Cześć, może być trochę chaotycznie, bo to długa historia, ale chce przedstawić całą historię.
Mój partner ma dziecko wraz z była żona. Była żona kilka lat temu wyprowadziła się 200 km z naszego miejsca zamieszkania, tam tez ma nowa rodzine -męża i drugie dziecko. Wcześniej mój partner widywał dziecko trzy dni w tygodniu, od kilku lat musi zadowolić się jednym weekendem w miesiacu, feriami i wakacjami(dziecko teraz będzie szło do 1 klasy, wcześniej chodziło do zerówki, także często było tak, ze tylko trzy dni w miesiacu u nas była, w piątek jechaliśmy po nią koło 15, w domu byliśmy na 20(droga razy dwa) w niedziele o 15 ja odwozilismy).
Było wiele sytuacji, gdzie matka nie chciała puszczać dziecka, bo płakało, ze nie chce jechac, a ona mówiła ze nie będzie zmuszać. Generalnie trochę utrudniała kontakt, pudrujac to, ze ona niby rozmawia, tłumaczy, ale nie zmusi przecież dziecka, nie chce to nie. Pokonywaliśmy drogę 400 km, by wrócić z kwitkiem...dlugo zajęło nam, by dziecko ponownie chciało jeździć do ojca, gdzie matka do dziecka mówiła „na pewno chcesz jechac? Przecież nie chciałaś...i przeziębiona jesteś”. Wiele takich sytuacji. Od razu wytlumacze(bo znajda się matki, które zaraz powiedzą, ze jak dziecko nie chce jechac to musi mieć powod). Otóż nie, jak młoda odwozilismy do mamy to tez za każdym razem płakała, ze nie chce jechac, ze chce do taty. W dwie strony to działało, ale my za każdym razem ja zawoziliśmy mimo tego- przecież miejsce ma ustalone przy matce. Po prostu fajnie spędzała czas i nie chciała wyjeżdżać, nie było w tym drugiego dna ze u mamy jest zle, czy u nas. To była sytuacja sprzed roku, teraz mamy regularne wizyty, mama daje córkę mimo płaczu, my ja odwozimy mimo płaczu. Jakiś czas temu matka zadzwoniła do mojego partnera by przyjechał po dziecko(to było dwa dni po tym, jak ja odwieźliśmy), bo płacze, ze chce do taty i ma spróbować wytłumaczyć dziecku, ze tak wyglada sytuacja, ze jest tylko jeden weekend w miesiacu. Była zmiana planów i znów jechanie 400 km. nie ukrywam trochę mnie to wkurzyło, bo ona nigdy do nas nie przywiozła małej, zawsze my pokrywamy koszta podróży, a nie stać nas zwyczajnie by jeździć dwa weekendy pod rząd, a moim Zdaniem to i tak nic nie dało, bo dziecko za drugim razem jeszcze bardziej płakało, ze nie chce wracać, mimo ze tłumaczyliśmy, ze mama i tata już nigdy nie będą mieszkać razem.
Chce pokazać, ze mój facet bardzo się stara, nie jest tylko bankomatem( choć mam wrażenie, ze była żona go trochę tak traktuje), oprócz alimentów, płacimy dodatkowe pieniądze, by młoda chodziła na zajęcia dodatkowe(matka dostała na to pieniądze, po smsie, którego napisała, ze chce dziecko zapisać na basen, rytmikę, balet, angielski, plastykę i wf...na żadne nie zapisała, ani na angielski, ani na pływanie, pomijając resztę. Kupujemy młodej wszystkie ubrania(dosłownie wszystkie!)plus dajemy wyprawkę do szkoły(plecak, wszystkie przybory, strój na rozpoczęcie roku i wf)była żona pisze smsy z lista zakupów, gdzie widnieją majtki i rajstopy, także ubieramy młoda od stop do głów. Pomijam fakt, ze mała przyjeżdża do nas zawsze w jakiś starych, zniszczonych i za małych rzeczach, chociaż ostatnio, ja przejęłam trochę nad tym kontrole i robię listę rzeczy do spakowania, w końcu to są ubrania kupione przez nas dla dziecka, czemu u nas ma chodzić jak zaniedbana?? Jak matce się nie podoba kurtka, która kupujemy młodej, to wymyśla zawsze coś, ze albo za krótkie rekawy, albo za mała, albo córka nie chce chodzić, potem okazuje się to bzdura. Zawsze kupujemy ładne rzeczy, z zary, h&m, ogólnie sieciówki, małej się podobaja.
Teraz była u nas w lipcu na trzy tygodnie, w tym jeden tydzień zapisaliśmy ja na półkolonie językowe, żeby miała coś z tych wakacji. W sierpniu mieliśmy z nią wyjechać na Wyspy Kanaryjskie na 10 dni, uzyskaliśmy od byłej żony zgodę w styczniu. Cały wyjazd opłacony. Od miesiąca zdarzało jej się dziwne smsy wysyłać, ze ona nie wie, czy puści dziecko, bo jest niebezpiecznie w Europie, ze anomalie pogodowe i ogólnie my to wiadomości nie oglądamy, gdzie to dla nas jakiś absurd jest. A dzisiaj przeszła sama siebie, bo napisała ze dziecko nigdzie nie jedzie, bo Iran jest zagrożeniem dla Europy!!! I stoi przy swoim, partner zadzwonił do niej, ale nic nie dociera, nie i już, ona już dziecku wytłumaczyła. Dziecko mówi nam, ze „mama mówi ze samoloty się psują i spadają”...
Jestem zła i sfrustrowana cała ta sytuacja, mała nie była na wakacjach z nami trzy lata(w tamtym roku bo mama powiedziała, ze we wrześniu dziecka nie puści, bo zerówkę zaczyna, mimo wcześniejszej zgody, a dwa lata temu, bo miala zapalenie płuc i zastrzyki niby dostawała, jak pytałam młoda to ona nic na ten temat nie wiedziała...zreszta była żona nie pamietała tego, dzisiaj jak rozmawiali, to mój wypomniał ta chorobę, a ona, ze nie pamięta żadnego zapalenia płuc !!!).
Jak walczyć z takim zachowaniem? Już jest za późno na zabezpieczenie wakacji przez sąd..