Cześć,
Przedstawię Wam temat, który być może już się tu przewijał i może Wy znajdziecie jakieś rozwiązanie, bo po wczorajszym wieczorze jestem wrakiem psychicznym człowieka. Z tej strony Paweł, miło mi Was poznać.
Na początku opowiem kim jestem ja, kim moja "jeszcze" dziewczyna, co się stało na przestrzeni naszego rocznego związku i problem z jakim obecnie się borykam/borykamy.
Paweł:
Mam 23 lata. Pracuję od 5 lat w jednej firmie. Miałem przed Anią jeszcze jeden związek trwający 3 lata, gdzie jak to było w filmie "byłbym w stanie dać sobie rękę uciąć". Związek minał w grudniu rok temu i już do tego nie wracam. Z Anią poznaliśmy się na ... Badoo . Możecie się śmiać lub nie, ale po obu naszych związkach pojawiła się myśl założenia z ciekawości tego portalu i spotkaliśmy się. Mieszkam niedaleko Wawy, jakieś 38 km od Ani. Widujemy się co drugi dzień tak naprawdę i weekendy. Oboje pracujemy do 16 i czas na siebie mamy popołudniami.
Ania:
Również 23 lata. Pracuje od firmy do firmy, ale ustatkowała się zatrudniając się...w firmie w której pracuję:). Przede mną miała masę związków i każdy kończył się tak, jak możecie sobie wyobrazić. Mieszka z rodzicami, ale w czasie tych związków dwa razy się wyprowadzała i bardzo szybko wracała do domu. Wedle dopasowania MBTI jesteśmy niemal idealni - ale wiem, nie warto na 100% w to wierzyć .
Związek:
Poznaliśmy się jak wspomniałem na Badoo i od razu czuć było chemię. Okazało się, że w życiu przeżyliśmy podobne sytuacje, lubimy tak naprawdę te same rzeczy(jedzenie, muzyka, filmy, spędzanie wolnego czasu), jest dużo podobieństw. Poznaliśmy się w marcu 2018 i po miesiącu czasu w jej urudziny(20 kwietnia) postanowiliśmy oficjalnie ze sobą być. Skoro coś się czuje, to po co czekać ? . Przeżyliśmy mnóstwo fajnych momentów - wyjazdy w góry, Kraków, morze. Spędziliśmy kawał czasu ze sobą w przeliczeniu na dni, bo jak wiadomo można być z kimś 4 lata i nie rozmawiać i można być 1 rok i dosłownie rzygać miłością. Na początku była taka petarda w związku, poziom level high jeśli chodzi o zafascynowanie drugim człowiekiem. Po pewnym czasie uwidaczniały się wady. Ja nie znoszę palenia przez nią fajek, a ona nie znosiła we mnie pewnej rzeczy, która przyczyniła się do sytuacji, o której opowiem na końcu.
Zacząłem się pieścić jak melepeta. Strasznie dziecinnie zachowywałem się w losowych sytuacjach , gdzie jej to nie pasowało. Nie chodzi tu o zdejmowanie spodni na przejściu dla pieszych i wołania żeby ktoś zmienił pieluchę, ale chodzi tu o pewnego rodzaju bardziej dorosłe, męskie zachowanie, które po prostu zabrakło. Nie mówię, że ja wewnętrznie tego nie potrafiłem. Po prostu niekiedy przy powitaniach zamiast "Cześć kochanie" potrafiłem pieszczotliwie "Cieść kochanie" głosem jak do dziecka. Za dużo żartowałem, szukałem na siłę żarcików, dowcipów, śmiesznych akcji, które niekiedy były żenujące. Ona mi to wypominała, a ja jak to facet jednym uchem...prawda. W pewnym momencie nagromadziło się w niej to wszystko i się zblokowała. Ten stan ma od dwóch miesięcy kiedy nic nie jest takie jak przedtem.
Problem:
Mówi, że nie czuje tego co na początku. Nie ma tej petard. Nie wie czego chce. Kiedy mówię jej:"Jeśli mnie nie kochasz, nie czujesz nic to powiedz mi to. Nie można być z kimś na siłę", to ona:"Nie powiem Ci tego". I koło się zamyka, niby nie czuje, a czuje , niby nie kocha, ale jak ma powiedzieć, że nie kocha to hamuje, bo tego nie chce. Pogubiła się. Mówi, że jest przed nią jakiś mur, który ją blokuje. Jeszcze pół roku temu, nawiasem mówiąc, była w stanie ze mną brac ślub, a teraz waha się czy to aby napewno ja. Nagromadzenie tych akcji ze mną, spowodowały, że wybudował się ten mur. Nie wiem Forumowicze co robić. Zmieniłem swoje postępowanie, ale nie dla niej. Dla siebie. Mniej żartuję, jestem bardziej wyważony, zachowuję się w zupełnie inny sposób. Nawet sama zauważyła, że patrzę na nią inaczej i działam również w inny sposób.
W dodatku:
Ania bierze lek z rodziny SSRI. Czyli antydepresant, gdyż parenaście lat temu miała jakąś zapaść(czasy maturalne). Dorosłość, coś się kończy, coś zaczyna i psychicznie trochę się podłamała. Wyczytałem, że leki SSRI skutecznie leczą z depresji i ... miłości. Leki skutecznie zabijają odczuwanie. Człowiek robi się obojętny, ma spłycone uczucia. Próbowała to rzucić, nie brała 2 miesiące i bez nich nie potrafiła normalnie funkcjonować. Myśle, że te leki też mają na nią wpływ.
Powiedzcie co sądzicie.
To rok czasu. Trochę minęło i naprawdę czuję z perspektywy faceta, że to "ona". Nie chce już szukać, mam 24 lata i naprawdę wszystko szło ku dobremu. Skoro ona jest teraz obojętna, nie wie co czuje i nie potrafi nawet tego nazwać to czy nie lepiej to zakończyć? Czy walczyć i próbować aby poczuła, że ja to "ten jedyny"?