Witam,
od kwietnia spotykam się z mężczyzną, którego pokochałam. Dzieli nas 12 lat różnicy (ja 24, on 36), dodatkowy problem to odległość (prawie 400km), kiedy pracowałam dorywczo, mieliśmy czas się spotykać, za pierwszym razem on przyjechał do mnie, potem ja do niego, od pewnego czasu spotykamy się w połowie drogi, bo uznaliśmy że taka opcja jest najbardziej optymalna. Co prawda wynajmowaliśmy pokój w hotelu na jedną noc, spędzaliśmy ze sobą dokładnie 24h. Od lipca zaczęłam pracować na pełny etat, więc w sierpniu nie mamy za bardzo kiedy się spotkać, a urlopu też nie dostanę. Ja mieszkam jeszcze z rodzicami (on z mamą), a pracuję w innym mieście, muszę dojeżdżać autobusem, w dni robocze mam dojazd, ale w weekendy nie (a pracuję też w weekendy), dlatego zastanawiam się nad przeprowadzką do miasta, w którym pracuję. Powiedział mi, że najwcześniej późną jesienią może zacząć myśleć o przeprowadzce do mnie, twierdzi że jeszcze nie za bardzo się znamy, ale ja wiem, że się w nim zakochałam, on jeszcze o tym nie wie, ale pewnie się domyśla. Ja tęsknię za nim, on za mną też, rozmawiamy ze sobą co jakiś czas, piszemy codziennie na fb. Ostatnio stwierdził, że ta tęsknota go dobija, chciałby być ze mną, ale kompletnie nie wie, jak się za to wszystko zabrać nie znając miasta, w którym pracuję, bez rodziny, przyjaciół, że czarno to widzi, ale jeszcze mamy porozmawiać na ten temat. Nie wiem czy mu powiedzieć że go kocham i walczyć o ten związek, czy zgodzić się na rozstanie. Może jakieś pomysły jak rozwiązać ten problem?
Powiedz ja o mało nie przegapilam miłości mojego życia przez wahania
Ja powiedziałam i dziś jestem bardzo szczesliwa
3 2019-08-21 12:16:59 Ostatnio edytowany przez madoja (2019-08-21 12:17:31)
Moim zdaniem to nic nie da. Powiesz mu to, ale on tego nie odwzajemni.
Jeśli facet mówi że czarno to widzi, to na serio... średnio mu zależy.
Zakochany facet jest w stanie góry przenosić.
O ile rozumiem częściowo go, że to za wcześnie, to nie rozumiem tego idiotycznego argumentu: tęsknota go dobija, przeprowadzić się nie chce bo nie ogarnia Twojego miasta, więc chce się rozstać Przecież wiedział gdzie mieszkasz. Gdybyś zawróciła mu w głowie, chciałby spotykać się, zacieśniać więż, a z czasem myśleć o zamieszkaniu razem.
A tu takie głupie argumenty...
Ale ok, żebyś miała czyste sumienie możesz powalczyć. Możesz powiedzieć że kochasz i zaproponować że to Ty poszukasz mieszkania na wynajem, w końcu to Twoje miasto. Możesz wysyłać mu zdjęcia mieszkań i niech pisze, czy mu się podobają.
Sprawa wygląda tak: mieliśmy się spotkać w tamtym tygodniu, planowałam mu powiedzieć że go kocham na spotkaniu, prosto w oczy (bo wiadomo, tak najlepiej), ale 3 dni przed spotkaniem podczas konwersacji na fb napisał, że to nie ma sensu, że póki co nic nie czuje (mimo, że wcześniej zapewniał, że coś do mnie czuje), że nie był mi ostatnio wierny, że żałuje tego, co zrobił (nie wiem, czy do czegoś doszło, bo nie powiedział, sama też nie wypytywałam o to), że nie potrafi tak na odległość, że już nie wie co o tym myśleć, że nie chce składać mi obietnic, z których może się nie wywiązać, zaznaczając przy tym, że nie chce urywać znajomości, bo nie ma powodu. Napisałam mu, że szkoda bo chciałam z nim porozmawiać jak się spotkamy i tutaj nasza rozmowa się urwała. Po około 2 godzinach (byłam akurat w pracy) spytał się, o czym chciałam z nim porozmawiać, napisałam prawdę, że chciałam mu powiedzieć, że go kocham, spytał się mnie, czy jestem w pracy, odpowiedziałam, że tak, odpisał "spoko, to nie przeszkadzam", tego dnia już się nie odezwał, ale następnego dnia spytał się mnie, jak się czuję (jak może się czuć kobieta, gdy facet, którego kocha, "zrywa z nią"?), coś tam mu napisałam, odpisał że czuje się źle, że tak mnie potraktował, i że obawia się, że sobie z tym nie poradzę i pisze do mnie co 2., 3. dzień, jak się trzymam i w ogóle, poprostu dalej utrzymujemy kontakt. Nie wiem w ogóle co o tym myśleć, czy żałuje, że zerwał ze mną, czy będzie chciał wrócić za jakiś czas, czy może po prostu martwi się, czy już traktuje mnie jako koleżankę? Pomóżcie