Dzień dobry,
Mam 27 lat, od pół roku leczę sie na depresje, psychiatra twierdzi, że tak na prawde choruje od ok. 10 lat., co niestety skutkuje wolniejszymi postępami w leczeniu. Od 2-3 miesięcy mam też sesje u psychoterapeutki. Nigdy nie miałem próby samobójczej, choć intesywnie i regularnie o niej myślałem.
Mam dobrą sytuacje rodzinną, zawsze moge liczyć na wsparcie, zarówno psychiczne jak i finansowe, mieszkam jeszcze z rodzicami.
Moim problemom jestem w 100% sam sobie winny, jestem strasznym życiowym debilem, mimo wsparcia nie skończyłem nawet 1. stopnia studiów, bo… nie wiem.. wydawało mi się chyba, że jak nie będzie to będzie dobrze, oj ogromny kubeł zimnej wody na mnie spłynął. Nie jestem w stanie na razie planowac ewentualnego kontynuowania kształcenia. Prace za marne pieniądze mam tylko dzięki siostrze. Nie mam niestety hobby któremu mógłbym się poświecic, ot pomniejsze typu gotowanie, programy popularno-naukowe. Rodzice nigdy mi tego nie powiedzieli i nie powiedzą, ale doskonale wiem jak strasznie ich zawiodłem.
Niestety oprócz niespełniania się zawodowo, moje życie towarzystkie prawie nie istnieje, nie mam prawie żadnych znajomych – takich z którymi ma się wspólne plany, wyjścia itd. Do dzisiaj się głowie dlaczego doprowadziłem do takiego stanu. Nie mam też absolutnie żadnego doświadczenia w relacjach z kobietami co w połączeniu z brakiem wykształcenia, dużą otyłością i brakiem dobrej pracy, powoduje u mnie skrajnie niską samoocene i świadomość, że nie jestem potencjalnym kandydatem na partnera dla żadnej kobiety.
Zrobiłem też coś, czego przysięgałem, że nie zrobie – zakochałem się w koleżance z pracy, każde wspomnienie dotyczące jej chłopaka, powoduje u mnie natychmiastowy stan totalnego przygnębienia. Nie zlicze ile razy płakałem wracając z pracy samochodem, z powodu rozdzierającej samotności.
Nie jestem do końca pewny po co tu w ogóle napisałem, czasami mam wrażenie, że jestem zawieszony między życiem a śmiercią, które oddziela droga zwana nadzieją, codziennie walcze, żeby zaczęłą skręcać w strone życie, na razie jednak prowadzi prosto. Jedyne co pozwala mi na chwile zapomnieć, to kontakt z ludźmi, którego mam jak na lekarstwo (poza pracą oczywiście).