Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Ale po co chcesz cokolwiek obalać?
Wiara właśnie na tym polega, że się wierzy nie mając pewności. Nie ma dowodów. Na tym to polega.
Nie nie wierzę też nie wiem po co ta prowokacja. Ja przekonuje tylko tych z którymi widzę iż mogę z kimś porozmawiać (dobry znajomy)ale najczęściej biorę z sobą książkę Dawkinsa ktoś zaczyna rozmowę wtedy reaguję. Ja w realu nigdy nie inicjuję takich rozmów. Co wcale nie znaczy iż nie mówię iż jestem ateistą. Już to czasem wystarczy do polemiki jak komuś wyraźnie to wadzi wtedy tez rozmowa jest inna...
Nikomu kto wierzy niepotrzebne jest twoje obalanie. Tak samo jak ateiście nie potrzebne jest kadzenie o bogu. Także spasuj...
5 2019-05-18 23:17:35 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-05-18 23:58:46)
Ani nikt nie udowodni istnienia rzeczywistości, do której zbadania nie ma metody naukowej, ani ty niczego nie obalisz, z tego samego powodu. Twierdzenie o istnieniu Boga jest niefalsyfikowalne, sprawdź, co to znaczy.
Ja wierzę w Boga i nie zamierzam się wdawać w żadne spory. To moja sprawa, tak jak twoją sprawą jest ateizm.
Natomiast chciałabym Ci zaproponować mały eksperyment myślowy, odnośnie twojego zdania o tym, że ludzie wierzą, bo boją się śmierci i próbują się pocieszyć. Nie da się wierzyć po coś, wiara w Boga jest albo nie jej ma, nie można tego wybrać ani intencjonalnie odrzucić (wybrać i odrzucić można tylko praktykowanie religii, a to jest inna sprawa) - ale nie w tym rzecz.
Większość religii zakłada istnienie wiecznych konsekwencji sposobu życia na ziemi, zbawienia i potępienia. To nie jest tak, że z automatu będziesz miała szczęśliwą wieczność, bo wierzysz. Wyobraź sobie, że wierzysz i wiesz, że możesz trafić do piekła, a czymkolwiek ono jest, jest właśnie wiecznym cierpieniem, najgorszym, jakie możesz sobie zwizualizować, a nawet jakiego nie umiesz już sobie wyobrazić. Mówisz o wierze ze strachu przed śmiercią i jako o szukaniu pocieszenia w problemach. Naprawdę śmierć jest gorsza od wiecznych męczarni? Naprawdę może istnieć większy PROBLEM niż wieczność w piekle? : ) Jak myślisz, jak byś to postrzegała, gdybyś wierzyła, że coś takiego istnieje? I że będziesz rozliczona dosłownie z wszystkiego, co w życiu zrobiłaś; a więc mając świadomość, że nie jest specjalnie trudno "osiągnąć" potępienie...
Wierzę w communio sanctorum.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
A ty jakie masz argumenty na nieistnienie Boga?
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Bardzo dziwi mnie że ktoś w dzisiejszych czasach może jeszcze uważać że wiara to kwestia argumentów. Wiara, jak i niewiara to kwestia uczuciowa a nie rozumowa. Nie ma dowodów na istnienie Boga jak i nie ma dowodów jednoznacznie podważających jego istnienie. Dlatego to nazywa się wiarą, a nie naukowa teorią, dowodem czy aksjomatem.
Sama jestem niewierząca, ale nie rozumiem sensu zakładania takich tematów. Po co wtrącać się w sprawy wiary innych ludzi? Sama piszesz że
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
więc po co im to pocieszenie odbierać? Chcesz, żeby inni byli nieszczęśliwi? Niektórym ludziom wiara pomaga stać się lepszymi. Dlaczego zależy Ci na tym, aby im to zabrać?
Bez urazy, ale z tego postu wydziera arogancja, a dla mnie arogancja jest bardziej odrzucająca niż to, w co kto wierzy.
10 2019-05-19 10:14:04 Ostatnio edytowany przez Excop (2019-05-19 10:24:08)
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Zaistnienie religii, to dowód zejścia dużej małpy z drzewa. Niektórym sprawia trudność przyjęcie darwinizmu do świadomości, ale kreacjonizm, to jedna z postaw ideologicznych wobec Natury, które są i funkcjonują. Mimo pewnych braków w wiedzy o Stworzeniu z jego źródła w wielu wypadkach. Jak to w demokracji, jedni wierzą w Boga, inni, że mamona najważniejsza jest. A jeszcze inni, że władza mamonę przynosi przy okazji. Komu argumenty za lub przeciw mają służyć? Kto chce, niech wierzy. Komu to przeszło w trakcie, jego sprawą pozostaje.
To proszę obalić.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
"Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć. " W tym zdaniu już przedstawiłeś/aś Swoje zdanie na temat wiary.
'Bardzo bogate'.
Przestań ludzi mierzyć swoją miarą.
12 2019-05-19 17:56:14 Ostatnio edytowany przez authority (2019-05-19 17:57:40)
W tym ona ma rację stąd tyle na świecie jest religii znajoma sama przyznała iż wolała by męczyć się w piekle niż zniknąć bo to nie do pojęcia. Inna sprawa iż uważam że autorka prowokuje.
13 2019-05-19 20:39:58 Ostatnio edytowany przez adda-m (2019-05-19 20:45:45)
"Tato a Marcin powiedział że jego tato powiedział iż ci co cytują innych, to sami nie mają nic do powiedzenia, i swoją ignorancję ukrywają za autorytetem tych do których cytat należy, bo choćby kiedyś potem oni sami(cytowani) zdanie zmienili, i głosili coś odmiennego od swoich poprzednich stwierdzeń, to te bezmyślne powtarzanie sugeruje, że człowiek zdania zmienić nie jest w stanie tak zupełnie samodzielnie poprzez doświadczenie/przeżycie czegoś i daje do zrozumienia że mądre to są tylko teksty, a nie sami ludzie. Że ignorancja ta cechuje się dopasowaniem rzeczywistości do swoich wyobrażeń, wyłuskanych z wielką starannością z owych wielkich cytatów".
Im jestem starszy tym mniej boję sie smierci. Jesli istnieje życie po tamtej drugiej stronie - to swietnie, będę ponownie mógł spotkać sporo ludzi których kochałem a ktorzy już nie żyją.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Powyższe to nie jest ateizm. Gdzieś czytałem, że jest to tzw. ANTYTEIZM, który w skrócie polega na aktywnej walce z Bogiem. Dla ateisty jest to bowiem kwestia obojetna. Okazuje sie że wiele osób, jak powyzszy tutaj, majac sie za ateistow sa w rzeczywistosci antyteistami.
Roznica jest znaczna bowiem antyteizm polega na negatywnej postawie i nastawieniu do wiary czyli teizmu. Co wiecej cecha antyteisty jest poglad ze religia i wiara sa szkodliwe. Do tego antyteista musi wszedzie zaznaczac i obwieszczac swoj poglad.
A skad ta walka przeciw? to juz jest inna sprawa. Moze to tez byc to kwestia uswiadomiona lub nie.
Nie wierzę w żadne religie. A co do Boga to jestem otwarty Jestem skłonny wierzyć, że jest, ale możliwe też, że Go nie ma.
Bardzo mocno skłaniam się ku opinii, że istnieje projektant tego świata, bo wygląda on jak zaprojektowany. Wprawił to wszytko w ruch i nie ingeruje, będąc zawsze obojętnym. Nawet Richard Dawkins i Christopher Hitchens nie są w stanie wybić mi idei osobowego stwórcy do końca z głowy.
Istnienie chrześcijańskiego, islamskiego, czy jakiegokolwiek innego, opisanego przez jakąś konkretną religię bóstwa uważam za wyjątkowo mało prawdopodobne. Właściwie to nie chciałbym, żeby rzeczywiście był ktoś taki, jak biblijny Jahwe - okrutny, zazdrosny i małostkowy demon, prześladujący każdą żywą istotę od początku istnienia. Bóg nas kocha? Skąd taki pogląd pozbawiony zupełnie podstaw? To wyjątkowo nieśmieszny żart.
A po śmierci jest to co przed nią: rozpad materii i brak świadomości, więc się nie martwię sądem ostatecznym, czy reinkarnacją.
18 2019-05-20 15:41:11 Ostatnio edytowany przez Excop (2019-05-20 16:23:18)
Wtrącę się znów. Z okazji tej, że autor tematu, przygotowany zapewne do konfrontacji Biblii z dowodami ku zaprzeczeniu istnienia Najwyższego, nie odzywa się.
Troll w przebraniu "oświeconego".
Poglądy można poznać, nie tylko w kwestii religii.
Nie zdziwiłbym się, że to ten sam gość, co w kilku innych tematach ostatnio. Imienia nie zdradzę, bo obiecałem się nie wtrącać więcej.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Gdy byłem wierzący a nie praktykujący przez jakiś czas, to korzystałem z usług wróżki, gdy pytałem dwa razy na to samo pytanie, w odstępie czasowym pojawiły się dwa razy te same karty, wróżba się sprawdziła, więc prosze odpowiedzieć, kto ułożył (jaka siła, moc, energia) dwa razy te same karty we wróżbie u wróżki w odstępie czasowym? I kto znał moją przyszłość, i wiedział jak potoczy się dana sprawa?
Tak wierzę w Boga. Chociaż nie jestem przekonany na 100% do religii, to jednak obecnie praktykuję, bo sama wiara jest jakaś taka niepełna, bez religijności.
Bardzo dziwi mnie że ktoś w dzisiejszych czasach może jeszcze uważać że wiara to kwestia argumentów. Wiara, jak i niewiara to kwestia uczuciowa a nie rozumowa. Nie ma dowodów na istnienie Boga jak i nie ma dowodów jednoznacznie podważających jego istnienie. Dlatego to nazywa się wiarą, a nie naukowa teorią, dowodem czy aksjomatem.
Czyli wiara to nie nauka.
W takim razie co religia robi w szkołach i instytucjach państwowych?
Nie wierze w istnienie zadnej siły nadprzyrodzonej, w tym boga, różdżkarstwo, wróżki itp.
Jednakowoż obalić, jak i potwierdzić, boga rozumowo się nie da. To jakbyś chciał pożar gasić oglądaniem zdjęć. Inne kategorie.
Jestem osobą nie tyle niewierzącą, co przekonaną o pewnym fakcie. To mniej więcej tak jakby ktoś powiedział, że nie wierzy w istnienie krasnoludków - błąd logiczny, bo nie można nie wierzyć w istnienie czegoś, co nie istnieje.
23 2019-05-25 14:09:56 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-05-25 14:10:39)
ciri_ napisał/a:Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.Bardzo dziwi mnie że ktoś w dzisiejszych czasach może jeszcze uważać że wiara to kwestia argumentów. Wiara, jak i niewiara to kwestia uczuciowa a nie rozumowa. Nie ma dowodów na istnienie Boga jak i nie ma dowodów jednoznacznie podważających jego istnienie. Dlatego to nazywa się wiarą, a nie naukowa teorią, dowodem czy aksjomatem.
Lagrange czy już mówiłam że chętnie uścisnę Ci dłoń?
Wiara to wybór. Po prostu.
Osobiście wiem że nic nie wiem, ale wybieram wiarę. Taką moją, prywatną i bardzo osobistą.
Bardzo mocno skłaniam się ku opinii, że istnieje projektant tego świata, bo wygląda on jak zaprojektowany. Wprawił to wszytko w ruch i nie ingeruje, będąc zawsze obojętnym. Nawet Richard Dawkins i Christopher Hitchens nie są w stanie wybić mi idei osobowego stwórcy do końca z głowy.
Istnienie chrześcijańskiego, islamskiego, czy jakiegokolwiek innego, opisanego przez jakąś konkretną religię bóstwa uważam za wyjątkowo mało prawdopodobne. Właściwie to nie chciałbym, żeby rzeczywiście był ktoś taki, jak biblijny Jahwe - okrutny, zazdrosny i małostkowy demon, prześladujący każdą żywą istotę od początku istnienia. Bóg nas kocha? Skąd taki pogląd pozbawiony zupełnie podstaw? To wyjątkowo nieśmieszny żart.
A po śmierci jest to co przed nią: rozpad materii i brak świadomości, więc się nie martwię sądem ostatecznym, czy reinkarnacją.
Mam podobne przemyślenia co Ty. Bóg jest dla mnie jakaś Siłą napędową Wszechświata. Systemem praw i zasad, które to wszystko wiążą, a także ewolucją, która pewne rzeczy zmienia. Ale to nie jest Siła emocjonalna. To nie jest Coś złego, albo dobrego. Nie kocha, ani nie nienawidzi.
Wiele rzeczy mozna wywnioskowac na zasadzie obserwacji. Np. cialo czlowieka jest zradzane przez matke. Analogicznie dusza czlowieka powinna byc zradzana przez matke-ojca duchowego. W swiecie bowiem raczej zasada sa analogie a nie wyjatki.
26 2019-05-28 12:31:44 Ostatnio edytowany przez Misinx (2019-05-28 12:31:55)
Wiele rzeczy mozna wywnioskowac na zasadzie obserwacji. Np. cialo czlowieka jest zradzane przez matke. Analogicznie dusza czlowieka powinna byc zradzana przez matke-ojca duchowego. W swiecie bowiem raczej zasada sa analogie a nie wyjatki.
Nie ma dowodu naukowego, że coś takiego jak dusza w ogóle istnieje.
27 2019-05-28 13:25:35 Ostatnio edytowany przez Okonek56 (2019-05-28 13:32:38)
Okonek56 napisał/a:Wiele rzeczy mozna wywnioskowac na zasadzie obserwacji. Np. cialo czlowieka jest zradzane przez matke. Analogicznie dusza czlowieka powinna byc zradzana przez matke-ojca duchowego. W swiecie bowiem raczej zasada sa analogie a nie wyjatki.
Nie ma dowodu naukowego, że coś takiego jak dusza w ogóle istnieje.
Chciałeś chyba powiedzieć, że nie ma fizycznego dowodu na istnienie niefizycznej duszy? W takim ujęciu nigdy takiego nie będzie bo te ciała żyją w innych rzeczywistościach (wymiarach).
Jednak jest tyle zjawisk (prekognicja, przekazywanie informacji na odległość, intuicja, pewne rodzaje widzenia, niefizyczny wpływ na wyniki eksperymentu) że istnienie niefizycznego (duchowego) ciała człowieka wydaje się bezdyskusyjne.
Co do nauki to najwieksze autorytety nauki wierzyly w swiat ducha. Np. taki Ernst Haeckel najwiekszy niemiecki Darwinista doszukiwal sie obecnosci duszy swojej pierwszej zony u swojej "uczennicy" a przed smiercia powiedzial Boże jesli istniejesz ocal moją duszę jesli istnieje co można uznać nawet za wyznanie wiary tego darwinisty.
Dusze w klasycznym ujeciu przypisujemy temu cialu duchowemu ktore porusza sie w przestrzeni astralnej. Odpowiada za takie zjawiska jak np. OBE co ludzie doswiadczaja. Ludzie widza co sie z nimi dzieje podczas operacji, przechodza przez sciany a po powrocie duszy do ciala zachowuja pamiec tego.
Widze ze nie masz wiedzy na ten temat to po co się wypowiadasz?
Sens mojej wypowiedzi to nie udawadnianie istnienia duszy, bo to jest oczywiste, ale analogia zaistnienia duszy do zaistnienia ciala.
28 2019-05-28 14:42:42 Ostatnio edytowany przez Misinx (2019-05-28 14:43:11)
Misinx napisał/a:Okonek56 napisał/a:Wiele rzeczy mozna wywnioskowac na zasadzie obserwacji. Np. cialo czlowieka jest zradzane przez matke. Analogicznie dusza czlowieka powinna byc zradzana przez matke-ojca duchowego. W swiecie bowiem raczej zasada sa analogie a nie wyjatki.
Nie ma dowodu naukowego, że coś takiego jak dusza w ogóle istnieje.
Chciałeś chyba powiedzieć, że nie ma fizycznego dowodu na istnienie niefizycznej duszy? W takim ujęciu nigdy takiego nie będzie bo te ciała żyją w innych rzeczywistościach (wymiarach).
Jednak jest tyle zjawisk (prekognicja, przekazywanie informacji na odległość, intuicja, pewne rodzaje widzenia, niefizyczny wpływ na wyniki eksperymentu) że istnienie niefizycznego (duchowego) ciała człowieka wydaje się bezdyskusyjne.
Co do nauki to najwieksze autorytety nauki wierzyly w swiat ducha. Np. taki Ernst Haeckel najwiekszy niemiecki Darwinista doszukiwal sie obecnosci duszy swojej pierwszej zony u swojej "uczennicy" a przed smiercia powiedzial Boże jesli istniejesz ocal moją duszę jesli istnieje co można uznać nawet za wyznanie wiary tego darwinisty.
Dusze w klasycznym ujeciu przypisujemy temu cialu duchowemu ktore porusza sie w przestrzeni astralnej. Odpowiada za takie zjawiska jak np. OBE co ludzie doswiadczaja. Ludzie widza co sie z nimi dzieje podczas operacji, przechodza przez sciany a po powrocie duszy do ciala zachowuja pamiec tego.
Widze ze nie masz wiedzy na ten temat to po co się wypowiadasz?
Sens mojej wypowiedzi to nie udawadnianie istnienia duszy, bo to jest oczywiste, ale analogia zaistnienia duszy do zaistnienia ciala.
Wiedzy ? Jaka jest w ogóle wiedza na temat czegoś co jest niefizyczne ? To są zwykłe dywagacje i wiara, a nie żadna wiedza. Ja też wierzę w różne rzeczy, ale nie nazywam tego wiedzą. Nie ma dowodu na istnienie czegoś takiego jak świat duchowy. Nawet jeśli są jakieś zjawiska (nazywane paranormalnymi), których jeszcze nie potrafimy wytłumaczyć w oparciu o obecną wiedzę naukową to nie znaczy, że takiego wytłumaczenia nie ma. My jeszcze nie wiemy wszystkiego.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Wg mnie są ciekawsze tematy, niż obalanie i udowadnianie światu, jak bardzo się myli.
Sama w nic nie wierzę, nie jestem nawet agnostykiem, ale wiem, że niektórzy swojej wierze zawdzięczają nawet życie, więc skoro im to pomaga w życiu, czują się dzięki temu pewniej, to czemu mieliby sobie w coś nie wierzyć. Inną sprawą jest już to, że - pisząc z własnych obserwacji podwórkowych - ci najbardziej potrzebujący wiary są akurat, hmmm, najbardziej grzeszni, więc może dobrze, ze więcej sobie popokutują. Plus to całe towarzystwo pielgrzymkowo-oazowe - sporo z nich ma te "kurwiki" obłudy i dwulicowości w oczach, jak tak kiedyś widziałam.
30 2019-05-29 10:29:36 Ostatnio edytowany przez Okonek56 (2019-05-29 10:32:53)
Okonek56 napisał/a:Misinx napisał/a:Nie ma dowodu naukowego, że coś takiego jak dusza w ogóle istnieje.
Chciałeś chyba powiedzieć, że nie ma fizycznego dowodu na istnienie niefizycznej duszy? W takim ujęciu nigdy takiego nie będzie bo te ciała żyją w innych rzeczywistościach (wymiarach).
Jednak jest tyle zjawisk (prekognicja, przekazywanie informacji na odległość, intuicja, pewne rodzaje widzenia, niefizyczny wpływ na wyniki eksperymentu) że istnienie niefizycznego (duchowego) ciała człowieka wydaje się bezdyskusyjne.
Co do nauki to najwieksze autorytety nauki wierzyly w swiat ducha. Np. taki Ernst Haeckel najwiekszy niemiecki Darwinista doszukiwal sie obecnosci duszy swojej pierwszej zony u swojej "uczennicy" a przed smiercia powiedzial Boże jesli istniejesz ocal moją duszę jesli istnieje co można uznać nawet za wyznanie wiary tego darwinisty.
Dusze w klasycznym ujeciu przypisujemy temu cialu duchowemu ktore porusza sie w przestrzeni astralnej. Odpowiada za takie zjawiska jak np. OBE co ludzie doswiadczaja. Ludzie widza co sie z nimi dzieje podczas operacji, przechodza przez sciany a po powrocie duszy do ciala zachowuja pamiec tego.
Widze ze nie masz wiedzy na ten temat to po co się wypowiadasz?
Sens mojej wypowiedzi to nie udawadnianie istnienia duszy, bo to jest oczywiste, ale analogia zaistnienia duszy do zaistnienia ciala.
Wiedzy ? Jaka jest w ogóle wiedza na temat czegoś co jest niefizyczne ?
To są zwykłe dywagacje i wiara, a nie żadna wiedza. Ja też wierzę w różne rzeczy, ale nie nazywam tego wiedzą. Nie ma dowodu na istnienie czegoś takiego jak świat duchowy. Nawet jeśli są jakieś zjawiska (nazywane paranormalnymi), których jeszcze nie potrafimy wytłumaczyć w oparciu o obecną wiedzę naukową to nie znaczy, że takiego wytłumaczenia nie ma. My jeszcze nie wiemy wszystkiego.
Taka wiedza jest. Wiele osób tego doświadcza. Dla mnie i dla nich twoje zdanie jest po prostu "dziwne". Wynikajace jakby z niezrozumienia natury rzeczywistosci albo checi tkwienia w jej ograniczonym postrzeganiu. To nawet nie jest kwestia wiary ale wyboru odrzucenia.
Kwestia zjawisk "pozafizycznych" jest taka że nie tylko je obserwujemy lub ich efekty (np. oddzialywania z czastkami wirtualnymi, splatanie) ale ze zachodza one w wymiarach niefizycznych. Do tego w jakis sposob przez te wymiary umysl czlowieka moze oddzialywac (pomijajac nawet odleglosc) na wymiar fizyczny i umysl drugiego czlowieka. Musi istniec zatem taka niefizyczna czesc czlowieka ktora egzystuje w wymiarze niefizycznym aby mogla w nim oddzialywac na podobne sobie jednostki. Nie istnieje ona w wymiarze fizycznym ale jest z nim polaczona nazasadzie zjawisk ktore juz obserwujemy w fizyce. Niektorzy ludzie maja nawet nad tym swiadoma kontrole.
Oczywista oczywistoscia jest to ze taka kontrola i swiadomosc wymaga pewnych uzdolnien. Niektorzy je maja, inni nie, jeszcze inni odrzucaja. To tak jak z muzyka. Sa uzdolnieni kompozytorzy, słuchacze ale są też ignoranci chociaz poniewaz takie pojecie jak muzyka istnieje w przestrzeni cywilizacyjnej, nikt tego nie neguje. Mozna to tez fizycznie doswiadczyc a doswiadczanie zjawisk niefizycznych wymaga po prostu innego podejscia.
Misinx napisał/a:Okonek56 napisał/a:Chciałeś chyba powiedzieć, że nie ma fizycznego dowodu na istnienie niefizycznej duszy? W takim ujęciu nigdy takiego nie będzie bo te ciała żyją w innych rzeczywistościach (wymiarach).
Jednak jest tyle zjawisk (prekognicja, przekazywanie informacji na odległość, intuicja, pewne rodzaje widzenia, niefizyczny wpływ na wyniki eksperymentu) że istnienie niefizycznego (duchowego) ciała człowieka wydaje się bezdyskusyjne.
Co do nauki to najwieksze autorytety nauki wierzyly w swiat ducha. Np. taki Ernst Haeckel najwiekszy niemiecki Darwinista doszukiwal sie obecnosci duszy swojej pierwszej zony u swojej "uczennicy" a przed smiercia powiedzial Boże jesli istniejesz ocal moją duszę jesli istnieje co można uznać nawet za wyznanie wiary tego darwinisty.
Dusze w klasycznym ujeciu przypisujemy temu cialu duchowemu ktore porusza sie w przestrzeni astralnej. Odpowiada za takie zjawiska jak np. OBE co ludzie doswiadczaja. Ludzie widza co sie z nimi dzieje podczas operacji, przechodza przez sciany a po powrocie duszy do ciala zachowuja pamiec tego.
Widze ze nie masz wiedzy na ten temat to po co się wypowiadasz?
Sens mojej wypowiedzi to nie udawadnianie istnienia duszy, bo to jest oczywiste, ale analogia zaistnienia duszy do zaistnienia ciala.
Wiedzy ? Jaka jest w ogóle wiedza na temat czegoś co jest niefizyczne ?
To są zwykłe dywagacje i wiara, a nie żadna wiedza. Ja też wierzę w różne rzeczy, ale nie nazywam tego wiedzą. Nie ma dowodu na istnienie czegoś takiego jak świat duchowy. Nawet jeśli są jakieś zjawiska (nazywane paranormalnymi), których jeszcze nie potrafimy wytłumaczyć w oparciu o obecną wiedzę naukową to nie znaczy, że takiego wytłumaczenia nie ma. My jeszcze nie wiemy wszystkiego.
Taka wiedza jest. Wiele osób tego doświadcza. Dla mnie i dla nich twoje zdanie jest po prostu "dziwne". Wynikajace jakby z niezrozumienia natury rzeczywistosci albo checi tkwienia w jej ograniczonym postrzeganiu. To nawet nie jest kwestia wiary ale wyboru odrzucenia.
Kwestia zjawisk "pozafizycznych" jest taka że nie tylko je obserwujemy lub ich efekty (np. oddzialywania z czastkami wirtualnymi, splatanie) ale ze zachodza one w wymiarach niefizycznych. Do tego w jakis sposob przez te wymiary umysl czlowieka moze oddzialywac (pomijajac nawet odleglosc) na wymiar fizyczny i umysl drugiego czlowieka. Musi istniec zatem taka niefizyczna czesc czlowieka ktora egzystuje w wymiarze niefizycznym aby mogla w nim oddzialywac na podobne sobie jednostki. Nie istnieje ona w wymiarze fizycznym ale jest z nim polaczona nazasadzie zjawisk ktore juz obserwujemy w fizyce. Niektorzy ludzie maja nawet nad tym swiadoma kontrole.
Oczywista oczywistoscia jest to ze taka kontrola i swiadomosc wymaga pewnych uzdolnien. Niektorzy je maja, inni nie, jeszcze inni odrzucaja. To tak jak z muzyka. Sa uzdolnieni kompozytorzy, słuchacze ale są też ignoranci chociaz poniewaz takie pojecie jak muzyka istnieje w przestrzeni cywilizacyjnej, nikt tego nie neguje. Mozna to tez fizycznie doswiadczyc a doswiadczanie zjawisk niefizycznych wymaga po prostu innego podejscia.
Ty twierdzisz, że ja jestem ograniczony w postrzeganiu, a ja twierdzę, że masz wybujałą fantazję. Od zarania dziejów ludzie wierzyli w różne rzeczy i nadawali różnym zjawiskom wymiar metafizyczny. Nauka obaliła wiele takich mitów, a także pokazała nam rzeczy o których nie mieliśmy pojęcia jak promieniowanie, fale elektromagnetyczne itd. itd. Też kiedyś miałem fazę na wiarę w duchy, kosmitów, teorie Danikena itp. Jeszcze raz powtarzam, nie neguję istnienia zjawisk, których obecnie nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Ale to nie znaczy, że one nie mają wytłumaczenia, a tłumaczenie ich jakimś hokus-pokus to droga na skróty. Ty wolisz hokus-pokus, a ja wolę mieć wątpliwość, ale jednocześnie przekonanie, że Wszechświatem rządzą zasady, które nie są do złamania, a to co dla Ciebie jest wymiarem niefizycznym jest wymiarem fizycznym, tylko dla nas nieznanym.
32 2019-05-30 09:32:10 Ostatnio edytowany przez Mordimer (2019-05-30 09:32:35)
Bóg to pojęcie bardzo abstrakcyjne wymyślone przez samych ludzi aby trochę zaburzyć strach przed śmiercią oraz mieć jakiś punkt odniesienia w życiu. Drugim powodem było pragnienie władzy kapłanów i szamanów nad resztą ludzkości,
W raz rozwojem mózgu obraz Boga się zmieniał i nadal zmienia. Najpierw były pioruny, wiatr. Następnie wiara zwierzęta, potem wiara w różne mityczne postacie aż w końcu dotarliśmy do kosmicznego absolutu. Oczywiście niektóre cywilizacje już w starożytności miały swoja kosmologie jak i mitologie. Wszystko zależy od stopnia rozwoju poszczególnych społeczeństw.
Bardzo dziwi mnie, że w dzisiejszych czasach ludzie jeszcze wierzą w te mitologie...
Ludzie boją się śmierci, próbują się pocieszyć.
Macie jakieś argumenty za istnieniem Boga?
Śmiało.
Z chęcią obalę.
Mama mojej przyjaciółki powiedziała do mnie kiedyś z przekąsem,że trzeba mieć wyobraźnię by w boga wierzyć
I zgadzam się z nią.Niektórzy chorzy psychicznie mają nieogarnioną wyobraźnię.
W boga nie wierzę ale szanuję tych co wierzą,pod warunkiem,że nie nie próbują mnie dyskredytować takimi tekstami.
Ja szanuję wierzących i wymagam by mnie też szanowano.
34 2019-05-30 17:17:09 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-05-30 17:22:35)
Sens mojej wypowiedzi to nie udawadnianie istnienia duszy, bo to jest oczywiste
Bzdura.
Dusza to wymysł ludzi jako że pewnych zjawisk nie potrafimy wytłumaczyć.
[Co do nauki to najwieksze autorytety nauki wierzyly w swiat ducha.
Kolejna bzdura.
Przykład - Einstein.
35 2019-05-30 18:22:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-05-30 18:24:12)
Uważam, że to tylko (i aż) kwestia języka, nazw i doboru słów. Czy ktoś powie, że z niego szczęściarz, czy też przypisze to boskiej interwencji - czyż nie wyjdzie na jedno? Efekt ten sam.
Życie i wiara to nasze interpretacje.
Po swojemu w Boga wierzę, ale nie mam potrzeby definiowania Go, nazywania, określania. Imienia używam dla wygody. Równie dobrze mógłby się nazywać Manitou albo... przypadek. Pojęcia nie mam, czy kieruje tym wszystkim, co się dzieje, czy też sami nadajemy sens sprawom i rzeczom, ale - na jedno wychodzi, jak to sobie ponazywam. Ja widzę sens we wszystkim, co mnie spotyka. Kto wie, może życie nie jest wcale przypadkowe?
Cenię wspomnianych wyżej agnostyków, bo to świadczy o mądrości i pokorze - wiedzieć, że nic się nie wie. Nie lubię tego całego definiowania i etykietowania, ale do nich mi chyba najbliżej.
Po swojemu w Boga wierzę
Oczywiście zdajesz sobie sprawę z faktu, że Twoja wiara w cokolwiek nie oznacza, że to coś jest realne?
wiedzieć, że nic się nie wie.
Jeśli ktoś wie, że nic nie wie, to oznacza tylko tyle, że wie, że jest głupi.
37 2019-06-01 17:46:28 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-01 17:50:04)
Piegowata'76 napisał/a:Po swojemu w Boga wierzę
Oczywiście zdajesz sobie sprawę z faktu, że Twoja wiara w cokolwiek nie oznacza, że to coś jest realne?
Nie potrzebuję do niczego przekonania, że coś jest realne lub nie. Wybrałam tak a nie inaczej i tego się trzymam, z tym mi dobrze.
Piegowata'76 napisał/a:wiedzieć, że nic się nie wie.
Jeśli ktoś wie, że nic nie wie, to oznacza tylko tyle, że wie, że jest głupi.
A niech Ci będzie
Piegowata'76 napisał/a:Po swojemu w Boga wierzę
Oczywiście zdajesz sobie sprawę z faktu, że Twoja wiara w cokolwiek nie oznacza, że to coś jest realne?
Piegowata'76 napisał/a:wiedzieć, że nic się nie wie.
Jeśli ktoś wie, że nic nie wie, to oznacza tylko tyle, że wie, że jest głupi.
A od kiedy to świadomość niewiedzy jest głupotą ?? Arcyciekawa interpretacja. Bo wg mnie to głupotą jest raczej np. uparte tkwienie błędzie, wbrew wszelkim kontrargumentom.
Z metafizyki chętnie się dowiem jak się wyczuwa na setki kilometrów, że bliska osoba właśnie zabiera się do umierania.
Psy potrafią to wyczuć.
I też nie wiadomo w jaki sposób.
41 2019-06-03 15:46:46 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-03 15:48:21)
Snake, a skąd to pytanie? Jeśli mogę zapytać, oczywiście.
Nie mam pojęcia, jak to się robi, ale przydarzyła mi się ciekawa historia.
Po śmierci mojego Taty spotkałam się z przyjaciółką, taką prawie siostrą. Wiemy o sobie niemal wszystko i znamy się już większą część życia.
Otóż, w tych dniach, gdy on kończył życie, ona była gdzieś u znajomych, na wyjeździe. Tam przyśniło jej się coś, co w wielu szczegółach zgadzało się z moimi przeżyciami, z jego chorobą i jej towarzyszącymi okolicznościami. Sen nie precyzował szczegółów, ale wystarczył, by przyjaciółka nazajutrz powiedziała znajomej, że musi skrócić swój pobyt, bo u niej w domu stało się coś niedobrego. Okazało się, że to u mnie.
Zastanawiająca historia. Dodam, że nie wiedziała, co się u mnie dzieje.
Ludziom zdarzają się tysiące rzeczy, i śni się tysiące snów. A rożnych przeczuć czy myśli maja jeszcze więcej. I wstecznie wyróżniają pewne sny/myśli/przeczucia jako istotne. Nie zważając na tysiące innych, które "się nie spełniły". Dochodzi jeszcze fakt wymyślania (nieświadomego) post factum. Znane to jest psychiatrom.
Co do umierania - siostra twierdzi ze wie kiedy zwierzak odejdzie. Ot, doświadczenie. Jakos podświadomie sumuje obserwacje i wychodzi "ten nie przeżyje". Nawet gdy nic na to nie wskazuje.
Psy chyba jeszcze lepiej odbierają zapachy, oddech, prace serca - i dlatego wiedza ze ktoś umiera.
43 2019-06-03 19:55:46 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-06-03 19:57:39)
Femte, pytanie Snake'a nie nie dotyczyło wniosków płynących z doświadczenia i obserwacji, ale o wyczuwanie takich spraw pomimo znacznej odległości. Jestem skłonna polegać raczej na rozumie, ale znam sporo przykładów rzeczy, których rozum nie ogarnia. Zwykłego zbiegu okoliczności nie wykluczam, niemniej było to ciekawe zdarzenie.
Snake, a skąd to pytanie?
Cóż, nie wyczułem z 200 km żadnych zapachów, nie miałem snów. Spokojnie sobie spędzałem sobotnie przedpołudnie kiedy zacząłem odczuwać dziwny niepokój w temacie jednej osoby. Nie dawało mi to spokoju. Było to na tyle dręczące i dojmujące odczucie niepokoju, że zebrałem się, powiedziałem żonie "a wiesz co, nie mam co robić, pojadę odwiedzić X" Nic nie powiedziałem o co chodzi. Pojechałem te 200 km. 10 minut od celu dostałem telefon od rodziny, że X właśnie przed chwilą zmarł nagle, w całkowicie nieprzewidywalny sposób. Spóźniłem się kwadrans, ten kwadrans kiedy siedziałem w domu i przekonywałem się, że to głupie co czuję...
Wiara to wybór. Po prostu.
Osobiście wiem że nic nie wiem, ale wybieram wiarę. Taką moją, prywatną i bardzo osobistą.
Uważam, że to tylko (i aż) kwestia języka, nazw i doboru słów. Czy ktoś powie, że z niego szczęściarz, czy też przypisze to boskiej interwencji - czyż nie wyjdzie na jedno? Efekt ten sam.
Życie i wiara to nasze interpretacje.
Po swojemu w Boga wierzę, ale nie mam potrzeby definiowania Go, nazywania, określania. Imienia używam dla wygody. Równie dobrze mógłby się nazywać Manitou albo... przypadek. Pojęcia nie mam, czy kieruje tym wszystkim, co się dzieje, czy też sami nadajemy sens sprawom i rzeczom, ale - na jedno wychodzi, jak to sobie ponazywam. Ja widzę sens we wszystkim, co mnie spotyka. Kto wie, może życie nie jest wcale przypadkowe?
Cenię wspomnianych wyżej agnostyków, bo to świadczy o mądrości i pokorze - wiedzieć, że nic się nie wie. Nie lubię tego całego definiowania i etykietowania, ale do nich mi chyba najbliżej.
Twoje poglądy na wiarę są bardzo zbieżne z moimi. Ja do dziś nie potrafię dokładnie zdefiniować swojego stosunku do całej tej sfery duchowości, nie umiem tego nazwać, bo z jednej strony dogmaty wiary katolickiej do mnie nie przemawiają i to nie jest 'moja wiara', ale z drugiej mam pewność, że istnieje coś więcej, coś ponad naszym ziemskim bytem.
Na co dzień od jakichś kilkunastu lat zawsze słucham intuicji i już jej się nie sprzeciwiam, bo wiem, nigdy mnie nie zawodzi, nawet jeśli to co podpowiada w danej chwili wydaje się zupełnie irracjonalne (kiedyś się to zdarzało, po czym szybko okazywało się błędem, czasem dotkliwym), ale równocześnie, być może paradoksalnie, twardo stąpam po ziemi i wydaje się, że jestem właśnie do bólu racjonalna. Równocześnie dostałam kilka sygnałów, których nie da się zbagatelizować, a które nie pozwalają mi odrzucać istnienia tej siły, która gdzieś jest, nade mną czuwa, otaczając płaszczem ochronnym i się ze mną komunikuje. I naprawdę o ile w pewnych okolicznościach można mówić o zbiegu okoliczności, działaniu podświadomości czy tym podobnych, o tyle w innych nie ma o tym mowy.
Spóźniłem się kwadrans, ten kwadrans kiedy siedziałem w domu i przekonywałem się, że to głupie co czuję...
No właśnie. Rozumem się tego nie ogarnie, a jednak się dzieje.
Snake, a skąd to pytanie? Jeśli mogę zapytać, oczywiście.
Nie mam pojęcia, jak to się robi, ale przydarzyła mi się ciekawa historia.
Po śmierci mojego Taty spotkałam się z przyjaciółką, taką prawie siostrą. Wiemy o sobie niemal wszystko i znamy się już większą część życia.
Otóż, w tych dniach, gdy on kończył życie, ona była gdzieś u znajomych, na wyjeździe. Tam przyśniło jej się coś, co w wielu szczegółach zgadzało się z moimi przeżyciami, z jego chorobą i jej towarzyszącymi okolicznościami. Sen nie precyzował szczegółów, ale wystarczył, by przyjaciółka nazajutrz powiedziała znajomej, że musi skrócić swój pobyt, bo u niej w domu stało się coś niedobrego. Okazało się, że to u mnie.
Zastanawiająca historia. Dodam, że nie wiedziała, co się u mnie dzieje.
Logicznie to jest wytlumaczalne. To jest przekaz informacji, ktory odbywa sie w wymiarze niefizycznym (odleglosc i czas czesto nie maja znaczenia). Na tej podstawie można wyciągnąć wniosek, że ty i koleżanka posiadacie taki element niematerialny, ktory pozwala wam sie kontaktowac. Nazywany on jest dusza. W wymiarze materialnym nie jest to mozliwe.
Jest jeszcze cos. We wspolczesnej fizyce zauwazono ze do zaistnienia pewnych zjawisk fizycznych potrzebny jest obserwator. Z tego wywodzi sie teoria tzw. Wrzeswiata Blokowego. Mozliwosc przewidywania przyszlosci wynika wlasnie z tej teorii. Jednak aby Wrzeswiat taki istnial musi istniec zewnetrzny Obserwator takiego Wrzeswiata.
Mysle ze z czasem nauka przyniesie wiecej takich przekazow a ludzie zaczna porzucac materialistyczny punkt widzenia ze jest tylko to co fizycznie czuja lub widza. Przeczy temu wiele zjawisk i przezyc ludzi.
Co do wierzacych naukowcow to byly ich setki, ludzi bardziej inteligentnych o nas. Sugestia ze nalezy cos odrzucic bo ktos nie wierzyl jest taka sama jak to ze nalezy przyjac bo ktos wierzyl. Wytlumaczen na to jest kilka.
Osoba inteligentna dostrzega Boga nawet przez obserwacje swiata, jesli nie korzysta z "serca". Odwrotnie osoba przeswiadczona o swojej inteligencji popada w samozachwyt. Itd. To tylko przyklady.
I takie jak Pasteur, Mendel, Kopernik, itd.
Co do Einsteina wszyscy wiemy ze w pewnym sensie byl "plagiatorem". Sam nic nie odkryl co tez wiele tlumaczy w kwestii jego zasad i wynikajacej z tego wiary.
Piegowata'76 napisał/a:Snake, a skąd to pytanie? Jeśli mogę zapytać, oczywiście.
Nie mam pojęcia, jak to się robi, ale przydarzyła mi się ciekawa historia.
Po śmierci mojego Taty spotkałam się z przyjaciółką, taką prawie siostrą. Wiemy o sobie niemal wszystko i znamy się już większą część życia.
Otóż, w tych dniach, gdy on kończył życie, ona była gdzieś u znajomych, na wyjeździe. Tam przyśniło jej się coś, co w wielu szczegółach zgadzało się z moimi przeżyciami, z jego chorobą i jej towarzyszącymi okolicznościami. Sen nie precyzował szczegółów, ale wystarczył, by przyjaciółka nazajutrz powiedziała znajomej, że musi skrócić swój pobyt, bo u niej w domu stało się coś niedobrego. Okazało się, że to u mnie.
Zastanawiająca historia. Dodam, że nie wiedziała, co się u mnie dzieje.Logicznie to jest wytlumaczalne. To jest przekaz informacji, ktory odbywa sie w wymiarze niefizycznym (odleglosc i czas czesto nie maja znaczenia). Na tej podstawie można wyciągnąć wniosek, że ty i koleżanka posiadacie taki element niematerialny, ktory pozwala wam sie kontaktowac. Nazywany on jest dusza. W wymiarze materialnym nie jest to mozliwe.
Jest jeszcze cos. We wspolczesnej fizyce zauwazono ze do zaistnienia pewnych zjawisk fizycznych potrzebny jest obserwator. Z tego wywodzi sie teoria tzw. Wrzeswiata Blokowego. Mozliwosc przewidywania przyszlosci wynika wlasnie z tej teorii. Jednak aby Wrzeswiat taki istnial musi istniec zewnetrzny Obserwator takiego Wrzeswiata.
Mysle ze z czasem nauka przyniesie wiecej takich przekazow a ludzie zaczna porzucac materialistyczny punkt widzenia ze jest tylko to co fizycznie czuja lub widza. Przeczy temu wiele zjawisk i przezyc ludzi.
Co do wierzacych naukowcow to byly ich setki, ludzi bardziej inteligentnych o nas. Sugestia ze nalezy cos odrzucic bo ktos nie wierzyl jest taka sama jak to ze nalezy przyjac bo ktos wierzyl. Wytlumaczen na to jest kilka.
Osoba inteligentna dostrzega Boga nawet przez obserwacje swiata, jesli nie korzysta z "serca". Odwrotnie osoba przeswiadczona o swojej inteligencji popada w samozachwyt. Itd. To tylko przyklady.
I takie jak Pasteur, Mendel, Kopernik, itd.
Co do Einsteina wszyscy wiemy ze w pewnym sensie byl "plagiatorem". Sam nic nie odkryl co tez wiele tlumaczy w kwestii jego zasad i wynikajacej z tego wiary.
I to mi się w metafizyce podoba Można sobie wymyślać i bajdurzyć do woli. Jak nam jakaś "zmienna" nie pasuje to ją wywalamy np."czas i odległość nie ma znaczenia"
Po prostu czad. Biorąc pod uwagę, że świat istnieje od miliardów lat, a człowiek z jego pomysłami od jakiś 200 tys. to gdzie była ta cała metafizyka przed nim
? Latała sobie w powietrzu ? A co z metafizyką jak już człowieka nie będzie ? W nauce 2+2 musi się równać 4, woda musi się rozpadać na wodór i tlen itd. A w metafizyce "hulaj dusza"
Wierzących naukowców owszem były setki, ale jest ich coraz mniej, bo stan wiedzy się poszerza i z czasem okazało się, że przekazy Biblijne się coraz bardziej rozjeżdżają z odkryciami nauki. A jeśli okazuje się, że "święta księga" jest pełna bzdur, to skąd założenie, że jedne "bzdury" są prawdziwe, a inne nie ? Mam nadzieję, że ludzie nie zaczną porzucać materialistyczny punkt widzenia, bo jak zaczną np. projektować mosty, budynki wg metafizyki (jak ci coś nie pasuje to jest to metafizyczne) to jprdl Strach się bać.
Ja naprawdę nie neguję, że może istnieje telepatia, biolokacja, inne wymiary itd. Uważam tylko, że cały ten Wszechświat działa wg jednych zasad pod każdym względem i jeśli my ludzie jeszcze czegoś nie rozumiemy to nie znaczy, że jest to metafizyczne. Metafizyka to słowo wytrych. To jest podejście trochę jak człowieka przed tysiącami lat, który patrzył na słońce i widział bóstwo. Ale ja nie twierdzę, że to nie jest fajne. Też mnie to kiedyś jarało
48 2019-06-04 16:35:09 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-06-04 16:55:01)
Osoba inteligentna dostrzega Boga nawet przez obserwacje swiata, jesli nie korzysta z "serca". Odwrotnie osoba przeswiadczona o swojej inteligencji popada w samozachwyt. Itd.
A, że tak zapytam, którego boga ta inteligentna osoba dostrzega?
Bo trochę ich wymyślono, sam doliczyłem się ponad dwustu, o boginiach nie wspominając...
Einstein był plagiatorem powiadasz?
A Skłodowska kim?
Freud?
Turing?
Czekaj... Wiem.
Byli przeświadczeni o swojej inteligencji.
I wpadli w samozachwyt.
Okonek56 napisał/a:Osoba inteligentna dostrzega Boga nawet przez obserwacje swiata, jesli nie korzysta z "serca". Odwrotnie osoba przeswiadczona o swojej inteligencji popada w samozachwyt. Itd.
A, że tak zapytam, którego boga ta inteligentna osoba dostrzega?
Bo trochę ich wymyślono, sam doliczyłem się ponad dwustu, o boginiach nie wspominając...Einstein był plagiatorem powiadasz?
A Skłodowska kim?
Freud?
Turing?Czekaj... Wiem.
Byli przeświadczeni o swojej inteligencji.
I wpadli w samozachwyt.
Np. Skłodowska wierzyła przede wszystkim w siebie. Na tej wierze opiera sie jeden z jej słynych cytatów. Jest to synonim samozachwyty więc tutaj akurat tylko potwierdziłeś moją tezę.
Feud: "Freud uznał, że rozwój duchowości związany był z odejściem od tego, co zmysłowe, a więc także z wyrzeczeniem się popędów, co prowadziło do tego, że religijność, stała się źródłem cierpień i w związku z tym także chorób psychicznych. To było dla niego podstawą krytyki religii jako takiej. Takie twierdzenie było jednak wynikiem przyjęcia określonej antropologii, w której człowiek zostaje sprowadzony do popędów, których tłumienie ma prowadzić do destrukcji."
Dziś wiemy że to założenie jest błędne. Człowiek to nie tylko popędy. Fereud był więć antyteistą z określonego powodu.
Turing ... popełnił samobójstwo. Nie wiem więc czy to jest dobry przykład kogoś zrównoważonego.
Wogóle nie odniosłeś się do mojego argumentu w kwestii wiary inteligentnych i wybitnych naukowców. Odbijanie piłeczki nie jest argumentem. Gdyby 100% wybitnych naukowców nie wierzyło w Boga miałbyś racje. A ponieważ tak nie jest racji nie masz, zwłaszcza, że kwestia wiary nie jest kwestią statystyki
50 2019-06-04 22:12:35 Ostatnio edytowany przez Snake (2019-06-04 22:22:07)
I to mi się w metafizyce podoba
Można sobie wymyślać i bajdurzyć do woli. Jak nam jakaś "zmienna" nie pasuje to ją wywalamy np."czas i odległość nie ma znaczenia"
Po prostu czad. Biorąc pod uwagę, że świat istnieje od miliardów lat, a człowiek z jego pomysłami od jakiś 200 tys. to gdzie była ta cała metafizyka przed nim
? Latała sobie w powietrzu ? A co z metafizyką jak już człowieka nie będzie ? W nauce 2+2 musi się równać 4, woda musi się rozpadać na wodór i tlen itd. A w metafizyce "hulaj dusza"
Niekonieczne jeśli chodzi o tą matematykę i fizykochemię. Z tego co kojarzę przeróżne prawa jakie znamy są właściwe dla naszego wszechświata jaki znamy ale chyba naukowcy stoją obecnie na stanowisku, że miał on swój początek. W czasie tego początku cały jaki znamy i jakiego jeszcze nie dojrzeliśmy był jednym punktem, gdzie raczej prawa jakie znamy nie obowiązywały. Był osobliwością czy jak to tam nazywają. W momencie rozpoczęcia jego ekspansji narodziły się prawa natury czyli wcześniej ich nie było Tak to opisuję na mój chłopski rozum. Mnie interesuje, może nawet bardziej filozoficznie niż naukowo co było poza tym jednym punktem nazywanym osobliwością zanim przekształciła się w znany nam wszechświat. Po drugie, skoro ten wszechświat się wciąż rozszerza, to o co się rozszerza? Co było w jakimś miejscu i czasie zanim tam "dotarł" nasz wszechświat? Wydaje mi się, że czytałem teorię, że nie było NIC i nie ma NIC, a dotarcie TAM wszechświata tworzy dopiero to COŚ
Moje prywatne zdanie jest takie, że jak na razie opisujemy świat jaki znamy z perspektywy porównywalnej do tego jaką ma pierwotniak na świat naszego globu. Ze wskazaniem, że być może pierwotniak ma jednak lepszą perspektywę
Wiara jak sama nazwa wskazuje jest wiarą, a nie wiedzą. Ja jako inżynier sporo rzeczy ogarniam co nie przeszkadza mi wierzyć, że jest jakaś siła czy jak to coś nazwać czego nie ogarniamy jako ludzie. Zupełnie nie wiem czy ma ona coś wspólnego, z tym co ludzie nauczyli się nazywać wiarą, wierzeniami itp. Natomiast uważam, że ludzie nie są ślepi i zauważają zjawiska, które ciężko im wytłumaczyć racjonalnie. Oczywiście sporo z nich, zapewne na większość z nich, z czasem człowiek znajduje racjonalne wytłumaczenie. Ja chętnie dowiem się czemu w to spokojne sobotnie przedpołudnie poczułem irracjonalny niepokój o ojca, który zmusił mnie do porzucenia zaplanowanych zajęć i wyjazdu do niego, a niespełna półtorej godziny później, kiedy wciąż dociskałem pedał gazu śpiesząc się z nieznanego mi poczucia, że dzieje się coś złego, zupełnie niespodziewanie pękła mu tętnica w płucach powodując w kilka minut śmierć z wykrwawienia. Do dziś pamiętam ten moment kiedy jadąc usłyszałem w słuchawce tą wiadomość i to, że nie wiedziałem co mnie bardziej zmroziło: wiadomość o śmierci czy wyjaśnienie przyczyny co mnie wygoniło w trasę. Tylko jak ja się pytam?
Od lat zdarza się, że gram w totka. Od lat uważam, że:
1. nie wygram, nie że nie mam szans, bo te matematycznie mam. Wiem, że nie wygram, bo nie mam szczęścia do gier. Prosty lud nazwał to kiedyś "ten ma szczęście w miłości, a ten w hazardzie" czy jakoś tak. Mam dużo szczęścia w innych sprawach i nie mogę na to przymykać oczu. Niektórzy nazywają takie coś właśnie szczęściem, a inni że czuwa nad kimś anioł stróż Zwał jak zwał ale zdarza się. Być może kiedyś się skończy i z tym też należy się liczyć. Prosty lud nazwie to "w końcu powinęła mu się noga".
2. nie powinienem wygrać Moje prywatne odczucia wyniesione z życia każą mi sądzić, że pewne sprawy dążą do równowagi. Jest zysk, musi być strata. Coś niespodziewanie przybyło, coś niespodziewanie musi zniknąć. Bierze mnie zwyczajny strach co musiałoby się stać żeby zrównoważyć szóstkę w totka. Dlaczego mimo to czasem gram? Cóż, mam w sobie troszkę hazardzisty
Choć obecnie to trochę inny wymiar hazardu, bardziej rozgrywki, przekomarzania się z tym czymś co ludzie nazywają losem, przeznaczeniem, przypadkiem, opatrznością, Bogiem.
Z tych też powodów trochę inaczej podchodzę do rzeczy złych jakie mi się w życiu zdarzają. Mimo wszystko uważam, że wszystko dzieje się po coś. Nie, że taki był PLAN. Raczej taka była wypadkowa wielu zmiennych, a każda z tych rzeczy złych i dobrych jest kolejną zmienną. Można się do niej odnieść tak lub inaczej, nie odnieść się choć to też jest jakieś odniesienie. Ostatecznie jednak decyzja pozostaje w rękach CZŁOWIEKA i jego WOLNA WOLA jest kwintesencją CZŁOWIEKA i... wiary.
Te moje przemyślenia z wielu lat małego Ziutka oczywiście miały konsekwencje w moim postrzeganiu niektórych dogmatów najbardziej rozpowszechnionej w okolicy formy kultywowania wiary. Nie uznaję np. spowiedzi mimo, że mam do samej idei jako takiej szacunek, bo w pewnym zakresie może być pozytywna. Nie w formie popularnie rozpowszechnionej. Widzę sens w spowiedzi jako akt skruchy wobec kogoś, którego skrzywdziliśmy. Także rozgrzeszenia z jego strony i odpokutowania. Co moim zdaniem nie zmienia faktu, że zły uczynek nadal jest na moim koncie ale przynajmniej postarałem się go naprawić i przede wszystkim ukorzyłem się przed pokrzywdzonym. Zdałem się na jego WOLNĄ WOLĘ. Nie widzę takiego sensu w spowiedzi przed osobą, która nie ma związku ze mną i pokrzywdzonym i która nakłada na mnie jakąś wirtualną dla przewinienia pokutę. O skali zwyrodnienia tej skądinąd niegłupiej idei zaczynałem sobie zdawać sprawę już za młodu kiedy zetknąłem się za młodu z najbardziej rozpowszechnioną pokutą w formie odmawiania jakiejś modlitwy. Już wtedy nie mogłem tego ogarnąć. Jak to, przecież modlitwa to z założenia coś pięknego i chwalebnego? Dlaczego jej odmawianie ma być karą? Rozumiem gdybym usłyszał - idź do osoby, którą skrzywdziłeś, wyznaj jej to lub przeproś jeśli wie i zapytaj jak możesz jej to wynagrodzić. Jaką karę masz ponieść. Tego nigdy nie usłyszałem. Może są tacy co usłyszeli, to mieli szczęście.
Lubię kościoły jako obiekty ale nie puste. Wtedy są tylko pustymi budynkami. Lubię kiedy są tam ludzie. Najbardziej lubię moment wspólnego odmawiania Modlitwy Pańskiej. Bardzo lubię tą modlitwę i przy zbiorowym odmawianiu zawsze się wzruszam. Nieraz mi łezka ukradkiem poleci...
A jednak rzadko tam bywam. Nie szukam tam Boga, bo uważam, że on jest wszędzie wokół. Nie chowa się tu albo tam. A jednak ja mam tu na świecie swoje do zrobienia i mam to robić tak jak JA CHCĘ. Po to jako człowiek dostałem wolną wolę żebym mógł wybierać jak chcę żyć, a nie zawracał co chwilę Bogu gitarę, że chciałbym to albo tamto, pytaniami dlaczego spotkało mnie to i owo. Prośbami aby nie spotkało. Nie zakładam, że On siedzi i się zastanawia: temu dam, a temu zabiorę. Zakładam, że takie zabawy są poniżej Jego godności
Cóż, pożyjemy, umrzemy, zobaczymy... lub nie
51 2019-06-04 22:34:12 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-06-04 22:43:42)
Gdyby 100% wybitnych naukowców nie wierzyło w Boga miałbyś racje. A ponieważ tak nie jest racji nie masz(
Gdyby 100% wybitnych naukowców wierzyło w boga Ty miałbyś rację.
A ponieważ tak nie jest racji nie masz, i Twoja teza jest błędna.
Co do Skłodowskiej : wierzyła przede wszystkim w siebie powiadasz?
No popatrz, toż to cecha ludzi zaradnych, wysoko ceniona i pożądana, napisano całe tomy o tym jak wierzyć w siebie, ba - rodzice uczą tego swoje dzieci.
Czekaj - toż to najlepsza droga by wpaść w samozachwyt.
I być jak Skłodowska...
Powtórzę pytanie : którego to boga dostrzegają ci inteligentni ludzie?
Snake - drobna uwaga: człowiek nie ma wolnej woli.
Miałby ją tylko wtedy, gdyby sam mógł definiować dobro i zło.
Tymczasem każdy owe definicje ma narzucone kulturowo lub religijnie.
Wolna wola nie istnieje, tak samo jak nie istnieje uniwersalna moralność.
Istnieją tylko stereotypy wyuczone w dzieciństwie - i różnią się znacznie w zależności od czasu i miejsca.
Tak samo zresztą jak nie istnieje jedyna prawdziwa religia i jedyny prawdziwy bóg.
Okonek56 napisał/a:Gdyby 100% wybitnych naukowców nie wierzyło w Boga miałbyś racje. A ponieważ tak nie jest racji nie masz(
Gdyby 100% wybitnych naukowców wierzyło w boga Ty miałbyś rację.
A ponieważ tak nie jest racji nie masz, i Twoja teza jest błędna.Co do Skłodowskiej : wierzyła przede wszystkim w siebie powiadasz?
No popatrz, toż to cecha ludzi zaradnych, wysoko ceniona i pożądana, napisano całe tomy o tym jak wierzyć w siebie, ba - rodzice uczą tego swoje dzieci.
Czekaj - toż to najlepsza droga by wpaść w samozachwyt.
I być jak Skłodowska...Powtórzę pytanie : którego to boga dostrzegają ci inteligentni ludzie?
Snake - drobna uwaga: człowiek nie ma wolnej woli.
Miałby ją tylko wtedy, gdyby sam mógł definiować dobro i zło.
Tymczasem każdy owe definicje ma narzucone kulturowo lub religijnie.
Wolna wola nie istnieje, tak samo jak nie istnieje uniwersalna moralność.
Istnieją tylko stereotypy wyuczone w dzieciństwie - i różnią się znacznie w zależności od czasu i miejsca.
Tak samo zresztą jak nie istnieje jedyna prawdziwa religia i jedyny prawdziwy bóg.
Zgodnie z logiką jeśli dwie tezy się wzajemnie wykluczają, wnioskowanie jest błędne. I o to mi chodziło. O pokazanie błędnego dowodu, niezależnie od tego czy mój jest słuszny czy nie.
Fakt to jest kwestia autorytetów, może wiary w przekonania innych, jak się nie ma wypracowanych mocnych swoich, trzeba się podpierać innymi.
W jakiego Boga wierzą chrześcijanie jest chyba pytaniem nie na miejscu. Skoro nie masz nawet takiej wiedzy, to po co wypowiadasz się w tym temacie?
Dalej stawiasz tezy, których nikt do tej pory nie udowodnił, które nie mają żadnego logicznego uzasadnienia, za to wiele wskazuje na to, że jest dokładnie inaczej. Gdyby nie było np. uniwersalnej moralności (którą również można rozumieć
jako zbiór praw zachowania, którym podlegają ludzie) nie było by tego o czym pisze @Snake, czyli powiedzeń i przysłów ludzi, wynikających z wieloletnich obserwacji. Nie było by np. takiego jak "kto pod kim dołki kopie sam w nie wpada" bo przecież to co robimy nie miałoby żadnego znaczenia. A jednak obserwujemy że ma. Tzw. pojęcie karmy czy też konsekwencji naszego własnego postępowania występuje w licznych kulturach tysiące lat od nas starszych i wcale nie chrześcijańskich. Świadczy to o tym, że pokazują one jakąś uniwersalną zasadę.
Misinx napisał/a:I to mi się w metafizyce podoba
Można sobie wymyślać i bajdurzyć do woli. Jak nam jakaś "zmienna" nie pasuje to ją wywalamy np."czas i odległość nie ma znaczenia"
Po prostu czad. Biorąc pod uwagę, że świat istnieje od miliardów lat, a człowiek z jego pomysłami od jakiś 200 tys. to gdzie była ta cała metafizyka przed nim
? Latała sobie w powietrzu ? A co z metafizyką jak już człowieka nie będzie ? W nauce 2+2 musi się równać 4, woda musi się rozpadać na wodór i tlen itd. A w metafizyce "hulaj dusza"
Niekonieczne jeśli chodzi o tą matematykę i fizykochemię. Z tego co kojarzę przeróżne prawa jakie znamy są właściwe dla naszego wszechświata jaki znamy ale chyba naukowcy stoją obecnie na stanowisku, że miał on swój początek. W czasie tego początku cały jaki znamy i jakiego jeszcze nie dojrzeliśmy był jednym punktem, gdzie raczej prawa jakie znamy nie obowiązywały. Był osobliwością czy jak to tam nazywają. W momencie rozpoczęcia jego ekspansji narodziły się prawa natury czyli wcześniej ich nie było
Tak to opisuję na mój chłopski rozum. Mnie interesuje, może nawet bardziej filozoficznie niż naukowo co było poza tym jednym punktem nazywanym osobliwością zanim przekształciła się w znany nam wszechświat. Po drugie, skoro ten wszechświat się wciąż rozszerza, to o co się rozszerza? Co było w jakimś miejscu i czasie zanim tam "dotarł" nasz wszechświat? Wydaje mi się, że czytałem teorię, że nie było NIC i nie ma NIC, a dotarcie TAM wszechświata tworzy dopiero to COŚ
Moje prywatne zdanie jest takie, że jak na razie opisujemy świat jaki znamy z perspektywy porównywalnej do tego jaką ma pierwotniak na świat naszego globu. Ze wskazaniem, że być może pierwotniak ma jednak lepszą perspektywę
![]()
Wiara jak sama nazwa wskazuje jest wiarą, a nie wiedzą. Ja jako inżynier sporo rzeczy ogarniam co nie przeszkadza mi wierzyć, że jest jakaś siła czy jak to coś nazwać czego nie ogarniamy jako ludzie. Zupełnie nie wiem czy ma ona coś wspólnego, z tym co ludzie nauczyli się nazywać wiarą, wierzeniami itp. Natomiast uważam, że ludzie nie są ślepi i zauważają zjawiska, które ciężko im wytłumaczyć racjonalnie. Oczywiście sporo z nich, zapewne na większość z nich, z czasem człowiek znajduje racjonalne wytłumaczenie. Ja chętnie dowiem się czemu w to spokojne sobotnie przedpołudnie poczułem irracjonalny niepokój o ojca, który zmusił mnie do porzucenia zaplanowanych zajęć i wyjazdu do niego, a niespełna półtorej godziny później, kiedy wciąż dociskałem pedał gazu śpiesząc się z nieznanego mi poczucia, że dzieje się coś złego, zupełnie niespodziewanie pękła mu tętnica w płucach powodując w kilka minut śmierć z wykrwawienia. Do dziś pamiętam ten moment kiedy jadąc usłyszałem w słuchawce tą wiadomość i to, że nie wiedziałem co mnie bardziej zmroziło: wiadomość o śmierci czy wyjaśnienie przyczyny co mnie wygoniło w trasę. Tylko jak ja się pytam?
Dokładnie tak samo uważam - wiara jest wiarą, a nie wiedzą. Niestety wielu ludziom się to myli. Osobiście uważam, że w zdrowej wierze powinien być element wątpliwości. W przeciwnym razie staje się fanatyzmem. A fanatyzm w każdej kwestii jest niebezpieczny.
Jeśli chodzi o takie tematy jak początek Wszechświata to wszystko jest tylko przypuszczeniem. Nawet teoria Wielkiego Wybuchu jest tylko przypuszczeniem, chociaż obecnie najbardziej popularnym naukowo. Tak naprawdę to możliwe jest to, że Wszechświat nie miał nigdy żadnego początku i nie będzie miał końca. To jest ciężko pojąć ludzkim umysłem, bo nam się wydaje, że wszystko zawsze musi mieć początek i koniec.
W istnienie jakiegoś "planu" też wątpię. Bardziej przekonuje mnie to, że wszystko jest po prostu reakcją na jakąś akcję, skutkiem i przyczyną. To niekończący się łańcuch zdarzeń. Coś jak ten "efekt motyla". Każda przyczyna jest również skutkiem czegoś. I tak to się toczy i toczy. Nie ma w tym żadnego "planu" poza tym, że chodzi po prostu o to, żeby się ciągle "toczyło".
Miałby ją tylko wtedy, gdyby sam mógł definiować dobro i zło.
Ależ możesz te pojęcia definiować sobie jak chcesz na własny użytek i działać według nich. Ryzykujesz tylko, że inni ludzie nie zaakceptują twoich definicji, a za ich wprowadzanie w czyn odseparują cię od siebie. To jest ich wola, a twoja wola czy będziesz bezkompromisowo działał wg własnych definicji czy podporządkujesz się woli innych.
Snake - nie możesz.
Jesteś ograniczony przez normy prawne, kulturowe i religijne.
Wolna wola to brak ograniczeń, chyba że sam je sobie ustalisz.
Masz wybór - ale wolnej woli nie masz.
Choćby dlatego, że już od dziecka wpojono Ci pewne normy i stereotypy, które - świadomie lub nie - wpływają teraz na każdą Twoją decyzję czy wybór.
Okonek - nie ma uniwersalnej moralności.
To mit.
To co teraz i tutaj jest niemoralne, w innym czasie lub miejscu jest moralne, i na odwrót.
Trzeba czasem wstać od komputera i się rozejrzeć.
Świat nie jest czarno-biały.
Twierdzisz że ludzie inteligentni dostrzegają boga, pytam którego to Ty o chrześcijanach...
Czyli niechrześcijanie nie są inteligentni?
Motasz się i gubisz w zeznaniach, byle tylko wyszło na Twoje.
Żałosne.
Wytłumaczenie "przeczucia śmierci" jest proste. Prawo wielkiej liczby. Podczas gdy Snake czul niepokój, podobny niepokój czuło kilka, może kilkaset tysięcy w całej Polsce. A tylko kilku się sprawdziło, inni zapomnieli.
Wiem ze podczas moich przejazdów do Danii moja Mama miała złe przeczucia, zawsze musiałam dzwonić ze dojechałam, a raczej miałam system - telefon przed granica niemiecka, potem z Padborga, potem jak dojechałam.
Ale przeczucie jak widać się nie sprawdziło.
Ladnie ten problem wyjaśnia Lem w "Boli tylko gdy się śmieje... Listy i rozmowy".
Pracując w naszym zawodzie często się spotykamy z tym, ze ludzie wierzą we własne wyobrażenia. Siostra miała klientkę, której kot uciekł przed wojna, i wrócił w latach dziewięćdziesiątych.
Ja pamiętam jamnika potraconego przez samochód. Nic strasznego, złamana miednica. Ale właściciel zdecydował się na uśpienie. Potem (kilka lat później) chciał mi sprzedawać jakieś ubezpieczenia i opowiadał jaka to tragedie przeżył gdy jego pies był w stanie beznadziejnym, i to ja miałam oświadczyć ze nadaje się tylko do uśpienia. Potakiwałam, ale sprawdziłam później w książce leczenia oraz eutanazji. W obu - złamana miednica, uśpiony na prośbę właściciela. W takich przypadkach żąda się wypełnienia prośby o eutanazje - bo może ktoś zmieni zdanie, albo żona czy matka będzie uważać ze to jej pies. Taka kartka była. Co ciekawe, ten człowiek sam w to uwierzył.
O określaniu wieku to można by tomy pisać -zwierze wg. właścicieli szesnastoletnie ma lat siedem. Bo to jak syn miał komunie... A potem się znajdzie książeczka albo świadectwo szczepienia i zonk.
Tak ze nie wierze w to, co ludzie mówią na tematy sprawdzalne. A przeczucia to po tygodniu możemy sobie wymyślić - ja tez tak mam, i zdaje sobie z tego sprawę.
Snake - nie możesz.
Jesteś ograniczony przez normy prawne, kulturowe i religijne.
Wolna wola to brak ograniczeń, chyba że sam je sobie ustalisz.
Masz wybór - ale wolnej woli nie masz.
Choćby dlatego, że już od dziecka wpojono Ci pewne normy i stereotypy, które - świadomie lub nie - wpływają teraz na każdą Twoją decyzję czy wybór.
Możesz, możesz. Wolna wola, to swoboda podejmowania decyzji m.in. czy akceptujesz cudze ograniczenia czy nie. Możesz przecież pójść kraść i mordować, bo uważasz to za słuszne i zgodne z twoimi normami.
Owszem, ale będziesz miał świadomość że jest to nieakceptowalne i możesz ponieść konsekwencje.
I owa świadomość powstrzymuje ludzi...
Oraz tłumi ich wolną wolę.
Wolna wola była by wtedy, gdy robisz co chcesz i nie ma to żadnych konsekwencji.
Czyli by istniała wolna wola, musiałby istnieć świat bez praw i zasad.
W innym wypadku nie masz wolnej woli, a jedynie wybór.
A to nie to samo.
Wolną wolę mają dzikie zwierzęta - i to tylko te żyjące na wolności.
Czyli taki lew, który nie atakuje słonia, bo ten może mu oddać nie wolnej woli. Niedobry słoń ogranicza jego wolną wolę.
60 2019-06-05 17:13:53 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-06-05 17:25:28)
Prawa natury a prawa ustanowione przez człowieka - jest pewna różnica, nieprawdaż?
W wilczym stadzie też obowiązują zasady, ale ustanawia je natura a nie widzimisię wodzów i polityków czy omamy fanatyków.
Czlowiek - czysto teoretycznie - może mieć wolną wolę: gdy zostanie bezpaństwowcem, kupi sobie prywatną wyspę na terenie nie podlegającym żadnej jurysdykcji, a potem wyrżnie łbem w kamień i dostanie całkowitej amnezji.
Wtedy będzie miał wolną wolę - do czasu aż owej wyspy nie opuści.
Wolna wola była by wtedy, gdy robisz co chcesz i nie ma to żadnych konsekwencji.
Niestety ale nie jest to żaden dogmat, a tylko jedna ze szkół definiowania tego pojęcia. Dobra jak każda inna.
Bo tu nie chodzi o żadne dogmaty.
Po prostu to że można coś mieć w teorii nijak ma się do praktyki.
63 2019-06-05 23:24:37 Ostatnio edytowany przez adda-m (2019-06-05 23:25:20)
Wytłumaczenie "przeczucia śmierci" jest proste. Prawo wielkiej liczby. Podczas gdy Snake czul niepokój, podobny niepokój czuło kilka, może kilkaset tysięcy w całej Polsce. A tylko kilku się sprawdziło, inni zapomnieli.
Wiem ze podczas moich przejazdów do Danii moja Mama miała złe przeczucia, zawsze musiałam dzwonić ze dojechałam, a raczej miałam system - telefon przed granica niemiecka, potem z Padborga, potem jak dojechałam.
Ale przeczucie jak widać się nie sprawdziło.
Ladnie ten problem wyjaśnia Lem w "Boli tylko gdy się śmieje... Listy i rozmowy".
Pracując w naszym zawodzie często się spotykamy z tym, ze ludzie wierzą we własne wyobrażenia. Siostra miała klientkę, której kot uciekł przed wojna, i wrócił w latach dziewięćdziesiątych.
Ja pamiętam jamnika potraconego przez samochód. Nic strasznego, złamana miednica. Ale właściciel zdecydował się na uśpienie. Potem (kilka lat później) chciał mi sprzedawać jakieś ubezpieczenia i opowiadał jaka to tragedie przeżył gdy jego pies był w stanie beznadziejnym, i to ja miałam oświadczyć ze nadaje się tylko do uśpienia. Potakiwałam, ale sprawdziłam później w książce leczenia oraz eutanazji. W obu - złamana miednica, uśpiony na prośbę właściciela. W takich przypadkach żąda się wypełnienia prośby o eutanazje - bo może ktoś zmieni zdanie, albo żona czy matka będzie uważać ze to jej pies. Taka kartka była. Co ciekawe, ten człowiek sam w to uwierzył.
O określaniu wieku to można by tomy pisać -zwierze wg. właścicieli szesnastoletnie ma lat siedem. Bo to jak syn miał komunie... A potem się znajdzie książeczka albo świadectwo szczepienia i zonk.
Tak ze nie wierze w to, co ludzie mówią na tematy sprawdzalne. A przeczucia to po tygodniu możemy sobie wymyślić - ja tez tak mam, i zdaje sobie z tego sprawę.
A zdajesz sobie sprawę że Ty porostu lubisz innym mówić co oni tak "naprawdę" czują? Hmmm... .
64 2019-06-05 23:34:59 Ostatnio edytowany przez adda-m (2019-06-05 23:59:47)
Piegowata'76 napisał/a:Wiara to wybór. Po prostu.
Osobiście wiem że nic nie wiem, ale wybieram wiarę. Taką moją, prywatną i bardzo osobistą.Piegowata'76 napisał/a:Uważam, że to tylko (i aż) kwestia języka, nazw i doboru słów. Czy ktoś powie, że z niego szczęściarz, czy też przypisze to boskiej interwencji - czyż nie wyjdzie na jedno? Efekt ten sam.
Życie i wiara to nasze interpretacje.
Po swojemu w Boga wierzę, ale nie mam potrzeby definiowania Go, nazywania, określania. Imienia używam dla wygody. Równie dobrze mógłby się nazywać Manitou albo... przypadek. Pojęcia nie mam, czy kieruje tym wszystkim, co się dzieje, czy też sami nadajemy sens sprawom i rzeczom, ale - na jedno wychodzi, jak to sobie ponazywam. Ja widzę sens we wszystkim, co mnie spotyka. Kto wie, może życie nie jest wcale przypadkowe?
Cenię wspomnianych wyżej agnostyków, bo to świadczy o mądrości i pokorze - wiedzieć, że nic się nie wie. Nie lubię tego całego definiowania i etykietowania, ale do nich mi chyba najbliżej.Twoje poglądy na wiarę są bardzo zbieżne z moimi. Ja do dziś nie potrafię dokładnie zdefiniować swojego stosunku do całej tej sfery duchowości, nie umiem tego nazwać, bo z jednej strony dogmaty wiary katolickiej do mnie nie przemawiają i to nie jest 'moja wiara', ale z drugiej mam pewność, że istnieje coś więcej, coś ponad naszym ziemskim bytem.
Na co dzień od jakichś kilkunastu lat zawsze słucham intuicji i już jej się nie sprzeciwiam, bo wiem, nigdy mnie nie zawodzi, nawet jeśli to co podpowiada w danej chwili wydaje się zupełnie irracjonalne (kiedyś się to zdarzało, po czym szybko okazywało się błędem, czasem dotkliwym), ale równocześnie, być może paradoksalnie, twardo stąpam po ziemi i wydaje się, że jestem właśnie do bólu racjonalna. Równocześnie dostałam kilka sygnałów, których nie da się zbagatelizować, a które nie pozwalają mi odrzucać istnienia tej siły, która gdzieś jest, nade mną czuwa, otaczając płaszczem ochronnym i się ze mną komunikuje. I naprawdę o ile w pewnych okolicznościach można mówić o zbiegu okoliczności, działaniu podświadomości czy tym podobnych, o tyle w innych nie ma o tym mowy.
Snake napisał/a:Spóźniłem się kwadrans, ten kwadrans kiedy siedziałem w domu i przekonywałem się, że to głupie co czuję...
No właśnie. Rozumem się tego nie ogarnie, a jednak się dzieje.
Gdybyś "twardo stąpała po ziemi" wiedziała Byś że w tej 'gadce' Piegowatej'76 jest więcej pogaństwa niż w Światowidzie.
Gdybyś "twardo stąpała po ziemi" wiedziała Byś że w tej 'gadce' Piegowatej'76 jest więcej pogaństwa niż w Światowidzie.
A gdybyś tak jeszcze wyjaśniła jaki jedno z drugim ma związek?