi tyle teorii. Wszystko do odszukania.
Nie ciągnęło mnie do dzieci ale też nie odrzucało, nie mam obrzydzenia związanego z porodem czy połogiem (ale co do porodu to nie powinnam się wypowiadać bo nie mogę rodzić naturalnie i od dawna to wiem więc temat odpadał, połogu się boję ale nie brzydzę bo z tego co się orientowałam to po cc może być dłuższy i trudniejszy)
Wracając, dla mnie to tak jak napisałaś kwestia macierzyństwa była prawie neutralna i wyobrażałam sobie dalsze życie bez dzieci. Wyobrażałam to sobie bardziej niż z życie z dziećmi. Niechęć do macierzyństwa wynikała u mnie z zupełnie innych powodów.
A życie jak to życie, swoje- i za kilka miesięcy tą mamą zostanę i nic tu nie przeważyło. Ot, taki los jeśli wiesz co mam na myśli ... kilka miesięcy temu był to dla mnie dramat a teraz... jestem przeszczęśliwa i raczej mam z tym same pozytywne odczucia, bo strach uważam za normalny więc się na nim nie skupiam.
Mam trójkę dzieci, które kocham nad życie.
Ale z wiedzą jaką mam w tej chwili, nie wiem czy zdecydowałabym się na dzieci gdybym mogła cofnąć czas.
4 2020-12-05 10:02:44 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-12-05 10:03:49)
A o jaką wiedzę chodzi?
Ja kiedyś po prostu myślałam, że będę mieć dzieci. Sądziłam, że tak się wszystko ułoży. Chciałam mieć udaną rodzinę z 2 dzieci. Jak byłam w kimś zakochana to szybko przychodziła mi rozczulająca wizja dzieci jakie mogłabym mieć z tą osobą. Tylko niestety okazało się, że mam problem ze stworzeniem związku. Teraz już wiek taki, że od roku oswajam się z myślą, że dzieci mieć nie będę. Chyba mi się udało. Dodatkowo teraz jestem bardziej świadoma pewnych problemów w rodzinie. Obawiam się, że spora szansa, że dziecko mogloby być chore psychicznie. Wolałabym by dziecko nie miało moich genów. Nie jestem też pewna czy bym była dobrą matką.. No i w ogóle gdzie ten świat zmierza.. Ogólny przyrost ludności na świecie jest duży, zasoby eksploatowane. Jak będzie wyglądał ten świat za X lat?
No i w ogóle gdzie ten świat zmierza.. Ogólny przyrost ludności na świecie jest duży, zasoby eksploatowane. Jak będzie wyglądał ten świat za X lat?
Ja bardzo długo utożsamiałam się z koncepcją antynatalizmu... Uważam, że to bardzo ciekawe i złożone stanowisko filozoficzne. Przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia to była kolejna kwestia.
Szukałam podobnego wątku, ale znalazłam jedynie tematy z perspektywą typu „odrzuca mnie od dzieci, boję się porodu, a jednocześnie zastanawiam się nad byciem matką w przyszłości”. Moja sytuacja jest inna, bardziej chodzi mi o sytuację, w której kobieta nie odczuwa specjalnie instynktu macierzyńskiego, nie ciągnie jej, ale też nie odrzuca od dzieci, nie ma żadnych lęków czy obrzydzenia związanego z porodem i połogiem. Czyli w zasadzie taki stan neutralny, w którym kobieta jest w stanie zarówno wyobrazić sobie dalsze życie bez dzieci, jak i perspektywę otwarcia się na macierzyństwo. Jak to wyglądało u Was? Co przeważyło o wyborze macierzyństwa albo dalszego bycia bezdzietną?
Chyba wiem, o co Tobie chodzi, albo i nie ;-)
Bo mam odczucia w pewnym sensie podobnie do Ciebie, ale nie powiedziałabym, że macierzyństwo to dla mnie kwestia obojętna albo neutralna. Po prostu macierzyństwo nie budzi ani mojego specjalnego entuzjazmu z uwagi na to, że zdaję sobie sprawę z wynikających z tego faktu konsekwencji, ale też nie mam jakichś negatywnych odczuć, lęków związanych z ciążą czy porodem.
Z jednej strony wizja macierzyństwa wydaje mi się atrakcyjna, bo to chyba jedna z bardziej sensownych życiowych ról, ale jednak jest wymagająca. W moim przypadku ten „wymagający” obszar to konieczność podporządkowania swojego życia małemu człowiekowi a utrata kontroli nad swoim czasem to kwestia, z którą po prostu trzeba się pogodzić, więc jeszcze do tego dojrzewam :-)
Dzięki za wszystkie dotychczasowe odpowiedzi!
R_ita, to na początek przede wszystkim gratulacje Ciekawa sprawa z tym instynktem, pewnie też dużo zależy od definicji. W swoim otoczeniu i rodzinie mam np. dużo kobiet, które nie odczuwały specjalnych ciągot do macierzyństwa czy małych dzieci, po czym jak tylko urodziły swoje, to poczuły od razu... no właśnie, coś, co większość określa mianem instynktu.
Mogę Cię jeszcze o coś spytać? Zajrzałam do Twojego tematu o związku i wiadomości o ciąży i na samym wstępie wspominasz w nim o dużej potrzebie wolności. Wiem, że pisałaś to w kontekście relacji z mężczyznami, ale ciekawa jestem, czy nie masz też obaw związanych z ograniczeniem wolności w związku z macierzyństwem? Czy może to zupełnie inny wymiar?
MagdaLena, tak, właśnie o to mi chodziło Wygląda na to, że jedziemy na podobnym wózku, chociaż u mnie ostatnio, zwłaszcza po śmierci bliskiej osoby z rodziny, ta szala coraz bardziej przechyla się w stronę macierzyństwa. Wspomniałaś o czasie, a mnie z kolei nieraz gryzie kwestia osobowości i spokoju - czy na pewno dam radę jako matka, skoro jestem baaardzo skrajnym introwertykiem, lubiącym ciszę, spokój i ograniczenie do minimum zewnętrznych bodźców? Znajomej ekstrawertyczce urodziło się dziecko, które wyrosło na małą kopię mamy i też nie potrafi usiedzieć spokojnie przez pięć minut, ale czy ja dałabym sobie z takim wulkanem energii radę?
Z drugiej strony może za dużo rozkminiam i teoretyzuję, pewnie w praktyce to wszystko samo dobrze się układa. Zresztą mam w domu szalonego kota i jakoś nie mam problemu z jego ciągłymi harcami, tylko uważam, że są przesłodkie
Nigdy nie odczuwałam potrzeby urodzenia dzieci. Gdyby się pojawiły w moim życiu, to jestem na to otwarta, nawet potrafię sobie wyobrazić, że kogoś adoptuję. Ale mnie do tego nie ciągnie, nie mam z tym związanych planów, marzeń... Raczej abstrakcyjne myśli "fajnie by było kogoś wychowywać!" Ale w tym już się spełniam jako nauczycielka. Ostatnio podjęłam decyzję, że nie będę miała swoich dzieci - powoływanie na ten szalony świat potomstwa wydahe mi się nieodpowiedzialne. Zmierzamy do katastrofy klimatycznej, przeludnienie, eksploatacja... A dzieci na świecie i tak nie braknie, nie muszę jeszcze ja dokładać kolejnych.
Sporo ostatnio też rozmawiam z ludźmi o tym, po co chcą mieć dzieci, i pojawiają się bardzo ciekawe wątki. Podobno niektórzy w dzieciach upatrują sposobu na nieśmiertelność.
9 2020-12-08 08:50:37 Ostatnio edytowany przez Syl (2020-12-08 08:52:24)
Monoceros, zgadzam się całkowicie! Mogłabym się pod całą wypowiedzią podpisać Spełniamy się w podobnych zawodach, dla mnie dodatkowo pewnego rodzaju substytutem dzieci są zwierzęta, ale taki był mój wybór, nie konieczność
U mnie taka potrzeba się po prostu nigdy nie pojawiła, nawet w sytuacji, gdy poznawałam kogoś interesującego. Doceniam też spokojne życie i brak konieczności podporządkowywania się.
Dzięki za wszystkie dotychczasowe odpowiedzi!
R_ita, to na początek przede wszystkim gratulacje
![]()
(...)
Mogę Cię jeszcze o coś spytać? Zajrzałam do Twojego tematu o związku i wiadomości o ciąży i na samym wstępie wspominasz w nim o dużej potrzebie wolności. Wiem, że pisałaś to w kontekście relacji z mężczyznami, ale ciekawa jestem, czy nie masz też obaw związanych z ograniczeniem wolności w związku z macierzyństwem? Czy może to zupełnie inny wymiar?
Mam takie obawy. Jest to zupełnie inny wymiar obaw, bo jednak w kontekście relacji damsko-męskich to w dużej mierze był strach oparty na wrośniętych we mnie od dziecka niezdrowych przekonaniach opartych na obserwacji relacji rodziców i m.in. przez to zaburzonej umiejętności ufania ludziom wiec to zupełnie inna bajka.
Bo jeśli chodzi o macierzyństwo a moją potrzebę wolności to... z początku przeraziła mnie wizja utraty własnej tożsamości, że przestanę być dostrzegana jako odrębna jednostka i sprowadzona jedynie do roli matki, która już zawsze będzie musiała wybierać między sobą a dzieckiem, kojarzyło mi się to z rezygnacją z siebie. Taki to był wymiar i to nic innego jak lęki i wzorzec wyniesiony z domu. Ale... wiesz, że mi przeszło? Bo ogarnęłam, że to wszystko będzie zależało w dużej mierze ode mnie samej jaką ja tą matką będę, czy tę tożsamość stracę i czy zrezygnuje z siebie. A nie zamierzam i moja w tym głowa by się tego trzymać. Jedyna obawa która ze mną została to to, że mam potrzebę przestrzeni, bycia od czasu do czasu samej ze sobą. Ale tu już też jestem coraz spokojniejsza. Mimo przebytych przebojów z ojcem dziecka jesteśmy aktualnie w dobrej relacji, on się w to wszystko bardzo angażuje i bardzo chce być obecny w życiu swojej córki więc po podzieleniu się moimi obawami na temat tej potrzeby i jego stwierdzeniem, że przecież też będzie miała ojca który zamierza się nią zajmować tyle ile się da więc ten czas dla własnego zdrowia psychicznego na pewno mi zorganizujemy. A mnie zadowala wizja, że od czasu do czasu wsiądę sobie w pociąg, przejadę pół Polski bez celu, sobie wrócę... Bo tak dotychczas łapałam dystans, przestrzeń i poczucie "możliwości".
Lupe. zanim zaszłam w ciążę, 3 lata byłam męzatką z zerowym pociągiem do dzieci jakichkolwiek,a przyjaciółki już miały, gaworzenia do spotkanych bobasów czy myśli o sobie jako mamie.
nawet jak już byłam w ciąży- przyznam że lekkie naciski męza- bałam się jak dam radę się zająć dzieckiem, czy go nie upuszczę itp.
wszystko zmieniło się po porodzie diametralnie i przeniosło na podejscie do innych dzieci, bo wcześniej to nawet zdarzało się być mi nianią odliczającą czas do końca pobytu z dzioeckiem.
Macierzństwo uważam za cudowne doświadczenie, a mam już dorosłe dzieci i w każdej fazie była to i jest ? wielka przygoda nieporównywalna z niczym innym.
ale zapewniam Cię że nie miałam wcześniej żadnych emocji do tego a w pierwszą ciążę nie zaszłam z jakiejś wielkiej potrzeby.
12 2020-12-25 13:50:56 Ostatnio edytowany przez Jaguar (2020-12-25 13:51:29)
Szukałam podobnego wątku, ale znalazłam jedynie tematy z perspektywą typu „odrzuca mnie od dzieci, boję się porodu, a jednocześnie zastanawiam się nad byciem matką w przyszłości”. Moja sytuacja jest inna, bardziej chodzi mi o sytuację, w której kobieta nie odczuwa specjalnie instynktu macierzyńskiego, nie ciągnie jej, ale też nie odrzuca od dzieci, nie ma żadnych lęków czy obrzydzenia związanego z porodem i połogiem. Czyli w zasadzie taki stan neutralny, w którym kobieta jest w stanie zarówno wyobrazić sobie dalsze życie bez dzieci, jak i perspektywę otwarcia się na macierzyństwo. Jak to wyglądało u Was? Co przeważyło o wyborze macierzyństwa albo dalszego bycia bezdzietną?
Wpadka.
Jakos mnie tez nigdy nie ciągnęło do dzieci. Nie odrzucało ale i tez nie ciągnęło. Przestaliśmy się z mężem zabezpieczać na zasadzie co będzie to będzie.
Lata mijały i nic się nie działo. Ja się cieszyłam, ze decyzja została niejako „za mnie” podjęta przez naturę (nie mogłam zajść w ciąże, widocznie tak miało być) i życie toczyło się normalnym torem.
Aż w końcu wpadłam. Ok, wiedziałam jakie są konsekwencje braku zabezpieczania wiec wzięłam to na klatę. Oboje z mężem mamy stabilna sytuacje mieszkaniowo zarobkowa wiec stać nas na dzieci, tu problemu nie było.
I te pierwsza ciąże poroniłam. Sama się nie spodziewałam takiej reakcji. Strata bolała. Bardzo. Jak na osobę, która świadomie twierdziła, ze nie chce mieć dzieci, strata tego małego zlepka komórek była niezwykle ciężka do przetrawienia. Dziwne, prawda?
I to doświadczenie przeważyło. Nagle dzieci i ich posiadanie nabrały nowego wymiaru i zdałam sobie sprawę, ze tak, jak najbardziej, ja chce mieć dziecko. Sześć miesięcy później znowu byłam w ciazy, tym razem szczęśliwie odnoszonej. Obecnie jestem mama dwójki maluchów i moje spojrzenie na ta kwestie się kompletnie zmieniło.
Każda z nas może się w życiu realizować jak jej się podoba. Można być mama na pełen etat a można robić olśniewająca karierę i posiadać zwierzeta. Każdy sam wybiera sobie takie doświadczenia życiowe, jakie chce przeżyć.
Ja akurat byłam gotowa na doświadczenie macierzyństwa i nie przeszkadzaja mi rzeczy z nim związane.
13 2020-12-25 20:53:07 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-12-25 20:54:41)
Z góry zaznaczam, że dzieci lubię i szanuję. A mnie zawsze zastanawiało dlaczego ludzie decydują się na powołanie na ten świat dzieci? Co nimi kieruje, czy tylko biologia, która nas programuje na prokreację i schematy społeczne, które mają tak naprawdę egoistyczne powody na stworzenie człowieka? Perspektywa zabawy w domek ze słodkim bobaskiem, coś na zasadzie kupienia szczeniaczka?
Bo ja zawsze miałam bardzo dużo dylematów związanych ze stworzeniem dziecka.
1) Nie jestem pewna czy jestem do końca poukładana sama ze sobą, co daje problem obciążania go moimi niedoróbkami.
2) Boję się, że może być wojna i nie pomogę mojemu dziecku narażę go na bycie sierotą i inne okropieństwa wojny. Skąd wiecie, że będzie pokój?
3) Boję, że będzie mu ciężko z innymi ludźmi, tak wielu z was pisze, że było i jest im źle, jak dziecku tez będzie? Przecież mu nie pomożecie?
4) Czy jestem pewna, że partner z którym spłodzę nowego człowieka, będzie dobrym ojcem? A może będzie ojcem nieobecnym, zdystansowanym, nie umiejącym okazywać wsparcia i uczuć?
5) Kiedyś oglądałam film "Wybór Zofii", kobieta trafiła do obozu i Niemiec kazał jej wybrać, które z dzieci zachowa przy życiu córkę, czy syna? Ona wybrała syna, który i tak chyba nie przeżył. Skąd wiecie, że mając więcej dzieci będziecie je umieli mądrze kochać?
6) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że powołując do życia człowieka skazujecie go na śmierć i starość?
7( Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że tworząc człowieka gdy macie 20 lat, jak będziecie mieli 80 lat wasze dziecko będzie miało 60 lat? Bedzie juz starszym człowiekiem już nie malutkim berbeciem.
8) Czy zanim stworzycie człowieka robicie porządek ze swoją głową i przygotowujecie się na to jak być dobrym rodzicem, który nie będzie krzywdził dzieciaka swoimi lękami, przesadnymi nastrojami, np na terapii?
9) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że dziecko nie jest od tego by wam tą szklankę podawać?
10) Czy umiecie dac dziecku skrzydła skoro sami ich nie macie?...
Czego oczekujecie od waszych dzieci? Co wami kieruje, czy tylko to, że wy jesteście gotowi?
14 2020-12-25 21:09:41 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-12-25 21:10:59)
Z góry zaznaczam, że dzieci lubię i szanuję. A mnie zawsze zastanawiało dlaczego ludzie decydują się na powołanie na ten świat dzieci? Co nimi kieruje, czy tylko biologia, która nas programuje na prokreację i schematy społeczne, które mają tak naprawdę egoistyczne powody na stworzenie człowieka? Perspektywa zabawy w domek ze słodkim bobaskiem, coś na zasadzie kupienia szczeniaczka?
Bo ja zawsze miałam bardzo dużo dylematów związanych ze stworzeniem dziecka.
1) Nie jestem pewna czy jestem do końca poukładana sama ze sobą, co daje problem obciążania go moimi niedoróbkami.
2) Boję się, że może być wojna i nie pomogę mojemu dziecku narażę go na bycie sierotą i inne okropieństwa wojny. Skąd wiecie, że będzie pokój?
3) Boję, że będzie mu ciężko z innymi ludźmi, tak wielu z was pisze, że było i jest im źle, jak dziecku tez będzie? Przecież mu nie pomożecie?
4) Czy jestem pewna, że partner z którym spłodzę nowego człowieka, będzie dobrym ojcem? A może będzie ojcem nieobecnym, zdystansowanym, nie umiejącym okazywać wsparcia i uczuć?
5) Kiedyś oglądałam film "Wybór Zofii", kobieta trafiła do obozu i Niemiec kazał jej wybrać, które z dzieci zachowa przy życiu córkę, czy syna? Ona wybrała syna, który i tak chyba nie przeżył. Skąd wiecie, że mając więcej dzieci będziecie je umieli mądrze kochać?
6) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że powołując do życia człowieka skazujecie go na śmierć i starość?
7( Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że tworząc człowieka gdy macie 20 lat, jak będziecie mieli 80 lat wasze dziecko będzie miało 60 lat? Bedzie juz starszym człowiekiem już nie malutkim berbeciem.
8) Czy zanim stworzycie człowieka robicie porządek ze swoją głową i przygotowujecie się na to jak być dobrym rodzicem, który nie będzie krzywdził dzieciaka swoimi lękami, przesadnymi nastrojami, np na terapii?
9) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że dziecko nie jest od tego by wam tą szklankę podawać?
10) Czy umiecie dac dziecku skrzydła skoro sami ich nie macie?...
Czego oczekujecie od waszych dzieci? Co wami kieruje, czy tylko to, że wy jesteście gotowi?
Dokładnie z powodu prawie połowy punktów, które wymieniłaś nie zamierzałam mieć dzieci.
Ja... zaszłam w ciążę podczas miesiączki. Mało prawdopodobne, prawda? Ale przecież gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że przy nieregularnych cyklach, do tego krótkich cyklach i dość długich miesiączkach jest jakiś procent szans i pewnie gdyby nie alkohol to bym tego może pilnowała i zachowała ostrożność... wstrzelić się w ten procent szans to już naprawdę szczęście lub pech... Pozostaje uznać, że tak miało być. Więcej dzieci powoływać na świat nie zamierzam, właśnie z wielu powodów, które wymieniłaś. Ale jak już pisałam wcześniej- mi ogólnie bliska była idea antynatalizmu, przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia. Już kocham moją córkę najbardziej na świecie, ale nie zazdroszczę tego, w jakim świecie przyjdzie jej żyć.
Jesteśmy z partnerem kilkanaście lat. Nigdy nie zdecydowaliśmy się na dzieci. Nie mam instynktu macierzyńskiego, a dzieci są mi neutralne. Wybraliśmy inne strefy, w których się realizujemy. Od s początku bycia razem wiedzieliśmy, że rola rodzica nie jest dla nas.
Dokładnie z powodu prawie połowy punktów, które wymieniłaś nie zamierzałam mieć dzieci.
Ja... zaszłam w ciążę podczas miesiączki. Mało prawdopodobne, prawda? Ale przecież gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że przy nieregularnych cyklach, do tego krótkich cyklach i dość długich miesiączkach jest jakiś procent szans i pewnie gdyby nie alkohol to bym tego może pilnowała i zachowała ostrożność... wstrzelić się w ten procent szans to już naprawdę szczęście lub pech... Pozostaje uznać, że tak miało być. Więcej dzieci powoływać na świat nie zamierzam, właśnie z wielu powodów, które wymieniłaś. Ale jak już pisałam wcześniej- mi ogólnie bliska była idea antynatalizmu, przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia. Już kocham moją córkę najbardziej na świecie, ale nie zazdroszczę tego, w jakim świecie przyjdzie jej żyć.
Bardzo fajnie Rita że podzieliłaś się tym jak zaszlaś w ciążę. Kiedyś zdarzało mi się ryzykować. Później poczytałam sobie i teraz już bardzo restrykcyjnie do tych rzeczy podchodzę. Mało kto bierze chyba taką możliwość pod uwagę, że podczas miesiączki można zajść.
Ajko napisał/a:Z góry zaznaczam, że dzieci lubię i szanuję. A mnie zawsze zastanawiało dlaczego ludzie decydują się na powołanie na ten świat dzieci? Co nimi kieruje, czy tylko biologia, która nas programuje na prokreację i schematy społeczne, które mają tak naprawdę egoistyczne powody na stworzenie człowieka? Perspektywa zabawy w domek ze słodkim bobaskiem, coś na zasadzie kupienia szczeniaczka?
Bo ja zawsze miałam bardzo dużo dylematów związanych ze stworzeniem dziecka.
1) Nie jestem pewna czy jestem do końca poukładana sama ze sobą, co daje problem obciążania go moimi niedoróbkami.
2) Boję się, że może być wojna i nie pomogę mojemu dziecku narażę go na bycie sierotą i inne okropieństwa wojny. Skąd wiecie, że będzie pokój?
3) Boję, że będzie mu ciężko z innymi ludźmi, tak wielu z was pisze, że było i jest im źle, jak dziecku tez będzie? Przecież mu nie pomożecie?
4) Czy jestem pewna, że partner z którym spłodzę nowego człowieka, będzie dobrym ojcem? A może będzie ojcem nieobecnym, zdystansowanym, nie umiejącym okazywać wsparcia i uczuć?
5) Kiedyś oglądałam film "Wybór Zofii", kobieta trafiła do obozu i Niemiec kazał jej wybrać, które z dzieci zachowa przy życiu córkę, czy syna? Ona wybrała syna, który i tak chyba nie przeżył. Skąd wiecie, że mając więcej dzieci będziecie je umieli mądrze kochać?
6) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że powołując do życia człowieka skazujecie go na śmierć i starość?
7( Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że tworząc człowieka gdy macie 20 lat, jak będziecie mieli 80 lat wasze dziecko będzie miało 60 lat? Bedzie juz starszym człowiekiem już nie malutkim berbeciem.
8) Czy zanim stworzycie człowieka robicie porządek ze swoją głową i przygotowujecie się na to jak być dobrym rodzicem, który nie będzie krzywdził dzieciaka swoimi lękami, przesadnymi nastrojami, np na terapii?
9) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że dziecko nie jest od tego by wam tą szklankę podawać?
10) Czy umiecie dac dziecku skrzydła skoro sami ich nie macie?...
Czego oczekujecie od waszych dzieci? Co wami kieruje, czy tylko to, że wy jesteście gotowi?Dokładnie z powodu prawie połowy punktów, które wymieniłaś nie zamierzałam mieć dzieci.
Ja... zaszłam w ciążę podczas miesiączki. Mało prawdopodobne, prawda? Ale przecież gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że przy nieregularnych cyklach, do tego krótkich cyklach i dość długich miesiączkach jest jakiś procent szans i pewnie gdyby nie alkohol to bym tego może pilnowała i zachowała ostrożność... wstrzelić się w ten procent szans to już naprawdę szczęście lub pech... Pozostaje uznać, że tak miało być. Więcej dzieci powoływać na świat nie zamierzam, właśnie z wielu powodów, które wymieniłaś. Ale jak już pisałam wcześniej- mi ogólnie bliska była idea antynatalizmu, przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia. Już kocham moją córkę najbardziej na świecie, ale nie zazdroszczę tego, w jakim świecie przyjdzie jej żyć.
Rita powiem tak, twoja córeczka już tutaj jest. Będzie twoim skarbem największym na świecie. Przypomni ci o tym jak piękne mogą być małe rzeczy, pokaże ci twoje dobre strony. Świat nie tylko jest negatywny, ale jest też piękny, ma dużo pięknych stron i też w takim świecie będzie żyć. A ty pracuj nad sobą byś umiała być dobra dla siebie i byś mogła jej dać ten przykład. Przed tobą piękny czas (czasami męczacy), chłoń go bo się nie powtórzy. Dużo zdrówka, siły. Taka mądra porada, którą dała mi mama, jak czekałam na mojego syna. Nie musisz prasować rzeczy dziecka, i tak będziesz miała co robić .
Szukałam podobnego wątku, ale znalazłam jedynie tematy z perspektywą typu „odrzuca mnie od dzieci, boję się porodu, a jednocześnie zastanawiam się nad byciem matką w przyszłości”. Moja sytuacja jest inna, bardziej chodzi mi o sytuację, w której kobieta nie odczuwa specjalnie instynktu macierzyńskiego, nie ciągnie jej, ale też nie odrzuca od dzieci, nie ma żadnych lęków czy obrzydzenia związanego z porodem i połogiem. Czyli w zasadzie taki stan neutralny, w którym kobieta jest w stanie zarówno wyobrazić sobie dalsze życie bez dzieci, jak i perspektywę otwarcia się na macierzyństwo. Jak to wyglądało u Was? Co przeważyło o wyborze macierzyństwa albo dalszego bycia bezdzietną?
Ja nie miałam nigdy wielkiego parcia na dzieci. Mąż (już prawie były) też nie. Ale nie z powodu strachu przed ciążą czy wychowaniem, tylko mam pracę którą bardzo lubię i dziecko "trochę przeszkadza" bo są częste delegacje. Ale jak się okazało, że choruję i w perspektywie mogę stracić szansę na dziecko to nagle mnie dopadł strach, że nigdy nie dowiem się jak to jest być matką. Dlatego się zdecydowałam i zaczęłam namawiać męża, było już bardzo późno bo mieliśmy z exem po 36 lat. Urodziłam dziecko mając 39 lat po długim leczeniu bo się nie udawało. To wykończyło chyba moje małżeństwo bo po porodzie mąż się zakochał i odszedł do innej. Myślę, że gdyby nie ta choroba, to byśmy po prostu tak odwlekali i odwlekali aż w końcu byłabym już za stara na dzieci....
Teraz nie żałuję. Macierzyństwo to wspaniała sprawa z wielu powodów i warto było spróbować. Po pierwsze człowiek pozbywa się trochę tego wewnętrznego egocentryzmu, przestaje tak wszystko rozkminiać bo nie ma na to czasu, po drugie pozbywa się pewnych przyzwyczajeń, bo dziecko przechodzi jednak na pierwszy plan. Nawet jeśli jesteś wyluzowaną matką (choć przy pierwszym dziecku to rzadkość) to i tak musisz się mocno przeorganizować. To spore wyzwanie, a z drugiej strony coś nowego, wyrwanie się z jakiejś tam rutyny i rytuałów (nie ma już picia kawki pół godziny hehe). Koniec też z planowaniem. Właściwie zawsze jest odwrotnie niż sobie zaplanujesz a dziecko zawsze robi kupę jak jest już ubrane do wyjścia, w kurtce i w czapce albo zaraz po zaśnięciu .... Ale patrzeć jak taki mały człowiek na twoich oczach uczy się nowych rzeczy, widzisz, że przelewasz na niego jakąś WIEDZĘ, z jednej strony kopiuje cię a z drugiej strony od urodzenia ma jednak jakiś swój charakterek - niesamowite doświadczenie. Mnie dziecko połknęło w całości, ale nie wiem czy dlatego, że zostawił mnie mąż, czy po prostu tak działa ta bezwarunkowa miłość.
Proszę mi przypomnieć tego posta jak moja mała będzie miała około 15 lat. Wtedy pewnie inaczej będę o tym wszystkim pisać hehe. Teraz ma 2 i jest cute.
R_ita napisał/a:Dokładnie z powodu prawie połowy punktów, które wymieniłaś nie zamierzałam mieć dzieci.
Ja... zaszłam w ciążę podczas miesiączki. Mało prawdopodobne, prawda? Ale przecież gdzieś tam z tyłu głowy wiedziałam, że przy nieregularnych cyklach, do tego krótkich cyklach i dość długich miesiączkach jest jakiś procent szans i pewnie gdyby nie alkohol to bym tego może pilnowała i zachowała ostrożność... wstrzelić się w ten procent szans to już naprawdę szczęście lub pech... Pozostaje uznać, że tak miało być. Więcej dzieci powoływać na świat nie zamierzam, właśnie z wielu powodów, które wymieniłaś. Ale jak już pisałam wcześniej- mi ogólnie bliska była idea antynatalizmu, przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia. Już kocham moją córkę najbardziej na świecie, ale nie zazdroszczę tego, w jakim świecie przyjdzie jej żyć.Bardzo fajnie Rita że podzieliłaś się tym jak zaszlaś w ciążę. Kiedyś zdarzało mi się ryzykować. Później poczytałam sobie i teraz już bardzo restrykcyjnie do tych rzeczy podchodzę. Mało kto bierze chyba taką możliwość pod uwagę, że podczas miesiączki można zajść.
Na przyszłość już też wiem, że lepiej dmuchać na zimne i właśnie restrykcyjnie do tego podchodzić Nie dziwię się, że mało kto bierze to pod uwagę, bo to naprawdę mały procent szans. Tym bardziej w tych czasach, kiedy tyle par ma problem z poczęciem dziecka przez warunki cywilizacyjne, zaburzenia hormonalne itd. starają się miesiącami, czasami latami... i nic. A tu taki żart od losu. I nauczka na przyszłość, bo może ja albo ojciec albo i oboje turbo płodni.
Ajko Bardzo dziękuję Staram się właśnie uczyć dostrzegać to piękno. Kiedyś spotkałam się z takim powiedzeniem, że od nikogo tak jak od dzieci można nauczyć się odnajdować radość w drobnych rzeczach i zachwytów nad światem. Więc pewnie wszyscy dla siebie będziemy nauczycielami.
Z góry zaznaczam, że dzieci lubię i szanuję. A mnie zawsze zastanawiało dlaczego ludzie decydują się na powołanie na ten świat dzieci? Co nimi kieruje, czy tylko biologia, która nas programuje na prokreację i schematy społeczne, które mają tak naprawdę egoistyczne powody na stworzenie człowieka? Perspektywa zabawy w domek ze słodkim bobaskiem, coś na zasadzie kupienia szczeniaczka?
Bo ja zawsze miałam bardzo dużo dylematów związanych ze stworzeniem dziecka.
1) Nie jestem pewna czy jestem do końca poukładana sama ze sobą, co daje problem obciążania go moimi niedoróbkami.
2) Boję się, że może być wojna i nie pomogę mojemu dziecku narażę go na bycie sierotą i inne okropieństwa wojny. Skąd wiecie, że będzie pokój?
3) Boję, że będzie mu ciężko z innymi ludźmi, tak wielu z was pisze, że było i jest im źle, jak dziecku tez będzie? Przecież mu nie pomożecie?
4) Czy jestem pewna, że partner z którym spłodzę nowego człowieka, będzie dobrym ojcem? A może będzie ojcem nieobecnym, zdystansowanym, nie umiejącym okazywać wsparcia i uczuć?
5) Kiedyś oglądałam film "Wybór Zofii", kobieta trafiła do obozu i Niemiec kazał jej wybrać, które z dzieci zachowa przy życiu córkę, czy syna? Ona wybrała syna, który i tak chyba nie przeżył. Skąd wiecie, że mając więcej dzieci będziecie je umieli mądrze kochać?
6) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że powołując do życia człowieka skazujecie go na śmierć i starość?
7( Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że tworząc człowieka gdy macie 20 lat, jak będziecie mieli 80 lat wasze dziecko będzie miało 60 lat? Bedzie juz starszym człowiekiem już nie malutkim berbeciem.
8) Czy zanim stworzycie człowieka robicie porządek ze swoją głową i przygotowujecie się na to jak być dobrym rodzicem, który nie będzie krzywdził dzieciaka swoimi lękami, przesadnymi nastrojami, np na terapii?
9) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że dziecko nie jest od tego by wam tą szklankę podawać?
10) Czy umiecie dac dziecku skrzydła skoro sami ich nie macie?...
Czego oczekujecie od waszych dzieci? Co wami kieruje, czy tylko to, że wy jesteście gotowi?
Gdyby chcieć myśleć w ten sposób to należałoby skoczyć z mostu. Jak najszybciej. Strasznie to smutna egzystencja.
aniuu1 napisał/a:No i w ogóle gdzie ten świat zmierza.. Ogólny przyrost ludności na świecie jest duży, zasoby eksploatowane. Jak będzie wyglądał ten świat za X lat?
Ja bardzo długo utożsamiałam się z koncepcją antynatalizmu... Uważam, że to bardzo ciekawe i złożone stanowisko filozoficzne. Przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia to była kolejna kwestia.
Co ma przeludnienie do zachowania własnej ciągłości genetycznej?
Jednostki najbardziej przystosowane do obecnych warunków przetrwają. Selekcja naturalna działa przwidłowo od początku świata.
Ajko napisał/a:Z góry zaznaczam, że dzieci lubię i szanuję. A mnie zawsze zastanawiało dlaczego ludzie decydują się na powołanie na ten świat dzieci? Co nimi kieruje, czy tylko biologia, która nas programuje na prokreację i schematy społeczne, które mają tak naprawdę egoistyczne powody na stworzenie człowieka? Perspektywa zabawy w domek ze słodkim bobaskiem, coś na zasadzie kupienia szczeniaczka?
Bo ja zawsze miałam bardzo dużo dylematów związanych ze stworzeniem dziecka.
1) Nie jestem pewna czy jestem do końca poukładana sama ze sobą, co daje problem obciążania go moimi niedoróbkami.
2) Boję się, że może być wojna i nie pomogę mojemu dziecku narażę go na bycie sierotą i inne okropieństwa wojny. Skąd wiecie, że będzie pokój?
3) Boję, że będzie mu ciężko z innymi ludźmi, tak wielu z was pisze, że było i jest im źle, jak dziecku tez będzie? Przecież mu nie pomożecie?
4) Czy jestem pewna, że partner z którym spłodzę nowego człowieka, będzie dobrym ojcem? A może będzie ojcem nieobecnym, zdystansowanym, nie umiejącym okazywać wsparcia i uczuć?
5) Kiedyś oglądałam film "Wybór Zofii", kobieta trafiła do obozu i Niemiec kazał jej wybrać, które z dzieci zachowa przy życiu córkę, czy syna? Ona wybrała syna, który i tak chyba nie przeżył. Skąd wiecie, że mając więcej dzieci będziecie je umieli mądrze kochać?
6) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że powołując do życia człowieka skazujecie go na śmierć i starość?
7( Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że tworząc człowieka gdy macie 20 lat, jak będziecie mieli 80 lat wasze dziecko będzie miało 60 lat? Bedzie juz starszym człowiekiem już nie malutkim berbeciem.
8) Czy zanim stworzycie człowieka robicie porządek ze swoją głową i przygotowujecie się na to jak być dobrym rodzicem, który nie będzie krzywdził dzieciaka swoimi lękami, przesadnymi nastrojami, np na terapii?
9) Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że dziecko nie jest od tego by wam tą szklankę podawać?
10) Czy umiecie dac dziecku skrzydła skoro sami ich nie macie?...
Czego oczekujecie od waszych dzieci? Co wami kieruje, czy tylko to, że wy jesteście gotowi?Gdyby chcieć myśleć w ten sposób to należałoby skoczyć z mostu. Jak najszybciej. Strasznie to smutna egzystencja.
Niezupełnie.
Pkt 1 Jak ktoś jest sam niepoukładany i wie o tym, to zrobienie sobie dziecka nie jest najlepszym pomysłem. Skoro ktoś nie radzi sobie ze sobą, jak poradzi sobie z dzieckiem?
2. O wojnie - tu uważam, ze przesada. Równie dobrze może być covid, albo spaść asteroida. ALbo nic sie nie stanie.
3.Tu racja. Ja na przykład jakbym wiedziała, że moje dziecko będzie tak smutne w dzieciństwoe jak ja i będzie miało takie problemy jako dziecko i nastolatka jak ja - nie chciałabym go urodzić, nie skazałabym nikogo na taki horror emocjonalny.
4. Co do partnera- ojca o tp już ruletka. Albo będzie dobrym ojcem albo Was zostawi po roku, czy paru, kto to wie. Albo Ty oddasz mu dziecko. kto to wie.
5. Tego obawiam sie nikt nie wie, to ruletka. Ale jest gdzieś forum gdzie anonimowo kobiety piszą, że żałują, ze zostały matkami, że nie tak to sobie wyobrażały i macierzyństwo okazało się być po czasie zupełnie nie dla nich, ale jak pisały grają dobre matki porzed rodzinami i znajomymi.
6. Tak i to jest przerażające, wiesz, ze Twoje dziecko kiedyś umrze, może nawet ciężko zachoruje. W sumie to wielka odpowiedzialność- powołujesz kogoś na świat, ale wiesz, że kiedyś umrze, może nawet będzie się bał śmierci, chorób, miał depresje -kto to wie.
7. No tak, i?
8. Ja tak zrobiłam, ale mi się nie udało. Ani w głowie ułożyć do końca, ani urodzić :D:D
9.Tak. Ale kto normalny "robi soboe dzieci" palnując, ze to po to by za 50 lat podawało mu szklanke wody???
10. A to dużo ludzio tak ma. ROdzą dzieci, myśląc, jakoś to będzie. Ale smo jakoś to jest niewiele , stąd potem t dramaty.
R_ita napisał/a:aniuu1 napisał/a:No i w ogóle gdzie ten świat zmierza.. Ogólny przyrost ludności na świecie jest duży, zasoby eksploatowane. Jak będzie wyglądał ten świat za X lat?
Ja bardzo długo utożsamiałam się z koncepcją antynatalizmu... Uważam, że to bardzo ciekawe i złożone stanowisko filozoficzne. Przeludnienie i zachwiany system poprzez nadmierną eksploatację zasobów i w ogóle ekologia to była kolejna kwestia.
Co ma przeludnienie do zachowania własnej ciągłości genetycznej?
Jednostki najbardziej przystosowane do obecnych warunków przetrwają. Selekcja naturalna działa przwidłowo od początku świata.
Przedstawioną powyżej teorię bardzo dobrze znam, ale dla mnie- czyli w tym moim indywidualnym przypadku nigdy na żadnym polu nie występowała ta niby naturalna potrzeba zachowania własnej ciągłości genetycznej, a na etapie gdybania jakby to było tę ciągłość genetyczną jednak zachować to była ona właśnie z automatu racjonalizowana tym, że na świecie żyje już i tak wystarczająco dużo ludzi, co dodatkowo obciąża system a ja już nie muszę do tego przykładać ręki. Czy to logiczne, to już każdego subiektywna opinia.
Dokładnie. Ja też nie czuję potrzeby zachowania ciągłości genetycznej. Nawet więcej, z pewnych względów nie chcę.
Niezupełnie.
Pkt 1 Jak ktoś jest sam niepoukładany i wie o tym, to zrobienie sobie dziecka nie jest najlepszym pomysłem. Skoro ktoś nie radzi sobie ze sobą, jak poradzi sobie z dzieckiem?
2. O wojnie - tu uważam, ze przesada. Równie dobrze może być covid, albo spaść asteroida. ALbo nic sie nie stanie.
3.Tu racja. Ja na przykład jakbym wiedziała, że moje dziecko będzie tak smutne w dzieciństwoe jak ja i będzie miało takie problemy jako dziecko i nastolatka jak ja - nie chciałabym go urodzić, nie skazałabym nikogo na taki horror emocjonalny.
4. Co do partnera- ojca o tp już ruletka. Albo będzie dobrym ojcem albo Was zostawi po roku, czy paru, kto to wie. Albo Ty oddasz mu dziecko. kto to wie.
5. Tego obawiam sie nikt nie wie, to ruletka. Ale jest gdzieś forum gdzie anonimowo kobiety piszą, że żałują, ze zostały matkami, że nie tak to sobie wyobrażały i macierzyństwo okazało się być po czasie zupełnie nie dla nich, ale jak pisały grają dobre matki porzed rodzinami i znajomymi.
6. Tak i to jest przerażające, wiesz, ze Twoje dziecko kiedyś umrze, może nawet ciężko zachoruje. W sumie to wielka odpowiedzialność- powołujesz kogoś na świat, ale wiesz, że kiedyś umrze, może nawet będzie się bał śmierci, chorób, miał depresje -kto to wie.
7. No tak, i?
8. Ja tak zrobiłam, ale mi się nie udało. Ani w głowie ułożyć do końca, ani urodzić:D:D
9.Tak. Ale kto normalny "robi soboe dzieci" palnując, ze to po to by za 50 lat podawało mu szklanke wody???
10. A to dużo ludzio tak ma. ROdzą dzieci, myśląc, jakoś to będzie. Ale smo jakoś to jest niewiele , stąd potem t dramaty.
A jednak.
Większość tych podpunktów jest podszyta strachem wszelkiej maści.
Boimy się własnego, niepoukładanego umysłu, wojny, śmierci, cierpienia swojego i ewentualnych dzieci w rożnej postaci. Odpowiedzialności, choroby, losowych niepowodzeń.
Jak ktoś się tak wszystkiego boi to, rzeczywiście, lepiej dla niego wszystkich naokoło żeby żadnych dzieci nie miał bo jest spora szanse, ze te swoje leki przerzuci na dzieci robiąc z nich emocjonalne kaleki.
Życie w strachu to, z mojego punktu widzenia, smutna egzystencja.
26 2020-12-29 09:50:54 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-12-29 09:51:33)
Według mnie nie strachem, co po prostu chłodną kalkulacją i racjonalnym, krytycznym spojrzeniem na rzeczywistość, w której trwamy ale też pewnego rodzaju odpowiedzialnością za powołane życie oraz wysoką samoświadomością. Dla mnie powyższe nie są tożsame ze strachem. No ale to dla mnie, wiadomo.
A jednak.
Większość tych podpunktów jest podszyta strachem wszelkiej maści.
Boimy się własnego, niepoukładanego umysłu, wojny, śmierci, cierpienia swojego i ewentualnych dzieci w rożnej postaci. Odpowiedzialności, choroby, losowych niepowodzeń.
Jak ktoś się tak wszystkiego boi to, rzeczywiście, lepiej dla niego wszystkich naokoło żeby żadnych dzieci nie miał bo jest spora szanse, ze te swoje leki przerzuci na dzieci robiąc z nich emocjonalne kaleki.
Życie w strachu to, z mojego punktu widzenia, smutna egzystencja.
Niezupełnie. Jak ktos wie, ze jest wewnętrznie niepoukładany, nie radzi sobie sam ze sobą, to odpowiedzialne jest nie sprowadzenie na świat w tej chwili dziecka, w myśl zasady, jakoś to będzie.
Bo nie będzie. Albo będzie ale tylko"jakoś". Np ja mam nerwice lękową (pisałam w wątku obok) nie wyobrażam sobie w przeszłości, jak miałam okresy gdy bywało naprawdę kiepsko decydować się na dziecko. To by było głupie i nieodpowiedzialne.