Czuje sie jak idiota wylewając swoje żale w internecie. Ale od długiego czasu wszystkie moje myśli zostają dla mnie, i zaczynają mnie mocno przytłaczać.
Nie wiem gdzie zacząć... Wiem natomiast że w tym wszystkim jest również moja wina.
Po ślubie chciałem żebyśmy wzieli kredyt na mieszkanie albo wynajęli. Niestety moja obecna wtedy sytuacja finansowa studziła wszelkie plany ale nie sprawiała że plan był niemożliwy. Mieszkalismy wiec u rodziców. Gdzie zaczelismy sie urządzać. Ale zwrociłem teściowi uwagę że ma problemy z alkoholem(jest bezrobotny i ma cukrzyce, a tesciowa biedna ma problem) i nas wyrzucił. Wróciliśmy i zamontowaliśmy zamek bo zdażało mu się po pijaku rozwalic nowy telewizor 50” 4k i zostawic drzwi do domku na oscież. Nie spodobało mu się to i lokum stracilismy po raz drugi. Teraz znów tu mieszkamy, po roku wynajmu małej kawalerki. Teraz nie chce słuchać o wynajmie bo bardzo chce swoje, ale mało które jej sie podoba... ja wolę domek bo chcę pracownie.
Ja w tej kawalerce odpoczywałem. Moja połówka niestety nie... wciąż jej przeszkadzał brak miejsca, lokalizacja i kilka urojonych rzeczy. A u jej rodziców mamy 120m dla siebie i jej kochane psy.
Nie byliśmy szczęśliwi mieszkając sami razem. Cały czas sie kłuciliśmy o pierdoły.
Wtedy zaczęło do mnie docierać że to co robimy nie ma sensu. Jesteśmy u jej rodziców ja znów nie czuje sie tu dobrze a ona w skowronkach bo ma pieska.
Nie mamy dzieci, nie mamy hobby wspólnego innego niż netflix... moje pomysły na wspólne robienie rzeczy sa głupie i powinienem je robić/ rozmawiać o nich z kolegami. Mamy zupełnie inna wizje przyszłości i nie ma tu dyskusji...
Od dłuższego czasu mam w chęć skończyć ze sobą... nie widzę perspekty nie czuje tego. Ona teraz u rodziców jest inna, zabiega o mnie, jest pseudo szczęśliwa ... ale ja jej już nie kocham a robię dobrą minę do złej gry. Podczas seksu czuje się jakbym ją zdradzał okłamywał... staram sie być mężem ale to kosztuje mnie mnóstwo wysiłku. Od jakichś dwóch ostatnich lat mowie sam do siebie że chcę umrzeć, ale wiem że to nie prawda chcce być szczęśliwy. Mam wrażenie że utknąłem w chorym schemacie który reaguje przeciwciałami. Okłamuje ją mówiąc że ją kocham, to mnie dobija... uwielbiam prawdę.
Nie jest złą osobą, jest moją przyjaciółką, jest atrakcyjna, inteligentna ale czuje że chcemy drastycznie różnych rzeczy i mam dosyć kompromisów w których ja się muszę dostosować...
Mam całyczas w głowie ślubowałeś... i tak teraz będzie wyglądało Twoje życie. Nie widzę przyszłości... wg mnie nic się nie zmieni.