Temu Panu już chyba podziękujemy - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Temu Panu już chyba podziękujemy

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 25 ]

Temat: Temu Panu już chyba podziękujemy

Witam,
jak w temacie - No temu Panu już chyba podziękujemy....
Celowo użyłam słowa 'chyba', bo sama troszeczkę jeszcze się miotam. Krótko o mnie - lat 30++, silna babka, świetna praca. Człowiek petarda.

Poznaliśmy się jakieś 9 lat temu. Bardzo szybko stałam się kochanką tego osobnika. Wiedziałam na co się piszę, ale czułam że znalazłam bratnią duszę.
Nie mam tutaj na myśli śpiewania serenad i patrzenia sobie czule w oczy. Ot spotkałam świetnego kumpla z którym można było konie kraść, do tańca i różańca.
Bardzo się lubiliśmy i kochaliśmy. Dwóch wariatów, obydwoje z ogromnym poczuciem humoru, dorzućmy do tego super sex. O rety jak nam było fajnie.
Oczywiście żona się dowiedziała z czasem, rozwiedli się.
Ja z osobnikiem spotykałam się dalej. Dla mnie układ był świetny. Miałam swoje życie, pracę, znajomych, pasje. Spotykałam się z nim kilka razy w tygodniu (czasami częściej, czasami rzadziej), ale nie miałam przysłowiowych jego gaci do wyprania czy obiadków do gotowania.
Lata mijały, a nam chyba było bardzo wygodnie żyć na dwa domy. Tutaj spotkanko, łóżko, wypad za miasto, później każde rozchodziło się do swojego domu.

Pierwszy poważniejszy sygnał że coś nie gra, który sobie przypominam był dwa lata temu.
Oczywiście wcześniej się sprzeczaliśmy, ale nic szczególnego nie utkwiło mi w pamięci. Jedyne co mnie 'bolało', to to że poświęcał mi mało czasu. Wiecznie jakieś roboty po godzinach, nigdzie nie wychodziliśmy, wiecznie siedzieliśmy u mnie.
Podczas tej pierwszej pamiętnej kłótni Pan się obraził i wyszedł z mojego domu.
Ok, przecież nie będę za nim biegła, droga wolna. Nie odzywał się kilka tygodni, dokładnie po ośmiu przestałam liczyć.
Wówczas kogoś poznałam. Artysta - zupełnie inny świat. Było miło i sympatycznie, ale trwało dosyć krótko.
Któregoś dnia Pan sobie o mnie przypomniał i wybłagał abym wróciła.
Wówczas nie było większych przesłanek by tego nie robić. Szczerze mówiąc, to sama bardzo chciałam wrócić. Początkowo oczywiście było wszystko super.
Nowa energia, stęsknieni, szczęśliwi. Obiecał spędzać ze mną więcej czasu. Słowa nie dotrzymał. Znowu byłam praktycznie większość czasu sama, wychodzenie na imprezy sama, weekendy sama.
Nikogo nie usprawiedliwiam, ale będąc kochanicą pisałam się na taki układ, a skoro Pan się przyzwyczaił, to dlaczego miałby to zmieniać.
Wracając do tematu, miał mi poświęcać więcej czasu a tego nie zrobił. Praktycznie całą zimę przesiedziałam sama, moje życie to była praca i dom, dom i praca. Zdecydowałam, że odchodzę.
To było wiosną ubiegłego roku. Do lata wydzwaniał i mówił jak to mnie kocha, jak chce żebym wróciła. Nie wróciłam. Powiedziałam jasno, że możemy być kumplami, nie mam nic przeciwko temu, ale nie wrócę.
Po jakimś czasie poznałam kogoś. Właściwie nic zobowiązującego emocjonalnie, za to fizycznie już i owszem. Kawa na ławę, taki układ był określony od samego początku.
Pan się dowiedział, tego samego dnia dostaję od niego maila - "niechcący zgubiłem pendrive'a z twoimi nagimi fotkami po twoją pracą, jesteś skończona".
Szok! Kto jak kto, ale on. Człowiek, którego nazywałam przyjacielem?! Później się z tego wymigał, wyprosił przebaczenie, obiecał że już nigdy tak nie będzie mnie straszył.
Głupia wybaczyłam, chyba poczucie ulgi że to nie prawda zaćmiło mi umysł. Wczesną jesienią pomagał mi w remoncie (wówczas byliśmy nadal na stopie koleżeńskiej). Siłą rzeczy spędziliśmy kilka dni razem. Było fajnie tak fajnie, że aż sobie pomyślałam że warto wrócić, bo to fajny chłopak.
Dobra, to próbujemy jeszcze raz. Będzie dobrze. Aha, jasne. Nie tym razem. Przetrzepał mi telefon - znalazł korespondencję z 'tym niezobowiązującym'. I zaczęła się polka.
Na każdym kroku wypominanie, po kilka razy dziennie. Nie docierało do niego, że to nie była zdrada. Wówczas nie byliśmy razem, jestem dorosła i wiem na co się pisałam. Awantury na porządku dziennym.
Właściwie zamiast zapomnieć o tamtym epizodzie, to wysłuchiwałam (i nadal wysłuchuję) o tym codziennie dziennie. Czuję się wręcz jakby tamten facet był częścią naszego związku (sic!). Przykładów nie podam, ale był absurdy typu "Masz zielone majtki? Pewnie wtedy też miałaś", "Świeci słońce, pewnie wtedy też świeciło". Pan tapla się w tym bagienku wypominek każdego dnia.
Rzygać się chciało, głupia reklama w tv była powodem do wypominek. Ja już mentalnie się pakowałam i machałam mu na pożegnanie. Obrzydził mi sex, który kiedyś był świetny. Czułam się jak nic niewarte g*wno.
Pewnego wieczoru chciał abym się ubrała w seksowną bieliznę cyt. "jak dla tamtego". Oczywiście nie chciałam tego zrobić, bo moje poczucie kobiecości i chęć igraszek leżały i kwiczały na podłodze.
To co zrobił? Wparował do sypialni i wysypał mi na głowę zawartość szuflady z bielizną. Kufa - szok. Siedziałam i gapiłam się przed siebie, bo mnie zamurowało. O tak to tańczyć nie będziemy! Koniec.

Życie to jednak pisze przezabawne scenariusze....
Następnego dnia dowiaduję się że jestem z Panem w ciąży. Po chwili szoku ogromna radość. U Pana szok trwał ciut dłużej. Już następnego dnia zaserwował mi awanturę, płacz, wyganianie go z domu.
Początki ciąży wspominam jako jeden wielki koszmar. Przez pierwszych pięć miesięcy byłam praktycznie sama. Zostawił mnie samą na Sylwestra, potrafił się nie odzywać całymi dniami.
Właściwie niewiele pamiętam z tego okresu, bo chyba mój umysł to wyparł.
Później próby pojednania, chyba nawet bardziej z jego strony. Ja od początku się z tym godziłam, że będę samotną mamą. Jakoś przyjęłam to na klatę.
Wówczas jeszcze chodziłam do pracy i byłam nie do zdarcia - kobieta dynamit. Będę sama? Ok, przecież dam radę! Kto jak nie ja!
Pan chciał zgody. I tutaj zaczyna się jazda bez trzymanki. Pomyślałam, że może się facet ogarnął, moja ciąża, może poczuł się odpowiedzialny. Będzie ok - z nadzieją weszłam w to kolejny raz.
O losie! Jaka ja byłam naiwna. Teraz to dopiero poczuł, że już jestem jego własnością. Docinki o tym wspomnianym wyżej niezobowiązującym na każdym kroku, kilkanaście dziennie. Codziennie słyszę o moim 'ekscesie', że jestem k**rwą / sz**tą, że się puszczam.
Awantury na każdym kroku. Poniżanie, wyzywanie, istny koszmar. "Zabiorę ci dziecko", "To dziecko nie jest moje, chcę testów na ojcostwo", "Uwalę cię w sądzie", "Ale ty wyglądasz, ciebie to tylko nocą i przy zgaszonym świetle", "Żyć beze mnie nie potrafisz", "Jesteś do niczego", "Będziesz beznadziejną matką". Już dwa razy z bezsilności chciałam wzywać Policję. Po kilku dniach chce się przytulać i kochać.
Wiem, typowy przemocowiec. Wzór jego działania jest od zawsze ten sam - awantura, za chwilę słodko pierdzący. I tak w kółko.
Mam tego świadomości i cholernie to mnie męczy. Każdej innej kobiecie powiedziałabym aby uciekała gdzie pieprz rośnie (sobie też to mówię, ale nie działa, a dlaczego to wyjaśnię za chwilę).

Odkąd jestem na zwolnieniu lekarskim to ta moja przebojowość i pewność że sobie poradzę gdzieś się zgubiła. Zamieniam się trochę w kwokę wysiadującą pisklę. Może to wina hormonów, może braku pracowej adrenaliny.
Jestem obecnie w siódmym miesiącu ciąży. Zaplecze finansowe mam - pod tym względem poradzę sobie. Rodziców mam około 40 km od mojego miejsca zamieszkania. Wiem, że mogę na nich liczyć i nawet się do nich wyprowadzić na stałe.
Problem w tym, że domu rodzinnym nie mieszkam od jakiś 20 lat. Powrót 'do mamusi' zawsze postrzegałam jako porażkę życiową i chciałabym tego uniknąć. Właściwie to nawet nie przyjmuję tego do wiadomości.
I tutaj pojawia się problem.
Bo o ile Pana mogę śmiało kopnąć w cztery litery za to co mi zrobił (nie mam problemu z tym, że dzisiaj mija kolejny dzień jak się nie odzywa, bo się obraził), o tyle boję się jak sobie fizycznie (nie finansowo) nie poradzę z dzieckiem. Ok, z tym kopnięciem to też teraz tak mówię, pewnie za kilka dni będzie błagał o wybaczenie i boję się tego, bo wiem że jestem od niego uzależniona.
To będzie mój pierwszy brzdąc, zatem zupełna magia dla mnie. Żeby było jasne, ja nie muszę być z Panem, ale chciałabym abyśmy podeszli do sprawy jak dwoje dorosłych ludzi.
Facet ogarnia w początkowym okresie mnie i dziecko, a później wychowujemy je.
Nie chciałabym wracać do niego, mam nadzieję że starczy mi siły. Wiem, że nie mogę pozwolić na to aby moje dziecko widziało awantury i szarpanie matki.
Mam okrutny żal do niego, że w ciąży traktował mnie jeszcze gorzej niż przed. Zawsze mi się wydawało, że to czas kiedy dwoje ludzi radośnie oczekuje na przyjście pisklaka, kompletuje razem wyprawkę, generalnie jak w reklamie - chociaż na ten okres dziewięciu miesięcy.
U mnie było praktycznie pół roku samotności, samotne wizyty u lekarzy, samotne zakupy, samotna radość z każdej zakupionej rzeczy, samotne wieczory, samotne rozwiązywanie problemów. Pan się z tego wypisał.
Mimo tych wszystkich awantur, szarpania, braku kontaktu to zadbałam o to aby mieć bardzo fajną ciążę. Z pewnością będę ją bardzo miło wspominać, ale zadra w sercu pozostanie.

Dodam jeszcze, że nadal żyjemy na dwa domy. Z jego ust nie padła propozycja abym się w prowadziła, ja natomiast nie mam zbytnio warunków na to abyśmy we trójkę zamieszkali u mnie.
O ile to by było prostsze gdyby już więcej nie wiercił mi dziury w brzuchu żebym wróciła do tego chorego układu. Boje się, że się poddam.

Wiecie, im dłużej piszę tym bardziej widzę w jakim absurdzie tkwię.
Chciałabym tylko usłyszeć od Was, że mam być dalej taka twarda jak byłam, żeby sobie nie pozwalać na wyzwiska. Pana z życia uczuciowego odprawić z kwitkiem i zimnym umysłem i sercem podjąć się wspólnego wychowywania dziecka.
Pytanie tylko czy tak się da?

Czy jedyną słuszną opcją jest podejście zerojedynkowe? Albo Pana żegnam, albo wracam do poniżania?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Ty wszystko masz poukładane, rozumowo. I wszystko rozpierdzielone, emocjonalnie. Daj sobie czas. Daj dziecku swoje nazwisko. Za pół roku już będziesz wiedziała tylko te swoją ścieżkę, "bez" niego.
Dziecko potrzebuje ojca, ale nie takiego, który nienawidzi matkę tegoż dziecka. Chłodna, rozumowa, zdystansowana, ale i życzliwa, i pełna zrozumienia "ty". Jeśli się pan życzy odezwać, oczywiście.
Niestety, 99% roboty jest po Twojej stronie. Ale da się. Jak tylko się ogarnie, po prostu płyń na tej fali. Dajcie radę.

3

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
Adria napisał/a:

Ty wszystko masz poukładane, rozumowo. I wszystko rozpierdzielone, emocjonalnie.

Pozamiatałaś! W punkt!

Ta moja wypowiedź była pierwszym upublicznieniem moich problemów. Było mi bardzo ciężko się uzewnętrznić, ale teraz czuję jakby cały ten syf ze mnie zszedł.
Dziękuję Ci Adria za odpowiedź, jesteś pierwszą osobą która 'weszła w temat'. Zbiłaś tą niewidzialną szybę za którą byłam. Spokojnego wieczoru!

4

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
Pimpkowa napisał/a:

Czy jedyną słuszną opcją jest podejście zerojedynkowe? Albo Pana żegnam, albo wracam do poniżania?

Pewnie jest coś pomiędzy tymi skrajnościami, ale to nie tylko od Ciebie zależy, a ten pan nie rokuje.

Mam wrażenie, że skrzyżowanie „Zosi-Samosi” i „Siłaczki” z Ciebie. Tak układasz sobie życie, aby tylko się w tym utwierdzać. Facet Ciebie „rusza”, ale chyba zupełnie nie nadaje się do „poważnych” rzeczy, na dodatek te jego zachowania przemocowe nie zwiastują niczego dobrego. Wszystko to raczej do gruntownego przerobienia już dawno temu. A tymczasem jako ta silniejsza i samodzielniejsza będziesz musiała wziąć wszystko na siebie. Pewnie jak zwykle.

5

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Można do Ciebie napisać maila przez forum?

6

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Adria - zapraszam serdecznie!

7 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-05-20 23:31:12)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

" Codziennie słyszę o moim 'ekscesie', że jestem k**rwą / sz**tą, że się puszczam.
Awantury na każdym kroku. Poniżanie, wyzywanie, istny koszmar. "Zabiorę ci dziecko", "To dziecko nie jest moje, chcę testów na ojcostwo", "Uwalę cię w sądzie", "Ale ty wyglądasz, ciebie to tylko nocą i przy zgaszonym świetle", "Żyć beze mnie nie potrafisz", "Jesteś do niczego", "Będziesz beznadziejną matką". Już dwa razy z bezsilności chciałam wzywać Policję. Po kilku dniach chce się przytulać i kochać. "

Nie mogę uwierzyć, że komuś takiemu dajesz jakiekolwiek szanse, że wpuszczasz go za próg swego mieszkania. Pozwalasz mu s**ć na siebie i  jedną z najbardziej twoich chwil życia. Dziewczyno przecież ty, tego cudaka do niczego nie potrzebujesz. Potrafisz poradzić sobie sama, zawsze możesz wynająć kogoś do pomocy na kilka godzin. Ten człowiek traktuje cię jak ści*rę, a ty to tłumaczysz jakimiś dziwnymi schematami, o dorosłych ludziach i odpowiedzialnych rodzicach. Skończ z tymi mrzonkami w swojej głowie i zrób porządki w życiu, niech to maleństwo przyjdzie do normalnego świata swojej samodzielnej mamy, która mu pokazuje, że żaden śmieć mu nie zagraża (nawet jeśli jest to biologiczny ojciec). Ja się wychowałam bez ojca i mi go nie brakowało i nie brakuje. Brakowało mi tylko mamy, która dałaby mi skrzydła. Powstań z kolan kochana. Powodzenia w byciu mamą.

8

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Pimpkowa (ale se wymyśliłaś smile ) jesteś dziewczyną rzadkim przykładem kiedy ogarnięta życiowo samodzielna niezależna osoba ulega uzależnieniu od takiego faceta.
To się zdarza nie tylko dziewczynom z domów, rodzin tzw dysfunkcyjnych czy patologicznych.U faceta problem i to bardzo poważny na moje oko eskaluje w zastraszającym tempie, nie powstrzyma go nic,nie łudź się ani na jotę daremny i bezsilny trud, a on nic pewnie nie zrobi ,żeby pomóc sobie tak niestety najczęściej jest.
Nic nie zmieni i Ty nic w nim nie zmienisz nawet nie próbuj polegniesz z kretesem taka jest praktyka dałaś się już wystarczająco wciągnąć w toksyczną relację i wystarczy, kończ z nim.
Co zrobić to już wiesz,nie daj się zwodzić i odstaw pana żadnych powrotów.
Zabezpiecz prawnie alimenty po urodzeniu i  kontakty sądownie jego z dzieckiem, nic na gębę wszystko na piśmie, nagrywaj na wszelki wypadek jego awantury,jak już będziesz musiała się z nim widzieć ,tylko raczej unikaj kontaktowania się z nim ponad to co musisz i co  dotyczyć będzie  dziecka.
Resztą pokaże czas a Ty z pewnością poradzisz sobie z dzieckiem żłobek to nie gułag zapewniam ciebie a 40 km to pikuś to nie 400km mam do Ciebie przyjedzie jak ją poprosisz pewnie tak zrobi ,nie zamartwiaj się na zapas i na wyrost to w niczym nie pomaga. Życie jak wejdziesz w nie to się zatroszczy o ciebie jeżeli nie będziesz mu przeszkadzać przejmowaniem się drobiazgami ponad miarę.
Byle pisklę było zdrowe a z resztą dasz radę jak potrafisz i możesz a pewnie możesz więcej niż teraz w tym stanie ci się wydaje weź na to poprawkę.

9

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

A czy on ma już dzieci? Czy wiesz jakim był ojcem, jakie miał relacje z byłą żoną?
Pytam, bo to co piszesz jest bardzo niepokojące. Takie zachowanie jest nieakceptowalne. Obawiam się że bardzo się mylisz jesli wiarzysz w to że po porodzie będzie zachowywał się i traktował ciebie normalnie. Pytanie jaki stosunek będzie miał do dziecka. Teraz stoicie po dwóch stronach barykady, potem dziecko będzie razem z wami w tej relacji. O ile relacja będzie na poziomie dla dobra pisklaka o tyle ok, gorzej jeśli dziecko będzie kartą przetargową.
Z tego co piszesz jesteś silna i dasz radę sama wychować dziecko. Powrót do domu na czas kilku miesięcy aby mieć kogoś do pomocy nie jest oznaką słabości. To ważne by umieć powiedzieć najbliższym że potrzebuje się pomocy i wsparcia. Nie bój się tego, największą zmorą są chyba nasze własne przekonania. Dla mnie to całkiem normalne że wraca się do mamy lub bierze ją do siebie by mogła być wsparciem w tym wyczerpującym czasie.

10

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Witam Cię serdecznie.
Temat nieprzyjemny,  ale nawet czytając,  czuć od Ciebie pozytywną energią.  Masz to dalej w sobie i nie pozwól temu do reszty zgasnac! 
Pomijając  co sama wiesz,  trzeba uciekać,  odnoszę wrażenie,  że boisz się wyjść ze swojej strefy wygody.  To znasz i boisz się nieznanego. 
Kurde  nie rozumiem,  mając życie zawodowe  poukładane,  jak i mając mieszkanie,  boisz się zostać  sama a przecież byłaś w tym wszystkim sama i potrafisz być sama,  prawda?
Co do kwestii  finansowej,  z faceta i tak nic nie masz,  wyciągnij  od Niego alimenty na dziecko.  Korzystaj z pomocy państwa.  Finansowo dasz radę tylko musisz w to uwierzyć,  bo gdzieś tam głęboko  wiesz,  że dasz radę,  Ty nie dasz? No proszę Cię wink

I nie załamuj się ani mnie takimi myślami...  O litości....

Kopnij ostatecznie  palanta w tylek. Daj sobie  szansę na bycie szczęśliwą i daj dziecku szczęśliwe dzieciństwo bez widoku pomiatanej mamusi. Nie pozwól się tak traktować

Trzymam kciuki i szczerze w Ciebie wierzę.  Jestem przekonana że się uda. Dokonasz tego

Pozdrawiam cieplutko

11

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Wysłałam priv. Spokojnej nocy i oby dzidzia nie kopała za mocno wink

12

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Bardzo miłe robisz „pierwsze wrażenie” (nawet przez internet, więc „na żywo” jest pewnie tylko lepiej big_smile ). Naprawdę brzmisz jak osoba ogarnięta, rzeczowa, która wie, czego chce. Zapewne jest tak, jak wspomniała Adria, za dużo emocji przeplatających się wraz z sygnałami roztropnymi. Ty czujesz, co jest nie tak i wiesz, co powinnaś zrobić. Wycisz emocje, pozwól rozumowi działać.

To nie jest facet dla Ciebie, zwłaszcza teraz, gdy lada moment na świecie pojawi się dziecko.

13

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Za chwilę dojdzie do Ciebie, że nie masz już czasu ani siły na użeranie się z ojcem dziecka. Jeżeli możesz poszukaj pomocy u rodziców, zacznij też już myśleć o pomocy w postaci niani, nie wiem jak dobrze jesteś przygotowana finansowo ale tutaj bym to rozliczyła bardzo dokładnie. Pieniądze mogą rozwiązać większość twoich przyziemnych problemów typu sprzątanie mieszkania czy gotowanie a ty będziesz mogła więcej czasu spędzić z dzieckiem i nie kończyć dnia zajechana niczym koń po westernie. Jak dobrze to zaplanujesz to okaże się że ojciec dziecka nie jest ci potrzebny

14 Ostatnio edytowany przez balin (2020-05-21 10:02:31)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
paslawek napisał/a:

Pimpkowa (ale se wymyśliłaś smile ) jesteś dziewczyną rzadkim przykładem kiedy ogarnięta życiowo samodzielna niezależna osoba ulega uzależnieniu od takiego faceta.

Ty sobie żartujesz? Przecież to typowy przykład kobiety niedojrzałej, ceniącej sobie w związku głównie emocje, których ten facet dostarcza ogromne ilości. Dziecko dla niej to laleczka, którą można kofać.

Cyngli napisał/a:

To nie jest facet dla Ciebie

Z jej podejściem do życia, to tylko "łobuz kocha najbardziej", inny będzie nieciekawym nudziarzem.

15

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Zazwyczaj uzależnienie od partnera widuje się u osób z niskim poczuciem własnej wartości, które miały(lub mają) ciężko w życiu. Tutaj dziewczyna wygląda na ogarniętą, samodzielną życiowo osobę, więc tym bardziej dziwne, że dała się tak omotać...

16 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-21 15:23:19)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
balin napisał/a:
paslawek napisał/a:

Pimpkowa (ale se wymyśliłaś smile ) jesteś dziewczyną rzadkim przykładem kiedy ogarnięta życiowo samodzielna niezależna osoba ulega uzależnieniu od takiego faceta.

Ty sobie żartujesz? Przecież to typowy przykład kobiety niedojrzałej, ceniącej sobie w związku głównie emocje, których ten facet dostarcza ogromne ilości. Dziecko dla niej to laleczka, którą można kofać.

Cyngli napisał/a:

To nie jest facet dla Ciebie

Z jej podejściem do życia, to tylko "łobuz kocha najbardziej", inny będzie nieciekawym nudziarzem.

No cóż jak akurat często to pisuje NIKT nie jest doskonały -  Autorka zapewne też.
Teraz ma szanse dojrzewać w dziedzinach które ma nieprzerobione.
Mnie trochę o co innego chodziło, o to że bardzo wiele jest wyjątków od  zjawiska DDD DDA itp  i tak naprawdę brak tych syndromów, fenomenów w życiu wielu osób, nie gwarantuje tego że nie popełni się błędów .

17

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
bagienni_k napisał/a:

Zazwyczaj uzależnienie od partnera widuje się u osób z niskim poczuciem własnej wartości, które miały(lub mają) ciężko w życiu. Tutaj dziewczyna wygląda na ogarniętą, samodzielną życiowo osobę, więc tym bardziej dziwne, że dała się tak omotać...


Wplątanie się w związek z przemocowcem wcale nie jest takie dziwne. Zazwyczaj pierwsze symptomy są tak zaskakujące dla partnerki, że je po prostu stara się wybaczyć, zrzuca na karb jego przemeczenia, chwilowej "niedyspozycji". Niestety, przemoc eskaluje a przemocowiec wciąż żeruje na zaufaniu i zaangazowaniu partnerki które "zarobił" w początkowej, zazwyczaj sielankowej fazie związku. To jak z żaba, którą się podgrzewa powoli w gorącej wodzie, aż da sie ugotować żywcem. Tutaj autorka ma to szczęscie, że zachowala trzeźwość myśli i potrafiła sama sobie wszystko ułożyć w głowie, zanim potrzebna jej była pomoc psychologa. Tylko życzyć powodzenia i wytrwalości, a dziecku pogratulować tak samodzielnie myślącej matki.

18 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-05-21 13:08:38)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Właśnie sobie czytam „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram” Renaty Kim. Czytam to na raty, bo to dla mnie za dużo na raz. Kiedyś wcześniej czytałam też „Moje dwie głowy” Maji Friedrich. Obie ksiązki opwiadają o toksycznych relacjach z przemocowcami z punktu widzenia ich ofiar. Warto do nich sięgnąć, żeby zobaczyć, jaki powtarzalny i schematyczny jest repertuar zachowań osób stosujących przemoc psychiczną, o której pisze też autorka wątku. Ale nie tylko to, bo początki związku niemal wszędzie też były takie same jak je tutaj opisała autorka.
I ja na podstawie tych książek powiedziałabym, że to jest bardzo często spotykane, że ofiarami przemocy psychicznej są osoby wykształcone, które robią kariery, są pełne energii, są pełne pomysłów, są kreatywne. One wszystkie w pewnym momencie orientują się, że źle się dzieje, że dały się zmanipulować, że są wciągnięte w relację, która powoli staje się uzależnieniem. Brną w tę relację coraz głębiej i głębiej, pozwalając, żeby zło się działo i nie umieją się z tego wydostać. A dużą rolę w braku działania gra wstyd, który bierze się z tego, że kiedy już człowiek wie, że dzieje się coś złego i czuje, że powinien się z tego układu ewakuować, to mimo wszystko tego nie robi. Bo ma pretensje do siebie samego. Próbuje więc to naprawić, bo pamięta, że było lepiej, więc to może wrócić. No i sęk w tym, że co jakiś czas to się rzeczywiście udaje i relacja z przemocowcem staje się doskonała. O tym też pisze autorka wątku. A to jest mechanizm uzależniający, bo człowiek przeczekuje okres zły, żeby dostać „dawkę” dobrego. Pasławek dobrze się na tym zna, więc jakby co, to może to lepiej opisać, jaka to pułapka.

Jeszcze odnośnie braku doskonałości...nie do końca tak jest. To też wybrzmiewa we wspomnianych pozycjach, bo chodzi o deficyty. Chyba, że uznamy, że każdy z nas ma jakieś deficyty. No ale jednak nie każdy wyląduje w związku z przemocowcem. Cześć osób postawi granice, której nie pozwoli przekroczyć drugiej osobie. I okazuje się, że osoby przemocowe potrafią stworzyć związk partnerski bez przemocy, ale właśnie z osobą, która takie granice potrafi ustawić innym. Bohaterowie historii, którzy stali się ofiarami przemocy mają, a raczej mieli jakieś poważne braki emocjonalne, bo albo nie za bardzo wierzyli we własną wartość, albo mieli w dzieciństwie niedobory bliskości od rodzica, której byli głodni, bo ci rodzice byli chłodni i surowi albo nadmiernie wymagający, czasami ofiary pochodziły z rodziny dysfunkcyjnej, w której np. był alkohol albo przemoc.
Jedno jest pewne - wszystkie te osoby są po prostu bardzo delikatne i kruche, chociaż często to ukrywają pod maską „siłaczki” i/lub „Zosi-Samosi”.

19 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-05-21 17:32:59)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Wiadomo że z tą doskonałością to skrót a deficyty naprawdę ma każdy .Wyglądają tylko z zewnątrz często na wielorakie i różnorodne bo na wielu poziomach w różnych fazach.
Sam byłem zdziwiony kiedyś tam i dzieląc wtedy jeszcze ludzi na dojrzałych i niedojrzałych uzależnionych (lub współ) i nieuzależnionych.
Tyle że poznałem sporo wyjątków od reguł gdzie te deficyty nawet z dzieciństwa nie były znaczące były maleńkie prawie niewidoczne.
Poznałem też osoby w których życiu deficyty powstały w okresie nastoletnim i to nie tak że ujawniły uaktywniły deficyty braki z dzieciństwa.Kruche i delikatne są te granice odporności i wytrzymałości a deficyty wcale nie muszą być oczywiste i wielkie nawet nie chodzi o to że są bardzo bardzo ukryte w podświadomości i wyparte mogą powstać a jak powstaną to się rozwijają w odpowiednich warunkach.
Z tym zjawiskiem jest bardzo podobnie jak z samym klasycznym uzależnieniem (co nie dziwi w sumie)
wszystko to rozwija się poszerza i jak napisałem eskaluje to nie zawsze jest tak nawet u przemocowców że ukrywali na początku swoje zachowania u wielu przemocowców zachowania destrukcyjne agresywne też się po prostu rozwijają przechodzą etapy i fazy ukrywanie to jeden z mechanizmów który łatwo stosować i odkryć.
Zaburzenie nie od razu od początku jest czymś stałym niezmiennym jakby liniowym.
Dodatkową trudność sprawia rozpoznanie, wzoru, schematu bo jak na moje oko nie ma tylko jednego już samych wzorów przywiązania w relacji jest kilka a są ich mutacje ambiwalentne mieszanki tak jak indywidualne bardzo są schematy regulowania emocji uczuć w sobie i w związku.
Z reszta Autorka wątku niewiele jeszcze napisała o swojej przeszłości  z czym miewała wcześniej przed romansem problemy.
Za chwilę może się okazać że zwiała z domu nadopiekuńczych rodziców 20 lat temu.
Romans z obecnym jeszcze partnerem mógł "przekosić" jakoś postawę niektóre jej cechy i stosunek do niej samej uaktywnić jakiś wzór ewentualnie go wytworzyć od nowa od podstaw bo to się też zdarza nawet taka Zosia Samosia ma słabości i gorsze chwile.
Tylko że jej zaradność i wypracowana samodzielność nawet w najgorszym wariancie maski znacznie lepiej rokuje niż poddanie się  całkiem  pod wpływ tego faceta który być może ma swój sposób na chore relacje i to już nie pierwszy jego związek .Możliwe że powtarza ale jednocześnie rozwija to co zaburzone bo samo nic nie znika samo z siebie nic nie mija .

20

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Dzień dobry,

dziękuję wszystkim za odpowiedzi i zainteresowanie tematem.
Poniżej postaram się do ustosunkować do Waszych wypowiedzi

MagdaLena1111 napisał/a:

Mam wrażenie, że skrzyżowanie „Zosi-Samosi” i „Siłaczki” z Ciebie.

Zgadzam się MagdaLeno. Straszna ze mnie Zosia-Samosia. Poproszenia kogoś o pomoc doprowadza mnie do białej gorączki. Były czasami kruche miesiące, gdzie na tydzień zostawało mi 20zł. Uwierzcie, wolałam jeść chleb z pasztetem najgorszej jakości niż przyznać się komukolwiek, że potrzebuję pożyczyć 5 dych. Dzieje się tak zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Mam wrażenie, że proszenie o pomoc to zawracanie komuś d*py. Staram się nad tym pracować, ale jakoś nie potrafię tego z siebie wykorzenić.

paslawek napisał/a:

Zabezpiecz prawnie alimenty po urodzeniu i  kontakty sądownie jego z dzieckiem, nic na gębę wszystko na piśmie, nagrywaj na wszelki wypadek jego awantury,jak już będziesz musiała się z nim widzieć ,tylko raczej unikaj kontaktowania się z nim ponad to co musisz i co  dotyczyć będzie  dziecka.
Resztą pokaże czas a Ty z pewnością poradzisz sobie z dzieckiem żłobek to nie gułag zapewniam ciebie a 40 km to pikuś to nie 400km mam do Ciebie przyjedzie jak ją poprosisz pewnie tak zrobi ,nie zamartwiaj się na zapas i na wyrost to w niczym nie pomaga.

Ten temat zamierzam ugryźć bardzo formalnie. Tak jak Paslawku piszesz - nic na gębę. Widziałam już kilka razy jak takie ugadywanie potrafi się skończyć. Ma być czarno na białym, a co będzie ponad to, to tylko na plus.


Onaja12345 napisał/a:

A czy on ma już dzieci? Czy wiesz jakim był ojcem, jakie miał relacje z byłą żoną?
(...)
Z tego co piszesz jesteś silna i dasz radę sama wychować dziecko. Powrót do domu na czas kilku miesięcy aby mieć kogoś do pomocy nie jest oznaką słabości. To ważne by umieć powiedzieć najbliższym że potrzebuje się pomocy i wsparcia. Nie bój się tego, największą zmorą są chyba nasze własne przekonania. Dla mnie to całkiem normalne że wraca się do mamy lub bierze ją do siebie by mogła być wsparciem w tym wyczerpującym czasie.

Ma syna, już chłopak studiuje. Z tego co się wcześnie orientuję ich relacje były hm... nazwijmy to poprawne. Pan jest typem twardziela i to takiego przez duże T. Przez te wszystkie lata naszej znajomości może ze dwa razy widziałam jak miał kiepskie samopoczucie. Według niego mężczyzna nie pokazuje emocji.
Odnośnie syna, wydaje mi się, że go mocno cisnął i wymagał aby z dziecka szybko stał się mężczyzną. Teraz młody mieszka kilkaset km dalej, podobno wyprowadził się do dziewczyny, ale czy to był jedyny powód? Tego nie wiem.
Relacje z byłą żoną? Mi kiedyś jasno zakomunikował, że od kobiety wymaga aby było wyprane, wyprasowane, ugotowane i d*py dane. Na szczęście jak cokolwiek muszę to rosną mi rogi, zatem nie było tak jak Pańcio chciał - jechał latami na kanapkach wink Obawiam się jednak, że z nią nie było podobnie. Pan wymagał i kładł kasę na stół (wiem, że zarabiał od niej sporo więcej) zatem ta biedna musiała spełniać wymagania.
Ostatnio jakoś chwilę rozmawiałyśmy i powiedziała mi, że syna to ona sama wychowała, bo Pana nigdy nie było w domu. Zawsze było coś ważniejszego - a to fuchy, a to koledzy - standard. Wówczas już zapaliło mi się kolejne światełko w głowie.

Odnośnie powrotu do domu. Widzisz, nie pomyślałam że może to być na kilka miesięcy. Faktycznie w tym wypadku nie byłoby to większym problemem, chociaż chciałabym tego uniknąć. Mam jeszcze kilka tygodni na ogarnięcie tematu.

balin napisał/a:

Ty sobie żartujesz? Przecież to typowy przykład kobiety niedojrzałej, ceniącej sobie w związku głównie emocje, których ten facet dostarcza ogromne ilości. Dziecko dla niej to laleczka, którą można kofać.

Balin, nie znamy się, więc proszę nie mów, że dziecko będzie dla mnie laleczką.
Kilka lat tematu adoptowałam psa (wybaczcie porównanie). Decyzja była świadoma, przemyślana przez kilka tygodni, nic na łapu capu. Od tego czasu pies jest priorytetem.
Mam świadomość, że jest to istota żywa za którą jestem odpowiedzialna i nie moje potrzeby są najważniejsze. Kiedyś musiałam wydać z dnia na dzień 2 kafle na operację zwierzaka, stanęłam na głowie i pieniądze zdobyłam. To było najważniejsze, później już mogłam jeść klinkier ze ścian, ja byłam najmniej ważna.
Tą wypowiedzią chciałam Ci pokazać, że mam świadomość z czym to się będzie wiązało i nie będzie to laleczka, tylko młody człowiek za którego będę odpowiedzialna, który na filarach mojego wychowania będzie wchodził w świat.

balin napisał/a:

Z jej podejściem do życia, to tylko "łobuz kocha najbardziej", inny będzie nieciekawym nudziarzem.

Kolejny raz się nie zgodzę. Mi nie brakuje adrenaliny, bodźców. Nie nudzę się w życiu, a nawet jak jest to wieczór w kapciach przed tivi to też jest fajnie. Potrafię sobie je tak zorganizować, że jakiś pacan ciskający piorunami nie jest mi do niczego potrzebny.


MagdaLena1111 napisał/a:

Bohaterowie historii, którzy stali się ofiarami przemocy mają, a raczej mieli jakieś poważne braki emocjonalne, bo albo nie za bardzo wierzyli we własną wartość, albo mieli w dzieciństwie niedobory bliskości od rodzica, której byli głodni, bo ci rodzice byli chłodni i surowi albo nadmiernie wymagający, czasami ofiary pochodziły z rodziny dysfunkcyjnej, w której np. był alkohol albo przemoc.
Jedno jest pewne - wszystkie te osoby są po prostu bardzo delikatne i kruche, chociaż często to ukrywają pod maską „siłaczki” i/lub „Zosi-Samosi”.

paslawek napisał/a:

Z reszta Autorka wątku niewiele jeszcze napisała o swojej przeszłości  z czym miewała wcześniej przed romansem problemy.
Za chwilę może się okazać że zwiała z domu nadopiekuńczych rodziców 20 lat temu.


MagdaLeno & Paslawku - faktycznie w moim dzieciństwie pojawiło się kilka takich 'kamyczków' które mogły rzutować na moją obecną postawę życiową. Tak jak Paslawek pisze, może to być nic wielkiego. Ot 'dziewczynka kluska' z której trochę wyśmiewali się koledzy, wymagający ojciec, matka panikara smile
Nie był to powód dla którego wyprowadziłam się z domu, były to studia tylko i wyłącznie. Ale po 20 latach na swoim ciężko żyć na dłuższą metę z rodzicami.
Mam też świadomość, że przybrałam maskę ze względu na mój zawód. Praca z ludźmi, wymagane parcie do przodu. Cza mieć jaja ze stali big_smile No i siłą rzeczy tak jakoś weszło mi to w krew.

Drodzy, powolutku analizuję sobie Wasze wypowiedzi.
Przede wszystkim gonię dziada w diabły. Nie jest mi potrzebny do szczęścia facet, który doprowadza mnie do łez i moje poczucie godności gasi jak starego peta.
Z tym dam radę, chociaż będzie to najcięższy aspekt tej całej rozgrywki. Ograniczę kontakt do minimum. Zatroszczę się o aspekt finansowy, skoro jest Płodzimierzem niech wyciąga kasę na dziecko.
Tak jak była mowa, wszystko na papierze i nie ma przebacz. Jeżeli dogadamy się jak ludzie w ramach innych aspektów (wychowanie, spacery, przewijanie) tym lepiej dla malucha.

Dwa - wyprowadzka do rodziców pod koniec ciąży i zamieszkanie z nimi na okres kilku - kilkunastu tygodni. Przecież faktycznie nie muszę brać wszystkiego na siebie, będę miała pod ręką babcię i dziadka, którzy będą skakać koło młodziaka. Razem to ogarniemy, a później powrót do siebie i pracy. Żłobek czy niania, to się jeszcze wszystko okaże, bo trochę to dalekosiężne plany.

Dzięki za dobre rady i przysłowiowy wiatr w żagle!

21

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Niestety takie osoby mogą często ukrywać swoją prawdziwą twarz czy intencje pod maską życzliwości i uczynności, wróżąc dobrze na przyszłość. Trafił Ci się taki osobnik, który pokazał swoją prawdziwą osobowość. Wiadomo, że z takimi to trzeba zdecydowane kroki podejmować smile Widać Autorko, że masz głowę na karku, więc musi Ci się udać smile
Co do tego wstrzymywania się od proszenia o pomoc - jesteś naprawdę ciekawym przypadkiem smile Czy to raczej sprawa honoru, gdzie nie chcesz korzystać z cudzej pomocy czy nie chcesz ich zwyczajnie obciążać swoją uwagą?

22

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Dasz radę w połogu i z dzieckiem. Pierwsze 8 tygodni jest najtrudniejsze, gdy organizm się regeneruje po porodzie. Potem już jest lepiej. Na te 8 tygodni obowiązkowo ogarnij sobie pomoc. Do zakupów, gotowania, sprzątania. Jeśli rodzice chcą Ci pomóc - ja bym się zgodziła. Daj sobie ten czas na dojście do siebie i poznanie Twojego dziecka. Zaplanuj to. Dowiedz się, gdzie masz pediatrę. Zapisz terminy szczepień dla malucha i obowiązkowych wizyt lekarskich. Nie zostawiaj nic na ostatni moment: wózek, pieluchy itd.

Po narodzinach będziesz mieć huśtawkę emocjonalną - organizm będzie wyłączał część hormonów i włączał nowe. To moment trudny, gdy wszystko się sypie. Emocjonalnie przede wszystkim. Potem jest etap - człowiek już by chciał ale ciało nie pozwala. I trudne noce. A potem już z górki smile

No, to było to, co mnie zaskoczyło najbardziej przy moim pierwszym dziecku. Miałam męża przez tydzień po narodzinach, a potem musiał już jechać w świat. Jeśli ja dałam radę sama (a byłam dość nieogarnięta) to Ty też dasz.

23 Ostatnio edytowany przez JaJakoJa (2020-05-23 03:02:37)

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy
balin napisał/a:

Ty sobie żartujesz? Przecież to typowy przykład kobiety niedojrzałej, ceniącej sobie w związku głównie emocje, których ten facet dostarcza ogromne ilości. Dziecko dla niej to laleczka, którą można kofać.

Mogę się pod tym podpisać. I jakoś nie widzę tu jej siły. Silna kobieta nie wchodzi w relację, w której ma status kochanki. Silna kobieta po kłótni nie szuka od razu pana zastępczego, bo nie może pobyć trochę sama ze sobą. Silna kobieta nie pisze się na dramaty pt. rozstania i powroty, a tym bardziej po przejściu przez inne łóżka. Silna kobieta nie unika z jednej strony współodpowiedzialności za wspólne życie (wspólne mieszkanie), a z drugiej strony umie sobie czas zagospodarować i nie truje wiecznie: "bo ty mi za mało czasu poświęcasz".

Niestety, autorka jest osobą niedojrzałą, a nawet bardzo niedojrzałą. Osobą, która z jednej strony unika związku (bierze niedostępnego, bo żonatego, potem preferuje luźny związek weekendowy), a z drugiej nie umie pobyć sama (co rozstanie, od razu ktoś nowy).

Rozumiem też, że mu autorka nie powiedziała o tych panach zastępczych (bo dowiedział się z telefonu), czym uniemożliwiła mu jakby świadomy powrót do relacji. Ma prawo czuć się oszukany. Inna rzecz, że jak już się dowiedział, to powinien wyjść, zamknąć drzwi i nigdy już ich nie otwierać.

24

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Siła, czy też maska siły, którą ktoś na siebie wkłada, żeby ukryć własną delikatność i kruchość, to nie to samo co MOC. Czasami ta maska siły tak bardzo do tej osoby przylgnie, że ona w ogóle zapomina o własnych słabościach, często nie daje sobie dla nich prawa i wręcz otacza się takim osobami oraz kreuje takie wydarzenia w swoim życiu, żeby musieć siłować się z samą sobą, z życiem, z przeciwnościami losu, aby wciąż udowadniać sobie, jaką jest się krewką osobą, silną i samodzielną, która z wszystkim sobie sama poradzi. Tak samo jak królewny zawsze znajdują paziów, a ktoś szukający związku partnerskiego wiąże się z kimś o podobnych upodobaniach.
Pimpkowa, moc w słabości się doskonali, dlatego warto sobie czasami pozwolić na słabość, kruchość i delikatność.

25

Odp: Temu Panu już chyba podziękujemy

Przeczytałam Wszytsko, kurczę, będzie ciężko, tym bardziej że rządzą Tobą hormony, będzie cholernie ciężko, po porodzie hormony to już w ogóle jest jazda bez trzymanki. Będziesz często ryczec ale silna z Ciebie babka i zobaczysz, jak twoje dziecko będzie biegajacym 2 latkiem to Ty będziesz jeszcze silniejsza, wolną od tego Pana kobietą. Życzę Ci tego

Posty [ 25 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Temu Panu już chyba podziękujemy

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024