Moi rodzice wybrali mi rodziców chrzestnych tak, że byli to dorośli, ale młodzi ludzie. Mieli swoje sprawy, wiadomo. Chrzestnej nie pamiętam za bardzo, widziałam ją kilka razy w życiu. Chrzestny był moim kuzynem, bliskim, widywałam go co roku. Ani chrzestny ani chrzestna nie bawili się ze mną, jak byłam mała. Pamiętam wiele razy, jak chrzestny do nas przyjeżdżał i zawsze siedział przy stole z dorosłymi. Jak miałam jakieś 4 latka prosiłam go, żeby się ze mną pobawił to dostałam opierdziel od osób siedzących przy stole, żebym się uspokoiła i zajęła sobą.
Prezentów też nie dostawałam, prócz komunii, gdzie dostałam używane rzeczy i raz w odwiedziny pluszaka i czekoladki, ale nie miałam nikomu tego za złe. Cieszyłam się, że dostałam cokolwiek, a poza tym nie uważałam ich za kogoś, od kogo miałabym dostawać prezenty, bo miałam pod dostatek wszystkiego w domu od rodziców.
Jedynie co to trochę mnie 18-stka zabolała, bo od chrzestnej dostałam kartkę z życzeniami a od chrzestnego nic, tłumaczył się, że nie ma pamięci dodat a prezentu nie dał, bo nie było imprezy.
Teraz ja jestem chrzestną u dzieci mojego chrzestnego. To znaczy on ma dwóch synów: Pawła i Mateusza w wieku 6 i 4 lata. Jestem matką chrzestną młodszego- Mateusza. Nie widujemy się za często. Byłam na roczku Mateusza, potem na 3 urodzinach rok temu.
Niby sam chrzestny nie mówi mi wprost, że czegoś ode mnie wymaga, ale jego mama- moja ciocia rzucała mi wielokrotnie teksty w stylu "Bo Dorota nie odwiedza chłopców za często" albo "Na urodzinach Mateuszka chłopcy cię Dorotko nie poznali". Takie aluzje, że jestem wyrodną chrzestną i nie odwiedzam chrześniaka.
Tylko że studiuję 300 km od domu, przyjeżdżam tylko na święta i tylko na kilka dni a jak przyjeżdżam to chcę się spotkać z rodzicami i siostrą oraz znajomymi z liceum a niekoniecznie zajmować się czyimiś dziećmi, których matka nie pracuje tylko siedzi w domu. Ale to jeszcze nic, bo gdybym mogła do nich dojechać to jeszcze bym ich mogła odwiedzać, ale o ile autem jedzie się tam 15-20 minut to dojazd komunikacją jest fatalny, bo musiałabym najpierw autobusem, potem pociągiem potem znowu dojść kawałek i znowu jechać busem w zupełnie obcym mi mieście (oni mieszkają na peryferiach z dala od dworca) i pół dnia by na tym zeszło.
Jednak my z siostrą oddałyśmy chłopcom wiele swoich starych zabawek (starych ale w b.dobrym stanie), mój tata jako adwokat udziela im za darmo wiele bezpłatnych porad prawnych, dlatego nie uważam, że mamy jakieś długi wobec nich. Za to chrzestny jest lekarzem i jak chciałam się spytać o coś to mnie zbył.
Mam wrażenie, że on sam mi wprost tego nie powie, tylko podjudza ciocię, która rzuca aluzje mi, że on chce, żebym przyjechała się dzieciakami zająć, żeby on miał spokój, żebym dawała więcej prezentów a ja ani nie mam kasy ani czasu. Co najlepsze, jak mój chrzestny był proszony na chrzciny do mnie to moi rodzice sami cioci powiedzieli, że to student, więc kasy żadnej nie chcą, i wiedzieli, że czasu chłopak też nie ma, bo musi się uczyć. A teraz wobec mnie jakieś ukryte wymagania i aluzje. Nie jeżdżę też do nich nie tylko dlatego, że studiuję, że jestem daleko i nie ma mnie w domu, ale też dlatego, że ich nie lubię. Byłam rok temu na urodzinach Mateusza, specjalnie zamiast się uczyć na ważne kolokwium to przyjechałam i pożałowałam, bo był tam też brat żony kuzyna ze swoją żoną, bardzo niemili ludzie, czułam się tam jak intruz, dlatego też wolałabym tego uniknąć.
Co robić w takiej sytuacji?
Rolą chrzestnego jest wychowanie dziecka w wierze katolickiej, jeżeli rodzice ten obowiązek olewają. Tylko i wyłącznie.
Nie masz żadnego obowiązku odwiedzania ich regularnie. Tak samo Twoi chrzestni rodzice nie mają obowiązku dawania Ci prezentów. To miły gest, ale wynikający z więzi, a nie samego faktu bycia chrzestnym.
Popieram przedmowce
Rolą chrzestnego jest wychowanie dziecka w wierze katolickiej, jeżeli rodzice ten obowiązek olewają. Tylko i wyłącznie.
Nie masz żadnego obowiązku odwiedzania ich regularnie. Tak samo Twoi chrzestni rodzice nie mają obowiązku dawania Ci prezentów. To miły gest, ale wynikający z więzi, a nie samego faktu bycia chrzestnym.
Dokładnie. Tak jak wyżej napisałam- ja nigdy bliskiej więzi z chrzestnymi nie czułam, nie bawili się ze mną za dzieciaka, nie dostawałam tylu prezentów, jak niektóre dzieci dostają, ale ja miałam dobrobyt w domu. Miałam kochających rodziców i nie chciałam więcej.
Natomiast te aluzje cioci są denerwujące "Nie odwiedzasz chłopców tak często"- to jest tak głupie, że aż nie wiem co powiedzieć, bo ciotka sobie zdaje sprawę, że studiuję daleko i rzadko wracam do domu, ale ona ma to gdzieś, bo ważne, żebym leciała do jej wnuków, a to nie są moje dzieci i nie czuję potrzeby wychowania ich.
Tak samo z prezentami- miły gest, ale nieobowiązkowy. dostałam od chrzestnej kartkę z życzeniami i to koszt 2 zł a było mi bardzo miło a od chrzestnego nic, nawet spóźnionych życzeń i było mi trochę przykro
Szczególnie te ich wymogi wobec mnie, gdzie nawet nie powiedzą wprost o co chodzi
Rolą chrzestnego jest wychowanie dziecka w wierze katolickiej, jeżeli rodzice ten obowiązek olewają. Tylko i wyłącznie.
Weź chrześniaka za każdym razem gdy go odwiedzasz do kościoła. Zapewne bardzo szybko powie rodzicom, że nie chce już żebyś go odwiedzała No, chyba że mu się uczestniczenie we mszy spodoba... ale wtedy będziesz miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku jako chrzestna...
Lady Loka napisał/a:Rolą chrzestnego jest wychowanie dziecka w wierze katolickiej, jeżeli rodzice ten obowiązek olewają. Tylko i wyłącznie.
Weź chrześniaka za każdym razem gdy go odwiedzasz do kościoła. Zapewne bardzo szybko powie rodzicom, że nie chce już żebyś go odwiedzała
No, chyba że mu się uczestniczenie we mszy spodoba... ale wtedy będziesz miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku jako chrzestna...
No ale taka jest prawda jeżeli patrzy się na to z punktu widzenia obowiązków chrzestnego. Obowiązku są właśnie takie. To czy chce się mieć dobry kontakt i odwiedzać chrześniaka wynika z czegoś innego niż z faktu, że pełni się taką a nie inną rolę w jego życiu.
U nas chrzestny to już tylko symbol.
bbasia napisał/a:Lady Loka napisał/a:Rolą chrzestnego jest wychowanie dziecka w wierze katolickiej, jeżeli rodzice ten obowiązek olewają. Tylko i wyłącznie.
Weź chrześniaka za każdym razem gdy go odwiedzasz do kościoła. Zapewne bardzo szybko powie rodzicom, że nie chce już żebyś go odwiedzała
No, chyba że mu się uczestniczenie we mszy spodoba... ale wtedy będziesz miała poczucie dobrze spełnionego obowiązku jako chrzestna...
No ale taka jest prawda jeżeli patrzy się na to z punktu widzenia obowiązków chrzestnego. Obowiązku są właśnie takie. To czy chce się mieć dobry kontakt i odwiedzać chrześniaka wynika z czegoś innego niż z faktu, że pełni się taką a nie inną rolę w jego życiu.
U nas chrzestny to już tylko symbol.
Prawda
Niby to wszystko ma sens: studia daleko od domu, zły dojazd, brak czasu i funduszy... A jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wychodzisz z założenia, że skoro Twój chrzestny miał w nosie Ciebie, to i Ty możesz jego dziecko. Zgadzam się, że jego wymagania w tej sytuacji trącą hipokryzją, ale nic ponadto. Dziecko, którego chrzestną zgodziłaś się zostać, nie miało z poczynaniami ojca nic wspólnego, więc co ma do rzeczy to, jak ten Cię kiedyś traktował? Rozumiałabym, gdyby chodziło wyłącznie o brak prezentów, kiedy wszystko inne byłoby spełnione, ale widywanie chrześniaka co dwa lata jest po prostu słabe.
Po co właściwie zgodziłaś się zostać chrzestną, skoro szkoda Ci czasu na dojazdy i wizyty u dziecka (i znowu - co ma do tego uwaga na temat jego nie pracującej matki?)?
Niby to wszystko ma sens: studia daleko od domu, zły dojazd, brak czasu i funduszy... A jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wychodzisz z założenia, że skoro Twój chrzestny miał w nosie Ciebie, to i Ty możesz jego dziecko. Zgadzam się, że jego wymagania w tej sytuacji trącą hipokryzją, ale nic ponadto. Dziecko, którego chrzestną zgodziłaś się zostać, nie miało z poczynaniami ojca nic wspólnego, więc co ma do rzeczy to, jak ten Cię kiedyś traktował? Rozumiałabym, gdyby chodziło wyłącznie o brak prezentów, kiedy wszystko inne byłoby spełnione, ale widywanie chrześniaka co dwa lata jest po prostu słabe.
Po co właściwie zgodziłaś się zostać chrzestną, skoro szkoda Ci czasu na dojazdy i wizyty u dziecka (i znowu - co ma do tego uwaga na temat jego nie pracującej matki?)?
Jak zgodziłam się być chrzestną miałam chyba z 17 lat, mieszkałam niedaleko, oni przyjeżdżali często do nas, więc widywałam się z chrześniakiem, bawiłam się z nim i to wiele razy, ale wtedy byłam w liceum, miałam czas na to. Teraz się wyprowadziłam, mam trudne studia, do domu wracam raz na czas jak się uda.
Niestety oni mają dom na obrzeżach miasta, ja mieszkam na wsi. Żeby do nich dojechać, musiałabym jechać autobusem na dworzec pkp, potem pociagiem a potem w obcym mi mieście znowu autobusem. Pomijając już koszt dojazdu, który by mnie wyniósł koło 20 zł w 2 strony (co dla studenta jest dużą kwotą) to dojazd by trwał z pół dnia.
Ja już nawet cioci (mamie mojego chrzestnego) mówiłam jakieś 1,5 roku temu, że jakby się wybierała do swoich wnuków w wakacje to ja chętnie ich odwiedzę, dojadę pociągiem, dojdę do jej mieszkania (mieszka niedaleko stacji) i zabiorę się z nią do mojego chrzestnego, bo ja niestety nie znam miasta i nawet nie wiem, jak busem do nich dojechać. Taka propozycja padła z moich ust chyba ze 3 razy, ciocia ani razu nie odpowiedziała, że tak, tylko albo ignorowała albo zmieniała temat, więc mówiłam, że jak nie to nie, tylko żeby nie było pretensji (sama podkreślałam, że jak ciocia jedzie do nich, to ja się dostosuję, żeby nie wyszło, że karzę siebie wozić).
Poza tym mam bardzo duży żal do chrzestnego. Jak byłam mała to się ze mną nie bawił (jak raz go chciałam wciągnąć do zabawy to dostałam opiernicz jako 4-letnie dziecko, że mam się uspokoić i zająć sobą!), na 18-stkę nie dostałam nawet życzeń, prezentów też za bardzo nie przywoził. Jednak ani ja ani moi rodzice nigdy nie mieli do niego o to pretensji. Teraz jednak wobec mnie są stawiane wymogi i jakieś pretensje i to w podtekstach a nie bezpośrednio. Jeden z moich rodziców jest prawnikiem. Kuzyn założył własną firmę, więc oczywiście kilka razy do roku jest u nas na poradzie prawnej, za która oczywiście nie bierzemy pieniędzy, bo to "rodzina", ale jak ja miałam jeden problem związany ściśle ze studiami mojego chrzestnego to mnie olał i nie pomógł (a chciałam tylko poradę, pomógł mi bezinteresownie kolega). Kuzyn jest po prostu bezczelnym człowiekiem, nie będę opisywać sytuacji, w których coś mówił czy robił obrażając naszą rodzinę podtekstem oczywiście. Jego nie pracująca żona nie lepsza. Jak byłam w zeszłym roku na urodzinach chrześniaka się niemiło o tym przekonałam, bo byłam tuż przed sesją, specjalnie przyjechałam kilkaset kilometrów do nich, do ich dziecka, rezygnując z nauki do egzaminu (który potem oblałam przez to) a jestem na wymagającym kierunku, na którym wszyscy mając 3 się cieszą, a ta mi zaczęła wytykać, że pewnie jestem taka głupia, bo ona miała same 5 na studiach (studiując jakiś łatwiejszy kierunek niż mój oczywiście). Było mi wtedy bardzo niemiło.
Ja mam zasadę, że odcinam się od toksycznych ludzi, którzy mnie wykorzystują. Nigdy nie przekładam spraw innych ponad swoje i tak też chcę zrobić i w tym przypadku.
Poza tym oni gdyby chcieli to też by mogli nas odwiedzić, a oni byli ostatnio w święta u naszej babci kilka domów dalej, mogli przecież wpaść do mojej rodzinki, ja bym zobaczyła chrześniaka, ale oni też jak widać nie chcą.
Ja po prostu mam tak ogromny żal do chrzestnego, jak do nikogo z mojej rodziny. Moją chrzestną widziałam kilak razy w życiu, ale ona przynajmniej nie stawiała mi nigdy wymogów, podtekstów, kojarzę ją, jako uśmiechniętą osobę i już wolę to niż bycie fałszywą, toksyczną osobą i stawiania mi, jako studentowi wymogów
Teraz już rozumiesz? Rozpisałam się, no ale czasem trzeba się wygadać
Mam wrażenie, że już gdzieś czytałam podobny post, ale jakiś czas temu. Wtedy odpowiedzi były w tym samym tonie.
To, że miałaś 17 lat niczego nie tłumaczy. Wtedy nie miałaś żalu do chrzestnego? Masz go dopiero teraz? Mogłaś się nie zgodzić na bycie chrzestną, a teraz nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Możesz albo z zemsty i poczucia żalu traktować swojego chrześniaka tak samo jak kuzyn traktował Ciebie, albo być lepszą chrzestną (przykładną), gdyż dziecko nie jest winne postępowaniu swego ojca. A przy nadążającej się okazji wypomnieć, że Ty w przeciwieństwie do swojego chrzestnego bardziej się interesujesz chrześniakiem i więcej z siebie dajesz.
Mam wrażenie, ze chcesz robić na pokaz lub dla świętego spokoju, aby ciotka nie gadała. Proponuję więc pozbyć się żalu konfrontując się z chrzestnym i ciotką, wygadać co Ci na sercu leży i obiecać, ze Ty się postarać być mimo wszystko lepszą chrzestną. Potem staraj się jak możesz na tyle ile może się starać studentka.
Przede wszystkim -jeśli chcesz oczywiście- buduj więź z chrześniakiem, a reszta się dobrze ułoży. Zaproś go gdzie chciałaś nie bacząc na przytakiwanie cioci lub potwierdzenie kogokolwiek. Chcesz to rób i tyle w temacie.
Mam wrażenie, że już gdzieś czytałam podobny post, ale jakiś czas temu. Wtedy odpowiedzi były w tym samym tonie.
To, że miałaś 17 lat niczego nie tłumaczy. Wtedy nie miałaś żalu do chrzestnego? Masz go dopiero teraz? Mogłaś się nie zgodzić na bycie chrzestną, a teraz nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Możesz albo z zemsty i poczucia żalu traktować swojego chrześniaka tak samo jak kuzyn traktował Ciebie, albo być lepszą chrzestną (przykładną), gdyż dziecko nie jest winne postępowaniu swego ojca. A przy nadążającej się okazji wypomnieć, że Ty w przeciwieństwie do swojego chrzestnego bardziej się interesujesz chrześniakiem i więcej z siebie dajesz.
Mam wrażenie, ze chcesz robić na pokaz lub dla świętego spokoju, aby ciotka nie gadała. Proponuję więc pozbyć się żalu konfrontując się z chrzestnym i ciotką, wygadać co Ci na sercu leży i obiecać, ze Ty się postarać być mimo wszystko lepszą chrzestną. Potem staraj się jak możesz na tyle ile może się starać studentka.
Przede wszystkim -jeśli chcesz oczywiście- buduj więź z chrześniakiem, a reszta się dobrze ułoży. Zaproś go gdzie chciałaś nie bacząc na przytakiwanie cioci lub potwierdzenie kogokolwiek. Chcesz to rób i tyle w temacie.
Na portalu zapytaj.onet.pl niedawno dodałam podobne pytanie, więc może stąd to wiesz? Masz tam konto?
Ej chwilka, gdzie ja napisałam, że ja chce komuś zrobić na złość? Proszę o cytat, bo nie przypominam sobie.
Nie miał mnie kto nauczyć być dobrym chrzestnym, bo sama miałam przykład jaki miałam. Pamiętam, jak ten sam chrzestny przyjeżdżał do nas raz na czas, nic z prezentów nie przywoził (ewentualnie ciocia jakiś drobiazg kupiła, z którego i tak się cieszyłam, nie byłam wymagającym dzieckiem), nie bawił się ze mną tylko siedział z dorosłymi, ja się zawsze zajmowałam sobą (po tym, jak go raz próbowałam wyciągnąć do zabawy dostałam opieprz od ojca kuzyna czyli wujka i już wiecej nie próbowałam). Nie miałam nigdy o to do niego żalu, rodzice też nie. Tylko wobec mnie są stawiane wymagania i to nawet nie wprost a przez jakieś podteksty- to denerwujące. Miałam 17 lat jak się zgodziłam. Wtedy widywałam dzieciaki kilka razy do roku, kupowałam prezenty, bawiłam się z nimi. Wzorowy rodzic chrzestny, ale wtedy byłam młodsza, miałam czas, ochotę. Teraz jestem pełnoletnia, mam swoje problemy i nie mam ochoty się zajmować czyimś dzieckiem, kiedy ten ktoś ma mnie gdzieś. Moja inicjatywa wygasła to kuzyn się ze mną nie kontaktuje, nie pisze do mnie: "jak ci leci na studiach" (nawet mnie o to nie spytał, jak go ostatnio widziałam, miał mnie gdzieś), nie składa mi życzeń urodzinowych....nie mam o to żalu, tylko niech się odwali z wymaganiami ode mnie. To facet starszy ode mnie o 20 lat, ja go nie będę uczyć dobrego zachowania.
Przez 2-3 lata odkąd zostałam chrzestną byłam lepszą chrzestną niż mój kuzyn całe życie. Chciałam być jeszcze lepsza, miałam wyrzuty sumienia, że ich nie odwiedzam to powiedziałam cioci, że jak się będzie do nich wybierać, to ja dojadę do niej pociągiem, podejdę pod mieszkanie i się z nią zabiorę, bo nie znam miasta, ale ciocia to olała, jakby to był nie wiem jaki problem. Tak więc nie to nie, próbowałam, więc dobre chęci się chyba liczą?
Tak samo oni byli na święta u naszej babci, która mieszka kilka domów od nas. Nie weszli do nas nawet na chwile. Nawet mama zwróciła uwagę, że to bardzo nieładnie.
"Dziecko nie jest winne postępowaniu swojego ojca"- owszem, a czy ja byłam, skoro mnie tak traktował? Różnica w tym, że moi rodzice niczego nie wymagali i sami mu mówili: "Mateusz, jesteś studentem, nie kupuj naszej córce żadnych prezentów, bo nie będziemy cię narażać na koszty"
Widzisz, ja jestem osobą, która potrafi dać z siebie nawet 120% pod warunkiem, że ktoś jest uczciwy i pomoże mi, gdy ja będę w potrzebie i mogę na tą osobę liczyć, ale gdy ktoś ma cię gdzieś i nawet tego nie ukrywa, wykorzystuje cię, nie chce ci pomóc, ale sam pomocy wręcz wymaga (!) kosztem twojego czasu i pieniędzy....Co robisz? Dajesz się wykorzystywać czy jesteś asertywny i odmawiasz? No właśnie
Pamiętam, że na 18-stkę dostałam kopertę, w której były życzenia na 18ste urodziny oraz srebrny pierścionek. Niby nic a bardzo się ucieszyłam. Od chrzestnego nie dostałam nawet życzeń i powiedziałam to ciotce wprost. Ona mu to powiedziała a on na to tylko, że skoro nie organizowałam imprezy to prezentów nie będzie a pamięci do dat to on nie ma. Jeszcze sytuacja została obrócona przeciwko mnie, że jestem próżna i żądam prezentów (a ja tylko wspomniałam cioci, że od chrzestnej dostałam pierścionek, a nie że krzyczałam, że żądam tego od kuzyna, ale oczywiście trzeba siebie wybielić, a jak)
Ja kiedyś byłam bardzo dobrą chrzestną, ale byłam młodsza, nie miałam tylu problemów i obowiązków oraz sam chrzestny nie był aż takim bucem. Teraz coś mu się zrobiło.
Gdyby on do nas przyjechał, to ja się chętnie zajmę chrześniakiem, bo on ma samochód, dla niego to nie problem. A jeśli ja nie widzę rodziny kilka tygodni, a przyjadę na 4-5 dni na jakieś święto, to mam poświęcać pół dnia na dojazd, bawienie się z dziećmi w miejscu, gdzie mają mnie gdzieś? Ostatnio jak poświęciłam swój czas dla nich to mieli mnie głęboko gdzieś. Kuzyn nie spytał, jak mi idzie na studiach, jak się czuję, spytał mnie o to ktoś inny a potem wyśmiewał, że mam same 3 bo oni kończąc jakieś zaoczne pedagogiki mieli same 5. To było dla mnie bardzo nieprzyjemne. Tego samego dnia jak do nich weszłam to powiedziałam "dzień dobry" i nikt nawet nie odpowiedział, patrzyli się na mnie jak na ufo. Albo siebie szanujemy albo nie. Ja się tam źle czuję, zostałam zlekceważona i powiedziałam o tym cioci
Czy to logiczne? Chyba nie można zmuszać się na siłę i robić rzeczy, których nie chce się robić?
12 2019-03-02 19:08:54 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2019-03-02 19:09:56)
Czytałam na tym forum-chyba- kilka lat temu, że dziewczyna dostała propozycje i nie wiedziała czy przyjąć, bo studia itp, a jej chrzestny tez się nią nie interesował. To może być zbieg okoliczności.
Ja też nie napisałam, że robisz na złość. Napisałam, że są takie i takie możliwości, a jak jest to tylko Ty wiesz.
Bardziej mi chodziło o to, że się roztkliwiasz w żalach, zamiast zacząć żyć własnym życiem i robić po swojemu. Dlatego zaproponowałam pozbyć się żalu konfrontując się z chrzestnym i ciotką, wygadać co Ci na sercu leży i obiecać, ze Ty się postarasz być mimo wszystko lepszą chrzestną. Potem staraj się jak możesz na tyle ile może się starać studentka.
Przede wszystkim -jeśli chcesz oczywiście- buduj więź z chrześniakiem, a reszta się dobrze ułoży. Zaproś go gdzie chciałaś nie bacząc na przytakiwanie cioci lub potwierdzenie kogokolwiek.
Myślę, ze potrzebujesz by to im wyjaśnić, ale się boisz/wstydzisz. Zadręczasz się bez sensu, czymś co urosło do mega problemu, a nim nie jest. Im dłużej będziesz się nad sobą rozczulać tym gorzej. Tu nie chodzi o obowiązki chrzestnego, ale o żale i pretensje jakie w sobie masz. To jest naprawdę poważny problem, a bycie chrzestną już niekoniecznie.
Niestety teraz się przyjęło,że chrzestna najlepiej jakby sponsorowala chrześniaka.Też jestem chrzestna i ciągle słyszę,że mały potrzebowałby kurtki,butów itp.Że może go podrzucą na tydzień,żeby odpocząć.
Chrzestna ma wspierać w wierze i ewentualnie po śmierci rodziców pomóc dziecku.Nie daj się zaszczuć.Skończysz studia,będziesz miała więcej czasu,może samochód to częstotliwość spotkań może ulec zmianie.
Połowa ludzi,jak nie więcej widuje swoich chrzestny na imprezach rodzinnych lub po wielu latach i żyją.
A docinkami się nie przejmuj.Bądź uprzejma,miła i zawsze z uśmiechem odpowiedz -MOŻE TERAZ MNIE CHRZESTNY ODWIEDZI?Taka sama droga
tajemnicza75- o serio? A mogłabym prosić o linka? Chętnie to poczytam Ale z tego co piszesz, to tamta dziewczyna miała lepszą sytuację, bo ona już była na studiach, więc miała więcej oleju w głowie niż taka nastolatka (niestety taki wiek, że umysłowo 4-5 lat to przepaść). Jakbym ja teraz dostała propozycję to też bym jej nie przyjęła, ale wtedy właściwie zostałam postawiona pod ścianą, ciocia dzwoniła "będziesz chrzestną" i ja nie miałam za bardzo nic do gadania, a oni kogo do wyboru.
Chciałabym z nimi pogadać, ale oni są bardzo trudni. Powiem szczerze, na początku nie kryłam żadnego żalu, dawałam z siebie 100 procent, jednak ja z siebie dawałam wszystko a mój kuzyn miał mnie gdzieś, wykorzystywał moją rodzinę, w pewnym momencie chciałam go prosić o poradę w sprawie związanej z jego zawodem to on mnie zbył. Wielokrotnie ja i moi rodzice rozmawialiśmy z ciocią o tym, co nam leży na sercu, że nie podoba nam się to, jednak była tylko wielka obraza potem. Więc jak rozmawiać z takimi ludźmi?
WiolaK- też to zauważyłam. Tzn u mnie może nie tak bezpośrednio, chociaż podtekstami czuję, że muszę coś przywieźć, przyjechać do nich (za swoją kasę). Właśnie moja mama tłumaczyła mi już, że chrzestny ma pomóc, gdy rodziców zabraknie, dlatego oni nie wymagali tego od moich chrzestnych a teraz nikt nie ma prawa wymagać tego ode mnie. No ale oni chyba myślą co innego. Chrzestni ich drugiego dziecka to siostra żony kuzyna oraz jej mąż, więc są blisko, często i znowu to ja wychodzę na tą złą. Tylko siostra to co innego, bo to bliższa rodzina, jeszcze tamta ma męża, który ją wozi. Ja mam prawko, ale nie mam auta, a komunikacją miejską daleko, oni sami nie chcą do nas przyjechać. Ja właśnie moją chrzestną widziałam kilka razy w życiu, ale ona przynajmniej nie stawia mi wymogów, więc nic do niej nie mam. Chrzestny jak byłam mała przyjeżdżał do nas na jakieś rodzinne imprezy typu urodziny i zawsze siedział jak król przy stole, mama zawsze gościom przynosiła na stół jedzenie i ten jako 20-letni władca też nic nigdy nie pomógł, nigdy się ze mną nie bawił, a wiecie jak to dzieci zabawę lubią. No ale nie miałam mu tego za złe a teraz to mi są robione jakieś wyrzuty
Niestety nie załączę linku do wątku, bo nie wiem gdzie jest. Pamiętam jedynie tę historię. Spróbuj sama poszperać za pomocą wyszukiwarki forumowej, może znajdziesz.
Pytasz: jak rozmawiać z takimi ludźmi?
Nie rozmawiać wcale i robić dalej jak uważasz, nie przejmując się ich opinią. Albo rozmawiać szczerze, nawet jeśli to dla nich niewygodne i olać obrazę majestatu. Z czasem moze jednak to do nich przemówi.
Twierdzisz, że nie miałaś wyjścia. W takim razie rodzice mogli Cie ustrzec, jeszcze wtedy za Ciebie odpowiadali.
Zastanów się czego właściwie oczekujesz, bo nie umiem zbytnio wywnioskować?
Chcesz by się zmienił chrzestny i ciotka? Niemożliwe, zapomnij!
Chcesz odwiedzać chrześniaka na własnych warunkach? Super, w takim razie rób to i się nie przejmuj przycinkami.
Chcesz dalej się rozżalać? W takim razie dorzuć jeszcze żal do rodziców, że Cię nie przestrzegli .
Czego chcesz?
Niestety nie załączę linku do wątku, bo nie wiem gdzie jest. Pamiętam jedynie tę historię. Spróbuj sama poszperać za pomocą wyszukiwarki forumowej, może znajdziesz.
Pytasz: jak rozmawiać z takimi ludźmi?
Nie rozmawiać wcale i robić dalej jak uważasz, nie przejmując się ich opinią. Albo rozmawiać szczerze, nawet jeśli to dla nich niewygodne i olać obrazę majestatu. Z czasem moze jednak to do nich przemówi.
Twierdzisz, że nie miałaś wyjścia. W takim razie rodzice mogli Cie ustrzec, jeszcze wtedy za Ciebie odpowiadali.Zastanów się czego właściwie oczekujesz, bo nie umiem zbytnio wywnioskować?
Chcesz by się zmienił chrzestny i ciotka? Niemożliwe, zapomnij!
Chcesz odwiedzać chrześniaka na własnych warunkach? Super, w takim razie rób to i się nie przejmuj przycinkami.
Chcesz dalej się rozżalać? W takim razie dorzuć jeszcze żal do rodziców, że Cię nie przestrzegli.
Czego chcesz?
Oki poszukam dziękuję bardzo za informację
Ja z moją mamą wielokrotnie mówiłyśmy cioci, że nie podoba się nam zachowanie kuzyna. Jednak jak to matka zawsze na syna znajdzie usprawiedliwienie. Nieważne, że on jest dorosły, zarabia, ma samochód. Nieważne, że jestem studentem, mieszkam daleko. To ja mam przyjeżdżać do nich i zajmować się dziećmi
Czego bym chciała?
Od chrzestnego równego traktowania. Nie mam nic do niego, że on mnie olewał. Nie byłam dzieckiem zaniedbanym przez rodziców i wiedziałam, że to mój chrzestny, ale nie wymagałam nigdy nic od niego. Mi za to są stawiane wymogi i to nie wprost tylko z podtekstami typu "ooo a chłopcy cię nie poznali jak ostatnio cię widzieli"- to jest tak głupi tekst, że aż nie wiadomo co odpowiedzieć. Moja mama szybko odpowiedziała, że nie byłoby problemu, gdyby mój kuzyn tu przyjechał a nie nas unikał.
Bo problem jest w tym, że ode mnie wymaga bycia chrzestną, ale rodziców unika. Na urodziny swojego dziecka zaprosił mnie samą bez całej rodziny, a tydzień później dzwonił do nich o poradę prawną do rodziców. Ale jak ja już miałam problem to mnie olał
I właśnie dlatego jestem wściekła. Chciałabym równego traktowania. Niby mówiłam cioci, co mi leży na sercu, ale do niej to nie dociera
Chyba tak jak mówisz- będę stawiała własne warunki i oleję docinki. To chyba najlepsza rada tutaj
Od chrzestnego równego traktowania? Czyli chcesz by się zmienił, żądasz niewykonalnego. Zapomniałabym o tej opcji, na Twoim miejscu.
Nooo chyba, ze sama do niego przyjedziesz i osobiście mu wyłożysz jak krowie na rowie. Nie za pośrednictwem ciotki, która może mu nie przekazywać, by go chronić, albo przeinacza i przekazuje swoja wersję. Przypomnij mu jak Ciebie traktował, powiedz, że chciałabyś równego traktowania. Obiecaj przy tym, że jako studentka zrobisz wszystko, aby chrześniak nie czuł się pominięty/zapomniany. I tyle... a potem rób wg uznania, a wścibskiej ciotce przypominaj, ze uzgodniłaś wszystko z jej synem i rzucaj cięte riposty oraz odbijaj piłeczkę w stylu: nie poznali mnie? To tak jak wtedy gdy mój chrzestny przyjechał po dłuuugim czasie a ja... itd.
Nie zmienisz ani ciotki ani kuzyna, na to nie licz. Zmiany zaczyna się od siebie, zmień więc swoje nastawienie.
Dora, skup się na tym, żeby być dobrą krewną, a nie dobrą chrzestną.
Tak jak mówiłam, obowiązki chrzestnego to nie odwiedzanie dzieciaka, a dbanie o to, żeby przekazać mu prawdy wiary, jeżeli nie robią tego rodzice. Pozostałe to wszystko co się mówi, że chrzestny musi lub nie musi to możesz włożyć między bajki.
I tak samo odnośnie Twoich żali do Twojego chrzestnego. On nie miał w obowiązku odwiedzać Cię. Mógł, byłoby to w dobrym tonie, ale to nie był jego obowiązek.
tajemnicza75- kuzyn też już miał wygarnięte. Niestety on jest z tej grupy ludzi, do których nie docierają takie informacje. Nie wiem, jak to w skrócie opisać, ale kuzyn to jest ten z gatunku "macho" i "samiec alfa", czyli on wie wszystko najlepiej, on jest najmądrzejszy, najbogatszy i wszystko mu się należy- niestety nawet moja mama, która jest bardzo cierpliwą osobą już ma go dosyć
Lady Loka- w pełni się zgadzam, rodzice chrzestni są od wychowywania dziecka w wierze oraz zajmowanie się nim w przypadku, gdy biologicznych rodziców zabraknie. "I tak samo odnośnie Twoich żali do Twojego chrzestnego. On nie miał w obowiązku odwiedzać Cię. Mógł, byłoby to w dobrym tonie, ale to nie był jego obowiązek."- dokładnie, to samo napisałam wyżej i napiszę jeszcze raz: mój chrzestny mnie nie odwiedzał, nie kupował prezentów i ja nie miałam mu nigdy tego za złe, bo moi rodzice zawsze mnie kochali i nie czułam się niekochana czy zaniedbywana, dlatego uważam, że kuzyn też powinien tak samo wychowywać swoje dzieci, czyli sam się nimi zająć, a nie oczekiwać, że wszyscy będą tym dzieciom nadskakiwać. Niestety ja już po nich widzę, że są trochę rozpuszczone. Może nie jakoś bardzo, ale na pewno bardziej niż niejedne dzieci, które znam
Dzięki dziewczyny za rady! Już mi trochę lepiej
Tak jak ktoś już pisał- chrzestny ma wychowywać w wierze, czyli możesz np. zabierać dziecko do kościoła itp., ale sam rodzic chrzestny to dzisiaj formalność. Ten post bardzo mi przypomina moją sytuację. Mój chrzestny zawsze miał mnie w nosie- jak byłam mała to przyjeżdżał na urodziny, jak go moja mama zaprosiła. Nikt z nich się ze mną nie bawił. Jak zaczęłam dojrzewać, imprezy rodzinne się skończyły, kuzyn miał mnie gdzieś, nie odzywał się kilka lat, składał tylko życzenia przez fb i to do czasu, aż nie zablokowałam powiadomień o urodzinach, to się skończyło.
W klasie maturalnej zostałam chrzestną jego córki. Nie miałam za bardzo wyboru, nikt mnie o to nie pytał. Oni też nie mieli za bardzo wyboru, więc dla formalności wzięli mnie.
Moi chrzestni nie interesowali się mną nigdy, ale rodzice mnie nauczyli, że ja nie mam prawa od nich nic wymagać. I nie wymagałam, od wychowywania są rodzice.
Ja wyprowadziłam się z domu rodzinnego, studiuję stomatologię, mam bardzo mało czasu dla siebie, w domu rodzinnym praktycznie nie bywam.
Jak już mam chwilę wolnego, to wolę pobyć sama, rozwijać się, a nie siedzieć z nie moimi dziećmi. Jeszcze mam czas na macierzyństwo.
Ostatni raz byłam 2 lata temu na 3 urodzinach Basi (mojej chrześnicy) i od tego czasu mój chrzestny się do mnie nie odzywał. On jest uparty i myśli, że ja mam jeszcze się płaszczyć i błagać go o widywanie się z jego dzieckiem. A ja też jestem uparta i uważam, że jeśli zajmuję się czyimś dzieckiem za darmo to nikt mi łaski nie robi, że da mi pod opiekę swoje dziecko, nawet jeśli jest chrześniakiem.
Stwierdziłam jednak, że będę wysyłać im kartki na święta i urodziny mojej chrześnicy, bo kartka to mały koszt a znak, że się pamięta- o czym już ktoś tutaj pisał. Ja mimo że swojej chrzestnej nie widziałam, to co roku na urodziny dostawałam fajną kartkę z życzeniami urodzinowymi, nie taką zwykłą, tylko ozdobioną, trójwymiarową, doceniam gest i ostatnio wysłałam jej córce kartkę, mimo że moją chrześnicą nie jest, ale no chrzestna jednak w jakiś sposób pamiętała
A Tobie autorko polecam się wyzbyć wyrzutów sumienia
Nie ty jesteś od wychowywania tych dzieci, szczególnie jeśli dla Ciebie nikt przychylny nie był. Tak samo można powiedzieć "nie karaj dziecka za głupotę rodziców", tylko szkoda, że o mnie tak nikt nie pomyślał, jak byłam mała i nikt się nie chciał ze mną nawet raz pobawi, a za próbę wciągnięcia kogoś do zabawy dostałam ochrzan, że mam się uspokoić (miałam 5 lat). Nie, tego się nie zapomina, mimo że to głupota
21 2020-03-05 13:35:09 Ostatnio edytowany przez yessa (2020-03-05 14:18:37)
Różne są sytuacje ale uważam że nic na siłę. Ja np. Jestem matka chrzestna w rodzinie mojego ex chłopaka (dokładnie córki jego siostry). Nie mogłam wtedy przewidzieć że się rozstaniemy, ale też nie planowaliśmy ślubu więc dziwne że mnie wybrali. Zgodziłam się, bo jakoś głupio mi było odmówić. Stało się jak się stało, poznałam kogoś i niestety po naszym rozstaniu on się załamał, miał próbę samobójczą, jego rodzina raczej nie darzy mnie sympatią. Nie mam z nimi kontaktu, wyprowadziłam się z rodzinnego miasta, nie spotykam ich i... cóż mogę zrobić... Chrzestna jestem i już tak zostanie ale życie pisze różne scenariusze. Dziecko nie jest niczemu winne, ale w tej sytuacji jakoś niezręcznie prosić mi o spotkania. Sama znam mnóstwo przypadków gdzie dzieci nie znają swoich Chrzestnych lub nie utrzymują z nimi kontaktów, jakoś żyją, dziś niestety bycie rodzicem chrzestnym często sprowadza się do poczucia obowiązku robienia prezentów i na tym się kończy, co akurat jest kiepskie
Różne są sytuacje ale uważam że nic na siłę. Ja np. Jestem matka chrzestna w rodzinie mojego ex chłopaka (dokładnie córki jego siostry). Nie mogłam wtedy przewidzieć że się rozstaniemy, ale też nie planowaliśmy ślubu więc dziwne że mnie wybrali. Zgodziłam się, bo jakoś głupio mi było odmówić. Stało się jak się stało, poznałam kogoś i niestety po naszym rozstaniu on się załamał, miał próbę samobójczą, jego rodzina raczej nie darzy mnie sympatią. Nie mam z nimi kontaktu, wyprowadziłam się z rodzinnego miasta, nie spotykam ich i... cóż mogę zrobić... Chrzestna jestem i już tak zostanie ale życie pisze różne scenariusze. Dziecko nie jest niczemu winne, ale w tej sytuacji jakoś niezręcznie prosić mi o spotkania. Sama znam mnóstwo przypadków gdzie dzieci nie znają swoich Chrzestnych lub nie utrzymują z nimi kontaktów, jakoś żyją, dziś niestety bycie rodzicem chrzestnym często sprowadza się do poczucia obowiązku robienia prezentów i na tym się kończy, co akurat jest kiepskie
Dokładnie
"Poczucie obowiązku" to jest to. Ja wiele razy usłyszłam od cioci "...bo jesteś chrzestną...", ale jej syn jest moim chrzestnym i całe życie miał mnie gdzieś. Nie miałam mu nigdy tego za złe, ale teraz mam wrażenie, że wobec mnie są jakieś ukryte wymagania