To trochę długa historia. Wiem, że tu nie pasuje ale internet uważa że faceci niczego nie przezywają i nie czują...
Od jakiegoś czasu w pracy podkochiwałem się w pewnej kobiecie, dużo rozmawialiśmy myślałem ze ona tez coś czuje, ciągle się uśmiechała mówiła że mi ufa i dużo pisaliśmy, opowiadała jak sie czuje, parę razy mi się wypłakała. Jednocześnie w tym czasie zmagałem się z depresja. Nic mi nie wychodziło, w pracy popełniałem coraz więcej błędów i traciłem wiarę w siebie ale starałem się tego nie pokazywać, ponieważ te chwile z nią były jak koło ratunkowe rzucane w ostatniej chwili przez co utrzymywałem się na powierzchni. Kiedy przestaliśmy rozmawiać to koło znikneło i leciałem na dno. Nie rozumiałem dlaczego się odcieła, nadal nie rozumiem. Zdarzało mi się płakać ba, ryczałem jak dziecko, nawet w pracy uciekałem się chowałem żeby nikt mnie nie widział. Ból serca był ogromny, nie do opanowania. Niczym nie mogłem go zmniejszyć, ona stała się moim największym szczęściem i jednocześnie smutkiem.
Zastanawiałem się co jest ze mną nie tak. Patrzyłem w lustro z łzami w oczach i pytałem siebie
"Co teraz? Sam się tu zaprowadziłeś więc nie szukaj winnego" coraz bardziej się zatracałem. Nikt o tym nie wiedział bo wiedziałem, że i tak tego nie zrozumieją. W końcu udało mi się ją złapać sam na sam i powiedziałem wprost, że ją kocham, że zrobię dla niej wszystko, chcę być przy niej i zawsze ją wspierać, powiedziałem że oddam za nią życie. Ona powiedziała że mnie lubi ale nie czuje tego samego i że nie powinienem jej tego mówić bo wolała by nie wiedzieć. Zabolało mnie to i jeszcze bardziej się zdołowałem, tak jakby cząstka mojej duszy umarła raz na zawsze. Gdy po paru dniach wróciłem do tematu ona powiedziała żebyśmy udawali że niczego nie powiedziałem i udawać że tego nie było. Jak mógłbym się na to zgodzić? Przecież ja jej nie powiedziałem o jakiejś przygodzie z dzieciństwa tylko, że jest najważniejszą osobą w moim życiu. Była i nadal jest jedyną osobą która wiedziała jak się teraz czuje tak naprawdę. Zdjąłem maskę "wszystko jest ok" tylko przed nią.
Dużo rozmawialiśmy o tym. Na chwile odżyłem ale w głębi nienawidziłem sam siebie za robienie sobie nadziei. Potem, gdy poczułem się lepiej, rozmawialiśmy na różne tematy i wspominałem że nadal ją kocham mimo wszystko, ale ona od razu zmieniała temat. Za dwa dni ona wraca do pracy i wiem, że ona chcę udawać że niczego nie było, rozmawiać jak dawniej zanim jej powiedziałem o tym co czuje, ale ja nie potrafię... Dla mnie nic już nie będzie jak dawniej. Odsłoniłem się i nie mogę teraz o tym zapomnieć jak gdyby nigdy nic. Za każdym razem jak ją widzę serce mi pęka, więc jak mam udawać że nic się nie stało kiedy oboje wiemy że się stało? Nie rozumiem dlaczego ona tak postępuje? Wolałbym usłyszeć, że jestem żałosny to mógłbym ją znienawidzić a tak, ona cały czas jeszcze bardziej mnie w sobie rozkochuje. Jak gdyby osoba w której się zakochaliście chciała wam pomóc się w niej odkochać. Czy to możliwe? Brzmi jak jakiś paradoks. Jak mam codziennie patrzeć na jej uśmiech? Rozmawiać o drobnostkach jakby nie wiedziała co się ze mną działo i co do niej czuje, co mną kieruje...
Nie lubię hipokryzji dlatego nie mogę udawać że tego nie było.
Jestem w kropce...