Dobry wieczór! Mam mętlik w głowie od przynajmniej roku, proszę Was o to, żebyście patrząc z boku pomogli mi zrozumieć, czy jest sens walczyć o małżeństwo. Jestem 25 prawie lat po ślubie, z tego ok. połowy to były ciche dni. Mąż ma trudny charakter, nie mozna z niego żartować, ale on może, nigdy nie pomagał w domu, bo ma utrwalony tradycyjny model, nie chciał nigdy żony podobnej do swojej matki- osoby prostej, palącej, niechlujnej- miał marzenie, żeby jego rodzina była "na poziomie". On ma wykształcenie zawodowe, ja jestem po studiach. Nigdy mi to nie przeszkadzało, ale przeszkadzało, że coraz mniej mnie szanował. Wkurzało mnie, że cały dzień go nie ma, wieczorem spi i zero seksu, kiedy ja chciałam, a raniutko o 5.00 budzi mnie na seks i nie znosi sprzeciwu. To mój podobno obowiązek. Ale jak mozna było miec ochotę na seks, skoro był tak zimny, daleki. Wszystko było oczywiście moja winą. Pogłebiły się moje kompleksy, czułam się niepotrzebna, wykorzystywana. Nie wytrzymałam 2 lata temu i w awanturze powiedziałam, że mam dość, że jest mi niepotrzebny, że źle się tak czuję i żeby najlepiej się wyniósł. Oczywiście uraziłam jego męską ambicję i rano go nie było. Po kilku miesiącach zaczełam żałować, przed oczami miałam wyłącznie dobre chwile z narzeczeństwa. Przeprosiłam i poprosiłam, żeby wrócił. Wrócił, ale nie na dobre. Wpadał np. na 2 dni i wypadał na 4. Pytał co mamy na obiad i wpadał, ale cały czas mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu w innym mieście. zaczęłam naciskać, żeby sie okreslił, to zaczał sie wycofywac i wreszcie stwierdził, ze zawładnełam całym domem, nie ma dla niego miejsca. A chodziło o to, że weszłam do kuchni, jak on tam cos przygotowywał dla siebie. Podobno wszedzie gdzie się odwróci stoje ja i zasugerował, żebym do tej kuchni nie wchodziła jak on jest. Tłumaczyłam, że po prostu chcę z nim pobyć, że chcę normalności, a nie żeby mnie tresował. Zaproponowałam terapię, ale on stwierdził, że jestem wygadana i przekonam wszystkich, ze to on ma sie zmieniać, a nie ja. Obecnie mieszkamy osobno juz ponad rok, zaglada do domu jak przyjdzie list lub ma sprawę. Rozmowy przez telefon tylko w kwestiach dzieci /dorosłych/ lub spraw ważnych. Powiedział, że rozwód mu nie potrzebny, ale jak ja chcę to nie będzie się sprzeciwiał. Zostawił mi i dzieciom dom i samochody, ostatnio kupił mieszkanie i przy sprzedających udawał, że jest miedzy nami normalnie. Mam wrażenie, że lubi sie ze mną pokazywać, chwalić, ale nie chce ze mną być. Byłam silna, ale teraz jestem bardzo pogubiona i samotna. Zresztą...samotna byłam całe życie. Nie potrafię postawić sie "obok" i spojrzeć z dystansu, nie potrafię ocenić własnego małżeństwa. Może kogoś ma? Mieszka sam, ja nie byłam u niego w domu, ale dzieci były zaraz na poczatku. Teraz nie jezdzą jak to młodzi- wystarczy im telefon do ojca czy zamienione 2 zdania jak przyjedzie. On nie chciał powiedzieć gdzie mieszka, ale chyba dlatego, żeby miał tam spokój. Ja jestem emocjonalna teraz strasznie, wiele razy dzwoniłam z płaczem po prostu z bezsilności, ale z pretensjami a nie z prośbami, zeby wrócił. Nie moge być szczera i przyznac się, że chciałabym spokoju i powrotu do normalności - wtedy mam wrazenie, że całkiem by mnie zdeptał psychicznie. Zapytałam, czy zawiezie mnie do szpitala rehabilitacyjnego po operacji- zgodził się bez słowa. Ale ja chcę mieć ciepły, normalny, czuły związek. Myslicie, że warto czekać? I czy jest w ogóle na co? Nie wiem czy mu zalezy, zawsze mówił, że miłośc pokazuje sie czynem, nie słowami. Co robić?
Autorko z żalem czytam co napisałaś. Rozumiem, że chcesz być w związku przepełnionym miłością, niestety z tego co sugerujesz Twój mąż całkowicie nie spełnia się w tej roli. Jego zachowanie jest nie do przyjęcia, wyprowadzka tez widać jest mu na rękę. Instynktownie wyczuwa, że to on jest górą w tej sytuacji (dzwonisz do niego z płaczem). Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek mężczyzna tak ze mną pogrywał. Rozwiodłabym się bez wahania.
też uważam, że chyba nic z tego nie będzie już. Skoro rok czasu mieszkacie osobno to jemu najwyrażniej dobrze tak. Nie widać, żeby tęsknił czy żywił do Ciebie jakieś ciepłe uczucia. I te teksty, że masz nie wchodzić do kuchni, kiedy on jest... Żenujące. Czy tak się zachowuje kochający, czuły mąż?
Czekasz na coś, co nigdy nie nastąpi. Nawet, gdyby łaskawie wrócił to nie będziesz mieć z nim normalnego, cieplego, czulego związku. Bo Twoj mąż nie jest ciepłym, czułym, empatycznym człowiekiem. Jest zimnym egocentrykiem.
Abstrahując od głębokiej analizy - to na dłuższą chwilę. Mam jedno zasadnicze pytanie - dlaczego pozwoliłaś na to przez 25 lat? Dlaczego dopiero teraz się przelewa?
Wiesz, że im dłużej człowiek tkwi w patologicznej sytuacji, tym trudniej się z niej wyplątać?
Abstrahując od głębokiej analizy - to na dłuższą chwilę. Mam jedno zasadnicze pytanie - dlaczego pozwoliłaś na to przez 25 lat? Dlaczego dopiero teraz się przelewa?
Wiesz, że im dłużej człowiek tkwi w patologicznej sytuacji, tym trudniej się z niej wyplątać?
Dziękuję za Wasze odpowiedzi, myslałam przez jakiś czas, że nikt nie odpisał, bo jeszcze słabo poruszam sie po forum...
Kiedyś ja byłam górą, bo on był zakochany bardziej, a ja mniej. A teraz ja po prostu przyzwyczaiłam się, a może boję się żyć samotnie...w sumie jestem niezależna, dzieci dorosłe. Ale jakoś nie mieści mi sie w głowie rozwód...Przestało mu zależeć i wiem, że gdyby zależało nie miałabym takich dylematów, o jakich piszę. Ja też jestem winna tej sytuacji, bo ciagle trzymałam dystans. Tak juz mam w zyciu, że jak wejde w związek zaangazowana to na takiego maxa, że zapominam, zeby drugiej stronie też zależało. Dlatego wyszłam za mąż na trzeźwo, mozna powiedzieć z rozsądku, żeby nie powielac więcej tego schematu. Schemat sie powtórzył w małżeństwie, bo uległam zauroczeniu kimś....ale mąz o tym nic nie wie. A wcześniej jeszcze jak byłam piekna i młoda i mężczyźni się mną interesowali, to walczył o mnie jak lew...Jestem zakompleksiona, chyba też niedojrzała nieco...bo jak pisałam, nie potrafię spojrzeć z innej perspektywy, jakby z boku...i dlatego tak mi trudno. Mój mąż jest zimnym egocentrykiem, ale czy tacy nie potrafią tworzyć związków?
Dobry wieczór! Mam mętlik w głowie od przynajmniej roku, proszę Was o to, żebyście patrząc z boku pomogli mi zrozumieć, czy jest sens walczyć o małżeństwo. Jestem 25 prawie lat po ślubie, z tego ok. połowy to były ciche dni. Mąż ma trudny charakter, nie mozna z niego żartować, ale on może, nigdy nie pomagał w domu, bo ma utrwalony tradycyjny model, nie chciał nigdy żony podobnej do swojej matki- osoby prostej, palącej, niechlujnej- miał marzenie, żeby jego rodzina była "na poziomie". On ma wykształcenie zawodowe, ja jestem po studiach. Nigdy mi to nie przeszkadzało, ale przeszkadzało, że coraz mniej mnie szanował. Wkurzało mnie, że cały dzień go nie ma, wieczorem spi i zero seksu, kiedy ja chciałam, a raniutko o 5.00 budzi mnie na seks i nie znosi sprzeciwu. To mój podobno obowiązek. Ale jak mozna było miec ochotę na seks, skoro był tak zimny, daleki. Wszystko było oczywiście moja winą. Pogłebiły się moje kompleksy, czułam się niepotrzebna, wykorzystywana. Nie wytrzymałam 2 lata temu i w awanturze powiedziałam, że mam dość, że jest mi niepotrzebny, że źle się tak czuję i żeby najlepiej się wyniósł. Oczywiście uraziłam jego męską ambicję i rano go nie było. Po kilku miesiącach zaczełam żałować, przed oczami miałam wyłącznie dobre chwile z narzeczeństwa. Przeprosiłam i poprosiłam, żeby wrócił. Wrócił, ale nie na dobre. Wpadał np. na 2 dni i wypadał na 4. Pytał co mamy na obiad i wpadał, ale cały czas mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu w innym mieście. zaczęłam naciskać, żeby sie okreslił, to zaczał sie wycofywac i wreszcie stwierdził, ze zawładnełam całym domem, nie ma dla niego miejsca. A chodziło o to, że weszłam do kuchni, jak on tam cos przygotowywał dla siebie. Podobno wszedzie gdzie się odwróci stoje ja i zasugerował, żebym do tej kuchni nie wchodziła jak on jest. Tłumaczyłam, że po prostu chcę z nim pobyć, że chcę normalności, a nie żeby mnie tresował. Zaproponowałam terapię, ale on stwierdził, że jestem wygadana i przekonam wszystkich, ze to on ma sie zmieniać, a nie ja. Obecnie mieszkamy osobno juz ponad rok, zaglada do domu jak przyjdzie list lub ma sprawę. Rozmowy przez telefon tylko w kwestiach dzieci /dorosłych/ lub spraw ważnych. Powiedział, że rozwód mu nie potrzebny, ale jak ja chcę to nie będzie się sprzeciwiał. Zostawił mi i dzieciom dom i samochody, ostatnio kupił mieszkanie i przy sprzedających udawał, że jest miedzy nami normalnie. Mam wrażenie, że lubi sie ze mną pokazywać, chwalić, ale nie chce ze mną być. Byłam silna, ale teraz jestem bardzo pogubiona i samotna. Zresztą...samotna byłam całe życie. Nie potrafię postawić sie "obok" i spojrzeć z dystansu, nie potrafię ocenić własnego małżeństwa. Może kogoś ma? Mieszka sam, ja nie byłam u niego w domu, ale dzieci były zaraz na poczatku. Teraz nie jezdzą jak to młodzi- wystarczy im telefon do ojca czy zamienione 2 zdania jak przyjedzie. On nie chciał powiedzieć gdzie mieszka, ale chyba dlatego, żeby miał tam spokój. Ja jestem emocjonalna teraz strasznie, wiele razy dzwoniłam z płaczem po prostu z bezsilności, ale z pretensjami a nie z prośbami, zeby wrócił. Nie moge być szczera i przyznac się, że chciałabym spokoju i powrotu do normalności - wtedy mam wrazenie, że całkiem by mnie zdeptał psychicznie. Zapytałam, czy zawiezie mnie do szpitala rehabilitacyjnego po operacji- zgodził się bez słowa. Ale ja chcę mieć ciepły, normalny, czuły związek. Myslicie, że warto czekać? I czy jest w ogóle na co? Nie wiem czy mu zalezy, zawsze mówił, że miłośc pokazuje sie czynem, nie słowami. Co robić?
Pytasz czy jest sens czekać i czy w ogóle jest na co.
Spróbuję przedstawić ci swoje zdanie na ten temat, bazując oczywiście tylko na twoich postach.
Napisałaś, że jesteście małżeństwem 25 lat, z czego połowa czasu to były ciche dni. Wyobrażam więc sobie, że np na 12 miesięcy w roku on nie odzywał się do ciebie przez pół roku, licząc tak ogólnie. Rozumiem, że karał cię w ten sposób za nieposłuszeństwo, czyli gdy zrobiłaś lub powiedziałaś coś nie tak, według niego, wtedy przestawał się do ciebie odzywać albo też nie odzywał się ni z gruszki, ni z pietruszki, bo po prostu tak chciał. Ty, jak sądzę, zawsze w czasach jego milczenia wychodziłaś z siebie i stawałaś obok, żeby tylko dociec przyczyny jego zachowania i w jakikolwiek sposób przerwać jego milczenie. Istna katorga. Wiem co wtedy czułaś, ponieważ znam tego rodzaju przemoc z własnego doświadczenia. Bo że jest to przemoc, to mam nadzieję, iż jesteś tego świadoma. Karanie cisza jest jedną z bardziej perfidnych rodzajów przemocy oraz manipulacji drugim człowiekiem.
Chociażby z tego względu powinnaś raz na zawsze pozbyć się złudzeń odnośnie tego człowieka. Pamiętaj o tym, że z wiekiem wszystkie ludzkie przywary mocno się zaostrzają. Tak więc skąpiec staje się jeszcze większym skąpcem, niechluj i brudas staje się jeszcze gorszym do znoszenia go na co dzień, bo coraz bardziej śmierdzi starym capem, złośliwiec i szyderca jeszcze większym starym zgredem itd.
Ten twój jest zapatrzonym w siebie i własną wygodę egoistą lubiącym poniżać innych i znęcać się nad nimi psychicznie.
Zastanów się więc czy rzeczywiście chciałabys mieszkać pod jednym dachem ze starą złośliwa mendą i znosić jego humory i może jeszcze, nie daj Boże, skakać koło starego dziada znosząc jego humory i non stop bojąc się, że oto któregoś dnia zabierze doope w troki i wyprowadzi się nie wiadomo gdzie i z kim.
Na ten moment masz święty spokój i możesz robić wszystko na co masz ochotę. Chcesz posprzątać pięknie dom, to sobie posprzątasz, a nie masz ochoty nic robić, to możesz wyłożyć się na kanapie i odpoczywać do woli. Z nim nie miałabyś czegoś takiego.
Jeśli rozwód do niczego nie jest Ci potrzebny, to po co miałabyś się rozwodzić. Czy nie lepiej jest, gdy masz porządek w sprawach formalnych, w tytułach własności itd. Po co miałabyś chodzić po sądach?
No chyba że masz jakieś powody i widziałabyś konkretne korzyści wynikające z rozwodu, to fakt, lepiej się rozwieść, bo planowanie, by z tym facetem spędzić Starość byłoby raczej uwuazaniem sobie kamienia na szyi. Ja w każdym razie nie chcialabym takiej starej nieczułej mantyki na głowie. Lepiej mieć kota i z nim sobie czule rozmawiać.
Facet jest tradycjonalista i w związku z tym zhanbylby się, gdyby pomógł kobiecie w obowiązkach domowych. No widzisz, kolejny argument na to, że biarac go sobie do domu tylko pogorszyłabys jakość swojego życia.
Jeśli przez tyle lat nie udało Ci się zbudować z nim romantycznego związku opartego na czułości, to wybij sobie z głowy, że możliwe byłoby to teraz, a zresztą fakty też temu przeczą. On żyje sobie sam i ma święty spokój, pewnie ma jakieś dochodzące kobitki, ale generalnie pasuje mu aktualna sytuacja.
Przestań do niego wydzwaniac, płakać mu w słuchawkę i robić wyrzuty, że cię zostawił. Jeśli faktycznie chcesz, żeby to cudo, na twoja udrękę wrocilo, to zmień taktuje o 180 stopni. Zacznij żyć swoim życiem, bądź zagadkowa, wesoła i wyluzowana, tym bardziej że faktycznie możesz teraz cieszyć się teraz życiem, bo on spadł Ci z głowy. Przestań robić z siebie żałosna bidę, kupę po prostu, tylko pokaż mu, że jest doopkiem odrzucając taka kobiete jak ty. Za jakiś czas on zauważy, że jego pogardzana i pospolita żona stała się kimś innym, zaniepokoi go to, zaintryguje i kto wie czy któregoś dnia nie zwali ci się na kark z walizkami pełnymi swoych rzeczy.
Tak więc zamiast labidzić weź sprawy w swoje ręce i przypomnij sobie, że sroce spid ogona nie wypadłaś.
Twój mąż jest toksycznym manipulatorem.
I kobieto, gdy on chciał seksu,a ty nie to mówimy o gwałcie. Seks NIE jest żadnym małżeńskim obowiązkiem.
Od lat jesteś ofiarą przemocy, i psychicznej, i seksualnej.
W wyszukiwarkę wpisz hasło "Niebieska Linia", znajdziesz na ich stronie mnóstwo informacji, także prawnych, także adresów instytucji, w których możesz otrzymać profesjonalną pomoc.
801 120 002 - to numer Ogólnopolskiego Telefonu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. Zadzwoń.
Z całym szacunkiem do ciebie autorko. Nie zrozum mnie źle, pytam jako osoba o małym stażu małżeńskim - jak można być z kimś tyle lat skoro cię nie szanuje?
Witaj Zagubiono ,widzę że fakt iż miałaś przyjaciela obok małżeństwa blokuje w tobie realną możliwość oceny sytuacji w której jesteś. W zasadzie poprzez postępowanie męża wobec ciebie oraz twój dystans w małżeństwie i posiadanie przyjaciela w którym byłaś zauroczona to małżeństwo już od dłuższego czasu jest fikcją. Więc po co ci ten powrót , jak piszesz do normalności? Czy u was było kiedyś normalnie? Moim zdaniem powinnaś zdecydować się na rozwód ,dzieci masz dorosłe ,więc najwyższy czas zacząć żyć tak jak uważasz za normalne.Może nawet z przyjacielem w którym się zauroczylas? Życie jest tylko jedo i naprawdę bardzo szybko płynie.W zasadzie to co dobrego czeka ciebie w obecnym małżeństwie? Czy to w ogóle jest jeszcze małżeństwo? Raczej dwa oddzielne gospodarstwa ,bez seksu i jedności emocjonalnej.
Takich komentarzy mi trzeba, jak pisałam nie potrafię ocenić sytuacji z perspektywy obserwatora stojącego obok...Macie rację. Nie zrobię sie na bóstwo dla niego, bo nie mam na to ochoty, ale juz poczyniłam zmiany w swoim życiu - bo teraz postaram się myśleć tylko o sobie, bez jakiejkolwiek korelacji z byłym mężem. Bo właśnie stał się byłym dla mnie...a że w papierach jest to bez znaczenia...powoli po nim posprzatam w swoim życiu.
Poradzisz sobie. Podjęłaś mądrą decyzję. Ten człowiek był już byłym lata temu, próbowałaś jakoś to posklejać ale z tego co opisałaś to zwykły burak. Nie dbało Twoje potrzeby ale o własne. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby już układał sobie z kimś życie. Weź rozwód na papierze również, uporządkuj te sprawy tak by nie było potem w przyszłości problemów.