Witam,
Podczytuję Was już długo, widzę tu mądrych ludzi, ktorzy służą pomocą, więc może i ja dostnę jakąs radę
Dwa tygodnie temu dowiedziałam sie o zdradzie mojego chłopaka...w zasadzie to bez ceregieli powiedziała mi o tym jego przyjaciółka o ktorą miałam być spokojna po prostu na jednej z imprez podeszla do mnie i powiedziała ze jakis czas temu moj chlopak zdradzil mnie z nia, bo w zasdzie "on to zawsze się w niej podkochiwał"e . Ja w szoku, on pijany nic nie kontaktuje, ona zabrała się i poszła. Ja miałam na tyle jeszcze siły ze wyszłam z pomieszczenia i zaczełam wyć w strugach deszczu, siedzac na chodniku. Poszłam zrozpaczona do domu. On z samego rana wydzwanial do mnie, ja mialam go zablokwanego ale w koncu odebralam i wykrzyczalam zeby zapytal swojej przyjaciolki o co chodzi. Od tej pory jest cisza. Zadnego przepraszam, czy pocaluj mnie gdzies. Na moja rodzinę jest wrecz obrazony (mama i brat mieli z nim kontakt, oddanie rzeczy itp).
Jeszcze tak napomknę, bo zapytacie czemu nie dałam mu szansy na wyjasnienia itp:prawe dwa lata byliśmy razem, dochodzilo miedzy nami do roznych spiec, głownie przez moja zazdrosc (ukrywane rozmow z kolezankami, spotkania gdy mnie nie było, za duzo alkoholu, mnostwo kłamstw, ja durna wybaczałam), wszyscy mówili, ze jestem chora psychicznie i wyolbrzymiam,kilkanascie rozstan na kilka dni, karanie mnie ciszą.
I teraz moje pytanie: popłakałam 2 dni, powyobrazałam sobie kilka razy jak TO robili, poukładały mi się sytuacje kiedy mógł się z nią spotykac, wszystko stało sie jasne ale... ja wcale juz nie płaczę...zawsze myslalam ze bede jak zombie przez dluuuuugi czas, ze tak kocham przeciez oddalam cala siebie, a ja? Biegam cwicze, śmieję się, dobrze mi idzie w pracy, mam adoratorow, ale jakos do nich mi sie nie spieszy... Ale strasznie boje się ze ta żałoba jeszcze nie przyszla i mnie dopadnie tak bardzo, ze sie nie pozbieram... nie mowie ze mnie to w ogole nie rusza bo mam momenty zalamki, ale obwiniam tylko jego, tej jego kolezanki w ogole nie winie. Powiedzcie czy cos ze mna nie tak? Czy to jeszcze mnie dopadnie? Wydawalo mi sie ze kocham go and zycie...