Cześć Wszystkim!
1 raz udzielam się na tego typu forum, ale muszę się anonimowo wygadać. Jestem aktualnie na etapie leczenie serca, po krótkiej, ale intensywnej relacji.
Napiszę po krótkie, o ile to możliwe.
Poznaliśmy się we wrześniu, zeszłego roku na znanym portalu randkowym. Byłam tam dosłownie godzinę, pojawił się on i przenieśliśmy się na innym komunikator plus telefon. Byłam wtedy w innym mieście w delegacji, więc nasze rozmowy trwały 2 tygodnie. Później wróciłam, spotkaliśmy się i wszystko zagrało. Niestety do końca stycznia widzieliśmy się tylko 5 razy, byłam w rozjazdach w innych Państwach, podpisałam zobowiązujące aneksy. W tym czasie kontakt był codziennie, zawsze 2-3 godziny rozmów przez telefon wieczorem i także kontakt pisany w ciągu dnia. Budziliśmy się i chodziliśmy razem spać. Milion zdjęć, planów i wyznań.
Poznaliśmy na odległość swoje zwyczaje, zainteresowania, dużo rozmów o uczuciach, przeszłości i przeszłości. Odsłoniłam się całkowicie i doszło nawet z jego strony do słowa kocham, które odwzajemniłam. Mówił, że nigdy tak nie czuł, że mnie sobie wymarzył i czeka tylko na stałą obecność. Pomógł mi nawet załatwić kilka spraw, zawsze pomocny i zainteresowany. W listopadzie zaczęły się pierwsze problemy, bo ciążyła nam odległość i pragnął obecności. W grudniu napisał, że coś się zmienia, że walczy o tą znajomość i chce jej, ale jeśli podpiszę kolejny aneks ( firma wyszła z propozycją do maja ), to coś się w nim zmieni.
Podpisałam, bo to był ważny projekt, firma wpompowała w to środki i czułam się zobowiązana. Jednocześnie miałam jakieś opory, żeby przyjeżdżał do mnie jak byłam w delegacji, ja od września do listopada bałam się zaangażowania, a co raz więcej czułam ( rok wcześniej zmarł mój narzeczony, po 9 latach bycia razem, stąd trauma i blokady ), które on rozumiał i powoli łamał. Odbyliśmy na ten temat setki rozmów, szukaliśmy rozwiązań i mieliśmy razem to zmienić, aby to uczucie zwyciężyło.
Jak wspomniałam wyżej w grudniu zaczęło się coś zmieniać i pisał, że już nie może mi nic obiecać. Ta sytuacja trwała 2 tygodnie, mieliśmy znikomy kontakt, głównie pisał, że on się wypruł z emocji i starań o mnie przez te kilka msc i teraz moja kolej. Jak mi zależy to mam walczyć, albo odpuścić. Zaczęłam negocjacje z firmą i gdy widziałam, że to wisi na włoku, złożyłam rezygnacje z miesięcznym wypowiedzeniem. 2 ostatnie tygodnie projektu miałam dokończyć na miejscu, jako dogranie papierów i podsumowanie. Wróciłam, napisałam mu, że wracam na tydzień przed. Nie wierzył, bo zarzucał mi, że często zmieniam zdanie i jak będę to mam dać znać. Przyjechałam do niego, zadzwoniłam i spotkaliśmy się. To było pod koniec stycznia.
Spotykaliśmy się cały luty, ale nie tak często jak tego pragnęłam, mimo że miałam multum czasu, ze względu na home office. Rozumiałam jego pracę, treningi, spotkania rodzinne, więc to 1 spotkanie w tygodniu by mnie w pełni satysfakcjonowało, gdybym czuła, że mu zależy. A on zaczął mi odpisywać na smsa po 6h, wcześniej to nie miało miejsca. Obserwowałam to przez jakiś czas i na początku marca zaczęłam pytać, czy mu mniej zależy, czy już nie czuje, czy jestem mało ważna. Słyszałam ciągle to samo, że po tym wszystkim ( on głównie walczył o tą relację od września do grudnia - w kwestii mojej blokady częstszych spotkań, wychodził z inicjatywą ) musi na spokojnie przemyśleć i poczuć. Niestety z emocji zaczęłam się dopytywać co się zmieniło, bo bardzo cenię sobie rozmowę i zawsze między nami ona grała 1 skrzypce i nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie chce tego przegadać, jakoś mnie uspokoić, że mu zależy, że będzie się starał, odrobinę bardziej niż to robił, czyli zbywając temat. Moimi pytaniami wywołałam jego awersję i wszystko popsuło się 14 marca. Odpisał na moją wiadomość, dopiero po próbie dzwonienie do niego, czyli po kilku godzinach. Odpisał z wykrzyknikami, że mam dokładnie przeczytać co napisał kilka dni temu, że ciągle wałkuję tej sam temat, że osaczam go, odkąd wróciłam i nie daję mu chwili pomyśleć. W tym momencie dotarło do mnie, że on się dystansuje, że chyba nie czuje, że to minęło. To był jakiś cios. Napisałam mu spokojnego smsa wieczorem i czekałam do popołudnia aż odp, niestety cisza. Następnego dnia dzwoniłam 2 razy, nie odebrał. Mieszkamy 15 minut do siebie, więc odważyłam się odwiedzić go, wcześniej dzwoniąc - nie odebrał, zadzwoniłam domofonem i z łaski odebrał, bo wiedział, że jestem pod mieszkaniem. On był wtedy 2 dni w domu na rzekomej kwarantannie, ze względu na pracę. Nie mógł się ze mną widzieć, ale porozmawialiśmy 15 minut, w trakcie których nakrzyczał na mnie, że potrzebuje spokoju, że go osaczam, że to tak nie zadziała i że nie mam na niego czekać.
Mając w głowie jego wszystkie słowa, stwierdziłam, że to przez złość i życiowe poirytowanie, bo skoro tak kochał i wcześniej to on walczył, to teraz ja będę.
Nie brałam pod uwagę poważnie jego słów i następnie dnia znowu napisałam spokojne wiadomości i zero odzewu. Wpadłam w emocjonalny szał 1 raz w życiu i jednego dnia napisałam mu 12 smsów i 10 razy dzwoniłam, wszystko odrzucał. Czułam się oszukana i jawnie mu to pisałam, a on że szukam winnego i nie da się wkręcić, bo wcześniej się starał wiele ms, a ja obudziłam się za późno, mówił że oświadczył mi prędzej, że coś się zmieniło w nim i nie może nic obiecać. Słowa były mocne, ale nie obraźliwe, bardzo dosadne z dwóch stron.
Napisałam także na media społecznościowe, ale nie czytał moich wywodów i chęci wyjaśnienia w cztery oczy i się bardziej nakręciłam. Napisałam nawet e-maila, mając nadzieję, że odczyta i spotka się ze mną. Wyszłam na totalną wariatkę i w jego oczach na psychopatkę, to jest 1 raz kiedy się tak zachowałam, bo mi tak zależało. Nikt mi nigdy nie poświecił tyle czasu, emocji, troski co ta osoba. Zakochałam się szczerze i chciałam pokazać, że walczę, ale chyba z odwrotnym skutkiem. Z jego strony było ciągle ( jeśli odp raz na 3 dni ), że osaczam, zadaję te sama pytania i prosił o spokój. Po tym tygodniu pisania i dzwonienia, dałam sobie na 5 dni spokój. Odezwałam się spokojnie czy możemy się spotkać porozmawiać, zero odzewu. Poczułam się ze wszystkim oszukana, z tymi słowami ile to on czuje, że takiej kobiety szukał, że ja zrezygnowałam z dobrze płatnej pracy, aby związek miał sens i dać mu obecność, że zrobiłam 1 krok w jego stronę, a on się cofnął. Nie było w nim entuzjazmu, chęci, może miałam za duże oczekiwania?
W końcu się spotkaliśmy ( przez moje naciski ), umówiliśmy się na południe, ale on od rana mi nie odp, więc wybrałam się do niego, chcąc to zakończyć definitywnie i pożegnać się jak dorośli. Auto stało pod domem, więc zadzwoniłam na telefon. Odebrał po 3 połączeniu i 20 minutach stania pod jego domem, był zły, że przyszłam mimo że nie ustaliliśmy godziny i przeszkodziłam mu w domowych czynnościach. Zrobił mi herbatę i w trakcie rozmowy sprzątał kuchnię. Poczułam się olana. Mówił, że nic nowego mi nie powie, bo wszystko napisał i że chce spokoju i uspokojenia emocji, że ma jedyny dzień wolny i sporo zajęć, tak zwany napięty grafik, że nie mogę go nachodzić w domu i czuje się osaczony. Pogadaliśmy 30 minut, uścisnęliśmy się na pożegnanie i wyszłam.
Za dwa dni napisałam mu pierwsza smsa na dobranoc, odpisał. Na drugi dzień 1 smsa i czekałam 7 h aż odpowie, odpisał, ale bardzo neutralnie. Trzeciego dnia zapytałam, żeby napisał czy jest jakaś nadzieja, nie odp wcale. Więc kolejnego dnia na spokojnie napisałam mu, że milczenie jest wymowne i rozumiem, że nikogo nie można zmusić żeby chciał. Przeprosiłam jeszcze raz za dzwonienie i pisanie, wyjaśniłam ponownie, że to z emocji i ze strachu i że ja taka nie jestem, tylko zależało mi na tej znajomości i zawsze mówił, że mam walczyć, że czyny pokazują jak kochamy. Życzyłam mu powodzenia i niech trzyma się ciepło.
Tak w głębi serca sądziłam, że może za 2 lub 4 tygodnie odezwie się, że może musi przemyśleć i potrzebuje więcej czasu. Oglądając jednak zdjęcia na jego IG zobaczyłam, że dodał nową osobą, a ma wyselekcjonowane grono. W dodatku to była dziewczyna mieszkająca w klatce obok, taki zbieg okoliczności. Moja intuicja mnie nie zawiodła, bo postawiłam wszystko na jedną kartę i odezwałam się do niej, prosząc o dyskrecję. Okazało się, że jest to jego ex, s którą był w zeszłym roku 3msc, 1 dziewczyna po jego długim rozstaniu. 10 lat młodsza i rzekomo dlatego, nie chciał kontynuować tej relacji, bo mieli inny pogląd na życie. Napisała mi, że odezwał się do niej pierwszy raz 25.02, po tym jak zobaczył ją w aucie na światłach, od tej pory pisał co kilka dni, co słychać, że może wpadnie odebrać swoje rzeczy ( których nie wysłał jej wiele msc temu ) i że chciałby porozmawiać w cztery oczy, dlaczego z nią zerwał bez powodu. Ona go zbywała, bo także kiedyś się zaangażowała w znajomość, sądziła, że im się układa, aż raptownie on zakończył tą znajomość przez smsa. Najlepsze jest to, że zaprosił ją na kolację z winem kilka dni temu, wcześniej pytając kiedy ma czas i że miło im się spędzało kiedyś czas, to może i wieczór będzie miły, oczywiście napisała, że to zły pomysł, na co on że rozumie i szanuje.
To mnie zabolało, bo jeszcze 2 tygodnie byliśmy razem, a on po takim czasie wypisuje do swojej byłej i zaprasza na kolację z winem, nie mając dla mnie czasu na konkretną rozmowę i wyjaśnienia. Wcześniej twierdził, że on taki nie jest, że po rozstaniu musi uspokoić emocje i dojść do siebie, widocznie nie byłam ważna. Po uzgodnieniu z tą kobietą, napisałam mu, że wszystko wiem. Oczywiście zareagował w sposób krzykliwy, pisząc z wykrzyknikami, że nie mogę go śledzić, nie mogę wypytywać jego znajomych o niego, że nic nas nie łączy, nic mi nie obiecywał i nie byliśmy razem - sądziłam, że byliśmy, widocznie byłam w błędzie. Myślałam, że ludzie po 30 nie muszą sobie mówić: chodzimy ze sobą. Napisałam mu dosadnie, że zostałam oszukana, że przedstawił mi mylną wersję siebie, że faszerował mnie mrzonkami o sobie, o swoim wnętrzu i zasadach. Napisałam mu, że nie ma kręgosłupa moralnego, o którym tyle mówił i jest zwykłym dupkiem, zapraszając swoją ex, a wcześniej twierdził, że ona była błędem i nic do niej nie czuł, wiadomo na co i do czego szukał, to przykre.
Wiem, że wyszłam na kompletną wariatkę, która wypisywała, dzwoniła, nachodziła w domu te dwa razy, pisała e-maile i rozmawiała z sąsiadką, która były właśnie tą jego ex ( świat jest mały ). Zrobiłam z siebie psychopatkę i straciłam dumę, ale tak mi zakręcił w głowie, tak mi naopowiadał, tyle mieliśmy połączeń, wspólnych cech i zainteresowań. Poznał wszystkie moje, a ja jego sekrety. Nigdy przed nikim się tak nie otworzyłam. Kiedy zrobiłam krok w jego stronę, poważny to on zamiast budować, to niszczył. Nie czułam zainteresowania, moja intuicja szalała. Niby miał prawo inicjować kontakt z byłą partnerką, skoro wszystko skończone, ale i tak zabolało. To za szybko, po tych intensywnych msc. Czuję się tak jakby to wszystko było kłamstwem i ogromna pustka. Sądziłam, że spotkałam najlepszego przyjaciela i partnera, że to dojrzały facet z poukładaną głową.
Co o tym wszystkim myślicie? Uważacie, że jest w tym tylko moja wina?
Najgorszy jest aktualny czas, praca w domu ( na szczęście mam inny etat, w tej samej firmie, bez delegacji w przyszłości ) i nie myślenie o nim. W ostatnim smsie pisał, że mam dać mu spokój, że ma mnie dosyć i nie chce nigdy jakiegokolwiek kontaktu. Oczywiście to przyjęłam i niczym się nie łudzę, nie mam już zamiaru do niego pisać. Dzisiaj rano wysłałam przemyślaną wiadomość, ostatnią i nawet nie wiem czy odczytał czy skasował, bo to już nie ważne. Jak widać byłam na koniec mało istotnym elementem w jego życiu.