Witam, potrzebuje porady. Jestem w związku z partnerem od 3 lat. Mieszkamy u niego( mieszkanie od rodziców), dokładam się do budżetu, on ma jeszcze mieszkanie po dziadku które generuje koszt 550 zł miesięcznie. Mam trochę oszczędności, chciałam dobrać kredyt i kupić kawalerkę pod wynajem i dla zabezpieczenia siebie na przyszłość bo różnie w zyciu bywa. On się nie zgadza, uważa ze skoro jesteśmy razem powinnismy kupić to wspolnie on dołoży polowe pieniędzy i obejdzie się bez kredytu. Ja jednak obawiam się, ze w razie rozstania będę kłócić się o swoje mieszkanie, np bd chciała sprzedać, on nie itp. Jestem tez zdania ze jeśli on ma 2 mieszkania a jedno generuje koszt ja tez powinnam mieć coś swojego bo to sprawiedliwie nawet jeśli tez będzie generować koszt bo aktualnie z wspólnego budżetu tracimy 550 zł a ja za jakiś czas mogę nic nie mieć do tego. Nie chce brzmieć jak materialistka, kocham go, chce z nim być ale życie pisze różne scenariusze i jeśli się rozstaniemy ja nie będę miała nic...
Witam
Kojarzę cię z innego forum i chyba mamy podobne o nim zdanie skoro spotykamy się tutaj.
Osobiście bardzo dobrze cię rozumiem. Moja sytuacja wyglądała tak, że miałam mieszkanie po zmarłym tacie. Poznałam mojego partnera i nastał czas że zaczęliśmy myśleć o sobie na poważnie, czyli ślub, wspólne mieszkanie i kredyt. Miałam ogromne obawy o to, że skoro ja mam mieszkanie które chce sprzedać i mamy wspólnie wziąć kredyt aby móc kupić coś większego to co się stanie jak nie wyjdzie? Czy nie lepiej zachować to moje obecne mieszkanie i aby było uczciwie razem wziąć większy kredyt na nowe wspólne mieszkanie? Nie wiem jak ci doradzić, ponieważ ja miałam takie obawy przez dłuższy czas, dość sporo rozmawiałam z moimi bliskimi na ten temat, oraz z moim partnerem. W sumie chyba żadne rozmowy nie pomogły, musiałam sama to wszystko przemyśleć i dojrzeć do tej decyzji. Z tego co ty piszesz, nie podoba mi się podejście twojego partnera. Ponieważ zakazuje ci dbania o własne dobro mając dokładnie takie same zabezpieczenie jakie ty chcesz mieć, dla mnie jest hipokrytą i może dąży do tego aby mieć nad tobą przewagę. Że w razie czego to ty będziesz uzależniona od niego i nigdy nie odejdziesz.
Czemu tego drugiego mieszkania on nie wynajmie zeby przynosilo zysk zamiast strat?
A Ty kupuj jezeli potrzebujesz ale zawsze mozesz kase odkladac a kupic w przypadku rozstania, a nie juz teraz na zapas. Myslenie juz o rozstaniu nie wrozy Wam dobrze.
4 2020-02-02 16:51:36 Ostatnio edytowany przez Kama22089 (2020-02-02 16:52:19)
niestety poprzez skaplikowana sytuacje prawna to jego mieszkanie generuje koszt. Wiem, ze ta sytuacja nie wróży nam dobrze ale dla mnie jest ważne poczucie bezpieczeństwa. Czemu może mieć je on, zaś ja nie mam do niego prawa? Dlatego myśle, ze sprawiedliwie jest kupno mieszkania na siebie, płacenie rat, tak samo jak płaci on za tamto mieszkanie a wyrazie problemów każde z nas jest zabezpieczone, uczciwie. Bo raczej teraz nie myślimy o rozstaniu ale różne przypadki świat widział. On tego nie rozumie, twierdzi ze jak jesteśmy razem powinnismy razem budować swój majątek a jego mieszkania były jeszcze przędu mną. Jak mam mu to wytlumaczyc? Próbowałam już wszystkiego. A może to ja zbyt egoistycznie myśle?
Witam
Kojarzę cię z innego forum i chyba mamy podobne o nim zdanie skoro spotykamy się tutaj.
Osobiście bardzo dobrze cię rozumiem. Moja sytuacja wyglądała tak, że miałam mieszkanie po zmarłym tacie. Poznałam mojego partnera i nastał czas że zaczęliśmy myśleć o sobie na poważnie, czyli ślub, wspólne mieszkanie i kredyt. Miałam ogromne obawy o to, że skoro ja mam mieszkanie które chce sprzedać i mamy wspólnie wziąć kredyt aby móc kupić coś większego to co się stanie jak nie wyjdzie? Czy nie lepiej zachować to moje obecne mieszkanie i aby było uczciwie razem wziąć większy kredyt na nowe wspólne mieszkanie? Nie wiem jak ci doradzić, ponieważ ja miałam takie obawy przez dłuższy czas, dość sporo rozmawiałam z moimi bliskimi na ten temat, oraz z moim partnerem. W sumie chyba żadne rozmowy nie pomogły, musiałam sama to wszystko przemyśleć i dojrzeć do tej decyzji. Z tego co ty piszesz, nie podoba mi się podejście twojego partnera. Ponieważ zakazuje ci dbania o własne dobro mając dokładnie takie same zabezpieczenie jakie ty chcesz mieć, dla mnie jest hipokrytą i może dąży do tego aby mieć nad tobą przewagę. Że w razie czego to ty będziesz uzależniona od niego i nigdy nie odejdziesz.
Jaka decyzje podjelas? Może, to mi ułatwi moja decyzje.
A jaki Ty masz problem z jego mieszkaniami, bo troche nie rozumiem. W sensie chcialabys zostac ich wspolwlascicielką? Ale z jakiej paki skoro to jego mieszkania? Nawet gdyby teraz dostal jakies mieszkanie, to dalej nie upowaznia Cię do bycia wspolwlascicielką. Bo niby z jakiej paki i po co? Ma mieszkania to ma. Jak sama widzisz więcej z nimi problemow niz radosci.
Raz mowisz, ze to 550zl idzie z Waszej wspolnej kasy, a teraz mowisz, ze to on to splaca. Wiec jak jest naprawde?
Stac Cie na splacanie kredytu? Czy tez bedziesz oczekiwac, ze rata bedzie szla z wspolnej kasy?
A sytuacje prawną mieszkania zawsze mozna unormowac jak sie chce.
Tu problemem nie jest to, ze Ty nie masz mieszkania. Problemem jest Twoje podejscie. Nie masz poczucia bezpieczenstwa w tym związku? Czy on Ci w jakis sposob pokazuje, ze bez mieszkania jestes gorsza?
Czemu poczucie bezpieczenstwa dla Ciebie to mieszkanie? Skoro masz kase na kredyt to w razie rozstania bez problemu bedzie Cie stac na kupno kawalerki i wyprowadzenie sie od partnera. Ty juz zakladasz, ze nawet to mieszkanie tez moze generowac straty, bo skoro on jest stratny to Ty tez mozesz byc. Nie widze w tym grama logiki.
7 2020-02-02 17:09:14 Ostatnio edytowany przez Kama22089 (2020-02-02 17:22:04)
A jaki Ty masz problem z jego mieszkaniami, bo troche nie rozumiem. W sensie chcialabys zostac ich wspolwlascicielką? Ale z jakiej paki skoro to jego mieszkania? Nawet gdyby teraz dostal jakies mieszkanie, to dalej nie upowaznia Cię do bycia wspolwlascicielką. Bo niby z jakiej paki i po co? Ma mieszkania to ma. Jak sama widzisz więcej z nimi problemow niz radosci.
Raz mowisz, ze to 550zl idzie z Waszej wspolnej kasy, a teraz mowisz, ze to on to splaca. Wiec jak jest naprawde?
Stac Cie na splacanie kredytu? Czy tez bedziesz oczekiwac, ze rata bedzie szla z wspolnej kasy?A sytuacje prawną mieszkania zawsze mozna unormowac jak sie chce.
Tu problemem nie jest to, ze Ty nie masz mieszkania. Problemem jest Twoje podejscie. Nie masz poczucia bezpieczenstwa w tym związku? Czy on Ci w jakis sposob pokazuje, ze bez mieszkania jestes gorsza?
Czemu poczucie bezpieczenstwa dla Ciebie to mieszkanie? Skoro masz kase na kredyt to w razie rozstania bez problemu bedzie Cie stac na kupno kawalerki i wyprowadzenie sie od partnera. Ty juz zakladasz, ze nawet to mieszkanie tez moze generowac straty, bo skoro on jest stratny to Ty tez mozesz byc. Nie widze w tym grama logiki.
Nie mam problemu z jego mieszkaniam. Mam możliwość kupna mieszkania w bardzo atrakcyjnej cenie. Uważam ze by miec poczucie bezpieczeństwa, stać mnie na nie w pojedynkę, to sprawiedliwie byłoby kupić tylko na siebie. Mamy wspólny budżet, i teraz z tego budżetu płacimy 550 zł na JEGO mieszkanie. Nie mówię o mieszkaniu w którym mieszkamy. Moje mieszkanie byłoby na wynajem. Ale nawet gdyby generowało koszty to wg mnie dalej jest to sprawiedliwe bo jego mieszkanie tez generuje koszt czyli dokładam do niego a w razie kłopotów w związku nic nie mam. Piszesz ze nawet gdyby teraz dostał mieszkanie to nic mi do tego. To dlaczego jemu coś ma być do mojego które chce kupić? I tak, wszystko rozchodzi się o to mieszkanie które nigdy nie będzie moje, a dokładam się do płacenia za nie nie mieszkają w nim. Miał je przede mną, Ok. Ale teraz tez za nie płace wiec może on tez może płacić za moje? (Ze wspólnego budżetu). Bo on uważa ze gdy jesteśmy razem to budujemy majątek razem. A nie będzie się dokładał do czegoś co nie jego. Ja jakoś mogę, dokładam się do jego mieszkania i wcale mu to nie przeszkadza.
Bezapelacyjnie. Rozsądek dobrze Ci podpowiada. Zadbaj o to, by w razie "w" - mieć gdzie wrócić bez szarpania się.
Ja też uważam, że jeśli cię stać to jak najbardziej, kup sobie to mieszkanie.
Abyś nie byłą zależna mieszkaniowo od partnera.
A poza tym lokata w nieruchomość to dobra decyzja. Lepiej niż trzymać kasę na koncie lub w skarpecie.
Lady Loka napisał/a:A jaki Ty masz problem z jego mieszkaniami, bo troche nie rozumiem. W sensie chcialabys zostac ich wspolwlascicielką? Ale z jakiej paki skoro to jego mieszkania? Nawet gdyby teraz dostal jakies mieszkanie, to dalej nie upowaznia Cię do bycia wspolwlascicielką. Bo niby z jakiej paki i po co? Ma mieszkania to ma. Jak sama widzisz więcej z nimi problemow niz radosci.
Raz mowisz, ze to 550zl idzie z Waszej wspolnej kasy, a teraz mowisz, ze to on to splaca. Wiec jak jest naprawde?
Stac Cie na splacanie kredytu? Czy tez bedziesz oczekiwac, ze rata bedzie szla z wspolnej kasy?A sytuacje prawną mieszkania zawsze mozna unormowac jak sie chce.
Tu problemem nie jest to, ze Ty nie masz mieszkania. Problemem jest Twoje podejscie. Nie masz poczucia bezpieczenstwa w tym związku? Czy on Ci w jakis sposob pokazuje, ze bez mieszkania jestes gorsza?
Czemu poczucie bezpieczenstwa dla Ciebie to mieszkanie? Skoro masz kase na kredyt to w razie rozstania bez problemu bedzie Cie stac na kupno kawalerki i wyprowadzenie sie od partnera. Ty juz zakladasz, ze nawet to mieszkanie tez moze generowac straty, bo skoro on jest stratny to Ty tez mozesz byc. Nie widze w tym grama logiki.Nie mam problemu z jego mieszkaniam. Mam możliwość kupna mieszkania w bardzo atrakcyjnej cenie. Uważam ze by miec poczucie bezpieczeństwa, stać mnie na nie w pojedynkę, to sprawiedliwie byłoby kupić tylko na siebie. Mamy wspólny budżet, i teraz z tego budżetu płacimy 550 zł na JEGO mieszkanie. Nie mówię o mieszkaniu w którym mieszkamy. Moje mieszkanie byłoby na wynajem. Ale nawet gdyby generowało koszty to wg mnie dalej jest to sprawiedliwe bo jego mieszkanie tez generuje koszt czyli dokładam do niego a w razie kłopotów w związku nic nie mam. Piszesz ze nawet gdyby teraz dostał mieszkanie to nic mi do tego. To dlaczego jemu coś ma być do mojego które chce kupić? I tak, wszystko rozchodzi się o to mieszkanie które nigdy nie będzie moje, a dokładam się do płacenia za nie nie mieszkają w nim. Miał je przede mną, Ok. Ale teraz tez za nie płace wiec może on tez może płacić za moje? (Ze wspólnego budżetu). Bo on uważa ze gdy jesteśmy razem to budujemy majątek razem. A nie będzie się dokładał do czegoś co nie jego. Ja jakoś mogę, dokładam się do jego mieszkania i wcale mu to nie przeszkadza.
Masz absolutna rację. Facet dzisiaj jest, a jutro może go nie być, tak samo działa to w drugą stronę, a najważniejsze jest Twoje poczucie bezpieczeństwa, tak samo, jak i jego. Ty nie chcesz niczego mu zabrać, ale pytasz się dlaczego 550 zł idzie co miesiąc z waszego wspólnego budżetu na jego mieszkanie i dlaczego nie może tak być, jeśli chodzi o Twoje mieszkanie. Myślałabym identycznie jak ty i na pewno starałabym się patrzeć przytomnie na życie, bo różnie może być.
Izzie_Stevens napisał/a:Witam
Kojarzę cię z innego forum i chyba mamy podobne o nim zdanie skoro spotykamy się tutaj.
Osobiście bardzo dobrze cię rozumiem. Moja sytuacja wyglądała tak, że miałam mieszkanie po zmarłym tacie. Poznałam mojego partnera i nastał czas że zaczęliśmy myśleć o sobie na poważnie, czyli ślub, wspólne mieszkanie i kredyt. Miałam ogromne obawy o to, że skoro ja mam mieszkanie które chce sprzedać i mamy wspólnie wziąć kredyt aby móc kupić coś większego to co się stanie jak nie wyjdzie? Czy nie lepiej zachować to moje obecne mieszkanie i aby było uczciwie razem wziąć większy kredyt na nowe wspólne mieszkanie? Nie wiem jak ci doradzić, ponieważ ja miałam takie obawy przez dłuższy czas, dość sporo rozmawiałam z moimi bliskimi na ten temat, oraz z moim partnerem. W sumie chyba żadne rozmowy nie pomogły, musiałam sama to wszystko przemyśleć i dojrzeć do tej decyzji. Z tego co ty piszesz, nie podoba mi się podejście twojego partnera. Ponieważ zakazuje ci dbania o własne dobro mając dokładnie takie same zabezpieczenie jakie ty chcesz mieć, dla mnie jest hipokrytą i może dąży do tego aby mieć nad tobą przewagę. Że w razie czego to ty będziesz uzależniona od niego i nigdy nie odejdziesz.Jaka decyzje podjelas? Może, to mi ułatwi moja decyzje.
W pewnym momencie razem zamieszkaliśmy w tym moim mieszkaniu po tacie. Potem się pobraliśmy. Dla mnie w tym momencie było jasne że mieszkanie prawnie jest moje, ale nieoficjalnie NASZE wspólne, miałam co do tego 100% pewność i żadnych wątpliwości. I podjęliśmy wspólną decyzję że chcemy zakupić większe mieszkanie na kredyt, a to moje mniejsze sprzedamy w odpowiednim momencie aby było na spłatę częściową kredytu.
To co mogę ci doradzić, bo miałam podobne wątpliwości tylko z tą różnicą że ja już posiadałam mieszkanie przed ślubem, to dobrze myślisz i powinnaś zakupić mieszkanie na siebie. Jeżeli on tego nie rozumiem to ma problem, powinien docenić to że chcesz być zaradna.
Mam swoje lata i miałam też sytuacje w życiu że mój były partner chciał ze mna zamieszkać w tym mieszkaniu po tacie i abym go zameldowała. Powiedziałam, że skoro tego oczekuje to nic z tego. Wiedziałam, że prawnie potem nie będę się go mogła potem pozbyć i jeszcze będę musiała go spłacić albo zapewnić lokum mieszkaniowe.
12 2020-02-02 18:02:48 Ostatnio edytowany przez Kama22089 (2020-02-02 18:08:48)
Cieszę się, ze mnie rozumiecie. Jak mam mu to wytlumaczyc, bo tłumaczenie, ze ja w tym momencie dokładam się do mieszkania do którego nic nie mam, ze to sprawiedliwie, mając wspólny budżet każde z nas wtedy korzystac będzie z niego w równym stopniu nie pomaga. On twierdzi ze to budowanie gruntu pod odejście. Tak nie jest, to tylko rozsądek bo różnie w zyciu bywa.
Czyli jest tu jeden problem
Dla czego ja mam płacić część z tych 550 na jego mieszkanie o prawdziwej sytuacji prawnej. Może nas oswiecisz o co chodzi bo to jak rozmawianie o ttm, że narzeczony ma jednorożca którego musi karmić z Twoich pieniędzy.
Kupno mieszkania z Twoich tylko środków w żaden sposób nie zabezpieczy Cię na wypadek rozstania.
Rozstanie to nie koniec świata. Nie tracisz jednoczenie pracy i wszystkich oszczędności życia. Po rozstaniu dalej będziesz mieć albo te samą odłożona sumę, za którą będziesz mogła coś kupić lub pracę z wynagrodzeniem, które pozwoli Ci na kredyt.
Jak ktoś tu już pisał, myślenie już teraz o rozstaniu bardzo źle wróży dla związku. Koleś ma racje., Szykujesz grunt pod odejście i może jak najbardziej obawiać się, że chcesz go wykorzystać, bo chcesz aby TWOJE mieszkanie było opłacane że wspólnych. Póki nie napiszesz dlaczego mieszkanie narzeczonego ma koniecznie generować straty to nie będę tego właśnie faktu komentować. Wielu rzeczy można się nauczyć na takich forach, przede wszystkim to nigdy nie przyjmowanie na wiarę co autor autorka piszą, bo zazwyczaj chcą się wybielić i uzyskać akceptację na podstawie kłamstwa.
Cieszę się, ze mnie rozumiecie. Jak mam mu to wytlumaczyc, bo tłumaczenie, ze ja w tym momencie dokładam się do mieszkania do którego nic nie mam, ze to sprawiedliwie, mając wspólny budżet każde z nas wtedy korzystac będzie z niego w równym stopniu nie pomaga. On twierdzi ze to budowanie gruntu pod odejście. Tak nie jest, to tylko rozsądek bo różnie w zyciu bywa.
To może, że to będzie wiano od ciebie dla waszego przyszłego dziecka jak dorośnie?
Nawet jeśli nie zechce tam zamieszkać to może sprzedać, zamienić.
To może zaproponuj, że jak kupisz mieszkanie to chcesz abyście wspólnie w nim zamieszkali, i on swoje mieszkania może wynajmować. Jestem ciekawa tutaj jego reakcji.
Troszkę ciężko mi coś ci doradzić. Mój mąż cały czas był świadomy że mieszkanie jest moje i nie miał żadnego ale o to, nic nie oczekiwał, wręcz przeciwnie - cieszył się że możemy razem tam zamieszkać. Był świadom że kiedy mieszkaliśmy tam razem a nie był jeszcze moim mężem dokładał się do tego mieszkania, nawet lekki remont w nim zrobiliśmy. Ale i on czuł i ja, że będziemy razem. Nie było żadnego przymusu, żadnych żalów.
Za to z moim byłym były non stop kłótnie o moje mieszkanie, jakby liczył tylko na korzyść.
Pisząc ten post przypomniała mi sie inna sytuacja z mojego życia, i ten związek dość szybko zakończyłam. Ja miałam to mieszkanie, a były mieszkał z rodzicami. Chciał abym się wprowadziła do niego i rodziców i wyremontowała im to mieszkanie ponieważ tak wypada bo będę tam mieszkała. A to moje mieszkanie że można wynajmować albo sprzedać i że to może iść na pokrywanie kosztów jego mieszkania. Oczywiście jak każda kobieta która kocha zaczęłam sie nad tym zastanawiać, na szczęście miałam bliskich którzy mi to szybko i skutecznie wybili z głowy.
Wg mnie powinnaś kupic to mieszkanie jak masz możliwość, nawet nie musisz go pytać o zdanie bo to twoje pieniądze. A to co zrobisz z tym mieszkaniem zależy już tylko od ciebie. Przecież możesz je wynajmować i wynajem pokryje ci część albo całość raty kredytu, możesz z nim mieszkać w tym jego mieszkaniu, ale na pewno ty będziesz zabezpieczona.
Przy okazji kto zarabia więcej ?
17 2020-02-02 18:21:52 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2020-02-02 18:25:26)
Reasumując: płacicie ze wspólnych pieniędzy 550 zł. na mieszkanie Partnera, a On nie pozwala Ci zakupić swojego mieszkania?
Jak dla mnie są trzy opcje:
1. Kupujesz sama kawalerkę i sama spłacasz kredyt a Partner tylko ze swoich pieniędzy płaci 550 zł. za mieszkanie po Dziadkach.
2. Kupujesz sama kawalerkę, ale płacicie ze wspólnego budżetu ratę i na mieszkanie Partnera.
3. Kupujecie razem kawalerkę, ale mieszkanie po Dziadkach w połowie przepisuje na Ciebie.
Najrozsądniejsza wydaje mi się opcja 1.
Zaproponuj Partnerowi na początek opcję numer trzy i zobacz Jego reakcje.
Jakbyście jeszcze nie zauważyły, a na tym forum to norma, że się widzi co się chce = czyli że facet jest zły. To mają wspólny budżet a więc nie ona kredyt będzie spłacać lecz oboje.ona chce kupić sobie mieszkanie za wspólne pieniądze.
Część piszących tutaj daje przykłady z życia kiedy to ich partner tak się zachowywał i to było źle. Ale tutaj to autorka ma tak postąpić, kobieta, to już dobrze. Szczyty hipokryzji i autorki i piszacych
Jakbyście jeszcze nie zauważyły, a na tym forum to norma, że się widzi co się chce = czyli że facet jest zły. To mają wspólny budżet a więc nie ona kredyt będzie spłacać lecz oboje.ona chce kupić sobie mieszkanie za wspólne pieniądze.
Część piszących tutaj daje przykłady z życia kiedy to ich partner tak się zachowywał i to było źle. Ale tutaj to autorka ma tak postąpić, kobieta, to już dobrze. Szczyty hipokryzji i autorki i piszacych
To jak według ciebie ona ma postąpić?
Przypominam, że ona chce zainwestować swoje oszczędności i tylko dobrać kredyt.
Dla wyjaśnienia swoich wypowiedzi - nie popieram faktu, że kobieta kupuje mieszkanie na siebie a oboje ją spłacają. Mówię tylko, że powinna to zrobić dla siebie i jak ma możliwość i fundusze kupić mieszkanie i sama je spłacać. A to gdzie i z kim będzie mieszkać to już sprawa drugorzędna.
21 2020-02-02 18:38:16 Ostatnio edytowany przez Kama22089 (2020-02-02 18:41:18)
Czyli jest tu jeden problem
Dla czego ja mam płacić część z tych 550 na jego mieszkanie o prawdziwej sytuacji prawnej. Może nas oswiecisz o co chodzi bo to jak rozmawianie o ttm, że narzeczony ma jednorożca którego musi karmić z Twoich pieniędzy.
Kupno mieszkania z Twoich tylko środków w żaden sposób nie zabezpieczy Cię na wypadek rozstania.
Rozstanie to nie koniec świata. Nie tracisz jednoczenie pracy i wszystkich oszczędności życia. Po rozstaniu dalej będziesz mieć albo te samą odłożona sumę, za którą będziesz mogła coś kupić lub pracę z wynagrodzeniem, które pozwoli Ci na kredyt.
Jak ktoś tu już pisał, myślenie już teraz o rozstaniu bardzo źle wróży dla związku. Koleś ma racje., Szykujesz grunt pod odejście i może jak najbardziej obawiać się, że chcesz go wykorzystać, bo chcesz aby TWOJE mieszkanie było opłacane że wspólnych. Póki nie napiszesz dlaczego mieszkanie narzeczonego ma koniecznie generować straty to nie będę tego właśnie faktu komentować. Wielu rzeczy można się nauczyć na takich forach, przede wszystkim to nigdy nie przyjmowanie na wiarę co autor autorka piszą, bo zazwyczaj chcą się wybielić i uzyskać akceptację na podstawie kłamstwa.
Nie ważne czy trzyma tam jednorożca, czy jest na kredyt, czy jest służebność i dożywotnie utrzymanie. Generuje koszt. Ważne ze ja tez dokładam się do tego mieszkania a gdy chce by było sprawiedliwie to on tego nie rozumie. Grunt pod odejście? Chce kupić mieszkanie na siebie i go wykorzystać w jaki sposób? Jak narazie to ja się dokładam, Jego mieszkanie opłacane jest ze wspólnych pieniędzy I jest tylko jego. Dodam ze rata po kupnie mieszkania na mnie była by podobna do tego co płacimy za mieszkanie po dziadkach bo mam dużo oszczędności on z reszta tez. Zarabiamy podobnie, on trochę więcej, ale on odkłada nadmiar. On nie widzi problemu ze ja dokładam do jego majątku ale widzi ze on by musiał do mojego. Nie ważne czy płacimy jego i moje ze wspólnego budżetu czy każdy płaci ze swoich oszczędności czy wynajmujący płaci. Widzi tylko to ze ja chce na siebie.
Kama, a ja Cię doskonale rozumiem i popieram w 100%! Jesteś dorosłą kobietą i kup to mieszkanie, tym bardziej jeżeli tak jak wspominałaś to okazja i dobra cena.
Nie potrzebujesz zgody partnera na to, aby to zrobić.
Nie rozumiem co Ty chciałabyś mu tłumaczyć? Powtórzę się, jesteś dorosłą kobietą i masz prawo do podejmowania własnych decyzji i nie musisz mieć na to zgody, partnera czy nawet męża.
Ewentualne konsekwencje tej decyzji będziesz ponosić Ty. Nie on.
Dlaczego przeszkadza mu to, że Ty chcesz kupić to sama, bo nad tym też bym się zastanowiła? Oczywiście rozumiem punkt widzenia, że budujecie wspólny majątek, ale absolutnie nie przeszkadzało by mi to, aby mój partner budował również swoją własną niezależność finansową. Oczywiście nie kosztem naszej wspólnoty, ale to jest już tylko i wyłącznie kwestia rozmowy i ustalenia pewnych rzeczy między partnerami.
W Polsce niestety nadal panuje jakiś zaściankowy pogląd, że o pieniądzach się nie rozmawia, a już w ogóle jeśli kobieta chce zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe i dopomina się o zabezpieczenie dla siebie to uznawana jest za materialistkę, no koszmar jakiś!
Nie powinnaś się dać wpędzić w takie myślenie, masz prawo, a nawet obowiązek dbać o swoje finanse i zabezpieczenie się na przyszłość. Nie czyni Ciebie to żadną materialistką. Czy o zgroza nie stawia waszego związku w złym świetle. Bo ktoś w taki sposób to skomentował, że nie wróży temu dobrze. Nie ma to kompletnie znaczenia.
Nikt normalny nie wchodzi w związek z wizją, że on się skończy. Większość ludzi jeżeli już buduję coś poważnego to z myślą, że będzie to trwało jak najdłużej. Natomiast życie lubi pisać różne scenariusze dlatego należy myśleć trzeźwo i zadbać o siebie, nie mówię tutaj tylko o kobietach, bo to samo dotyczy mężczyzn oni również powinni się zabezpieczać. Całkowicie normalnym powinno być to, że rozmawiam z partnerem o mojej sytuacji finansowej i o zabezpieczeniu jej.
Normalny, kochający, wspierający i szanujący mnie partner powinien rozumieć moją potrzebę, ba! Również powinien chcieć, abym była zabezpieczona.
Już nawet nie chodzi o to, że Wasz związek się rozpada. Weźmy chociaż taką sytuację, Twój partner teraz umiera. Ginie w wypadku, potrącił go samochód, czy nawet nieszczęśliwie potyka się na schodach w skutek czego umiera i co teraz z Tobą? Mieszkasz w jego mieszkaniu, do drugiego które od 3 lat utrzymujesz (albo partycypujesz w kosztach żeby nikt się nie doczepił) nie masz prawa i zostajesz z niczym. Prawnie nic się Tobie nie należy i jego spadkobiercy mogą Cię wykopać z mieszkania bez mrugnięcia okiem. Osobną kwestią jest to czy to zrobią, ale nikt, nawet on nie jest w stanie dać Ci gwarancji i jego zapewnienia, że na pewno tak nie będzie bo on zna swoją rodzinę są nic nie warte. Niestety często ludziom mocno odbija przy wizji szybkiego wzbogacenia się jak np. spadek.
Obiektywnie rzecz biorąc to będzie tak, że w Waszym związku coś będzie albo jego, albo wasze, nic Twojego dla mnie to jest bardzo niepokojące.
Być może wiele osób się ze mną nie zgodzi i powie, że jestem zbyt pragmatyczna czy wyrachowana itd. ale trudno za dużo się słyszy o tragicznych historiach kobiet, które całkowicie oddały zarządzanie finansami w związku mężczyźnie i potem po 20 czy 30 latach zostawały z niczym, bez mieszkania i środków do życia, bo związek się rozpadł.
Albo przez wiele lat żyją w toksycznym i wyniszczającym związku, bo całkowicie w kwestii finansowej zaufały facetowi i, potem nie miały jak uciec.
Oczywiście te scenariusze są mocne i nie twierdzę, że będą dotyczyć Ciebie autorko.
Żeby trochę złagodzić, bo dość mocny to post. Nie jest jego winą, że ma te dwa mieszkania - miał szczęście, że jakby rodzina o niego w ten sposób zadbała, natomiast myślę, że przynajmniej powinien postarać się zrozumieć Ciebie.
Już tak słowem końca, nie stać mnie na to aby nie być zabezpieczona finansowo. Po prostu nie, kobiety powinny to w końcu zrozumieć, że mają obowiązek interesować się finansami w rodzinie czy związku. Bo potem są wielce zdziwione, że przy rozstaniu czy podziale majątku okazuję się, że to wcale nie jest NASZE tylko męża/partnera i nie ma to znaczenia, że przez X lat partycypowały w kosztach, jak nie masz papierka, bo tego nie dopilnowałaś to teraz ponoś tego konsekwencje.
Możesz poczytać sobie książki Kamili Rowińskiej ona w nich dużo piszę o tym jak ważne jest zabezpieczenie i świadomość finansowa.
To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?
To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?
Skąd to 1500?
Lady Loka napisał/a:To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?Skąd to 1500?
Potencjalna rata kredytu za mieszkanie Autorki, ktore ona by chciala splacac ze wspolnych oszczednosci?
To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?
Rata kredytu byłaby podobna do jego zobowiązania. Próbowałam rozmawiać żeby ustalić ile każdy wkłada do wspólnego budżetu a reszte niech każde z nas przeznacza na co chce. Temat jakoś ucichł. Być może muszę do niego wrócić. Do tego boje się, ze zaczniecie wyliczanie, to mi nie potrzebne, to powinnas kupić ze swojej kasy, tamto sama sobie kup. A tego nie chce. Nie dlatego ze tak mi wygodniej ale jeszcze więcej napięć nie potrzebujemy.
To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?
Autorka wspomniała, że ma na tyle duże oszczędności, że rata kredytu będzie porównywalna do kosztów utrzymania jego drugiego mieszkania
Aczkolwiek to słuszna uwaga skoro mają wspólną kasę to ciekawe jest, że on pieniądze odkłada na ona nie w takim schemacie zarządzania finansami w związku te oszczędności powinny być wspólne, a nie jego.
Być może w Waszym przypadku dobrym rozwiązaniem będzie rozdzielenie pieniędzy. Nie każda para odnajduję się w zarządzaniu wspólnym budżetem jak widać
28 2020-02-02 19:00:55 Ostatnio edytowany przez ja86 (2020-02-02 19:01:49)
Jako, że cały spor toczy się o pieniądze i mieszkaniach to jest to niesamowicie istotne skąd te 550 zł obciazen na lokalu.
Płacisz z tego Ty 275. Taka właśnie ratę kredytu byś miała ?
Macie wspólny budżet czy tylko określoną sumę wpłacie?
Jak napisała Lady Loka. Zmieńcie sposób gospodarowania funduszami. KaDy na swoje. Kupuj sobie wówczas i rób co Ci się podoba. Nie wymagają od faceta, że zafunduje Ci drugie mieszkanko skoro już jedno udostepnil
Polerują on zarabia więcej więc może nadwyżka jest jego.
Lady Loka napisał/a:To dlaczego jeszcze nie zaproponowalas mu, zeby placil za swoje mieszkanie ze swoich oszczednosci, a nie z Waszej wspolnej kasy?
Rozdzielcie kase. Co innego placic 500 zl za mieszkanie, a co innego 1500 dodatkowo raty Twojego kredytu.
Rozdzielcie kase i Ty sobie splacaj kredyt, a on niech sobie placi za to mieszkanie, ktore ma.
Odkladajcie część kasy na wspolne wydatki, a część niech kazdy zostawia dla siebie. Bo jezeli wszystko co zarabiacie idzie na wspolne konto, to niby z jakiej paki on ma z tego oszczędnosci?Rata kredytu byłaby podobna do jego zobowiązania. Próbowałam rozmawiać żeby ustalić ile każdy wkłada do wspólnego budżetu a reszte niech każde z nas przeznacza na co chce. Temat jakoś ucichł. Być może muszę do niego wrócić. Do tego boje się, ze zaczniecie wyliczanie, to mi nie potrzebne, to powinnas kupić ze swojej kasy, tamto sama sobie kup. A tego nie chce. Nie dlatego ze tak mi wygodniej ale jeszcze więcej napięć nie potrzebujemy.
Proszę napisz jak ty to widzisz. Czy chcesz wziąć kredyt na mieszkanie i liczysz że on będzie go razem z tobą spłacał? Wiele osób widzę, że faktycznie wylicza się z każdego grosza. Posłuchaj tylko tych którzy na prawdę potrafią postawić się w twojej sytuacji.
Skoro są 2 źródła dochodów to dla mnie logiczne jest że obie strony płacą po równo na wspólne życie (czynsz, jedzenie), a z resztą pieniędzy każdy robi co chce. Jeśli obie stroyn podejmują decyzję że dodatkowo chcę odkładać na wspólne konto po 500zł to świetnie, ale każda decyzja musi być indywidualna.
Jako, że cały spor toczy się o pieniądze i mieszkaniach to jest to niesamowicie istotne skąd te 550 zł obciazen na lokalu.
Płacisz z tego Ty 275. Taka właśnie ratę kredytu byś miała ?
Macie wspólny budżet czy tylko określoną sumę wpłacie?
Jak napisała Lady Loka. Zmieńcie sposób gospodarowania funduszami. KaDy na swoje. Kupuj sobie wówczas i rób co Ci się podoba. Nie wymagają od faceta, że zafunduje Ci drugie mieszkanko skoro już jedno udostepnil
Polerują on zarabia więcej więc może nadwyżka jest jego.
Nie do końca się z tym zgodzę, jeżeli mają wspólny budżet, którym zarządzają to nie ma tam miejsca na "moje oszczędności bo ja zarabiam więcej" przy takim układnie to są nasze oszczędności, przynajmniej ja tak to widzę.
Polerina, nasze oszczędności ale mieszkanie, opłacane że wspólnego budżetu, już tylko jej ?
32 2020-02-02 19:09:54 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2020-02-02 19:11:46)
Kama, ja Ci nic nie wyliczam. Natomiast jezeli kredyt ma byc Twoj i mieszkanie Twoje, to po prostu nie pytaj faceta i splacaj je sama. A on niech sam placi za swoje mieszkanie. Ot, bedziecie do budzetu wrzucac po 600zl mniej miesiecznie. Swiat sie nie zawali. Nie napisalas po ile macie lat ani jakie są Wasze plany na przyszlosc. Nie musicie calej kasy miec wspolnej. Mozecie proporcjonalnie zrzucac sie na to, co macie wspolne. Wtedy nie bedziesz musiala go pytac, co mozesz zrobic ze swoimi oszczednosciami. Swoja droga moze ja jestem dziwna, a moze moj zwiazek jest dziwny, ale ja bym nie pytala partnera czy moge kupic sobie mieszkanie. Poinformowalabym go o tym fakcie i tyle.
Pamietaj, ze to mieszkanie trzeba bedzie zapewne wyremontowac, odswiezyc. Na to tez masz kase, czy oczekujesz, ze pojdzie ze wspolnej? Bo w sumie jezeli takie masz plany, to ja sie chlopakowi nie dziwie, ze mu sie to nie podoba. Tez bym nie chciala, zeby ktos za moją kase szalal z wlasnym mieszkaniem. Ale ja tez od poczatku bym powiedziala, ze nie bede placic za nieswoje, wiec gdyby moj facet mial drugie mieszkanie na utrzymaniu, to utrzymywalby je sobie sam.
Ja86, obstawiam, ze te 550zl to zapewne czynsz do wspolnoty. Ale dalej nie rozumiem czemu tego nie mozna wyprowadzic prawnie i wynająć. Albo sprzedac. Placenie za puste mieszkanie to głupota.
Polerina, Autorka sama.napisala ze facet ma oszczednosci. Ona jakies tez ma, skoro stać ją na zakup mieszkania z tak niską ratą kredytu. Wiec chyba nie tak do konca wspolny ten ich budzet.
33 2020-02-02 19:13:00 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-02-02 19:53:45)
ja86 napisał/a:Czyli jest tu jeden problem
Dla czego ja mam płacić część z tych 550 na jego mieszkanie o prawdziwej sytuacji prawnej. Może nas oswiecisz o co chodzi bo to jak rozmawianie o ttm, że narzeczony ma jednorożca którego musi karmić z Twoich pieniędzy.
Kupno mieszkania z Twoich tylko środków w żaden sposób nie zabezpieczy Cię na wypadek rozstania.
Rozstanie to nie koniec świata. Nie tracisz jednoczenie pracy i wszystkich oszczędności życia. Po rozstaniu dalej będziesz mieć albo te samą odłożona sumę, za którą będziesz mogła coś kupić lub pracę z wynagrodzeniem, które pozwoli Ci na kredyt.
Jak ktoś tu już pisał, myślenie już teraz o rozstaniu bardzo źle wróży dla związku. Koleś ma racje., Szykujesz grunt pod odejście i może jak najbardziej obawiać się, że chcesz go wykorzystać, bo chcesz aby TWOJE mieszkanie było opłacane że wspólnych. Póki nie napiszesz dlaczego mieszkanie narzeczonego ma koniecznie generować straty to nie będę tego właśnie faktu komentować. Wielu rzeczy można się nauczyć na takich forach, przede wszystkim to nigdy nie przyjmowanie na wiarę co autor autorka piszą, bo zazwyczaj chcą się wybielić i uzyskać akceptację na podstawie kłamstwa.
Nie ważne czy trzyma tam jednorożca, czy jest na kredyt, czy jest służebność i dożywotnie utrzymanie. Generuje koszt. Ważne ze ja tez dokładam się do tego mieszkania a gdy chce by było sprawiedliwie to on tego nie rozumie. Grunt pod odejście? Chce kupić mieszkanie na siebie i go wykorzystać w jaki sposób? Jak narazie to ja się dokładam, Jego mieszkanie opłacane jest ze wspólnych pieniędzy I jest tylko jego. Dodam ze rata po kupnie mieszkania na mnie była by podobna do tego co płacimy za mieszkanie po dziadkach bo mam dużo oszczędności on z reszta tez. Zarabiamy podobnie, on trochę więcej, ale on odkłada nadmiar. On nie widzi problemu ze ja dokładam do jego majątku ale widzi ze on by musiał do mojego. Nie ważne czy płacimy jego i moje ze wspólnego budżetu czy każdy płaci ze swoich oszczędności czy wynajmujący płaci. Widzi tylko to ze ja chce na siebie.
Wniosek z tego, że jemu średnio podoba się pomysł, żebyś Ty miała swoje mieszkanie, bo jako taka będziesz bardziej siebie pewna, a co za tym idzie bardziej niezależna. Nie idź na coś takiego i nie daj się podejść. On swoje zdanie jasno argumentuje i wyraźnie daje ci do zrozumienia, że jeśli zrobisz po swojemu, to źle możesz skończyć, bo on nie będzie już mógł być ciebie taki pewny.
Ciekawa jestem jak długo trwa to, że z waszych wspólnych pieniędzy spłacacie jego mieszkanie w kwocie 550 zł co miesiąc. Policz sobie ile kasy wpłaciłaś do tej pory na jego mieszkanie i zażądaj zwrotu pieniędzy. Jeśli macie wspólna kasę na bieżące wydatki, to chyba nie znaczy to, że te pieniądze mają iść na jego mieszkanie. Za 275 mogłabyś kupić coś dla siebie. Niech zwróci ci te pieniądze a ty dołóż je na swoje mieszkanie i od tej pory nie pozwalaj na to, by wasze składkowe wspólne pieniądze szły na jego opłaty.
Polerina, nasze oszczędności ale mieszkanie, opłacane że wspólnego budżetu, już tylko jej ?
Ale czekaj od 3 lat z wspólnego budżetu opłacają jego mieszkanie do którego ona nie ma praw.
35 2020-02-02 19:15:59 Ostatnio edytowany przez ja86 (2020-02-02 19:18:51)
Ulle wpadła na genialny pomysł. Po tym jak autorka wyliczy ile zapłaciła za te ratę, po te 225 zł miesięcznie. Niech następnie policzy ile pieniędzy autor stracił gdy zajmowała ona pokój, który autor mógł wynająć komuś, to koszt troszkę wyższy jak 225 zl
Polerina. Lady Loka dała idealne rozwiązanie. Po 600 zł mniej do budżetu wspólnego i on sobie spłaca mieszkanie ona sobie niech robi co chce ale nie każe mu płacić za coś co kupi sama sobie. Prawda że genialne?
Widzisz problem w tym, że my dalej nie wiemy nic o tym tajemniczym mieszkaniu, dlaczego jest zmuszona płacić te 225 zł miesięcznie, czy zgłaszała wcześniej narzeczonemu że jej się to nie podoba itp. tak samo jak nie wiemy nic o tym ile faktycznie miała by wynieść rata.
Najważniejsze kwestie a owiane tajemnica. Ciekawe dlaczego autorka w żaden sposób nie podaje tak istotnych informacji.
Kama, ja Ci nic nie wyliczam. Natomiast jezeli kredyt ma byc Twoj i mieszkanie Twoje, to po prostu nie pytaj faceta i splacaj je sama. A on niech sam placi za swoje mieszkanie. Ot, bedziecie do budzetu wrzucac po 600zl mniej miesiecznie. Swiat sie nie zawali. Nie napisalas po ile macie lat ani jakie są Wasze plany na przyszlosc. Nie musicie calej kasy miec wspolnej. Mozecie proporcjonalnie zrzucac sie na to, co macie wspolne. Wtedy nie bedziesz musiala go pytac, co mozesz zrobic ze swoimi oszczednosciami. Swoja droga moze ja jestem dziwna, a moze moj zwiazek jest dziwny, ale ja bym nie pytala partnera czy moge kupic sobie mieszkanie. Poinformowalabym go o tym fakcie i tyle.
Pamietaj, ze to mieszkanie trzeba bedzie zapewne wyremontowac, odswiezyc. Na to tez masz kase, czy oczekujesz, ze pojdzie ze wspolnej? Bo w sumie jezeli takie masz plany, to ja sie chlopakowi nie dziwie, ze mu sie to nie podoba. Tez bym nie chciala, zeby ktos za moją kase szalal z wlasnym mieszkaniem. Ale ja tez od poczatku bym powiedziala, ze nie bede placic za nieswoje, wiec gdyby moj facet mial drugie mieszkanie na utrzymaniu, to utrzymywalby je sobie sam.Ja86, obstawiam, ze te 550zl to zapewne czynsz do wspolnoty. Ale dalej nie rozumiem czemu tego nie mozna wyprowadzic prawnie i wynająć. Albo sprzedac. Placenie za puste mieszkanie to głupota.
Polerina, Autorka sama.napisala ze facet ma oszczednosci. Ona jakies tez ma, skoro stać ją na zakup mieszkania z tak niską ratą kredytu. Wiec chyba nie tak do konca wspolny ten ich budzet.
Fakt, gdzieś mi to musiało umknąć, zgubiłam się już trochę w tym ich systemie zarządzania pieniędzy natomiast całkowicie się zgadzam z tym co napisałaś wyżej.
Ulle wpadła na genialny pomysł. Po tym jak autorka wyliczy ile zapłaciła za te ratę, po te 225 zł miesięcznie. Niech następnie policzy ile pieniędzy autor stracił gdy zajmowała ona pokój, który autor mógł wynająć komuś, to koszt troszkę wyższy jak 225 zl
Polerina. Lady Loka dała idealne rozwiązanie. Po 600 zł mniej do budżetu wspólnego i on sobie spłaca mieszkanie ona sobie niech robi co chce ale nie każe mu płacić za coś co kupi sama sobie. Prawda że genialne?
Widzisz problem w tym, że my dalej nie wiemy nic o tym tajemniczym mieszkaniu, dlaczego jest zmuszona płacić te 225 zł miesięcznie, czy zgłaszała wcześniej narzeczonemu że jej się to nie podoba itp. tak samo jak nie wiemy nic o tym ile faktycznie miała by wynieść rata.
Najważniejsze kwestie a owiane tajemnica. Ciekawe dlaczego autorka w żaden sposób nie podaje tak istotnych informacji.
Wysokość raty mniej więcej podała, ma być w podobnej wysokości jak opłata, którą płacą za jego mieszkanie. Jest to dość istotna kwestia dlaczego partycypuję w kosztach utrzymania nie swojego mieszkania aczkolwiek tylko z sobie znanych powodów nie chce o tym mówić i ma do tego prawo.
Tak widziałam i całkowicie się zgadzam z rozwiązaniem jakie podała Lady Loka. Natomiast wg. mnie będzie działało tylko do pewnego momentu, gdy pojawią się dzieci i autorka będzie na macierzyńskim lub na wychowawczym dysproporcje w zarobkach mogą się drastycznie zmienić na niekorzyść autorki, wtedy dopiero będą mieli problem. Dlatego już teraz zaczęłabym pracować nad komunikacją w związku, bo mam wrażenie, że oni siebie nawzajem nie słyszą i nad relacją z pieniędzmi i sposobem ich zarządzania - tak się demonizuję te pieniądze i potem ludzie nie umieją/nie chcą/wstydzą się o nich gadać i potem efekt jest jaki jest.
Widzę ze cześć z komentujących nie czyta dokładnie lub ja złe nakreślanych sprawę. Tak mieszkam u niego w mieszkaniu, mamy wspólny budżet, czyli tez dokładam się do zużycia wody, pradu, czynszu, kupuje garnek bo poprzedni się zużył, kupuje meble itp. Wszystko idzie ze wspólnej kasy. Oszczędności mamy które odłożyliśmy zanim się poznaliśmy. Może tez rodzice chcą pomoc? Mamy po 32 lat. Kiedy mam się zabezpieczyć jak nie teraz? Nie chodzi o to ze ja chce go wykorzystać żeby coś płacił. Narazie ja płace coś co nigdy nie bedzie moje. Tak jak piszecie, pośrednio bo z wspólnego budżetu ale te 225 mogłabym coś kupić innego. Albo zaprosić go na lody, mój wybór. Teraz wyboru nie mam. Płace ze wspólnego budżetu. Mam okazje kupić mieszkanie po bardzo okazyjnej cenie z dobraniem kredytu o racie podobnej do jego zobowiązania i chce to zrobić sprawiedliwie, nie ważne czy tak jak jest teraz z wspólnego budżetu płacimy oba mieszkania, czy ustalamy budżet z górna granica i za resztę każdy załatwia swoje sprawy. On nie rozumie zadnego tłumaczenia. Dla niego to szykowanie gruntu pod odejście. Uważa ze jak jesteśmy razem to powinnismy razem zbierać majątek. Tylko wtedy zawsze ja będę dawac więcej. Wiem ze brzmi to jak egoistka, ale tak po prostu czuje, chce bezpieczeństwa i sprawiedliwości póki mam wybór. Zarabiamy powyżej średniej wiec oboje damy sobie radę z tym.
Mój znajomy ma mieszkanie po babci, zapisała mu jako darowiznę.
Ale nie korzysta z tego mieszkania a musi płacić czynsz do spółdzielni bo mieszka tam jego ojciec alkoholik, który wyłamał zamki i wprowadził się tam samowolnie.
Nie chce się wyprowadzić, nie ma nawet gdzie, kiedyś to był jego dom rodzinny.
Ma odcięty prąd i gaz bo nie był płacony.
Znajomy czynsz płaci aby nie narosły długi.
Mój znajomy ma mieszkanie po babci, zapisała mu jako darowiznę.
Ale nie korzysta z tego mieszkania a musi płacić czynsz do spółdzielni bo mieszka tam jego ojciec alkoholik, który wyłamał zamki i wprowadził się tam samowolnie.
Nie chce się wyprowadzić, nie ma nawet gdzie, kiedyś to był jego dom rodzinny.
Ma odcięty prąd i gaz bo nie był płacony.
Znajomy czynsz płaci aby nie narosły długi.
Podobny przypadek.
41 2020-02-02 19:41:40 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2020-02-02 19:44:31)
Polerina, nie pisz posta pod postem
dlatego zapytałam, ile mają lat i jakie mają plany na przyszłość. Bo to kluczowa kwestia. Zawsze, jak się mówi o rozdzielaniu finansów w związku, ktoś podejmuje temat dzieci i tego, jak to na macierzyńskim pojawiają się problemy finansowe. Tyle, że my zielonego pojęcia nie mamy czy oni chcą mieć dzieci równie dobrze mogą mieć po 50 lat i na dzieci już za późno. Tylko my tego nie wiemy, bo Autorka nam nie powiedziała. Zresztą, macierzyński jest płatny, więc o czym my tu rozmawiamy. Nawet przy częściowo rozdzielonym budżecie kasa na dziecko powinna iść potencjalnie ze wspólnego majątku, skoro i dziecko wspólne. Więc tutaj się przecież nic nie zmienia.
Ja ogólnie nie jestem zwolenniczką całego budżetu wspólnego ani w związku ani w małżeństwie. Nie chciałabym, żeby ktoś mi wyliczał, ile z wspólnej kasy wydałam na buty albo na kredki i dlaczego tak dużo i że mam się ograniczać. Zawsze warto mieć swoje oszczędności, za które można coś kupić sobie. Kasę, z wydania której nikt mnie nie będzie rozliczał.
Ja też nie jestem zwolenniczką kupowania wspólnych mieszkań. Już nawet nie dlatego, że przy rozstaniu czy rozwodzie jest syf z podziałem, ale potem jak już są dzieci i małżonek/małżonka umrze, to jest syf z dziedziczeniem, bo część mieszkania jest dziecka i jak chce się to mieszkanie sprzedać, to trzeba spłacać własne dzieci. A tak to każdy ma własne, w razie potrzeby można wynająć, można sprzedać, można przekazać w testamencie i nie ma aż tylu problemów (no chyba, że jestem osłonięta naiwnością, ale cóż, przekonam się zapewne za x lat).
edit. Kama, dalej nie odpowiedziałaś na pytanie o plany na przyszłość.
Nie odpowiedziałaś też na pytanie, czemu zgodziłaś się na to, żeby płacić za jego mieszkanie ze wspólnej kasy. Tak jak mówiłam, oboje dajecie do wspólnego majątku po 600zł miesięcznie mniej i każde z Was z tego płaci sobie za swoje.
Swoją drogą jeszcze odnośnie przykładu Kleomy - zawsze, ale to zawsze można sądownie takiego pana eksmitować. Jeżeli wyłamał sobie zamki wystarczy wezwać policję i powiedzieć, że się włamał. To, że tego się nie robi, to wybór.
42 2020-02-02 19:43:09 Ostatnio edytowany przez ja86 (2020-02-02 19:45:11)
1) słuchaj Ty masz dwa mieszkania, za jedno z nich ja muszę dopłacac mimo iż nie jest moje. Ja chcę kupić sobie mieszkanie aby mieć zabezpieczenie na wypadek końca naszego związku.
2)słuchaj, jest prawdziwa okazja na rynku. Mieszkanie w super cenie. Mam odłożone oszczędności, które przeznaczę na ten cel. Wezmę niewielki kredyt, który będę spłacać że swoich zarobków, reszta będzie szła do budżetu, zresztą, zaraz je wynajmę komuś i będziemy na nim zarabiali.
Różni się ? A jest o dokładnie tej samej sytuacji. Wpierw przedstawiałas nam pierwsza, teraz druga. Twój chłopak usłyszał pierwszą.
Potworne problemy komunikacyjne.
Edit. Sytuacja z mieszkaniem i niechcianym lokatorem do rozwiązania. Jak się chce.
43 2020-02-02 19:49:36 Ostatnio edytowany przez Kama22089 (2020-02-02 19:51:02)
1) słuchaj Ty masz dwa mieszkania, za jedno z nich ja muszę dopłacac mimo iż nie jest moje. Ja chcę kupić sobie mieszkanie aby mieć zabezpieczenie na wypadek końca naszego związku.
2)słuchaj, jest prawdziwa okazja na rynku. Mieszkanie w super cenie. Mam odłożone oszczędności, które przeznaczę na ten cel. Wezmę niewielki kredyt, który będę spłacać że swoich zarobków, reszta będzie szła do budżetu, zresztą, zaraz je wynajmę komuś i będziemy na nim zarabiali.
Różni się ? A jest o dokładnie tej samej sytuacji. Wpierw przedstawiałas nam pierwsza, teraz druga. Twój chłopak usłyszał pierwszą.
Potworne problemy komunikacyjne.
Edit. Sytuacja z mieszkaniem i niechcianym lokatorem do rozwiązania. Jak się chce.
Uwierz, ze nawet tak próbowałam, jakoś nie widzę pozytywnej reakcji. Nawet był tekst ze będę teraz zajmować się mieszkaniem kosztem czasu dla niego. Bo przecież remont, wynajęcie. Tłumaczenie ze Ok zróbmy tak jak teraz będzie sprawiedliwie na ta chwile, później możemy oboje się podzielić, ty swoim ja swoim. Nie ma tematu. Problemy komunikacyjne są, jestem świadoma.
Edit:
Spłacanie ze swoich zarobków? Nie ma swoich, są nasze wspólne. I tak oto z nich płacimy jego mieszkanie.
44 2020-02-02 19:52:50 Ostatnio edytowany przez Polerina (2020-02-02 20:06:18)
Widzę ze cześć z komentujących nie czyta dokładnie lub ja złe nakreślanych sprawę. Tak mieszkam u niego w mieszkaniu, mamy wspólny budżet, czyli tez dokładam się do zużycia wody, pradu, czynszu, kupuje garnek bo poprzedni się zużył, kupuje meble itp. Wszystko idzie ze wspólnej kasy. Oszczędności mamy które odłożyliśmy zanim się poznaliśmy. Może tez rodzice chcą pomoc? Mamy po 32 lat. Kiedy mam się zabezpieczyć jak nie teraz? Nie chodzi o to ze ja chce go wykorzystać żeby coś płacił. Narazie ja płace coś co nigdy nie bedzie moje. Tak jak piszecie, pośrednio bo z wspólnego budżetu ale te 225 mogłabym coś kupić innego. Albo zaprosić go na lody, mój wybór. Teraz wyboru nie mam. Płace ze wspólnego budżetu. Mam okazje kupić mieszkanie po bardzo okazyjnej cenie z dobraniem kredytu o racie podobnej do jego zobowiązania i chce to zrobić sprawiedliwie, nie ważne czy tak jak jest teraz z wspólnego budżetu płacimy oba mieszkania, czy ustalamy budżet z górna granica i za resztę każdy załatwia swoje sprawy. On nie rozumie zadnego tłumaczenia. Dla niego to szykowanie gruntu pod odejście. Uważa ze jak jesteśmy razem to powinnismy razem zbierać majątek. Tylko wtedy zawsze ja będę dawac więcej. Wiem ze brzmi to jak egoistka, ale tak po prostu czuje, chce bezpieczeństwa i sprawiedliwości póki mam wybór. Zarabiamy powyżej średniej wiec oboje damy sobie radę z tym.
Być może to co napiszę będzie wysoce niesprawiedliwe w stosunku do Twojego partnera, ale jeżeli on uważa budowanie SWOJEGO bezpieczeństwa finansowego za budowanie gruntu do odejścia to ma problem ze sobą i powinien to przepracować, bo jeżeli jest to jego jedyny argument na nie to sorry bardzo.
Nie uważam, że myślisz jak egoistka i nie daj sobie tego wmówić, jak na 32 letnią kobietę przystało myślisz logicznie i rozsądnie. Powtórzę się, zakończenie związku nie musi się równać z rozstaniem, ale również ze śmiercią. Przykład z mojego otoczenia, mój sąsiad (28 lat) wyszedł do sklepu po zakupy 500 metrów od domu i nie wrócił. Zginął na przejściu dla pieszych uderzony znakiem, jako przypadkowa ofiara kolizji dwóch samochód. No nie przewidzisz..
Pogadaj z nim czy czuję się niepewnie, skąd się biorą tego jego obawy o zakończeniu związku? Czy widzi jakieś sygnały?
Z tego co mówisz zarabiasz nie mało, jak będziesz chciała odejść to i tak odejdziesz, nie będziesz potrzebować mieszkania do tego więc kompletnie nie rozumiem.
Lady Loka
Macierzyński jest płatny owszem, ale nie w takim wymiarze w jakim dostaję się pełną wypłatę, więc jeżeli mają ustalenia, że do wspólnego budżetu wpłacają strzelam po 2.5 tys. to jeżeli autorka z macierzyńskiego ma powiedzmy 2 to mamy pat, bo więcej nie da i dla siebie nic jej nie zostaje i owszem być może się zagalopowałam z tekstem o dzieciach tak jakoś odruchowo - przepraszam jeżeli było to niestosowne. Aczkolwiek może nie z osobistego doświadczenia, bo żyjących dzieci nie mam, ale pracując z kobietami i z obserwacji u znajomych, jeżeli bez dzieci był problem z podziałem pieniędzy to po ich pojawieniu się problem się tylko i wyłącznie pogłębiał.
Kama, argumentu o braku czasu dla niego z powodu remontu i urządzaniu mieszkania nie skomentuję. Twój partner ma spory problem, który powinien przepracować sam albo ze specjalistą.
45 2020-02-02 19:56:43 Ostatnio edytowany przez ja86 (2020-02-02 19:58:21)
A wcześniej o tych 550 rozmawialiście? Zgłaszała, że to Ci się nie podoba?
To mieszkanie Wasze obecne jest wystarczające na życie z dziećmi ?
Niestety sprawę finansów i własności trzeba było wyjaśnić już od początku.
Skoro postępuje w ten sposób to najwyraźniej należy go postawić przed faktem dokonanym.
Pamiętaj, to Twoje zarobki, Twoje oszczędności
Edyta podpowiada, że przed faktem dokonanym oznacza rozdzielnoscia majątkowa
46 2020-02-02 20:06:46 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-02-02 20:09:03)
Ja zrozumiałam to tak- oni ze swoich zarobionych pieniędzy robią zrzutkę i ta kasa jest dla nich wspólna. Nie wiemy jaka to kwota, bo Kama tego nie napisała. Napisała tylko, że z tej ich wspólnej kasy opłacane jest mieszkanie faceta w kwocie 550 zł miesięcznie. Do jego mieszkania Kama nie ma prawa. W takim razie jakby na to nie patrzył dziewczyna miesiąc w miesiąc płaci za nieswoje mieszkanie 275zl + oczywiście resztę kasy na ich wspólne pieniądze.
Dla mnie to jest szczyt wszystkiego.
Dlatego ja, gdybym była na miejscu autorki zażądałabym zwrotu swoich pieniędzy, bo załóżmy że ona płaci tak ze trzy lata, to uzbieralaby się niezła sumka.
Powód jaki on podaje jest kuriozalny i ewidentnie świadczy o tym, że facet ma jakiś problem z tym, żeby Kama była niezależną osobą.
Znam skrajne przypadki facetów, którzy chcąc uzależnić kobiete od siebie wciągali ja w kredyty albo w inne sidła. Wtedy oni czuli się bezpieczni, a ich kobiety niekoniecznie. Pisałam już o tym w wątku Juliji.
Kama, no to rozdzielcie ten budżet. To naprawdę nie jest bardzo trudne.
To JEST nie fair, że spłacacie jego mieszkanie.
Ale tak samo to JEST nie fair, że oczekujesz, że wspólnie będziecie spłacać Twój kredyt.
Ja nie rozumiem sytuacji, w której płacisz za jego mieszkanie i słowem się nie odzywasz, że Ci to nie pasuje.
Ale tak samo nie rozumiem sytuacji, w której Ty bierzesz kredyt, Ty kupujesz mieszkanie, ale raty spłacacie wspólnie z wspólnej kasy. To zdecyduj się czy ten budżet jest wspólny czy osobny. Jak wspólny, to może wspólnie kupcie jednak jakieś mieszkanie, a dwa pozostałe sprzedajcie i oboje będziecie w takiej samej pozycji względem siebie? Bo jeżeli Ty chcesz brać kredyt na siebie, ale chcesz ten kredyt spłacać wspólnie, to nijak mi to nie potrafi zagrać. Nawet z uwzględnieniem tej kasy, którą płacisz na jego mieszkanie.
Kama, no to rozdzielcie ten budżet. To naprawdę nie jest bardzo trudne.
To JEST nie fair, że spłacacie jego mieszkanie.
Ale tak samo to JEST nie fair, że oczekujesz, że wspólnie będziecie spłacać Twój kredyt.Ja nie rozumiem sytuacji, w której płacisz za jego mieszkanie i słowem się nie odzywasz, że Ci to nie pasuje.
Ale tak samo nie rozumiem sytuacji, w której Ty bierzesz kredyt, Ty kupujesz mieszkanie, ale raty spłacacie wspólnie z wspólnej kasy. To zdecyduj się czy ten budżet jest wspólny czy osobny. Jak wspólny, to może wspólnie kupcie jednak jakieś mieszkanie, a dwa pozostałe sprzedajcie i oboje będziecie w takiej samej pozycji względem siebie? Bo jeżeli Ty chcesz brać kredyt na siebie, ale chcesz ten kredyt spłacać wspólnie, to nijak mi to nie potrafi zagrać. Nawet z uwzględnieniem tej kasy, którą płacisz na jego mieszkanie.
Autorka napisała wyraźnie, że będzie spłacała kredyt za własne pieniądze, a nie za ich wspólna zrzutkę.
Uważam, że facet z czym innym ma problem i też już to opisałam.
Kiedyś nie widziałam w tym problemu ze płace za jego. Uważałam ze jedziemy na tym samym wozku. Do czasu jak podczas kłótni usłyszałam ze jak mi nie pasuje to mogę wyjść. Nie ważne ze nie mam gdzie. Na szczęście tylko usłyszałam, nie doszło do tego. Dlatego chce poczucie bezpieczeństwa. I uważam ze to sprawiedliwe rozwiązanie.
Ulle autorka wyraźnie napisała, że nie ma swoich lecz jest wspólne. Czytaj ze zrozumieniem zwłaszcza jak się chcesz do czegoś przyczepic.
Autorki. 3 lata zaniechań, a teraz taki tekst od chłopaka ? A co Ci z nim trzyma poza koniecznością bycia z kimś ?
Cóż. Najwyższy czas zakończyć ustępstwa, tylko czy dasz radę ?
Rozdzielenie funduszy i zrzutki na potrzebne rzeczy do życia. Jakieś obowiązki domowe on wykonuje?
Masz gdzie iść. Masz wypłatę duża, masz oszczędności. Czego faktycznie nie masz to drugiego życia aby spędzić go z osobą z którą warto.
Ulle autorka wyraźnie napisała, że nie ma swoich lecz jest wspólne. Czytaj ze zrozumieniem zwłaszcza jak się chcesz do czegoś przyczepic.
Autorki. 3 lata zaniechań, a teraz taki tekst od chłopaka ? A co Ci z nim trzyma poza koniecznością bycia z kimś ?
Cóż. Najwyższy czas zakończyć ustępstwa, tylko czy dasz radę ?
Rozdzielenie funduszy i zrzutki na potrzebne rzeczy do życia. Jakieś obowiązki domowe on wykonuje?
Masz gdzie iść. Masz wypłatę duża, masz oszczędności. Czego faktycznie nie masz to drugiego życia aby spędzić go z osobą z którą warto.
Ja, to ty czytaj uważnie. Kama wyraźnie napisała, że oboje sporo zarabiają i z tych pieniędzy, które zarobią robią zrzutkę na wspólne pieniądze. Nie wiadomo po ile oboje się zrzucają, bo Kama tego nie napisała. Napisała tylko, że z ich wspólnej kasy miesiąc w miesiąc 550 zł idzie na jego mieszkanie.
Autorko, tak ci więc powiedział? No to nieźle. Coś mi się wydaje, że będziesz musiała przyjrzeć się temu Panu bliżej.
Czy zażądasz zwrotu swoich pieniędzy, czy też machniesz na to ręka, żeby nie robić dymu?
Ile lat tak mu płacisz?
Post 43 idź i nie grzesz więcej
Post 43 idź i nie grzesz więcej
Ok, przeczytam wszystko jeszcze raz, bardzo uważnie i założę się, że dobrze wszystko zrozumiałam, a jeśli nie, to będę umiała się przyznać się do błędu.
Lady Loka napisał/a:Kama, no to rozdzielcie ten budżet. To naprawdę nie jest bardzo trudne.
To JEST nie fair, że spłacacie jego mieszkanie.
Ale tak samo to JEST nie fair, że oczekujesz, że wspólnie będziecie spłacać Twój kredyt.Ja nie rozumiem sytuacji, w której płacisz za jego mieszkanie i słowem się nie odzywasz, że Ci to nie pasuje.
Ale tak samo nie rozumiem sytuacji, w której Ty bierzesz kredyt, Ty kupujesz mieszkanie, ale raty spłacacie wspólnie z wspólnej kasy. To zdecyduj się czy ten budżet jest wspólny czy osobny. Jak wspólny, to może wspólnie kupcie jednak jakieś mieszkanie, a dwa pozostałe sprzedajcie i oboje będziecie w takiej samej pozycji względem siebie? Bo jeżeli Ty chcesz brać kredyt na siebie, ale chcesz ten kredyt spłacać wspólnie, to nijak mi to nie potrafi zagrać. Nawet z uwzględnieniem tej kasy, którą płacisz na jego mieszkanie.Autorka napisała wyraźnie, że będzie spłacała kredyt za własne pieniądze, a nie za ich wspólna zrzutkę.
Uważam, że facet z czym innym ma problem i też już to opisałam.
Nie. Autorka napisała, że ma kasę na wkład własny, natomiast rata kredytu byłaby opłacana z ich wspólnego budżetu. Kama napisała, że cała kasa jest wspólna. Nie ma zrzutki. Jest wszystko razem. Napisała, że oboje mają oszczędności sprzed związku.
Kama, czy to nie jest tak, że faktycznie Twoje poczucie bezpieczeństwa padło po tym jego tekście?
Planujecie jakąś wspólną przyszłość? Ślub? Dzieci?
ja86 napisał/a:Post 43 idź i nie grzesz więcej
Ok, przeczytam wszystko jeszcze raz, bardzo uważnie i założę się, że dobrze wszystko zrozumiałam, a jeśli nie, to będę umiała się przyznać się do błędu.
Fakt, tak napisała, jednaj ja odbieram jej słowa, jako takie zastanawianie się czy jej pomysł ma sens.
Czyli jest tak- ona nie wiadomo jak długo płaci co miesiąc za jego drugie mieszkanie (nie za to, w którym mieszkają) 275zl i dlatego zaproponowała temu facetowi, że mogliby płacić taka sama sumę ze wspólnego budżetu także za jej mieszkanie, które kupi.
On nie chce się na to zgodzić itd itd nie będę tego opisywała.
Autorko, kup mieszkanie tylko na siebie i plac raty kredytu że swoich pieniędzy. Nie pozwól też na to, by z waszych wspólnych pieniędzy były płacone raty za jego drugie mieszkanie, nawet tej kwoty 275 zł on nie może płacić, skoro tak stawia sprawę. Policz ile pieniędzy wyłudził od ciebie i rozlicz go.
Ja tak bym zrobiła.
Polerina, nasze oszczędności ale mieszkanie, opłacane że wspólnego budżetu, już tylko jej ?
Kolego, widzę ze masz problem tylko z powodu płci. Wiec Ci podpowiem żebyś nie snuł domysłów.
Nie, raty nie będę miała 275 ale jak ja nie będę się dokładała do jego mieszkania to on zapłaci 550 zł i ja podobnie za swoje. Czyli nie daje 275 na jego mieszkanie tylko na swoje, plus nadwyżka. On tez płaci więcej niż 275.
I w żadnym poście nie było napisane ze ja chce by on płacił tylko za moje mieszkanie z wspólnego budżetu. On on ma mieszkanie i ja, mamy wspólny budżet to z niego płacimy oba mieszkania, lub rozdzielamy budżet. Ale dziękuje za zainteresowanie się tematem, męskie spojrzenie tez się przyda.
Bardzo dziękuje również reszcie komentujących, to były cenne porady. Porozmawiam z partnerem i dam znać co wyszło.
ja86 napisał/a:Polerina, nasze oszczędności ale mieszkanie, opłacane że wspólnego budżetu, już tylko jej ?
Kolego, widzę ze masz problem tylko z powodu płci. Wiec Ci podpowiem żebyś nie snuł domysłów.
Nie, raty nie będę miała 275 ale jak ja nie będę się dokładała do jego mieszkania to on zapłaci 550 zł i ja podobnie za swoje. Czyli nie daje 275 na jego mieszkanie tylko na swoje, plus nadwyżka. On tez płaci więcej niż 275.
I w żadnym poście nie było napisane ze ja chce by on płacił tylko za moje mieszkanie z wspólnego budżetu. On on ma mieszkanie i ja, mamy wspólny budżet to z niego płacimy oba mieszkania, lub rozdzielamy budżet. Ale dziękuje za zainteresowanie się tematem, męskie spojrzenie tez się przyda.
Bardzo dziękuje również reszcie komentujących, to były cenne porady. Porozmawiam z partnerem i dam znać co wyszło.
Koniecznie daj znać, bo szczerze mówiąc zainteresował mnie twój problem.
Trzymaj się i nie daj się mu skołować. On będzie chciał wzbudzić w tobie strach, że jeśli będziesz upierala się przy swoim, to on zacznie zastanawiać się nad sensem bycia z tobą. Jeśli z tego powodu miałby odejść, to trudno. Niech szuka innej, która zgodzi się na jego warunki.
Napisz.
Witam, potrzebuje porady. Jestem w związku z partnerem od 3 lat. Mieszkamy u niego( mieszkanie od rodziców), dokładam się do budżetu, on ma jeszcze mieszkanie po dziadku które generuje koszt 550 zł miesięcznie. Mam trochę oszczędności, chciałam dobrać kredyt i kupić kawalerkę pod wynajem i dla zabezpieczenia siebie na przyszłość bo różnie w zyciu bywa. On się nie zgadza, uważa ze skoro jesteśmy razem powinnismy kupić to wspolnie on dołoży polowe pieniędzy i obejdzie się bez kredytu. Ja jednak obawiam się, ze w razie rozstania będę kłócić się o swoje mieszkanie, np bd chciała sprzedać, on nie itp. Jestem tez zdania ze jeśli on ma 2 mieszkania a jedno generuje koszt ja tez powinnam mieć coś swojego bo to sprawiedliwie nawet jeśli tez będzie generować koszt bo aktualnie z wspólnego budżetu tracimy 550 zł a ja za jakiś czas mogę nic nie mieć do tego. Nie chce brzmieć jak materialistka, kocham go, chce z nim być ale życie pisze różne scenariusze i jeśli się rozstaniemy ja nie będę miała nic...
Jak najbardziej.
Od ostatniego postu minęło sporo czasu. Kupiłam to mieszkanie. Od tamtego czasu nasz zwiazek zaczął się psuć bo przecież zrobiłam coś po swojemu. Ahh jak mogłam. Rozstaliśmy się w nienajlepszych okolicznościach, powiem tylko ze na szczęście miałam gdzie pójść:) nie żałuje, bo patrząc z perspektywy czasu i tak by do tego doszło a dziś przynajmniej cieszę się życiem i mam swój kąt.
Dobrze zrobiłaś.
Sposób myślenia Twojego byłego partnera kładzie mnie na łopatki. Na szczęście nie tylko posłuchałaś intuicji i głosu rozsądku, ale też szybko okazało się, że ma apodyktyczny charakter, a to na czym najbardziej mu zależało, to na podporządkowaniu Cię sobie. Oczywiście nie mówił tego wprost, ale ukrywał pod płaszczykiem wzniosłych haseł w typie "budowania wspólnego majątku".
Oczywiście nie mówił tego wprost, ale ukrywał pod płaszczykiem...
Autorka wątku też nie mówiła wprost, że zakup mieszania to logistyczna baza pod rozstanie, o którym już wcześniej zdecydowała...
Fajnie, że się rozstali, bo to żaden związek był, ale dorabianie ideologii i hymny pochwalne na cześć intuicji rzekomo antycypującej fakty są dość zabawne.
Oboje grali nieszczerze:)
Witam, potrzebuje porady. Jestem w związku z partnerem od 3 lat. Mieszkamy u niego( mieszkanie od rodziców), dokładam się do budżetu, on ma jeszcze mieszkanie po dziadku które generuje koszt 550 zł miesięcznie. Mam trochę oszczędności, chciałam dobrać kredyt i kupić kawalerkę pod wynajem i dla zabezpieczenia siebie na przyszłość bo różnie w zyciu bywa. On się nie zgadza, uważa ze skoro jesteśmy razem powinnismy kupić to wspolnie on dołoży polowe pieniędzy i obejdzie się bez kredytu. Ja jednak obawiam się, ze w razie rozstania będę kłócić się o swoje mieszkanie, np bd chciała sprzedać, on nie itp. Jestem tez zdania ze jeśli on ma 2 mieszkania a jedno generuje koszt ja tez powinnam mieć coś swojego bo to sprawiedliwie nawet jeśli tez będzie generować koszt bo aktualnie z wspólnego budżetu tracimy 550 zł a ja za jakiś czas mogę nic nie mieć do tego. Nie chce brzmieć jak materialistka, kocham go, chce z nim być ale życie pisze różne scenariusze i jeśli się rozstaniemy ja nie będę miała nic...
Co to znaczy? Nie zgadza się? !!! Jest Twoim właścicielem? Jesteś psem a on panem?
Co to znaczy? Nie zgadza się? !!! Jest Twoim właścicielem? Jesteś psem a on panem?
Przeczytaj coś więcej niż tylko pierwszy post Autorki, wtedy będziesz wiedziała, że nastąpiło już rozstanie z tym partnerem ...
Autorka wątku też nie mówiła wprost, że zakup mieszania to logistyczna baza pod rozstanie, o którym już wcześniej zdecydowała...
Fajnie, że się rozstali, bo to żaden związek był, ale dorabianie ideologii i hymny pochwalne na cześć intuicji rzekomo antycypującej fakty są dość zabawne.
Oboje grali nieszczerze:)
Nie do końca jest, jak piszesz. Już jego wcześniejsze zachowania budziły niepokój, co wcale nie znaczy, że Autorka od razu przygotowywała się na rozstanie. Tym niemniej zawsze warto brać pod uwagę, że związek może się rozpaść, a wtedy bazuje się na rozsądku, którego nie przysłoniły ani różowe okulary, ani żadne ideały.
Tutaj dodatkowo wykazałaby się naiwnością, gdyby uwierzyła, że "wspólne budowanie majątku" sprowadza się do jednej strony, a druga spokojnie utrzymuje sobie własny, a przy okazji uzależnia od siebie partnera (tu: partnerkę). Zresztą warto zwrócić uwagę na to, co stało się, kiedy postąpiła zgodnie z własnym przekonaniem - to w zasadzie nie zostawia złudzeń jakie były tego pana intencje.