Hej
Cztery miesiące temu poznałem w pracy świetną dziewczynę. Ja mam 24 lata, ona jest rok starsza. Właściwie od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Wszystko poszło bardzo szybko. Po jakimś miesiącu pracy zaprosiłem ją na spacer, potem randka, potem już spotykaliśmy się normalnie i tak naprawdę zostaliśmy parą. Widziałem jej autentyczne zainteresowanie, a nawet nie przesadzę jeśli powiem że zafascynowanie moją osobą. Pierwszy miesiąc jak z bajki. W drugim temperatura troszkę osłabła, ale myślałem że to naturalne. Ja cały czas starałem się tak samo jak na początku. Chciałem spotykać się często, ona coraz rzadziej. Troszkę za bardzo się zaangażowałem, nie dałem jej przestrzeni. Mój zapał pozostał cały czas na tym mega wysokim poziomie z początku, jej systematycznie spadał. W pewnym momencie nie widzieliśmy się przez tydzień, a jak wróciła do pracy to już nie czułem "tego czegoś". Zacząłem pytać o co chodzi, co się stało? Powiedziała, że ona mnie nie kocha, uważa że mnie lepiej poznała i do siebie nie pasujemy. (W tym miejscu nadmienię, że na początku byłem pewnym siebie facetem, potem zdarzyło się kilka rzeczy na studiach i w mojej rodzinie, które sprawiły, że byłem nerwowy np. w pracy i ze dwa razy zdarzyło mi się nawet płakać, ale zawsze ją za to przepraszałem i NIGDY nie byłem "tym złym" kiedy spotykaliśmy w cztery oczy) Ja powiedziałem, że to nic nie szkodzi, że mnie nie kocha, przecież takie uczucie buduje się długo, narazie było nam wspaniale i nie rozumiem czemu chce to kończyć, zamiast naprawiać. Pierwszego dnia doznałem potężnego szoku, wysłałem z 15 wiadomości, na szczęście na tym stanęło i się opanowałem. Serio spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba, bo uważałem to wszystko za świetny wiązek i przede wszystkim uważałem siebie za dobrego chłopaka, który wymagał jedynie lekkiej poprawy. Głównie zluzowania z mojej strony. Tydzień później powiedziała, żebym się nie przejmował, że jestem dobrym i czułym chłopakiem i ona mnie rozumie i że serio było jej ze mną dobrze, ale ona nie czuje się gotowa na poważny związek i nie jest w stanie zaangażować się tak jak ja. Powiedziałem jej, że rozumiem i będę na nią czekał.
Nie wiem co robić. To jest osoba, która lubi samotność, przede mną długo nie miała chłopaka. Lubi spędzać sama czas, ale nie uwierzę jej że nie chce być w związku, bo widziałem ten błysk w jej oczach na początku. Po prostu zabiłem jej zainteresowanie i doskonale o tym wiem. Pytanie brzmi - czy da się to jeszcze rozpalić? Po rozstaniu napisała do mnie kilka razy i to zawsze tuż przed snem. Chyba mimo wszystko o mnie myśli, ale te wszystkie wiadomości są takie chłodne. Zaprosiłem ją do kina na niedzielę i się zgodziła. Jak się zachować, czy poruszać temat "nas", czy powiedzieć jej o tych wszystkich moich obserwacjach i tym, że chcę to zmienić, czy po prostu zachowywać się jakby nic się nie wydarzyło?
Czy ta sytuacja jest jeszcze do uratowania jako związek w przyszłości? Mega mi na niej zależy, jest wartościową osobą. Mądrą, spokojną, pewną swojej wartości i również czułą. Zdziwiło mnie jak powiedziała, że do siebie nie pasujemy, bo wg mnie właśnie bardzo dużo nas łączy. Czy pisze i zgodziła się na spotkanie tylko dlatego że ma nadzieję na przyjazne stosunki? A może naprawdę potrzebuje czasu? Przyjaciel powiedział mi, że ona mnie skresliła, przyjaciółka że może serio trzeba dać jej czas. Co sądzicie? Jak tę relację kontynuować? Czy zmieniać pracę? Chyba nie ma szans, żeby zatęskniła za mną widząc mnie niemal codziennie w pracy. Mam mętlik w głowie. Miłego wieczoru wszystkim forumowiczkom i forumowiczom