W trakcie pierwszego roku studiów zdobyłam bardzo dobrą pracę, więc przerwałam studia i poszłam do pracy 200km od domu. Pracodawca wynajął mi kawalerkę i mieszkałam sobie sama, w każdy piątek po pracy wyjeżdżałam do domu, aby w niedzielę na wieczór wrócić.
Pewnego dnia zgubiłam teczkę z papierami osobistymi, zorientowałam się w domu... jednak za chwilę dzwonek do drzwi i stał młody chłopak z moją teczką. Na szczęście w środku był mój adres. Chciałam mu dać 100 zł znaleźnego, ale bronił się jak mógł, aby nie wziąć i nie wziął. Od tego dnia codziennie go widywałam w sklepie. Zawsze pozdrowialiśmy się usmiechem i zamieniliśmy kilka słów, nigdy dłużej, zawsze krótko. Często powiedział coś zabawnego co mnie rozbawiało. Trwało to kilka miesięcy, aż do moich urodzin kiedy zapukał do mnie z bukietem kwiatów. Zdziwiło mnie to, ale skojarzyłam, że w papierach przeczytał moją datę urodzenia. Chciałam go zaprosić, ale nie chciał się napraszać, nalegałam, nie skorzystał.
Nadal gdy szłam do sklepu po drugiej stronie ulicy to go spotykała, ja kupowałam jakieś bułki, jogurty on też coś tam, chleb, napoje itd. Nie próbowałam go zapraszać, on nie próbował się do mnie wpraszać. Na prawdę nie pamiętam dnia kiedy bym go nie spotkała w sklepie, zawsze go spotykałam. Kiedyś na moje pytanie powiedział, ze mieszka 3 domy dalej. Kolega z pracy gdy mu o tym opowiedziałam, powiedział, że to nie może być przypadek, abym rozejrzała się, to może coś zobaczę ciekawego. Może podląda mnie przez okno, ale to nie możliwe, bo przed moim oknem nie ma innych budynków, 4 piętro więc nie ma jak mnie podglądac.
Nie zauważyłam też, aby ktoś za mną chodził, ani on, ani ktoś, kilka razy specjalnie poszłam na spacer po okolicy, wracając wstąpiłam do sklepu po sok w kartonie, chłopak akurat też szedł na zakupy. Uśmiechnęliśmy się do siebie, powiedział jakiś dowcip, uśmiałam się i w sklepie już nic do mnie nie miał.
Nigdy nie pytałam go ile ma lat, ale wyglądał młodo. Może 16, może 18...
Zbliżały się moje urodziny, tydzień wcześniej zapytałam go w sklepie, czy chce przyjść do mnie na urodziny, powiedział że nie. Nalegałam. Powiedział, że nie. To temat zamknęłam. W dniu urodzin przyszedł z kwiatami, nie wpuściłam go, nie otworzyłam drzwi.
Przez następne pół roku, poważnie, przez pół roku olewałam go w sklepie, nie odzywałam się, nie odpowiadałam ja jego dzień dobry, nie śmiałam się z jego dowcipów. Przez kolejne pół roku, chyba mu trochę minęło, ale nadal widywaliśmy się w sklepie na drobnych zakupach, mijaliśmy się bez słowa.
Któregoś dnia, który wydawał mi się przypadkowy przyszedł do mnie z kwiatami, otworzyłam drzwi, złożył mi życzenia z okazji 8000 dnia życia, taka okrągła rocznica. Zapraszałam go do środka, aby posiedzieć, pogadać, ale był tak uparty i tak stanowczy, ze nie dał się zaprosić, powiedziałam mu, że jest facetem bez jaj i tchórzem, w sklepie, jest miły, smiały, a jak chcę go zaprosić aby pogadać, to tchórzy. Chicłam z nim pogadać na ulicy to zawsze mówił, że się spieszy.
W pracy mi mówili, że projekt się kończy...
Pewnego dnia zapytałam go czy pomoże mi jutro przynieść zakupy z hipernerketu, umówilismy, się po drodze trochę pogadaliśmy, chłopak okazał się inteligentny, wszedł do mnie, zobaczył 2 laptopy, jeden laptop popsuty, powiedział, że może spróbowac go postawić na nogi, na chwilę poszedł do domu i przyniósł jakieś pendrivy i płyty komputerowe i siedział u mnie i coś robił z tym laptopem, głupio mi było go wyganiać, zbliżała się północ, zapytałam, czy może musi iśc do domu, zobowiązał się, że mi naprawi laptop, to siedzi i mi naprawia, zapytałam, czy zostanie u mnie na noc, że może wziąć ten laptop do siebie, nie chciał. Zrobił chwilę przerwy, w końcu wkurzyłam sie i mówię mu, ze koniec... niech nie kończy i wtedy tak na mnie spojrzał, taki błysk iskra w oku, ze wylądowaliśmy w łóżku.
Nad ranem powtórka.
ponieważ praca mi się skończyła, więc oddałam mieszkanie i wyjechałam. Zmieniłam numer telefonu. Zastanawiam się czy tym co się stało, czy go skrzywdziłam ?
czy chodziło mu tylko o to ? ale brakowało mu śmiałości ?