Witam,
Piszę, bo mam problem który mnie przytłacza i odbiera chęć do życia. Chodzi o moją matkę. Długo mieszkałyśmy razem, z moim ojcem rozwiodła się 19 lat temu jak ją zdradził. Odkąd pamiętam zawsze była nadopiekuńcza, każde moje wyjście czy wyjazd było okupione pytaniami: Po co? Na co? Z kim? A musisz iść? Daj mi telefon do tych ludzi etc. Jak gdzieś szłam to oczekiwała, że będę ciągle dzwonić do niej. Zapewniać gdzie jestem.
Każdy chłopak czy facet z jakim się spotykałam miał "coś nie tak" według niej. Ciągle węszy zdradę i ostrzega jak to mogę być oszukana. Mojego obecnego partnera (facet po rozwodzie, bez dzieci) nienawidzi. Nienawidzi za wszystko: za to z jakiego regionu kraju pochodzi, tego że jest po rozwodzie, tego że ma koty, tego że ma brodę, że jest bezpośredni... Twierdzi że jestem nim zamroczona i on mną manipuluje. Widzieli się tylko raz i powiedziała, że więcej nie chce go widzieć, co mnie bardzo boli. Obecnie matka mieszka z babcią i jej mieszkanie stoi od 2 lat puste... Chcieliśmy się z partnerem tam na rok, może dwa przeprowadzić, ale matka nie zgadza się na koty ani na żadne zmiany w mieszkaniu(rozważaliśmy wymianę starych drzwi i szafek w kuchni). Nazwała mojego partnera roszczeniowym, powiedziała mu to na spotkaniu dwa razy. Przy zapewnieniach, że nic złego koty nie robią powiedziała mi, żeby mój partner się ich pozbył... Ręce mi opadły.
Ciągle wypomina mi poprzedniego partnera (to był związek na odległość z obcokrajowcem). Twierdzi, że tylko on był coś wart... Mimo, że żyję z moim obecnym partnerem na co dzień, to dla niej nie jesteśmy parą. Twierdzi, że "jesteśmy kocią łapą i to w każdej chwili się rozpadnie". Od sobotniego spotkania z matką i z moim partnerem, oboje chodzimy struci, ja prawie ciągle płaczę. Teksty matki o pozbyciu się kotów i o tym jak dla niej nasza relacja jest niczym, zabolały mnie do żywego. Dodatkowo matka nastawia babcię przeciwko mnie. A babcia wszystkie wybuchy matki tłumaczy zdradą ojca sprzed 19 lat... Jak widzi mnie płaczącą po rozmowie z matką to twierdzi, że przesadzam i muszę matkę zrozumieć. Czuję się jak sierota, nie mogę pogadać ani z matką ani z babcią, nie czuję w nich oparcia, z ojcem mam poprawny kontakt, ale rzadki.
Świadomość że matka reaguje na wszystko w moim życiu krzykiem, przekleństwami i groźbami mnie rozwala. Psychicznie jestem wrakiem. Jak mówię matce jak mnie rani lub jak widzi mnie płaczącą to twierdzi, że gadam głupoty, a płaczem ją szantażuje (ja już nie umiem rozmawiać z nią nie płacząc...) Rozważam psychologa dla siebie. Matka oczywiście psychologów nie uznaje, mówi że wyciągają tylko kasę... Ostatnio obarcza mnie problemami zdrowotnymi swoimi i babci, mówi że to przeze mnie, przez rozmowy ze mną... Czuję się jak ich największy wróg.
Jak sobie radzić z bólem odrzucenia przez własną matkę? Jak pogodzić się z tym, że buntuje babcię przeciwko mnie? Jak mam na co dzień funkcjonować jak ciągle słyszę w głowie jej obelgi i groźby?