Rodxicielstwo jest trudne. Jest wymagające. Nikt nas tego nie uczy, choc do kierowania samochodem potrzebny jest kurs i egzamin. Relacja ojca z nastoletnim synem jest ciezka. Ciezka dla ojca bo w tym wieku widac wszystkie błedy. Jak dalej życ widząc je przed oczami? Wiedząc że sie spieprzyło role ojca. Tu drugiej szansy sie nie ma. Usprawiedliwianie się? Bez sensu, bo czy to coś zmieni. Syn (17 lat) dzis mi powiedział ze oprócz nazwiska nic nas nie łączy. Że moje hobby i zainteresowania go nie zaciekawiły a ja nie interesowałem sie jego zainteresowaniami. Tak było. Drugim błedem jaki popełniłem był brak czasu tylko dla syna. Chciałem wolny czas spędzać rodzinnie z żoną, córką i synem. Teraz wiem ze to było złe. Że lepiej býlo ten czas podzielić na osobny czas z kobietami i osobny z synem. Na poczatku bylobdobrze (gdy był jedynakiem) a potem gdy pojawiła się siostra pojawił się bunt, nienawisc do rodzenstwa i pretensje do rodziców. Jak dalej życ ze swiadomoscią popełnionych błedów?
Jak żyć? Normalnie. Dorastanie jest trudne, i dla dorastającego, i dla jego rodziców.
Masz szczęście, że syn miał odwagę powiedzieć Ci w oczy to, co myśli o Tobie i waszej relacji. Możesz to wykorzystać i zamiast zajmować się sobą, czyli wbijać się w poczucie winy, zajmij się tym, co przeżywa syn. Czego w takiej chwili oczekiwałbyś od swego ojca? To, co podnosi - mimo wszystko - wartość człowieka, to przeprosiny. Szczere. Jeśli więc faktycznie żałujesz, przeproś syna i... nie oczekuj, że ze łzami wzruszenia rzuci Ci się na szyję.
Mądre słowa ...... Dzięki
Nikt nas nie uczy jak być dobrymi rodzicami, więc tym bardziej w rodzicielstwo wpisane jest ryzyko popełniania błędów. Jesteś tylko (i aż!) człowiekiem, dlatego daj sobie do tego prawo.
W każdym razie przeszłości już nie zmienisz, ale masz wpływ na przyszłość. Proponuję zacząć od szczerej, spokojnej, męskiej rozmowy, w której to i owo sobie wyjaśnicie, powiecie o wzajemnych oczekiwaniach na przyszłość, ale też zapewnisz syna, że jest kimś dla Ciebie ważnym (bo rozumiem, że tak jest) i wszelkie błędy, które zostały przez Ciebie w tej relacji popełnione, nigdy nie były świadomie przeciwko niemu wymierzone.
Mój syn jest nieco starszy od Twojego, bazując na własnym doświadczeniu napiszę z pełną świadomością, że takie głębokie, często wcale niełatwe rozmowy, bardzo ludzi do siebie zbliżają. Ja nie mam żadnego problemu z przyznawaniem się do błędu czy przeprosinami, bo to że jestem rodzicem korony mi z głowy nie strąca, w najmniejszym stopniu nie tracę autorytetu, za to dziecku daje poczucie bycia traktowanym po partnersku i z szacunkiem. To jest zresztą kluczowe w każdej zdrowo funkcjonującej relacji.
Nie wiem jakie okoliczności wywołały wyznanie syna, ale intuicyjnie czuję, że coś musiało się wydarzyć. Czy jego słowa wypowiedziane zostały w kłótni, pod wpływem emocji?
Masz szczęście, że syn miał odwagę powiedzieć Ci w oczy to, co myśli o Tobie i waszej relacji.
Też tak to widzę. Dzięki temu wyznaniu wiesz co nie zadziałało i na co powinieneś zwrócić szczególną uwagę. Pamiętaj jednak, żeby teraz przypadkiem nie zacząć uszczęśliwiać syna na siłę, nie narzucać mu się ze swoim towarzystwem, nie "nadrabiać straconych lat", bo możesz tym "zagłaskiwaniem" odnieść skutek odwrotny do zamierzonego.
Bądź uważny i działaj z wyczuciem.
Skoro syn ma 17 lat, to można go zapytać, jakie on poczynił starania, żeby ojca lepiej poznać i zrozumieć. Wymagać i czynić wyrzuty jest łatwo. A widzę, że dobrej woli ojcu nie brakowało.
Odbić piłeczkę też jest łatwo, zamiast otwarcia pola do rozmowy, postawienie bariery. Tak też można, ale wątpię, czy przyniesie efekt wymarzony przez autora.
Trudny temat, poruszający mnie do głębi.
Myślę, że czasu nie da się cofnąć ani nadrobić, ale można pracować nad tym, co jeszcze przed nami.
Fajnie, że syn Ci powiedział, co go bolało. Spróbujcie zbudować Waszą relację na nowo, poznać się i polubić. Wierzę z całego serca, że to jest możliwe.
Nie miałabym pretensji do syna. 17 lat to jeszcze dzieciak. Dodatkowo brał przykład z rodziców, obserwował dobrze i ich zachowania teraz kopiuje.
Zajęłabym się zbudowaniem relacji ojciec-syn na nowo. Powoli, nic na siłę. Pokaż mu, że jesteś - może nie idealny, może po paru porażkach, ale jesteś. Otwarty i gotowy, by coś zmienić. Myślę, że to zaprocentuje.
8 2020-05-04 12:21:46 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-05-04 12:43:22)
Co się stalo, to sie nie odstanie. Faza dorastania wiąże sie nierozerwalnie z podważaniem autorytetu rodzica na każdym froncie Może popełniles jakies błędy, ale to naprawdę da się jeszcze, przynajmniej częsciowo naprawić. Teraz twoj syn wchodzi w wiek, w którym sam zacznie popelniać błędy. Prędzej czy później konsekwencje zaczną spadać na niego (ach, ta dorosłość!
). Najważniejsze teraz aby czuł, że zawsze może na tobie polegać, że pomozesz na ile bedziesz mógl, gdy zwróci sie do ciebie z taką prośbą. Sam też możesz zaproponować pomoc, gdy zauwazysz, że może mu się przydać. Oczywiście, nie chodź za nim i nie pouczaj na każdym, kroku, ale po prostu zawsze bądź i spróbuj go zrozumieć. To naprawdę jest bardzo ważne w okresie dorastania i kiedy ten etap minie, to prawie każdy młody czlowiek w pierwszej kolejności właśnie to w rodzicach docenia.
Odbić piłeczkę też jest łatwo, zamiast otwarcia pola do rozmowy, postawienie bariery. Tak też można, ale wątpię, czy przyniesie efekt wymarzony przez autora.
Oczywiście tak jak ty twierdzisz, można paść na kolana i przepraszać. Czy to przyniesie zamierzony efekt?
Ja osobiście wątpię. Do tego poproszenie o ocenę własnego zachowania jest barierą? Obawiam się, że kiepsko wypadniesz w roli ojca. Ale raz, że jako kobieta nie możesz. Dwa zawsze mogę się mylić.
Balin, nie wymagaj od 17-latka, żeby miał poziom autorefleksji równy dorosłemu człowiekowi po przejściach i z doświadczeniem życiowym.
Nastolatek źle zareaguje na tekst „a co Ty zrobiłeś, żeby mnie zrozumieć i poprawić naszą relację?”. Odbierze to jako atak, a następnie zamknie się w sobie i będzie po rozmowie.
8 letnie dzieci już potrafią panować nad swoją zazdrością i wiedzą, że cała miłość rodzicielska, nie należy się im, ale też siostrze. 17 letni chłop powinien przyjść do ojca i sam przeprosić za swoje zachowanie. A dopiero potem czynić ojcu wyrzuty.
Sama jestem w takiej sytuacji. (Jako córka mam 24lata). Moi rodzice chcą dla mnie dobrze. Tylko nie wiedzą jak powinni ze mną rozmawiać o moich problemach. Rozmów takich prawdziwych brak. Tylko pouczanie jak powinnam coś zrobić. Próbowałam rozmawiać ale nic na siłę. Wyszło na to, że na niektóre tematy w ogóle nie rozmawiamy. Szkoda.
Twój syn szuka kontaktu z Tobą. Czeka Cię dużo rozmów ciężkich. Wesołych pewnie też. Spędzaj czas z synem. Na spokojnie nic na siłę. Ze wspólnej chęci. Z czasem będzie wdzięczny. Może uda się nadrobić stracony czas.
Oczywiście tak jak ty twierdzisz, można paść na kolana i przepraszać. Czy to przyniesie zamierzony efekt?
Ja osobiście wątpię. Do tego poproszenie o ocenę własnego zachowania jest barierą? Obawiam się, że kiepsko wypadniesz w roli ojca. Ale raz, że jako kobieta nie możesz. Dwa zawsze mogę się mylić.
Między słowem "przepraszam Cię" a padaniem na kolana jest różnica.
Można doprowadzić, co proponujesz, do konfrontacji, ale można rzecz przeprowadzić łagodniej. Można. Nie trzeba. To autor zdecyduje, która propozycja jest dla niego, w jego warunkach, lepsza.
Resztę pozostawiam bez komentarza.
8 letnie dzieci już potrafią panować nad swoją zazdrością i wiedzą, że cała miłość rodzicielska, nie należy się im, ale też siostrze. 17 letni chłop powinien przyjść do ojca i sam przeprosić za swoje zachowanie. A dopiero potem czynić ojcu wyrzuty.
Gdy pojawiła się siostra, syn nie miał lat 17, tylko zapewne o wiele mniej. Nie wiemy, jak dzielony był czas rodziców pomiędzy dzieci. Może było tak, że syn był oczkiem w głowie, a po pojawieniu się siostry zszedł na dalszy plan? Może wtedy nikt mu tego nie tłumaczył? Zakładam, że skoro Autor wątku sam przyznaje, że pretensje syna są słuszne, to wie, co pisze...
Będąc zbuntowanym nastolatkiem, ciężko jest przyznać się do błędu i przeprosić. Zwłaszcza, jeśli nie ma się dobrych relacji z rodzicem...
Można doprowadzić, co proponujesz, do konfrontacji,
Między zapytaniem o ocenę własnego zachowania, a konfrontacją jest jednak różnica. Reszta bez komentarza.
Nie manipuluj, żeby wyszło na twoje.
Nie manipuluję. Różnimy się w ocenie sytuacji i proponowanych zachowań. Tylko tyle i aż tyle.
Koniec OT.
Będąc zbuntowanym nastolatkiem, ciężko jest przyznać się do błędu i przeprosić. Zwłaszcza, jeśli nie ma się dobrych relacji z rodzicem...
Ja wychodzę z prostego założenia wychowawczego. Problemy dziecka, są głównie problemami dziecka. To że się nie odrobiło zadania, to wina dziecka. Nie mamy, czy taty. Tak samo w przypadku bycia zbuntowanym nastolatkiem, to problem tego chłopaka.
Przyjęło się ogólnie kobiece podejście wychowawcze. Czyli ciepło, miłość, załatwianie prawie wszystkich spraw za dziecko. A potem jest problem i trzeba się cieszyć, że w ogóle taki gagatek przychodzi i jeszcze zwala winę za to jakim się stał na ojca.
Tak jak pisała Edyta024, rodzic powinien służyć pomocą, radą, swoim czasem w miarę możliwości. Ale też powinien wymagać, uczyć samodzielności i przede wszystkim, nie zwalania winy na wszystkich w koło. On sam jest autorem tego jaki jest. Jeżeli to zrozumie, to tak jak pisze Edyta024, będzie się cieszył ze spotkań z ojcem. A z biegiem czasu widział jego wady i zalety.
przepraszam jeśli pytam głupio ale nie znam się na dzieciach
Czy brak brak zainteresowania zainteresowaniami syna lat 17 i spędzanie czasu z całą rodziną zamiast z każdym osobno to jest jakaś rodzicielska zbrodnia?? Ja nie popieram dla jasności haseł typu jak nie bije kablem i nie pije to jest dobrym ojcem ale te tutaj przykłady wydają mi się niedorzeczne. Moich rodziców też nigdy nie interesowało co interesowało mnie. Mieli ze mną zawody lekkoatletyczne oglądać?
A to wspólne spędzanie czasu to kompletnie do mnie nie dociera co za krzywda i trauma temu towarzyszyła że teraz chłopaka z ojcem tylko nazwisko łączy.
Szczerze to mam ochotę zapytać co się tak na prawdę dzieje w tym domu bo w te powody nie wierzę
Ja wychodzę z prostego założenia wychowawczego. Problemy dziecka, są głównie problemami dziecka. To że się nie odrobiło zadania, to wina dziecka. Nie mamy, czy taty. Tak samo w przypadku bycia zbuntowanym nastolatkiem, to problem tego chłopaka.
To że się nie odrobiło zadania, to jest wina dziecka, która może wynikać z jego lenistwa, zaistniałych okoliczności, ale też z braku wpojonych zasad. Małe dziecko potrzebuje rodzicielskiej pomocy i kontroli, starsze też, ale w innym zakresie, na innych zasadach i zwykle dotyczącej zupełnie innych tematów.
Nigdy w życiu nie odważyłabym się napisać, że problemy dziecka są głównie problemami dziecka, bo sam fakt, że pojawiają się problemy już sygnalizuje, że gdzieś został popełniony błąd. Wychowanie to długofalowy proces, a to co mamy tu i teraz zwykle jest jego efektem, tego ile dziecku poświęcaliśmy uwagi, w jakim zakresie byliśmy mu wsparciem i tak dalej. Dziecko czy nastolatek pozostawiony sam sobie bywa zagubiony, często bezradny, radzi sobie na ile potrafi, ale brak doświadczenia i dojrzałości robi swoje.
Spójrzmy prawdzie w oczy - nikt nie rodzi się dobry albo zły, pracowity albo leniwy, posłuszny albo krnąbrny, nawet jeśli na świat przychodzimy z pewnymi predyspozycjami.
Przyjęło się ogólnie kobiece podejście wychowawcze. Czyli ciepło, miłość, załatwianie prawie wszystkich spraw za dziecko. A potem jest problem i trzeba się cieszyć, że w ogóle taki gagatek przychodzi i jeszcze zwala winę za to jakim się stał na ojca.
Nie wiem skąd u Ciebie przekonanie, że kobiety z zasady są nadopiekuńcze, bo ja twierdzę, że mądre wychowanie to miłość i szacunek, ale nie ma nic wspólnego z usuwaniem dziecku kłód spod nóg. Owszem, część matek na pewno wybrało taki model postępowania, ale zapewniam, że są one mniejszością i zwykle w końcu orientują się, że był to błąd, który będzie miał swoje niepożądane odbicie w dorosłości.
Odnosząc się zaś do drugiej części powyższej wypowiedzi z całą odpowiedzialnością napiszę, że to jaki dziecko ma stosunek do rodzica, w głównej mierze jest wynikiem postępowania rodzica tak w stosunku do dziecka, jak i ogólnie w życiu. Naprawdę dziwi mnie, że nie dostrzegasz tej zależności.
Tyle ciekawych tematów poruszyliście. Roznica miedzy dziecmi to 5 lat. Na sytuacje troche rzutuje fakt ze sam byłem dzieckiem odrzuconym przez swoich rodziców, podrzuconym babci do wychowania. Gdy sam stałem się ojcem 'chciałem dzielić sprawiedliwie', czas, zabawki, zainteresowanie i słodycze. Starszy chyba nawet dostał wiecej bo był pierwszy. To siostra po bracie miała rower, rolki, komputer. Gdy to dostrzegłem zmieniłem. Na to nakłada sie taķze róznica w charakterze. Syn faktycznie 'jest z innej gliny ulepiony'. Przez kilka lat patrzac na dzieci zadawałem sobie pytanie - róznica między nimi to geny czy wychowanie. Łatwo byloby odpowiedziec - eny bo to zwalnia nas z odpowiedzialnosci. Tylę że wychowujemy je tsk sama - a przynajmniej adekwatnie do wieku. Więc jak wytłumaczyć róznice? Wiem, córka jeszcze całość buntu ma przed sobą i zapewne swoje jeszcze pokaże. Syn swoje bunty już przeszedł. Już wyrósl z tego ze mówił na przemian, że albo sie nas wstydzi albo nienawidzi. Teraz zaczyna lepiej oceniać swiat i nas - stąd jego ocena nie jest pozbawiona sensu. Troche pogadalismy wczoraj w nocy ( z rozmową nie mamy problemów), choc nie zdarza sie to często. Niemniej wczorajsze jego stwierdzenie ze nic prócz nazwiska nas nie łączy niestety dalej mi brzmi w uszach. Relacje syn - ojciec są trudne. Trudne jest połączenie siły i męskości z jednej strony i miłosci z drugiej. W sumie tez mógłbym podobne słowa wypowiedzieć o moim ojcu ale on ojcem został na 1 roku studiów. Wybral nauke, mnie wychowała babcia, tak bardzo chcialem byc inny ....
Jesteś najlepszym ojcem, jakim potrafisz być. Nie obwiniaj się.
Niemniej wczorajsze jego stwierdzenie ze nic prócz nazwiska nas nie łączy niestety dalej mi brzmi w uszach. Relacje syn - ojciec są trudne. Trudne jest połączenie siły i męskości z jednej strony i miłosci z drugiej. W sumie tez mógłbym podobne słowa wypowiedzieć o moim ojcu ale on ojcem został na 1 roku studiów. Wybral nauke, mnie wychowała babcia, tak bardzo chcialem byc inny ....
Relacje syn - ojciec, nie muszą, ale rzeczywiście mogą być trudne.
Wiem, że może być Ci nieprzyjemnie, ale na ile potrafisz, postaraj się od tego odciąć, zdystansować, bo poza wbijaniem się w poczucie winy, nic w ten sposób nie osiągniesz. Fajnie, że ze sobą rozmawiacie, bo to z czasem przyniesie efekt. Mimo wszystko może się zdarzyć, że na tym etapie życia obaj poczujecie, że niewiele Was łączy, ale jestem przekonana, że minie kilka lat, syn dojrzeje i na wiele Twoich działań oraz podjętych decyzji spojrzy zupełnie inaczej.
Napisałam wcześniej, ale raz jeszcze powtórzę - bądź uważny i działaj z wyczuciem. Po prostu nie zepsuj tego, co wciąż przed Wami.
To jest bardzo mądre, co napisała Cyngli: jesteś najlepszym ojcem, jakim potrafisz być. Od siebie dodam, że w każde działanie wpisane jest ryzyko, że pomimo włożonego wysiłku i starań, coś nam może nie wyjść tak, jak to sobie założyliśmy.
Na koniec pozwolę sobie zapytać jak wygląda relacja syna z matką? Jaki model wychowania ona przyjęła?
Cyngli napisał/a:Będąc zbuntowanym nastolatkiem, ciężko jest przyznać się do błędu i przeprosić. Zwłaszcza, jeśli nie ma się dobrych relacji z rodzicem...
Ja wychodzę z prostego założenia wychowawczego. Problemy dziecka, są głównie problemami dziecka. To że się nie odrobiło zadania, to wina dziecka. Nie mamy, czy taty. Tak samo w przypadku bycia zbuntowanym nastolatkiem, to problem tego chłopaka.
Przyjęło się ogólnie kobiece podejście wychowawcze. Czyli ciepło, miłość, załatwianie prawie wszystkich spraw za dziecko. A potem jest problem i trzeba się cieszyć, że w ogóle taki gagatek przychodzi i jeszcze zwala winę za to jakim się stał na ojca.
Tak jak pisała Edyta024, rodzic powinien służyć pomocą, radą, swoim czasem w miarę możliwości. Ale też powinien wymagać, uczyć samodzielności i przede wszystkim, nie zwalania winy na wszystkich w koło. On sam jest autorem tego jaki jest. Jeżeli to zrozumie, to tak jak pisze Edyta024, będzie się cieszył ze spotkań z ojcem. A z biegiem czasu widział jego wady i zalety.
Jesli wylaczylbys te seksistowskie myslenie, ze 'to kobiece, a tamto meskie blablabla' to bys byl w stanie lepiej uzywac krytycznego myslenia.
Wielokropek podala logiczny argument. Autor chce byc lepszym ojcem, chce lepszego kontaktu z synem i zeby osiagnac ten cel to rozmowa w proponowany przez nia sposob jest lepsza opcja niz atak. Ty proponujesz atak pod przykrywka 'brania odpowidzialnosci' przez syna...
Tylko, ze to tak nie dziala. Nie wierze, ze jestes tak naiwny co do ludzkiej natury, ze uwazasz jakoby Twoja proponowana odpowiedz prowadzila do dobrego dialogu lub wziecia odpowiedzialnosci za swoje postepowanie. Jestes tego swiadomy, ze nie prowadzi bo sam jestes czlowiekiem doroslym, a jezeli nie masz dobrego badz waznego argumentu to zaraz skupiasz sie albo na plci, albo zarzucasz manipulacje jezeli ktos Ci zwroci uwage. Jezeli Ty jestes tak defensywny to jak myslisz, ze odpowie 17 latek, ktory juz ma zale w stosunku do ojca.
Rady tutaj Foggy dostales dobre. Moim zdaniem to wazne jest wybaczyc sobie, bo robiles to na co wiedza w tamtym czasie Ci pozwalala. Nie mozesz oceniac siebie i swojego przeszlego postepowania na podstawie tego co wiesz teraz. Gdybys cofnal sie w czasie to zachowalbys sie inaczej wlasnie dlatego, ze teraz masz ta informacje od syna. Nie jestesmy wszechmocni i wszechwiedzacy.
Jak juz sobie wybaczysz to porozmawiaj z synem. To jest wazne by nie umniejszac jego uczuc i nie starac sie mowic, ze bylo inaczej. W jego rzeczywistosci jest wlasnie tak. Poniewaz syn jest juz starszym nastolatkiem to mysle, ze dobrze byloby bys Ty takze szczerze wyrazil swoje uczucia. Moim zdaniem powinienes powiedziec mu, ze czujesz sie tak z tym zle i nie wiesz jak sobie wybaczyc te bledy i gryzie Ciebie to.
Taka rozmowa gdzie kazdy mowi co czuje, ale bez ataku moglaby naprawic wasza relacje. Wyjasnij mu tez dlaczego tak postepowales, bo on moze sobie myslec w glowie, ze dlatego, ze nie jest wystarczajaco interesujacy i dobry. Moze myslec, ze on Tobie nie wystarczy.
Jezeli czujesz, ze syn nie szukal kontaktu z Toba i nie probowal dzielic sie pasjami to mozesz zapytac go co w Twoim postepowaniu sprawilo, ze nie zwrocil sie do Ciebie. Czy sie obawial? Czy byl zly? Czy sam sobie robil na zlosc?
Winter.Kween wbrew swojej woli, tylko potwierdzasz co napisałem.
25 2020-05-05 08:45:50 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-05-05 08:51:06)
foggy, z pozoru nic się nie stało. Z pozoru. Zdanie, które budzi mój szacunek to
(...) Troche pogadalismy wczoraj w nocy ( z rozmową nie mamy problemów), choc nie zdarza sie to często. (...)
To pogadanie ma duże znaczenie, to właśnie ono buduje relację. Mieć możliwość pogadania z ojcem to duża sprawa, a jeszcze gdy następuje to po tak trudnych (i do usłyszenia, ale i do powiedzenia) słowach, to dowodzi, jak ważni jesteście dla siebie.
Pozwolę sobie na trochę prywaty.
Pamiętam, kiedy będąc nastolatką wykrzyczałam (nie powiedziałam, a wykrzyczałam) mamie, z którą miałam dobre relacje, że nigdy nie będę zachowywać się tak jak ona, że nie będę taka jak ona. Niestety, moja mama skuliła się, zmartwiała, grobowym głosem powiedziała, że jest jej przykro, odwróciła się ode mnie i w domu przez kilka dni można było powiesić siekierę.
Pamiętam, kiedy nastolatkiem był mój syn. Uwielbiał rozmawiać ze mną, negować wszystkie zasady, prowadzić niezwykle logiczne wywody i oczekiwał mej zmiany poglądów. Siedzieliśmy tak naprzeciw siebie wielokrotnie i długo. Kiedyś miałam już dość i powiedziałam, że nie mam ani siły, ani ochoty z nim się spierać. Na to usłyszałam "To z kim, jak nie z Tobą, mam się kłócić?". I wtedy zrozumiałam, bo wiedziałam od dawna, że tego właśnie potrzebuje nastolatek i rodzic ma mu to dać. Usiadłam i dalej dyskutowaliśmy. Po latach usłyszałam, że bardzo to cenił i ceni, że te spory/kłótnie/dyskusje pozwoliły mu stać się dorosłym. Syn, córka też, wiedzą, że mogą na mnie i męża liczyć. A my wiemy, że możemy liczyć na nich. Warto było usłyszeć pioruńskie trudne słowa i zająć się nie sobą i swoim uczuciami, tylko dzieckiem (niezależnie od jego wieku i płci) i jego potrzebami, a swoje potrzeby zaspakajać gdzie indziej, nie jego kosztem.
Bunt jest trudną sprawą, i dla nastolatka, i dla dorosłego. Bunt polegający na zburzeniu wszystkiego co znane i przekazane przez rodziców pozwala na zbudowanie siebie kawałek po kawałku, zasada po zasadzie. Pozwala na zbudowanie własnej hierarchii wartości. Pozwala na stanie się samodzielnym psychicznie człowiekiem. A po jakimś czasie okazuje się, że zasady dorosłego już dziecka, jego hierarchia wartości mają te same zęby, co nasze i... przypominają nasze, że różnią się one szczegółami.
Przypomniałam sobie o mądrej książce napisanej przez mądrego człowieka, mądrego mężczyznę. To Zdradzony przez ojca Wojciecha Eichelbergera. Przeczytaj ją.
***
W jednej z ostatnio wydanych książek W. Eichelberger przyznał, że relację z synami uratowała jego psychoterapia.
Nie wiem, 17 lat to już prawie dorosły chłopak. Nie w każdej rodzinie trzeba mieć w dzieciach najlepszych kumpli, od wspólnych zainteresowań to już mógłby mieć kolegów i nie musi z tym męczyć rodziców. Moi rodzice też nie mieli żadnych ciekawych zainteresowań przynajmniej dla mnie a moje zainteresowania uważali za zbędne fanaberie i mogłabym według nich zająć się czymś bardziej pożytecznym. Może to dobry moment na rozmowę w stylu jesteś już prawie dorosły, nie będziemy się ze sobą zawsze zgadzać, nie musimy mieć wspólnych poglądów i zainteresowań , szukaj własnej drogi synu a jak będziesz potrzebował pomocy czy chciał pogadać to przyjdź, to "tylko" wspólne nazwisko gwarantuje ci że w razie co ci pomogę.
Swoją drogą jak byłam nastolatką to zazdrościłam innym ich rodziców bo byli własnie ciekawsi, mieli fajne hobby w które wciągali swoje dzieci, jeździli na narty, na kajaki a moi byli tacy nieciekawi i nudni. Ogródek, telewizja, wakacje na plaży cały dzień na ręczniku. Do dziś nie lubię spędzać z nimi za dużo czasu bo są zwyczajnie nudnymi ludźmi ale nie jestem na nich zła z tego powodu
Cóż, śmiem twierdzić, że prawie pełnoletni nie oznacza prawie dorosły...
Myślę, że ocenianie siebie przez pryzmat oceny nastolatka jest ryzykowne. Oczywiście, że popełniłeś jakieś błędy - jak każdy rodzic. Dobrze, że masz tego świadomość i przyjąłeś słowa syna do siebie - pół sukcesu za Tobą, bo myślisz jak to naprawić. Syn dał Ci w ten sposób sygnał, że chciał spędzać z Tobą więcej czasu, a to jest do nadrobienia. Nie mam jeszcze dziecka w wieku nastoletnim, ale jak sobie przypomnę siebie z tego okresu to bardzo marzyłam o tym, żeby któreś z rodziców poświęciło mi w pełni czas ale tak naprawdę tylko dla mnie. Żebyśmy poszli razem na spacer porozmawiali, na pizzę czy gdzieś pojechali. Błędy jakie wymieniasz - spędzanie czasu z całą rodziną , nie pojedynczo, to naprawdę jest coś do nadrobienia. Relacja z synem będzie teraz inna, ale masz od niego sygnał, że w sumie dojrzały dzieciak z niego - musiało go dużo kosztować to "wyznanie". On powiedział Ci o swoich odczuciach, pewnie w ciężki sposób dla Ciebie, ale zależy mu na relacji z tatą. Porozmawiaj z nim szczerze, przeproś, ustalcie że będziecie mieć jakieś swoje męskie wyjścia. Nie umartwiaj się, to nie ma sensu. Jesteś najlepszym tatą jakim potrafisz być.