Witam wszystkich forumowiczów.
Postanowiłam podzielic się tu swoja historią w nadziei, że ktoś pomoże mi się zdystansować i popatrzeć (być może z innej perspektywy) na mój problem.
Jestem po dość trudnym dla mnie rozstaniu. Sytuacja miała miejsce pół roku temu a byliśmy w sumie 2 lata razem.
Mieszkaliśmy razem a ja liczyłam na to, że któregoś pięknego dnia On mi się oświadczy i mimo różnych trudnych dla mnie sytuacji w tym związku czułam, że to właśnie Ten Jedyny.
Zamiast oświadczyn jednak, na kilka dni przed naszą rocznicą, on nagle oznajmił: 'Zbliza się nam druga rocznica związku, to czas pewnych decyzji, podsumowań, wiem, że pragniesz rodziny, dzieci, a ja tego nie czuje....'. Po tych słowach byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co powiedziec ani zrobic. Siedzielismy razem na kanapie, godzine wczesniej wrocilam z pacy, a on zrobił mi kolacje, a potem od slowa do słowa z jakiejs głupiej gadki o tym co u kogo w pracy, on oznajmił mi coś takiego. W ogole się tego nie spodziewałam, kilka dni wczesniej mielismy udany weekend na rowerach i dobry jedzeniu. W dniu rozstania jedlismy razem sniadanie i nic nie zapowiadalo takiej rozmowy, a godzine przed rozstaniem wysylal mi jeszcze smsa na jaki program ma wstawic pranie, takze mozecie sie domyslec jaki szok przezylam...
Nie mielismy jakies glebszej rozmowy, po tych slowach siedzialam w milczeniu przez dluzszy czas a potem wybieglam z mieszkania pytajac tylko na odchodne czy dobrze rozumiem,ze to koniec. On pokiwal glowa, ze tak.
Potem jeszcze przez tydzień musialam u niego mieszkac (mieszkanie bylo jego) do czasu, az nie znalazlam dla siebie nowego mieszkania. Obylo się bez jakis kłótni i wiekszych dramatów w tym czasie, chociaż jak tylko się dalo unikalismy siebie i swojej obecnosci razem. Pomogl mi przewiezc kilka rzeczy w trakcie przeprowadzki i od tamtej pory nie rozmawialismy ze soba ani się nie widzielismy razem.
Bardzo przezylam to rozstanie, czulam jakby zawalil mi się caly świat i do tej pory jeszcze cięzko mi się z tego wszystkiego pozbierac.
Mineło wlasnie pół roku, liczyłam na to, ze w tym czasie zapomne, zdystansuje się, przestanę za tym plakac a byc moze bede nawet w stanie otworzyc sie na cos nowego. Zamiast tego z etapu ogromnej zlosci i zalu w stosunku do niego, ktora trwala wiele miesiecy, teraz znow jestem na etapie tesknoty i chciałabym, zeby to się nigdy nie wydarzylo...Strasznie tez korci mnie, zeby się do niego odezwac, chociaz wiem, ze to najglupszy pomysl na swiecie, po tym jak mnie potraktowal. W tym czasie po-rozstaniowym, zgodnie ze wszystkimi poradnikami w tej kwestii strałąm się zrobić jak najwiecej rzeczy wzgledem wlasnego rozwoju i troche się w tej materii zadziało, kilka rzeczy rozwinelam w swojej karierze zawodowej, wyjechałam na samotny urlop i potestowalam duzo nowych aktywnosci. Rozpoczelam tez terapie, w ktorej jestem juz od kilku mcy, jednak nie bardzo widze jakies spekatkularne efekty...
Dodatkowo jakies 3 tygodnie temu miała miejsce sytuacja, ktora chyba jeszcze bardziej zachwiała moim spokojem w tej kwestii i sprawila, ze znow zaczelam za nim tesknic. Tak jak wspomnialam wyzej nie mialam z nim kontaktu od momentu wyprowadzki, ani ja ani on nie wykazywal takiej inicjatywy, bylo mi ciezko, ale wiedzialam, ze nie moge sie zlamac. On tez nie kontaktowal sie ze mna, poza tym, ze w dniu moich urodzin urodzin napisal na mojej fejsbukowaej tablicy "zyczenia", chyba najgorsze jakie w zyciu dostałam: "Sto lat!". Widze tez, ze oglada kazda moja relacje na insta (od czasu do czasu cos tam wrzucam).
I tak 3 tygodnie temu, zupełnie przypadkiem, zamiast wyslac wiadomosc do pewnej osoby, omsknął mi się palec na klawiaturze i zamiast napisc do tej innej osoby, kliknelam w ikonke 'machajacej lapki' u mojego Eks i niestety łapka została wysłana...
Byłam jednak wtedy na etapie złosci do niego i takiej jakby obojetnosci (wszystko jedno co sobie o mnie pomysli, nie bede tego prostowac i pisac mu, ze to pomylka), wiec po prostu postanowilam ta fatalna pomylke zignorowac. On jednak 'odmachal mi' wtedy. Nic nie odpowiedzialam, ale kilka dni pozniej dostalam od niego wiadomosc 'Co slychac, [moje imie]'?. Wahałam się długo co, co mu odpisac i czy w ogole cos odpisac, nadal bylam w stanie ostrej zlosci i zalu na niego, ale po 2 dniach odpisalam mu bardzo oschle i lakonicznie 'u mnie wszystko ok, dziekuje.' On jak sie nietrudno domyslec, nic na to nie odpisal, ja sie na poczatku cieszylam, ze bylam tak twarda i nie pokazalam mu swojego zainteresowania ( i tak juz glupio wyszlo z ta "łapką"), z drugiej strony chcialam mu pokazac, ze czuje do niego ta zlosc i zal. Ale jakos chyba w glebi sreca liczylam na to, ze on sie jeszcze jakos odezwie (chociazby w swieta), a tu tymczasem totalna cisza. Ja z kolei zamiast machnąć na to wszystko ręką, zaczęłam coraz bardziej się motać, nagle przeszła mi złość i żal w stosunku do niego a pojawiła się na nowo tęsknota i teraz bije się z myślami czy dobrze zrobilam i czy moze jednak nie powinnam sie do niego odezwac. Wiem, ze racjonalnie jest to zły pomysł, ale serce samo się do tego wyrywa
Proszę doradzcie mi cos, bo czuje, ze nadmiar mysli dzisiaj mnie zniszczy, tym bardziej, ze akurat tegorocznego sylwestra spedzam sama w domu, chorując i boję się, że nie wytrzymam i do niego napiszę...:(