Witam.
Moja historia przedstawia się następująco..
Ja lat 35, po rozwodzie ( o czym jeszcze mu nie wspomniałam) On 47 (twierdzi, że kawaler) poznaliśmy się parę lat temu na jednym z portali.. ( nie żadne tam czaty ). No i tak zasadniczo to wymienialiśmy się komentarzami kilka lat, aż pewnego dnia umówiliśmy się na spotkanie, ot takie luźne, zapoznawcze.. dojechaliśmy oboje do większego miasta i poszliśmy na kawę... już dokładnie nie pamiętam jego słow, ale wiem że ostatecznie to ja zapłaciłam, bo on nie miał zbytnio pieniędzy.. I i tak przyjechał do mnie biorąc najtańsze połączenie..
Z czasem dowiedziałam się, że mieszka z mamą.. potem dowiaduję się, że nie pracuje.. nie umie gotować..
potem po jakimś roku.. było kolejne spotkanie, tym razem spacer, lody, obiad..postawił lody, obiad jadłam tylko ja, on twierdził, że nie chce... miło spędzone kilka godzin..
no i ostatnio znowu jakieś pytania kiedy przyjadę do niego, kiedy spędzimy więcej czasu razem.. jego plany, że pojedziemy gdzieś tam w jego ładne okolice.. ale jak zapytałam czy myśli o mnie poważnie i jakie miałby dalsze plany, żę jak on to sobie wyobraża.. mam przyjechać do niego i mieszkać z nim i jego mamą? zaznaczył, że się nie wyprowadzi od niej.. na moje pytanie czy pójdzie do pracy bo nie wyobrażam sobie nas utrzymywać... zagięłam go tym pytaniem i nie wie co odpowiedzieć..
myślę, że chyba powiedzenie " starych drzew się nie przesadza" tu idealnie pasuje... jest od zawsze w domu rodzinnym i to mu pasuje.. tylko nie chce dopytywać w takim razie z czego on żyje, skoro nie pracuje, a kiedys podobno pracował... tłumaczył to jakoś ale widło powidło z tego wyszło i wkoncu nie wiem...
nie wiem czy wchodzić w tą znajomość... czy się angażować uczuciowo..fajnie sie rozmawia przez telefon, zartujemy, smiejemy.. na spotkaniach tez było miło ale tylko dwa spotkania za nami wiec niewiele...
cos byscie doradziły?