Witajcie,
Od jakiś 6 miesięcy w moim związku nie dzieje się dobrze. Chyba że to ja przesadzam i jest dobrze - dlatego też chciałbym by osoby trzecie spojrzały na całą sytuację "trzeźwym okiem".
Od 2 lat jestem w związku z kobietą starszą ode mnie o 17 lat. Ja 25 ona 42. Zauroczyła mnie swoją osobowością, mamy podobne poczucie humoru - ogólnie och i ach. Zanim się ze sobą związaliśmy przez rok byliśmy przyjaciółmi. Dużo tematów obgadaliśmy, więc decyzja o byciu razem była przemyślana.
Na początku oczywiście było wspaniale- w końcu przez pewien czas trwał ten element zauroczenia i silnej wzajemnej fascynacji. Myślę, że właśnie 6 miesięcy temu spadły mi z oczy różowe okulary i realnie myślę o naszym związku.
Otóż od 2 lat widzimy się tylko RAZ w tygodniu. Mieszkamy od siebie około 12,5 km. Oboje mamy jednozmianową pracę i wolne weekendy, więc wizyta popołudniowa nie powinna być kłopotem - jak ma się chęć, oczywiście.
Wizyta raz tygodniu od 13 do 22:30. Od 2 lat spaliśmy we wspólnym łóżku raz, na jakimś przyjęciu. Mieszka sama, więc nocowanie i spędzenie razem więcej czasu nie powinno być problemem.
Mówiła, że łóżko jest za małe i niestety to odpada. Chciałem się dorzucić do łóżka byśmy mieli fajne miejsce - nie. Zorganizuję materac do spania - nie. Cóż...
Kiedy mówi mi, że się w sobotę się nie zobaczymy, to następna wizyta jest dopiero za tydzień - chociaż i to nie jest pewne. Oferuję pomoc w mieszkaniu (sprzątanie, mycie okien) - to nie jest poniżej mojej godności , by być po prostu razem, też nie. Nigdy nie zaplanowaliśmy wspólnie urlopu, by móc razem gdzieś wybyć - proponowałem. Chodzimy do knajp, kin itp.
Przede mną przez 9 lat była sama - nie chciała się wiązać, po prostu. Jestem zdania, że po 2 latach powinno coś ruszyć - a wygląda na to, że jej to odpowiada. Mnie przez pewien czas także było super, jednakże ten czas już minął.
Oczywiście rozmawialiśmy o całej sytuacji, doszliśmy do porozumienia, że zwiększymy częstotliwość spotkań, jednak za jakiś czas wróciło to do starego schematu.
W listopadzie mieliśmy miesiąc przerwy, bo też się o to pokłóciliśmy. Temat obgadany i znowu to samo.
Ostatnimi czasy coś we mnie pękło, nie mam ochoty dzwonić, pisać, na myśl o sobocie już mam paskudny humor, bo jak wybije godzina 22:30 to zostanę odesłany do domu. Śnieg, deszcz - nie ma znaczenia. Zastanawia mnie jakby się czuła, gdyby ja tak się zachował ? Mówić osobie, którą się kocha, żeby jechała już sobie to domu. Chociaż niedziela jest cała wolna.
Myślę, że jestem tam tylko dla umilenia jej czasu - pójście do łóżka i pogadanie sobie na luźne tematy.
Jestem zdania, że jeśli darzy się osobę uczuciem, to chce się z nią spędzać dużo czasu, bo to wzmacnia więzi między partnerami i dajemy się poznać. Wizyty jednotygodniowe przy takiej odległości są dla mnie już niewystarczające.
Uff. Kto dokończył. Dziękuję. Chętnie wysłucham osób, które wypowiedzą się na powyższy tekst.
Pozdrawiam,