Witajcie
Być może zostanę 'zjechana' za to co napisze. Może słusznie, może tego mi trzeba.
Chodzi o to mojego narzeczonego ale może słowem wstępu trochę o sobie. Mam blisko 30 lat lat. byłam wcześniej w 3 związkach. Zawsze miałam powodzenie u facetów, w sumie chyba to podbudowało moja samoocenę która leżała gdzieś tam na dnie wszechświata. Skąd ta samoocena? Myślę że stąd iż wychowywałam się w trudnym domu tzn byłam wychowywana dosyć twardą ręką. Mój ojciec jest i był agresywny, nerwowy, wiecznie nieszczęśliwy i pokrzywdzony przez los. Na placach jednej ręki mogę policzyć dni kiedy nie było wrzasków i wyzwisk w naszym kierunku. Padały wówczas w moją stronę epitety typu ku**a, debil, poje*ana idiotka, itd. Wyjechałam z domu, skończyłam studia i mieszkam w Krakowie tak więc to już jest przeszłość. Bardzo dużo się uczę, wciąż staram się rozwijać aby lepiej zarabiać. Swoje problemy przepracowywałam przez parę lat u psychologa i psychiatry. Wspominam o tym, gdyż może to ma wpływ na to jaki dzisiaj mam problem.
Otóż zawsze miałam duże wymagania zarówno wobec siebie jak i partnerów. Jak wspomniałam wyżej byłam wcześniej w 3 związkach. Pierwszy facet bardzo dobrze się uczył i miał powodzenie u kobiet ale za dużo ich się wokół niego kręciło. Drugi był bardzo przystojny i popularny, przy nim stałam się bardziej popularna też ja w liceum (nie ma co ukrywać, schlebiało mi to). Zdradził mnie. Trzeci z nich był przeciętny z wyglądu ale za to był geniuszem i zarabiał baaardzo dużo. Ale znowu rozstaliśmy się bo nie chciał słyszeć o ślubie i dzieciach i był typowym nerdem piwniczakiem, nie lubił ludzi. Po ostatnim rozstaniu przyszedł czas na refleksje, co robię źle albo w jakim schemacie tkwię skoro wybieram nie tych facetów co trzeba. Dodać tez muszę ze nie byłam łatwym partnerem. Byłam nerwowa, roszczeniowa i egoistyczna. Staram się pracować nad sobą. Chwilę po rozstaniu poznałam kolegę mojej koleżanki. Facet totalnie nie w moim guście. Niski z lekką nadwagą, łysięjący i zwyczajnie niezbyt przystojny. Dodatkowo powiedzmy sobie szczerze - biedny. Za to miał cudowny charakter, nikt wcześniej o mnie tak nie dbał jak on. Ale... zaczęły pojawiać się komentarze w rodzinie, znajomych, kolegów w pracy... padały w moja stronę zdania: " wiesz co, ten Twój to trochę taki nie bardzo, jesteś taka ładna, znajdź sobie kogoś lepszego" albo "twój facet nie jest atrakcyjny fizycznie" albo " wygląda jakby był jakiś chory" ... tak było 4 lata temu. Do tej pory moja ciotka wspomina " ten twój były to jednak ładny był" Nie trudno domyślić się że mówi to po to aby dać dyskretnie do zrozumienia że mój obecny facet jest brzydki. Stałam wtedy przed ogromnym dylematem bo spotykałam się w tym samym czasie z innym, przystojnym, bogatym facetem, który z kolei nie był tak kochany i czuły jak mój 'brzydal'. Dużo wtedy analizowałam myślałam, co jeśli to jest TEN a ja to stracę i sobie nigdy nie wybaczę albo myślałam sobie 'nie bądź płytka, ładną buzią dzieci nie wykarmisz" albo „kasa nie jest najważniejsza”. W końcu podjęłam decyzje, że wchodzę w to a komentarze znajomych czy rodziny ignoruje. Byłam zakochana. Mój facet w ciągu tych 4 lat chciał i chce DLA MNIE się zmienić. Zapuścił brodę, chce zrobić przeszczep włosów, odchudza się. Zaczął nawet kolejne trudnie 4 letnie studia inżynierskie w zakresie IT aby kiedyś lepiej zarabiać. Bardzo ciężko pracuje. Ale mimo to ja nadal co jakiś czas zadręczam się myślami, że te studia nic nie dadzą i będziemy biedni, że jestem przedmiotem komentarzy i kpin typu „a takie miała powodzenie a skończyła z biednym i nieatrakcyjnym facetem”. Te myśli w ostatnim czasie szczególnie, przed ślubem totalnie mną zawładnęły. Łapie się nawet na tym, że martwię się o to, że moje dzieci będą miały ciężko w życiu, bo będą do niego podobne… brzydkie. Wiem, że to podłe ☹ Zdarza mi się nawet myśleć że może nie trzeba było szukać ciepła i miłości tylko z pełnym wyrachowaniem znaleźć kogoś kto zapewni mi i dzieciom lepszy byt i przy okazji będzie wyglądał lepiej… Jestem na siebie zła i nie chciałabym się z nim rozstawać ☹
Ale jak mam sobie wmówić, że mój facet nie wygląda tak źle skoro systematycznie ktoś kogo nawet nie proszę o komentarz rzuca na temat jego wyglądu jakąś uwagę. I zamiast o niego walczyć i nie pozwalać sobie nic wmówić ja się tym dołuję, że znowu to samo… Znowu kuzynki, które mają pięknych i bogatych mężów mają pożywkę. Może to przez to że jestem egoistką, że mam jakieś ukryte kompleksy? Może ja nie umiem na 100 % kochać bo nauczyłam się ze związku tylko brać? Może przez to, że moi byli faceci budowali w jakiś sposób moją pewność siebie a teraz tego nie mam? A może powoli zamieniam się w mojego wiecznie marudzącego i krytykującego ojca ? Pomóżcie mi proszę zrozumieć, co może być przyczyną tego wszystkiego? Jak to wygląda z boku… ?
Z góry dziękuje za każdy, nawet niemiły komentarz.