Cześć, na wstępie napisze, że raczej nie oczekuję rady jak to naprawić tylko raczej jak sobie z tym poradzić psychicznie i trochę wsparcia.
Znam się z nią 6 lat, a 5.5 roku byliśmy razem, 1.5 roku mieszkaliśmy razem i prawie rok zareczeni, mieliśmy bardzo burzliwe przejścia w życiu, ale jakoś zawsze dawalismy sobie radę razem. Ponad dwa lata temu razem z jej rodzicami wyjechaliśmy za granicę w celach zarobkowych. Był to projekt na 5 msc i dużo innych ludzi też przyjeżdżalo. Około miesiąc przed końcem projektu posprzeczalismy się. Przez 3 dni się nie odzywalismy, po czym zauważyłem, że nagminnie z kimś pisze, a pewnego wieczoru wyszła na spacer bez słuchawek (jeśli szła na spacer to zawsze zabierałala słuchawki). Po chwili jak wyszła postanowiłem wyjsc jej poszukać. Trwało to 2 godziny ale bez skutku, w końcu postanowiłem wracać na mieszkanie. Los chciał, że pod mieszkaniem natknąłem się na nią, jak wracała w innym... Zagotowalo we mnie, poszedłem do mieszkania, nie odzywaj się. Jak wróciła, poplakalem się i zapytałem co to ma znaczyć. Ona powiedziała że to tylko kolega, ale że ze mną musi skończyć bo już mnie nie kocha i ma tego wszystkiego dość (moja mama bardzo się mieszala i uprzykrzala nam życie, ciągle telefony, marudzenie i ingerencja). Suma sumarum sytuacja sprzed 2 lat zakończyła się tak, że zaczęła z nim sypiac po około 2 tygodniach i to bez zabezpieczenia co wgl było absurdalne żeby zrobić tak w naszym wypadku. Po projekcie wróciliśmy do Polski, każdy do siebie, ja miałem na nią wy**bane bo potraktowalem to w sumie jako zdradę. Po dwóch dniach napisała do mnie, zaczęliśmy znowu rozmawiać, spotkania, a po 3 tygodniach zamieskalismy razem (podjąłem taka decyzję po reakcji mojej mamy, ponieważ dalej się mieszala (nikto oprócz mojego brata nie wiedział o zdradzie)). Od stycznia tamtego roku, aż do lipca tego roku mieszkaliśmy razem. Wybaczylem jej, uznałem, że ja miałem też dużo winy (pozwalalem mamie na takie traktowanie jej), w tej sytuacji i chciałem spróbować jeszcze raz. Od chwili zamieszkania razem zaangażowałem się w to w pełni, wszystkie myśli, wszystkie plany były wspólne. Zdarzały nam się kłótnie mniej poważne i bardziej, ale zawsze się godzilismy i wszystko wracali do normy.... I wszystko aż do teraz: do pier***onej powtórki sprzed 2 lat.
Zylismy w Polsce razem, ale postanowiliśmy wyjechać ponieważ jako młodzi z zwykła praca i wynajmowanym mieszkaniem nie mieliśmy wielkich perspektyw na przyszłość więc obralismy kierunek zachód ( tak samo jak wcześniej o dokładnie w ten sam dzień tez wyjechaliśmy, tak jakbym się cofnął w czasie i przeżywał to jeszcze raz). Przyjechaliśmy w sierpniu na projekt do końca grudnia, wszystko było dobrze, dobre relacje mieliśmy, żadnych kłótni, po tygodniu zauważyłem że coś jest z nią nie tak. Stala się cicha, nie okazywała uczuć i wgl zauważyłem że coś jest nie tak i co ważniejsze znowu zaczęła pisać nagminnie na telefonie co od razu mi się rzuciło w oczy. Na początku próbowałem delikatnie ocieplic atmosferę, przytulić, pocałować itp, ale nie pomogło, postanowiłem że dam jej trochę czasu bo może ma złe dni. Jednak w końcu nie wytrzymałem tego. W 3. dzień ciszy między nami (nie było żadnej kłótni), dolapalem ją przed pensjonatem, zabrałem telefon i pytam się o co chodzi. Ona jak gdyby nigdy nic, mówi mi że mnie nie kocha, nie tego chciała, nie była szczęśliwa i że mogę wracać do Polski. ( parę dni wcześniej przed tą cisza, wypadły jej dwa kamyczki z pierścionka zarwcyznowego, poplakala się przy mnie i powiedziała że to bardzo ważne dla niej), Stanąłem jak wryty, nie wierzyłem w to co mówi. Posklejalem parę faktów i trochę wybuchem, że jak ona tak może mówić po 6 latach i tak robić i co jej odbija i, że pewnie znowu kogoś trzeciego poznała ( dokładnie tak samo dwa lata temu się zachowywała i dlatego wiedziałem co było grane). Powiedziała, że poznał dużo nowych osób ale to nie ma znaczenia i że z nikim tak nie pisze jak dwa lata temu bo wtedy widziałem ich erotyczne wiadomości z tamtym chłopakiem. Ja jednak wiedziałem że ktoś jest. Pogadaliśmy wtedy mocno i ostatecznie pryztalo na jej (nie jestem w stanie zmusić do bycia ze mną). Od tamtego czasu minęło 6-7 dni, zdążyłem zauważyć że cały czas pisze z jednym chłopakiem. Z pracy jak wychodzimy, ten chłopak stoi kawałek dalej, patrzą się na siebie ukradkiem i piszą do siebie. Powiedziałem jej o tym że to widzę, ale dalej utrzymuje że ona jest młoda i chce koszystac z życia i nie wie czy z nim będzie czy z nim nie będzie.
Aktualnie jest 31 sierpnia 2019 roku godzina 21:52, piszę ten post słuchając muzyki i pijac piwo, a moja była około 3 godziny temu wyszła wystrojona gdzieś. Dodam że cały czas jesteśmy w jednym pokoju ponieważ tak jesteśmy przypisani. Jak wychodziła to bardzo mnie to zabolało, ale zagryzlem wargi i nic się nie odezwałem nie patrząc w jej stronę...
Bardzo żałuję że dwa lata temu zgodziłem się żeby do mnie wróciła, ponieważ przezywam to drugi raz i to chyba mocniej bo się bardziej zaangażowałem.
Proszę poradzcie czy coś zrobić w tej sytuacji bo to ciągle trwa, czym się zająć, o czym myśleć. Co sądzicie o tej sytuacji. Za każdy jeden post jestem wdzięczny.