Witam,
W ostatnim czasie wyszłam do ludzi i tak się stało, że kogoś poznałam.
Z samiutkiego początku, bajka - jak zawsze.
Nie kończące się tematy i godziny rozmów. Porozumienie dusz i super charakter drugiej strony. Ale dni mijały tygodnie i zaczęło wychodzić, że jest cała masa koleżanek, wianuszek wzajemnej adoracji możnaby rzec, żadna o sobie nie wie, z kazda prowadzi rozmowy przez telefon, porozrzucane po całej Polsce.
Pomyślałam, koleżanki ok. Nie będziemy się ograniczać, bo kazdy ma znajomych, ale kiedy powiedział, że on z nimi kontaktu nie zerwie, to zaświeciła mi się czerwona lampka. Rozumiem moem 2-3, 6 dobrych koleżanek, ale 15 czy 20 ?. I z każdą kontaktować się co 2-3 dni ?
A druga rzecz, kontakt drastycznie osłabł kiedy zaczął mnie porównywać do innych, ta jest taka, a Ty nie, ta by to zrobiła, a Ty nie. Odechciało mi się wszystkiego. Kazałam się nad sobą zastanowić i sprecyzować oczekiwania, bo nigdy nie będę startowała w konkursie o jego względy.
Powiedzcie, czy to ja przesadzam? Nie oczekuje od razu związku ani poświęcania mi swojej uwagi 7 dni w tygodniu, chociaż w sumie to nie wiem czy czegokolwiek jeszcze oczekuję. Wszystko prysnęło jak bańka. Zbyt długo byłam traktowana nie tak jak to być powinno i chyba stąd te przewrazliwienie
Na co wy pozwalacie w związku, a na co na początku baardzo obiecującej znajomości ?