Cześć, nie wiem od czego zacząć, ale potrzebuję pomocy.
Mój poprzedni związek mnie zniszczył psychicznie. Po 4 latach nie mam czego zbierać, poza szczęką z podłogi.
To co tu napiszę to tylko wierzchołek góry lodowej i jedna milionowa tego ile chorych sytuacji się wydarzyło.
Od początku: byliśmy razem 4 lata, dla niego praca zawsze była najważniejsza, a przynajmniej tak mi się wydawało kiedy wracał do domu po 22 z wyjazdów- niedawno dowiedziałam się, że pojawiały się też inne kobiety. Kiedy w styczniu pojechaliśmy jeszcze w góry i zapewniał mnie, że jestem jedyna- okazało się, że trzy dni przed wyjazdem spotykał się z dziewczyną poznaną na sympatii. Mnie zapewniając, że kocha.
Po walentynkach rozstaliśmy się definitywnie.
Z każdy miesiącem dowiaduje się, że było i jest tych kobiet więcej- nagle wielki Kasanova. Bliższe lub dalsze znajomości, flirty, zabieganie..
Ja 3 dni przed walentynkami usłyszałam, że mam się niczego nie spodziewać, bo nie ma chwilowo samochodu, więc świętowania ani prezentu nie będzie.
Zaznaczę, że żadnego prezentu nie wymagałam i kompletnie nie o materialny aspekt w tym wątku chodzi- oboje staliśmy materialnie dość dobrze( on jeszcze lepiej niż ja) natomiast nie oczekiwałam, raczej myślałam, że spędzimy ten wieczór razem, ewentualnie jakieś kwiaty wchodziły w grę. Ale 3 dni przed poinformował mnie, że nic z tego i niczego mam się nie spodziewać. ( Nie był to problem spowodowany brakiem pieniędzy, on zarabia około 20tysięcy miesięcznie) Byłam lekko zdezorientowana, od razu zaznaczyłam mu, że nie oczekiwałam żadnych materialnych rzeczy, natomiast on nie widział problemu, jeśli nawet nie spędzimy tego czasu razem.
Nalegał na dziecko, mówił, że pragnie ze mną rodziny,mieszkaliśmy razem w jego domu, ale rozmawialiśmy o kupnie jakiegoś mieszkania w końcu wspólnie. Po jednej z kłótni poszedł i kupił mieszkanie ale sam.- w tym samym dniu znalazł i wpłacił 50tys. na umowę przedwstępną, beze mnie
Dowiedziałam się dwa tygodnie później- nie widział w tym problemu, mimo, że mieliśmy budować życie razem.
To nie był dobry człowiek, jednego dnia planował ze mną przyszłość, następnego potrafił wyrzucić mnie z domu w skarpetkach. Czasami myślę, że od dobrobytu uderzyła mu sodówka i postawił na egoistyczne podejście- w ostatnim roku awansował w firmie na stanowisko zastępcy dyrektora, w związku z czym czuł się Bogiem- skoro w firmie wszystko jest pod jego dyktando, w domu też miało być- (nie)stety nie jestem szarą myszką, która na wszystko się zgadzała i też chciałam mieć coś do powiedzenia- wielokrotnie mowiłam mu, że dla mnie w domu nie jest dyrektorem i nie może tak być, że on coś powie a ja nie mogę się z tym nie zgodzić -i tu rodziły się konflikty.
Cieszę się, że to już skończone, ten facet kilkukrotnie mnie uderzył, wyzwał od dziwek bez żadnych podstaw, w momencie kiedy zabierałam swoje rzeczy pobił mnie na tyle, że siniaki miałam jeszcze przez dwa tygodnie, groził, że psa wyrzuci przez okno tylko po to, żeby nie został ze mną. Czemu nie zakończyłam tego wcześniej? Bo razem pracowaliśmy.Niestety nadal razem pracujemy- jeszcze- bo zmieni się to za miesiąc- odchodzę na inny kontrakt w innym mieście, żeby się od niego uwolnić. W końcu pojawiła się szansa na odcięcie się od siebie i odliczam dni do tej chwili.
Codziennie widzę swojego oprawcę, codziennie pokazuje mi, że jestem nikim. I ja w to uwierzyłam.. Czuje się gorsza. Czuję się gorsza od innych kobiet kiedy pokazuje mi jak w nich przebiera.
W pracy próbuję udawać, że mnie to nie rusza, ale wpadłam w ogromne kompleksy.
Nie patrzę co u niego, unikam pytań do wspólnych znajomych co robi, z kim, nie chcę tego wiedzieć. Natomiast co czuję kiedy widzę w relacjach na facebooku naszych wspólnych znajomych że np. bawi się z przypadkowymi dziewczynami w sky barze w Mariocie? Rozrywa mnie od środka.
Rozrywa mnie, że byłam z kimś takim, że naokoło opowiada jaki jest skrzywdzony a robi zupełnie coś innego, że zawsze opowiadał jak brzydzi się dzisiejszymi czasami kiedy cytuję "kobiety się puszczają i zależy im tylko na pieniądzach'', że on to by chciał działać dla rodziny i prowadzić spokojne życie. Natomiast jego zachowanie jest teraz inne, do kolegów chwali się, że laski lecą na jego kasę, że normalnie ma 177cm wzrostu,ale dla kobiet się to zmienia w zależności czy stoi na portfelu czy nie. Pieniądze przesłoniły mu wszystko. Próbuje te kobiety sobie KUPIĆ.
Mimo, że nie jesteśmy razem i wiem, że tak jest lepiej to jednak ja nie potrafię jeszcze wyłączyć uczuć , kiedy czasem wpadnę na jakieś nasze zdjęcie, coś mi się przypomni i ciężko mi się pozbierać. Chociaż wiem, że to co się działo to patologia,ale tak mi ciężko po tych 4 latach.
Trochę o mnie- ktoś z boku może pomyśleć, że w moim życiu poza tym układa się super - pod względem materialnym mam dobrą pracę, własny samochód, własnie kupuję drugie mieszkanie. Pod innymi względami też nie jest źle. Nie jestem najbrzydsza, miałam 5 kg nadwagi - zrzuciłam od rozstania 8. Chyba bardziej ze stresu, niż żeby coś komuś udowodnić.Widzę, że mężczyźni się za mną oglądają. Tylko co z tego skoro psychicznie jestem wrakiem i czuję się jak śmieć. Ten facet sprawił, że zaczęłam się porównywać z każdą kobietą, wszystkie wydają się ładniejsze, mądrzejsze, a ja wpadłam w ogromne kompleksy- jakbym była niewystarczająca, zawsze niewystarczająca. Podkreślał mi nie raz, że woli kobiety z dużym biustem to może po urodzeniu dzieci byśmy mi je trochę powiększyli(?!?!)- chociaż mam piersi w rozmiarze 70D.
Stać mnie na życie na dość dobrym poziomie, myślę, że trochę wyższym niż przeciętny. Stać mnie na kosmetyczkę, fryzjera, wyjście na miasto, a mimo to czuje się jakbym na to nie zasługiwała. Nie wiem jak to dobre wytłumaczyć -jakbym była jakąś niewystarczającą zahukaną"karyną ze wsi"- nie obrażając kobiet na wsi. Ten facet próbował mnie zamknąć w domu, mówił, że kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się dziećmi kiedy on będzie zarabiał na rodzinę. Sugerował, żebym najlepiej zrezygnowała z pracy i zajęła się domem ( skończyłam ciężkie studia techniczne).
I wpajał mi to tyle razy, że ja zaczęłam powątpiewać, że mogę coś więcej, niż być "kobietą do garów", zaczęłam się czuć jakbym na to nie zasługiwała?
Odcinał mnie od znajomych. Uwierzyłam, że jestem nic nie warta. Ja nie mogłam wyjść na miasto sama- jeśli nawet chciałam wyjść sama z przyjaciółką, to mówił , że on się niby przypadkiem pojawi i spędzi wieczór z nami :cojest: a do tego zawiezie mnie i odwiezie.
Nie działało to w drugą stroną- sam wychodził często, koledzy, dyskoteki, alkohol, stawianie wszystkim. Mówił, że lubi mieć gest.
A ja nigdy nie czułam potrzeby szastać pieniędzmi, czy żyć ponad stan. Śmiał się ze mnie dlaczego lubię robić zakupy w biedronce. Śmiał się, że on nie jest byle kim, a ja to kogo sobie znajdę- jakiegoś kasjera z biedronki? Że jestem teraz pod względem materialnym całkiem niezłą partią ,a pewnie skończę z jakimś jak to mówił "cześkiem" którego będę musiała utrzymywać?
"Chcesz chodzić na siłownie? a w życiu w tych obcisłych legginsach będziesz paradować przed obcymi facetami?masz atlas do ćwiczen, ławeczkę i rowerek w domu, masz tam nie chodzić, bo tam samo kure.stwo!"- takie teksty to norma.
Natomiast sam zawsze pokazywał i podkreślał mi, że on dostaje to czego chce, niezależnie od ceny i konsekwencji. Nieważne czy chodzi o pracę, związki czy kobiety.
I to mnie zniszczyło psychicznie.
Jak się pozbyć tych myśli, że nie jestem wystarczająca, że jestem do niczego? jak się pozbyć kompleksów i porównywania z innymi kobietami? Nie wiem skąd to się wzięło, kiedyś czułam się ze sobą dobrze..Jak uwierzyć w siebie?