Witam wszystkich. Piszę tutaj, ponieważ nie bardzo mogę sobie poradzić po stracie byłej dziewczyny, a każda z moich znajomych osób ma inne rady – walcz o nią; nie wchodź drugi raz do tej samej rzeki; czas leczy rany itp. Tak, więc jeżeli ktoś z was ma ochotę na dłuższą lekturę (zamierzam ją troszku skrócić) i coś doradzić, to zapraszam.
Ja i moja G. (tak będę o niej mówił) poznaliśmy się niecałe 3 lata temu, na jednej z domówek, kiedy jeszcze obydwoje byliśmy studentami. Ja wtedy miałem 23 lata, ona 20. Mieliśmy „tę” noc – po imprezie leżeliśmy do bladego świtu, ok. 5 godzin, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Wtedy już wiedziałem, że to pewnie ta jedyna. Wszystko było cudnie przez pierwsze półtora roku, do kiedy nie zamieszkaliśmy razem – randki, spacery, spanie u siebie, wspieranie w trudnych chwilach osobistych i uczelnianych. Co prawda G. odbiła trochę od swoich znajomych, mimo tego, że w ogóle na to nie naciskałem. Ja cały czas miałem bardzo dobry kontakt ze znajomymi – jestem mega otwartą i bezpośrednią osobą.
Po 1,5 roku postanowiliśmy zamieszkać razem. I wtedy wszystko zaczęło się sypać. Co raz mniej seksu, co raz więcej życia jak u 30sto latków – wracanie po pracy (już wtedy jedno i drugie pracowało) i odpoczywanie, co raz mniej wychodzenia gdziekolwiek. Zaczęło się po prostu sypać między nami, obydwoje nie dbaliśmy o ten związek tak jak należy. Sam miałem myśli, czy jest to odpowiedni związek dla mnie na całe życie, ale jednak myślałem, że tak już musi być. Po ponad roku mieszkania razem wyjechaliśmy na wakacje ze znajomą parą, która bardzo dbała o swój związek i było to bardzo widoczne. Non stop przytuleni, chodzili za rękę, my zaś co raz bardziej oddaleni od siebie. Po powrocie z wakacji G. oznajmiła mi, że uczucie z jej strony wygasło i czas na zerwanie. Było to dla mnie jak strzał w kolano. Od razu zmieniłem swoje życie o 180 stopni – odstawiłem używki, zacząłem od nowa dbać jak kiedyś, zapisałem się na siłownie itp. Powiedziałem jej, że przez miesiąc ostatniego mieszkania razem (okres wypowiedzenia wynajmowanego mieszkania) zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby to naprawić. I tak cały czas się starałem, lecz nic to nie pomagało – ona się nic nie zmieniła i po prostu miała wyjebane. Po namowie sporej części kolegów zacząłem podejrzewać, że jakaś osoba trzecia mogła mieć udział w naszym zerwaniu. G. cały czas mówiła, że nie było żadnej trzeciej osoby, że po prostu uczucie z jej strony wygasło. Jednak zacząłem dalej analizować fakty – zauważyłem, że jej bycie dostępnym na fejsie bardzo często pokrywa się z typem, którego poznaliśmy oboje na weselu, na które to ja byłem zaproszony.
I okazało się, iż zaczęła pisać na dwa dni przed zerwaniem z innym typem, którego poznaliśmy oboje na weselu, na które to ja byłem zaproszony (!). Typ – żadna rodzina, zaproszony przez koleżankę Panny Młodej. Gdy tylko się o tym dowiedziałem, wyprosiłem ją (grzecznie mówiąc) z domu. Po tygodniu od tej sytuacji, kiedy nie mieliśmy żadnego kontaktu, postanowiliśmy się spotkać, aby obgadać aspekty przeprowadzki. Wtedy to powiedziała mi, że chciałaby wrócić do końca miesiąca do naszego mieszkania, ponieważ nie chce się narzucać ciotce, u której tymczasowo mieszkała. Stwierdziła również, że między nim, a tym typem nie ma nic – czyste pisanie (co zweryfikowałem szybko, bo potrafię złamać sporo zabezpieczeń komputerowych – prośba o nie ocenianie, musiałem to sprawdzić.
Tak więc, po tygodniu wróciła do domu. Ja dalej się starałem, ale ona znowu dalej wulgaryzm. W sposób, w który odkryłem, że ze sobą piszą, widziałem, że są w ciągłym kontakcie. Strasznie mnie to denerwowało. Odbyliśmy w tym okresie parę poważnych rozmów, z uśmiechem na twarzy – w dalszym ciągu potrafiliśmy się strasznie dogadywać – moim zdaniem, po prostu nasze charaktery są mega dopasowane. Podczas tych rozmów mówiliśmy sobie nasze błędy, co robiliśmy źle. Stwierdziliśmy również, że szkoda, iż nie dbaliśmy o nasz związek, ponieważ w dalszym ciągu się strasznie dogadujemy, no ale uczucie z jej strony wygasło – może w przyszłości coś z tego będzie. W ostatnim tygodniu byliśmy obydwoje w rozjazdach – próbowałem coś do niej zagadywać (to silniejsze ode mnie), lecz raz pisałem z nią jak dawniej, a znowu czasem mnie spławiała bez owijania w bawełnę. Napisałem jej, że jak nie chce, żebym do niej pisał – to niech mi powie czarno na białym, bo taki jestem. Jednak odpisała, iż po prostu nie bardzo ma warunki do rozmowy w swojej podróży. Znowu też zauważałem, że co jej rozmowy z tym typem są co raz rzadsze, no ale dalej mają miejsce.
I tutaj powstaje pytanie drodzy czytelnicy – czy myślicie, że jest sens o to walczyć? Czy rzeczywiście jej uczucie wygasło? Ja odnoszę wrażenie, że ona sama nie wie czego chce. Rozważam też trzy dodatkowe opcje – mogła sobie robić koło ratunkowe ze mnie, pisząc z tym typem (ale przecież widziałem rozmowy i tam nic nie było); mogła chcieć mnie kopnąć w dupę, żebym zaczął się starać jak dawniej (ale ona nie robi nic w tym kierunku, żeby było jak dawniej, a sam jednostronnie to choćbym się zesrał, to nie uda mi się) oraz ostatnia opcja – po prostu chce się wyszaleć (jest trzy lata młodsza).
Z góry dziękuję, za wszystkie szczere rady. Jakby coś trzeba było wyjaśnić, to chętnie to zrobię. POZDRAWIAM!