Witam wszystkich. Postanowiłem napisac na forum by poznać opinie kobiet na temat tego jak zakończył sie mój związek z osobą którą kochałem ponad życie.
Zacznę od informacji o sobie. Chyba najistotniejszym faktem o mnie jest to ze zmagam się z nerwicą depresyjną od paru lat. Metoda małych kroczków radzenia sobie z nerwica postanowiłem po dłuzszym czasie ze wyjade do UK.
Pracuje tu z osobami starszymi, a podjęcie tej pracy było strzałem w dziesiątke w perspektywie mojej kondycji. Zacząłem koncentrować się bardziej na realnych problemach ludzi starszych i schorowanych zapominajac o swoich.
Wśród tych wszystkich plusów i sukcesów nie mogło zabraknąć problemów. Przyjechałem tu sam, nie mam tu ani rodziny a o znajomych od samego początku było trudno. Jestem do tego osoba bardzo niesmiała. Brakowało mi kontaktu z drugim człowiekiem. Przyjaciela. ale tez bliskosci i czułosci. Czas mijał a moja frustracja samotnosci narastała, czułem sie coraz gorzej z tym faktem. Podjąłem najgorszą decyzje z możliwych po rozmowie ze znajomym z PL i postanowiłem ze zapłace za spotkanie z kobieta. Poszedłem tam szukać złudnego poczucia bliskości, czułości. Nie wiedziałem jak to wygląda bo nigdy wczesniej nie korzystałem z takich usług. Oczywiscie kobieta odwaliła swoja robote byle jak najszybciej, zabrała kase i wyprosiła z mieszkania. Dowiedziałem sie ze zle trafiłem, ze moze warto sprobowac gdzie indziej. Za drugim razem inna kobieta podjela ze mna rozmowe, gadało sie fajnie ,poczułem to złudne poczucie bliskosci i nawet mialem mozliwosc zostac dłuzej. Zeby nie było, był tez seks ale tak kiepski ze az głupio sie przyznac bo bez miłosci jednak ciezko o udany seks. Coz, te doświadczenia poza chwilowym złudnym poczuciem bliskosci, pogorszyły tylko moj stan psychiczny, własna wartosci i samoocene. Czesto wracajac na urlop do PL przebywałem w towarzystwie gdzie chłopaki szli na prostytutki ale po moich doswiadczeniach wolałem wrocic do domu albo robiłem za kierowce kiedy nie było mozliwosci szybkiej ucieczki. Przepracowałem ten problem z psychologiem w trakcie terapii nad moja nerwica, bo jest to dla mnie uwłaczajace ze dopusciłem sie w chwili słabosci emocjonalnej takiego czynu. Mowia ze musisz stac sie czasem najgorsza wersja siebie zeby wiedziec kim nie chcesz juz być.
To z grubsza opis mojej przeszłości.
W momencie przełomowym, zaraz po tym jak uswiadomiłem sobie ze nie tedy droga, kiedy poczułem sie jak najwieksze gówno swiata, frajer, kiedy nie potrafiłem spojzec sobie w oczy za to czego sie dopusciłem, poznałem ją
Kobietę z którą pozniej spedzilismy najwspanialsze poltora roku mojego zycia. Odbudowałem sie przy niej psychicznie, znowu wszystkiego mi sie chciało, czułem sie kochany i potrzebny i uswiadomiłem sobie ze tego mi potrzeba by zyc normalnie bez nerwicy. Chciałem dbac o ten zwiazek jak najlepiej, bo zyło nam sie cudownie. Z czasem mielismy wspolne mieszkanie, oboje pracowalismy, z tym ze ja w ciadu dnia a ona na nocki. Były tez kłótnie i sprzeczki jak w kazdym zwiazku ale kochałem ją tak bardzo ze czasem wolałem przyznac racje albo porozmawiac juz pozniej o tym na spokojnie niz ciagnac konflikty. dodam ze była partnerka jest 6 lat młodsza ode mnie.
Nadszedł ten dzien... Zepsuł się jej telefon a ze spieszyła sie do pracy, bez namysłu dałem jej swój stary sprzet. Oczywiscie kobieca ciekawskosc sprawiła ze sprawdziła wszystkie sms, facebooka, maile a nawet numery pod jakie dzwonie.
Niby ok, nie mam nic do ukrycia, ale był jeden sms na samym spodzie listy o ktorym zapomniałem. Sms od prostytutki. Rozpetało sie piekło, partnerka wyrzuciła na mnie cała swoja złosc za to co zrobiłem, nie dało sie tego wytłumaczyc.
Czas mijal, my mieszkalismy razem, jakos zracjonalizowalismy ta sytuacje i zycie wrociło do normy. Pozornie. Ona cały czas miała z tyłu głowy ten problem. Od czasu do czasu do tego wracała poprzez docinki, czy wszczynanie kłótni.
Za kazdym razem kiedy widziałem ja zmagającą się z jakims problemem, płaczącą, nigdy nie chciała ze mna rozmawiac. Mowiła ze nie umie rozmawiac o problemach albo ze nie chce o nich rozmawiac albo ze problemu nie ma. Teraz z perspektywy czasu wiem ze problem był. Choc takie sytuacje były rzadkoscia bo czesto udowadniała mi jak mnie kocha, spedzalismy radosnie ten czas i nic nie zapowiadało rozwoju jakichs wiekszych problemow. Uspiło to moja czujnosc.
Była jeszcze jedna sprawa o ktora sie wkurzała. Ciagle mnie inwigilowała mimo ze miałem hasło na komputerze i telefonie, podejrzewam ze znała moje hasła mimo to... A przez fakt ze obojgu nam nie wystarczało seksu, kiedy chodziła na nocne zmiany, zostawałem sam, czasem dawałem sobie ulżyc przy jakims filmiku. Nie za czesto, nie traktowałem tego jakbym mial jakis problem z samym soba w tej kwestii. Poprostu rozładowywanie napiecia.
Partnerka moja zaczela krecic nosem ze zle ze nie dobrze, niby chciała cos z tym zrobic ale nie chciała mi uswiadamiac ze wie o wszystkim zeby nie wyszło na jaw ze nadal mnie inwigiluje.
W Listopadzie przeprowadzilismy sie do tanszego mieszkania. Była partnerka zmieniła prace z tej na zmianie nocnej na tymczasowa prace na magazynie niedaleko domu. Spedzalismy od tego momentu wiecej czasu razem, mniej sie klocilismy, wiecej rozmawialismy. Było coraz lepiej. Tylko seksu jakby mniej, ale nie naciskałem. Wyjechalismy do PL na swieta, odwiedzilismy moja rodzine, pozniej jej rodzine. Widzac jak moja rodzina ja uwielbia i jak dobrze dogaduje sie z jej rodzina mimo mojej nerwicy zaczalem myslec o zareczynach z ta kobieta.
Wrocilismy do UK, 31 grudnia chciałem spedzic z nia kameralnie poniewaz pracowałem tego wieczoru a nad ranem miałem zaczac o 8:00 od nowa. Zdecydowała ze pojdzie bawic sie z kolezankami. Nie miałem nic przeciwko wiedzac ze moze sie tam bawic dobrze, chciałem zeby sie dobrze czuła.
Wrociła rano do mieszkania i oznajmiła ze juz nie chce ze mna byc. Coz, ogromna rozpacz, nie wiedziałem co zrobic czy co powiedziec, ale zrozumiałem wtedy czym były te jej problemy. Ostatecznie powiedziałem jej ze zalezy mi na jej szczesciu tak bardzo ze jesli to ją uszczesliwi to ja musze to zaakceptowac.
Chcielismy życ w zgodzie, ale na trzeci dzien po rozstaniu, kiedy nadal jeszcze dzielilismy mieszkanie, powiedziała mi prosto w oczy lezac koło mnie ze przespała sie z Anglikiem z magazynu, a zanim to zrobili zapytała go czy sypiał w przeszłosci z prostytutkami. Zabolało mnie to tak bardzo ze myslałem ze wyskocze w tamtym momencie przez okno...
Mimo to starałem sie trzymac nerwy na wodzy, nadal traktowac ja z szacunkiem.
Ale było tylko gorzej. Zaczeła mi mowic jak sie cieszy ze juz ze mna nie jest, jak mnie nienawidzi, jak to wzbudziłem w niej kompleksy przez ogladanie filmików dla dorosłych, jakie to zycie jest dla niej łatwiejsze beze mnie.
Szybko porzuciłem wszystko, kochałem ja nadal mocno wiec wyprowadziłem sie sam ze swoimi rzeczami.
Byłem praktycznie bezdomny przez poltora tygodnia, spałem tam gdzie mnie przygarrneli. Wyjechałem ostatecznie do innego miasta by zapomniec, odbudowac sie na nowo, znalezc nowa prace i zapomniec o przeszłosci oraz o kobiecie.
Jednak nie daje mi tu spokoju.
Ja rozumiem ze mozna przestac kogos kochac, ze mozna niezaakceptowac przeszłosci partnera. Nikt nie musi byc z nikim na siłe.
Ale jest tutaj druga strona medalu. Moja była nie mogła sie pogodzić z moja przeszłoscią, przynajmniej to podała jako powód rozstania. Z tym że sama miala bogata kartoteke, wielu przelotnych parnerów, zaliczony tójkąt z dwoma facetami na raz z czego jeden był żonaty, no mase rzeczy do ktorych mi sie przyznała. Zaakceptowałem to bo ją kochałem. Przeszłosc przeszłoscią, to było przed związkiem. Ale czystą hipokryzją uważam było rozpamietywanie mojej przeszłosci kiedy ma sie samemu jakies ekscesy na koncie.
Nie potrafie sie z tym pogodzic. Z utrata tego uczucia, tej miłosci ktora dawała mi siłe, poczucia bycia potrzebnym i spełnionym. Zycia dla kogos. Nadal ją mocno kocham...
Czuje sie winny rozpadu związku, czuje zal ze ona kocha kogos innego kogo nawet dobrze nie zna, czuje sie zle bedac wrzuconym do jednego wora ze zboczencami i zwyrolami przez moj epizod z prostytutka.
Chciałbym otrzymac odrobine zrozumiena, nie obwiniam mojej byłej, w koncu to jej zycie i moze isc taka droga ktora bedzie dla niej najlepsza. Nie musi to byc droga u mojego boku.
Ale czy powinienem czuc sie winny? Czy powinienem tak zostac potraktowany? Wyrzuty sumienia dotyczace prostytutek pozostana do konca zycia, ale czy bede w stanie po takiej sytuacji zbudowac jakikolwiek zwiazek? Boje sie podobnych sytuacji w przyszłosci. Ze nie bede mogł byc szczery z moja przyszła partnerka w obawie ze tez mnie zostawi. Ze nikt nie zrozumie mojej sytuacji. Czuje ze zniszczyłem sobie tym zycie.
Nie chce żebyscie pomysleli ze idealizuje tutaj tylko siebie a uwłaczam swojej byłej partnerce. Uwazam sie za niedoskonałego człowieka z masa wad i brudna przeszłoscia, moja była tez idealna nie była ale to wspaniała kobieta ktora tez ma swoje problemy... Jednak Historia jest jak najbardziej prawdziwa.