Było idealnie, kochał. Przynajmniej tak mówił. Snuł plany, akceptował mnie, nie zgłaszał żadnych najmniejszych zastrzeżeń. Byłam wszystkim. Na dzień dobry dobranoc kocham kochanie.
Byliśmy niezwykle podobni, spasowani we wszystkim, jak bliźniaki. Ten sam dowcip, to samo myślenie, ten sam kierunek patrzenia.
Parę dni temu mówil że tęskni, że kocha, że dziękuje że jestem.
Był dla mnie idealny. Doskonaly. Na kogoś takiego czekałam całe życie.
Po dwóch dniach rzucił. Że tempo za duże, że czuje presję, że go męczę, że za dużo deklaracji. Rzucił. Pomimo tego że parę dni wcześniej mówił że spotkało go coś wyjątkowego i że kocha.
Boże. Jak się pozbierać. Nie umiem. Wszystko mnie boli. Nie zrobiłam nic złego, nie było awantur, złych słów, nic. Czuję że serce mi wysiada, tak boli. Wszystko mnie boli. Jak to przejść? Nie mam siły wstać z łóżka.
Dziwnie to brzmi wszystko. Ile macie lat? Ile czasu razem byliście?
Krótko, parę miesięcy. Ale bardzo intensywnych. Oboje jesteśmy +40.
Był pewien decyzji, nie rozumiem jak można kogoś rzucić deklarując parę dni wcześniej miłość. Mniejsza to.
Jak uleczyć głowę? Budzę się, spać nie mogę, serce mi wali jakbym dowiedziała się o czyjejś śmierci. Cała drżę, choć nie chcę. Jak sobie pomóc?
Krótko, parę miesięcy. Ale bardzo intensywnych. Oboje jesteśmy +40.
Był pewien decyzji, nie rozumiem jak można kogoś rzucić deklarując parę dni wcześniej miłość. Mniejsza to.
Jak uleczyć głowę? Budzę się, spać nie mogę, serce mi wali jakbym dowiedziała się o czyjejś śmierci. Cała drżę, choć nie chcę. Jak sobie pomóc?
Czas tutaj pomoze. W koncu Ci przejdzie.
Szczerze mowiac obawialam sie, ze macie wiecej niz nascie lat... po co Ci ktos kto w takim wieku boi sie deklaracji.