hejka
no minęło trochę czasu odkąd byłam tu na forum
Nadal niewiele ze sobą zrobiłam w kwestii mojego podejścia do mojego ciała
I jest mi z tym źle
Może wy mi pomożecie? Z jednej strony wiem, że tylko ja mogę sobie pomóc, zwłaszcza jeśli chodzi o takie kwestie jak samokontrola, to są moje decyzje, to ja będę dbać o własne zdrowie i ponosić konsekwencje zaniedbań. W końcu każdy jest kowalem swojego losu. I staram się, ale jestem jakaś dziwna. Albo brakuje mi siły... nie wiem
Po kolei. Jedna ze spraw to masturbacja, jest o tym osobny wątek. Nie wiem, przyzwyczaiłam się, teraz mi nie przeszkadza, jakoś to sobie przemyślałam, i mogę to robić, mogę nie... whatever. Może lepszy czas przyszedł. Ale mam problem z jedzeniem. Mam go od zawsze. Właściwie to nie wiem, czy chodzi o samo jedzenie, czy tak jak z masturbacją - kontrolę impulsów i odmówienie sobie przyjemności. Nie potrafię tego robić.
Jeśli chodzi o jedzenie, to mam z nim strasznie skomplikowaną relację. Nic z niej nie rozumiem, wyjaśniam to sobie dziwnymi zasadami rodziców, poczuciem braku kontroli nad własnym ciałem - ale koniec końców - jestem dorosła, ile można winić rodziców za swoje niepowodzenia?
Z jedzeniem w moim domu było tak, że jak byłam bardzo mała, to rodzice mnie przekarmiali i dawali mi wszystko, czego chciałam. Jak zaczęłam tyć, to miałam bardzo restrykcyjną dietę, i w ogóle w moim domu tak było już do końca, że tyle ile miałam na talerzu miałam zjeść i koniec. Ni mniej, ni więcej. Żadnych dokładek, żadnego oddawania czy wyrzucania. W moim domu wszyscy mieli zaburzone podejście do tego, jaka jest "normalna" porcja więc głównie wszyscy mieliśmy na talerzach górę jedzenia. Nie mogłam odmówić, więc jadłam.
Potem przyszło jakieś skrzywione patrzenie na siebie w lustrze - patrzyłam i widziałam słonicę. Miałam 15 lat i mega chude koleżanki, a ja czułam się gruba. Nie wierzyłam, gdy mówili mi, że to lekka nadwaga i że "wyrosnę" z tego. Nienawidziłam swojego ciała. Teraz patrzę na zdjęcia i mi żal
Jeszcze kwestia słodyczy. Kocham je nad życie W domu rodzinnym matka chowała słodycze przed nami, sama je jadła kiedy chciała, a my mieliśmy oficjalną zasadę "od 17 w sobotę". W związku z tym, kiedy nie było nikogo w domu, buszowałam po szafkach i zjadałam wszystkie słodycze, jakie znalazłam...
Moje chęci do uprawiania sportów bardzo szybko były tłamszone. To mnie brat wyśmiał, ze biegnę tak wolno, że on może tak iść, to matka mi mówiła, że chodzenie raz w tygodniu na basen nic nie zmieni, to ojciec rzucał "przydatne" porady z stylu "żeby się odchudzić, nie jadłem kolacji i pracowałem w polu 12h"
Wszystko to - dziwne podejście rodziców, zaburzone postrzeganie własnego ciała, być może jeszcze jakieś trudności wynikające z tego, że byłam molestowana i bałam się "być atrakcyjna", do tego brak kontroli nad impulsami, zjadanie całych tabliczek czekolady co drugi dzień, chęć robienia sobie przyjemności.... No cóż, ważę 100kg przy 160cm
Na terapii poruszyłam tylko trochę te kwestie. Być może duże ciało jest dla mnie formą obrony przed światem. Może boję się mężczyzn po swoich przeżyciach. A może to zaburzenia odżywania. Czasem leżę w łóżku i mam ochotę na coś słodkiego i wyobrażam sobie, że jem czekoladę, i jem, i jem, i jem, tak bez końca i że wcale nie jest mi po niej źle i że wcale po niej nie tyję
Ale przychodzi rzeczywistość, kupuję tą czekoladę, zjadam na raz, a potem się nie znoszę, obiecuję sobie, że to ostania czekolada, jaką kupiłam w tym roku. I tak do następnego dnia, kiedy siedzę przy komputerze i mnie skręca, bo chcę coś dobrego zjeść. Nawet jeśli jestem najedzona obiadem, to chcę zjeść czekoladę albo coś innego, słodkiego albo chrupiącego. Nawet nie wiem, co to jest za "chęć". Próbowałam ją zrozumieć - co się stanie, jeśli nie ulegnę? W jakim obszarze jest mi źle, w jakim obszarze jest mi dobrze, jeśli jem te słodycze?
Ale odpowiedzi nie mam.
Obiecałam sobie, że wrócę na terapię. Ale mam wrażenie, że stoję w miejscu od lat, i jest mi głupio znów iść na terapię, przyznać, że odniosłam terapię. Mimo że po terapii poukładałam sobie różne sprawy, to tej akurat nie. Ważę tyle samo od wielu lat.
I obawiam się, że ta przyjemność z jedzenia słodyczy... jest nie do pokonania.