Niedawno zmieniłam pracę. Poznałam tam mężczyznę (25 lat). Juz pierwszego dnia zauważyłam że między nami zaiskrzyło - w momencie gdy przedstawiałam się i podałam mu rękę na tzw. "cześć" (o ile dobrze wszystko odebrałam). Cieszył się jak dziecko na mój widok. Widziałam jak promienieje. Ogolenie jest mało mówmy, zdystansowany, zamknięty w sobie. Na przerwie poczęstował mnie słodkościami. Był przeszczęśliwy szkoda do momentu, kiedy wspomniałam że mam córkę i miałam męża ale nie jesteśmy juz razem. Od razu zauważyłam jak po tej informacji nagle posmutniał, spuścił głowę, zamyślił się (jestem dobra obserwatorką ludzkich emocji, nie zawsze czytam ludzi trafnie ale jego wyjątkowo łatwo). Mimo to nadal widziałam jak w trakcie pracy na mnie patrzy, obserwuje ukradkiem. Nie raz otwarcie patrzył się prosto w moke oczy. Uważam że to nie przypadek te spojrzenia. Widziałam jak nie raz szukał mnie wzrokiem.
Kiedy kazano mi wymienić się nr telefonu z innymi pracownikami, on jako jedyny powiedział do mnie "tylko pamiętaj, puść mi strzałkę". Wszystko fajnie się rozwijało - piersze krótkie rozmowy, mało znaczące ale dla rozwoju znajomości istotne (tak mi się wtedy wydawało). Relacja się stopniowo i delikatnie pogłębiała - wymiana spojrzeń. Wspólne tematy. Super nam się rozmawiało - wydawało sie mi że nadajemy na tych samych falach. Jak z pracy wyjeżdżałam pierwsza autem, on całą drogę jechał za mną i nie wyprzedzał mnie. Wjeżdżał na wjazd swojej posesji i tak stał aż znikałam za zakrętem (on mieszka od pracy 5 minut drogi, ja zaś 30 min). Kolejnego dnia powiedział"cześć". Myślałam, że będziemy rozmawiać jak zawsze, ale tego dnia podczas rozmów spuszczał wzrok częściej niż zwykle (wcześniej podczas rozmów rowniez unikał mojego spojrzenia). Zauważyłam że mnie zaczął unikać. Wycofał się...
Napisałam do niego pierwsza (on nigdy nie inicjował rozmowy smsowej), zapytałam : O co chodzi. Przemilczał temat. Napisałam, że go lubię, żeby się nie bał znajomości ze mną, żeby mi zaufał że przecież go nie chce skrzywdzić (dowiedziałam się że miał ciężką przeszłość emocjonalną).
Odpisał "Ja też Ciebie lubię, ale nic z tego nie będzie". Zapytałam o powód. Przemilczał. Znów zapytałam "chodzi Ci o to że mam córkę i męża?"(formalnie a nie w praktyce). Znowu przemilczał. Wkurzyło mnie to podejście. Następnego dnia zachowywał się do mnie jak zawsze- maślane oczy, uśmiechy, spojrzenia. Odprowadził/eskortował mnie po pracy jak zwykle do samego "zakrętu". Wieczorem Napisałam żeby się określił o co mu chodzi, po co te dwuznaczności - tu pisze ze nic z tego a nadal zachowuje się jakby mnie adorował.
Napisał mi żebym "dała mu spokój". Napisał że mam jakieś"urojenia", że. Mam cos z głową. Odpowiedziałam, że. "jak najbardziej dam mu spokoj. Ze jest chamski a ja z chamski się nie zadaje i że to on ma coś z głową". Odpowiedział: "niech Ci będzie,mam z głową. Nie wypisuj już. Narazie pa.".
Karmienie iż jak rozmawialiśmy przez trzy dni smsowo to nie kończył rozmów pożegnaniem. Rozmowy się urwały. A tu nagle to dziwne"narazie.pa."
Następnego dnia widziałam, ze jest wściekły. Odwracam sie plecami jak widział mnie w pobliżu. Później jak mnie znów zobaczył. A akurat strzygł żywopłot, podkręcił obroty silnika na maksa i ciął na całą pete jednym ciągiem (wcześniej przez kilka dni słyszałam i wiem jak pracowała jego maszyna - na niższych obrotach i krótkie cięcia). Pod kojec pracy pojawił się ze swoją "kosiara" w miejscu w którym ja pracowałam. Usłyszałam, że ktoś sie zbliża do mojego miejsca pracy. Podniosłam wzrok i nacięłam sie na jego świdrujący przeszywający mnie wzrok. Zauważyłam go w ostatniej chwili. Nie spuścił wzroku on, ani ja. Na chwilę opuściłam swoją robotę, po czy wróciłam a wracając znów widziała jak sie wpatruje prosto w moje oczy znowu nie spuścił wzroku.
Pomóżcie. Nie wiem o co może mu chodzić..