Proszę o poradę w mojej sprawie. Byłam z chłopakiem około 6 lat. Od 2 lat jesteśmy narzeczeństwem. Od samego początku było mówione, że zakupimy wspólnie mieszkanie. Mój narzeczony zarabia więcej ode mnie to też miał o wiele więcej odłożone niż ja. W trakcie trwania związku mieliśmy rozstanie, ale ze wróciliśmy do siebie. Kupił mieszkanie sam ze względu na to, że miałam przerwę od pracy z powodów zdrowotnych. Umówiliśmy się, że zostanę dopisana do kredytu jak wrócę do pracy i własność będzie na zasadzie procentowej - tyle ile się dołożę. Jesteśmy sobie razem już jakiś czas i myślałam, że się nic nie zmieniło bo dopytywałam o te kwestie i mój narzeczony mnie zapewniał o tym lecz czułam, że coś jest nie tak. Mój narzeczony dopiero teraz i to przypadkiem jak go nacisnęłam stwierdził, że jednak woli kupić sam to mieszkanie i nie chciał mi o tym mówić bo wiedział że będzie to dość ciężka rozmowa. Przyznam, że czuje się troszkę oszukana bo jeszcze dzień wcześniej miał inne zdanie na ten temat i przez lata od początku związku. W zakup mieszkania dość mocno się angażowałam i myślę, że narzeczonemu bardzo dużo w tym pomogłam ponieważ lokalizacja jest super i wręcz jest to podwójna inwestycja na przyszłość. Mieszkaliśmy w mieszkaniu mojej rodziny by oszczędzać na opłatach jednak dochodziło do wielu sprzeczek między nami obojga w efekcie czego mój narzeczony stwierdził, że stracił zaufanie do mnie i dlatego chce by to zakupione mieszkanie było jego i by jednak mnie nie dopisywać do kredytu. O brak zaufania obwinił totalnie mnie i także ta argumentacja mi się bardzo nie podoba ponieważ do kłótni trzeba dwojga. W zasadzie doszło do wymiany zdań dość w emocjach i powiedziałam, że w takim razie ja mam spore wątpliwości do tej relacji - narzeczeństwa, ślubu, dzieci. Narzeczony zaoferował, że to mieszkanie pierwsze będzie jego, a kolejne wspólne tylko, że wątpię by w przeciągu powiedzmy 2 lat był on wstanie wziąć kolejny ale już wspólny kredyt skoro ten ma już na 10 lat i przyznam, że to dość mocno kłóci się z moim światopoglądem ponieważ mocno pracowałam przez lata by odkładać pieniądze na wspólne gniazdko i taka jego zmiana decyzji z powodu braku zaufania w ogóle kłóci się w trwaniu w związku.. Narzeczony prosił bym to jeszcze przemyślała i szczerze czuje, że on był przez dłuższy czas nieszczery co mnie najbardziej boli. Myślę, że można było totalnie inaczej wyjść z tej sytuacji - można było pójść na jakiś kompromis, a zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Mógł wziąć mniejszy metraż, mniejszy kredyt na mniej lat i spłacił by to szybciej, a kolejne mógłby szybciej wziąć ze mną. Trochę czuje, że to nie do końca w porządku bo w związku się rozmawia o takich sprawach, a narzeczony postawił sprawę, że albo się zgadzam albo nie. On ma jeszcze jeden kredyt prócz tego mieszkaniowego i mocno wątpię by w przeciągu najbliższych lat podjął kolejny wspólny na nasze mieszkanie. To się kłóci z moimi przekonaniami odnośnie wzięcia ślubu i dziecka. Wolałam mieć najpierw gdzie zakładać rodzinę biorąc ślub, a stać nas oboje na to było by to poukładać w odpowiedniej kolejności. Nie wiem też jak wygląda sprawa jego kredytów zaciągniętych przed ślubem i jak one się mają wobec mnie jako przyszłej małżonki. Czy ktoś jest w stanie jakoś to obiektywnie ocenić? Bo coś mi się wydaje, że jeśli ktoś mówi brak zaufania to przecież to jest brak zdrowego związku i dlatego zastanawiam się czy to w ogóle ma sens bo bardzo mnie zabolały słowa odnośnie zaufania. Już nawet nie bardzo chodzi o to mieszkanie, chociaż świadomość, że ukrywał zmianę decyzji jest dość mocno niepokojące..
1 2019-01-12 18:43:50 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-12 19:37:55)
Ktoś może poradzić? Jestem totalnie w kropce...
Proszę o poradę w mojej sprawie. Byłam z chłopakiem około 6 lat. Od 2 lat jesteśmy narzeczeństwem. Od samego początku było mówione, że zakupimy wspólnie mieszkanie. Mój narzeczony zarabia więcej ode mnie to też miał o wiele więcej odłożone niż ja. W trakcie trwania związku mieliśmy rozstanie, ale ze wróciliśmy do siebie. Kupił mieszkanie sam ze względu na to, że miałam przerwę od pracy z powodów zdrowotnych. Umówiliśmy się, że zostanę dopisana do kredytu jak wrócę do pracy i własność będzie na zasadzie procentowej - tyle ile się dołożę. Jesteśmy sobie razem już jakiś czas i myślałam, że się nic nie zmieniło bo dopytywałam o te kwestie i mój narzeczony mnie zapewniał o tym lecz czułam, że coś jest nie tak. Mój narzeczony dopiero teraz i to przypadkiem jak go nacisnęłam stwierdził, że jednak woli kupić sam to mieszkanie i nie chciał mi o tym mówić bo wiedział że będzie to dość ciężka rozmowa. Przyznam, że czuje się troszkę oszukana bo jeszcze dzień wcześniej miał inne zdanie na ten temat i przez lata od początku związku. W zakup mieszkania dość mocno się angażowałam i myślę, że narzeczonemu bardzo dużo w tym pomogłam ponieważ lokalizacja jest super i wręcz jest to podwójna inwestycja na przyszłość. Mieszkaliśmy w mieszkaniu mojej rodziny by oszczędzać na opłatach jednak dochodziło do wielu sprzeczek między nami obojga w efekcie czego mój narzeczony stwierdził, że stracił zaufanie do mnie i dlatego chce by to zakupione mieszkanie było jego i by jednak mnie nie dopisywać do kredytu. O brak zaufania obwinił totalnie mnie i także ta argumentacja mi się bardzo nie podoba ponieważ do kłótni trzeba dwojga. W zasadzie doszło do wymiany zdań dość w emocjach i powiedziałam, że w takim razie ja mam spore wątpliwości do tej relacji - narzeczeństwa, ślubu, dzieci. Narzeczony zaoferował, że to mieszkanie pierwsze będzie jego, a kolejne wspólne tylko, że wątpię by w przeciągu powiedzmy 2 lat był on wstanie wziąć kolejny ale już wspólny kredyt skoro ten ma już na 10 lat i przyznam, że to dość mocno kłóci się z moim światopoglądem ponieważ mocno pracowałam przez lata by odkładać pieniądze na wspólne gniazdko i taka jego zmiana decyzji z powodu braku zaufania w ogóle kłóci się w trwaniu w związku.. Narzeczony prosił bym to jeszcze przemyślała i szczerze czuje, że on był przez dłuższy czas nieszczery co mnie najbardziej boli. Myślę, że można było totalnie inaczej wyjść z tej sytuacji - można było pójść na jakiś kompromis, a zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Mógł wziąć mniejszy metraż, mniejszy kredyt na mniej lat i spłacił by to szybciej, a kolejne mógłby szybciej wziąć ze mną. Trochę czuje, że to nie do końca w porządku bo w związku się rozmawia o takich sprawach, a narzeczony postawił sprawę, że albo się zgadzam albo nie. On ma jeszcze jeden kredyt prócz tego mieszkaniowego i mocno wątpię by w przeciągu najbliższych lat podjął kolejny wspólny na nasze mieszkanie. To się kłóci z moimi przekonaniami odnośnie wzięcia ślubu i dziecka. Wolałam mieć najpierw gdzie zakładać rodzinę biorąc ślub, a stać nas oboje na to było by to poukładać w odpowiedniej kolejności. Nie wiem też jak wygląda sprawa jego kredytów zaciągniętych przed ślubem i jak one się mają wobec mnie jako przyszłej małżonki. Czy ktoś jest w stanie jakoś to obiektywnie ocenić? Bo coś mi się wydaje, że jeśli ktoś mówi brak zaufania to przecież to jest brak zdrowego związku i dlatego zastanawiam się czy to w ogóle ma sens bo bardzo mnie zabolały słowa odnośnie zaufania. Już nawet nie bardzo chodzi o to mieszkanie, chociaż świadomość, że ukrywał zmianę decyzji jest dość mocno niepokojące..
Skoro to zaproponował, to nie zostawiaj już tej sprawy domysłom, tylko poproś o jasny plan kiedy weźmiecie wspólny kredyt na tym razem wspólne mieszkanie. Konkretny plan. Jeżeli takiego brak, tzn. że są to kolejne gruszki na wierzbie i informacja, która ma Cię zbyć na jakiś czas.
Wasze kłótnie i niedopowiedzenia doprowadziły do tego, że zarówno Ty, jak i on nie czujecie do siebie zaufania. On wziął własne mieszkanie, bo podejrzewam, że nie sądzi aby wasz związek miał przetrwać, stąd nie chce komplikować sobie sytuacji. Wcześniejsze ustalenia wyleciały za okno i sprawę stawia na ostrzu noża, bo perspektywa rozstania nie jest mu odległa.
Zapytaj o jego plan i konkretne rozwiązania, a nie mowę siano. Jeżeli spróbuje znowu oferować obietnice i stwierdzenie w stylu jakoś to będzie, to już wiesz jak to będzie Skoro tak to stoi przed Tobą prosty wybór: albo się godzisz na jego warunki, albo nie. To tyle.
2 lata narzeczeństwa i co dalej? Macie chlciaż datę ślubu? Salę?
Po co Wam to narzeczeństwo w takim razie?
Ja tu widzę brak rozwoju związku. Narzeczony powoli się ewakuuje i z przechodzonego związku zrobi się rozstanie.
Szczerze mówiąc nie dziwię mu się, skoro ostatnio się między wami nie układa. Po co chcesz się pakować we wspólny kredyt, gdy wasz związek wisi na włosku? Niech weźmie sam, a ty sobie odkładaj pieniądze.
6 2019-01-12 20:37:23 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-01-12 20:38:25)
Będąc na twoim miejscu pierwszą myślą, jaka przyszłaby mi do głowy, to podejrzenie, że facet zaczyna się ewakuować, a nawet jeśli nie, to raczej ma zamiar hołdować zasadzie, że co twoje, to i moje, a co moje, to niekoniecznie nasze"
Wydaje mi się też, że on zaczął podejrzewać cię o to, że chcesz usidlić go dodatkowo na kredyt. Bo nie wiem czy wiesz, że dzisiaj przysięga małżeńska brzmi "nie opuszczę cię aż do ostatniej raty kredytu".
To wszystko wygląda tak,bjakby tobie bardziej zależało na tym związku, tak bardzo że zgadzasz się na rolę dożywotniej narzeczonej.
No dobrze ale skoro się nie układa to się rozmawia o takich rzeczach a nie kłamie w żywe oczy bo niestety mnie zbywał non stop, a dopiero teraz usłyszałam prawdę i nie jest to w porządku. Właśnie 2 lata narzeczeństwa i zero konkretów z jego strony. Same teksty jak zakończysz studia ( tylko obrona mi została ale absolutorium mam od 2 lat) to się pobierzemy tyle że właśnie wypadło parę spraw mocno życiowych i dlatego mi się to opóźniło i zawsze był to argument ale przecież cywilniak można było wziąć skoro nawet wesela nie planowaliśmy. Poczułabym się o wiele pewniej w tej relacji gdyby były konkrety a tutaj cały czas zbywanie odnośne ślubu i mieszkania...
Masz gdzie mieszkać, więc w czym problem? Po prostu pieniądze, które miałaś zamiar przeznaczać na to lokum, odkładaj na w razie "w" i uczyń nietykalnymi dla zwykłych wydatków. Coś jak założenie książeczki mieszkaniowej...(to takie uproszczenie, ale chyba zrozumiesz o co mi chodzi).
No dobrze ale skoro się nie układa to się rozmawia o takich rzeczach a nie kłamie w żywe oczy bo niestety mnie zbywał non stop, a dopiero teraz usłyszałam prawdę i nie jest to w porządku. Właśnie 2 lata narzeczeństwa i zero konkretów z jego strony. Same teksty jak zakończysz studia ( tylko obrona mi została ale absolutorium mam od 2 lat) to się pobierzemy tyle że właśnie wypadło parę spraw mocno życiowych i dlatego mi się to opóźniło i zawsze był to argument ale przecież cywilniak można było wziąć skoro nawet wesela nie planowaliśmy. Poczułabym się o wiele pewniej w tej relacji gdyby były konkrety a tutaj cały czas zbywanie odnośne ślubu i mieszkania...
No tak, zbywał Cię, odwlekał w czasie, nie powiedział wprost jakie ma plany życiowe, a Ty drążyłaś na tyle aby usłyszeć zbywanie, ale nie na tyle i nie w taki sposób, aby mieć jasny plan wspólnej przyszłości. Łatwo było Cię zbyć, bo zawsze można było wskazać jakieś niedociągnięcia w Twoim życiu, które decydowały o tym, że nie ma o czym mówić i zrób coś zanim będzie można o tym porozmawiać
Teraz czas na Twoją decyzję po prostu czy takie podejście uważasz za do przyjęcia i czy jesteś w stanie dalej tworzyć z nim związek.
10 2019-01-12 21:21:40 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-12 21:26:56)
Przyznam, że czuje złość ponieważ narzeczony wszem i wobec rozpowiada o ślubie i dzieciach i dobrze znał moje podejście w kolejności mieszkanie (uregulowanie spraw własnościowych owego mieszkania wraz z kredytem gdzie udział byłby procentowy), ślub i dzieci, a żadnych kroków z jego strony. Też zaczął teraz sabotować, że ja się uparcie trzymam schematów i że wcale taka kolejność być nie musi mimo, że znał moje podejście od samego początku związku. Nie widziałam być małżeństwem bez własnego mieszkania, a stać nas na to było zupełnie.
Właśnie te moje niedociągnięcia życiowe są dla niego wymówką. Obrona, był brak pracy przez dłuższy czas ale on wie, że ja mam zabezpieczenie finansowe i że miałam dość dobry zawód i doświadczenie.
Przyznam, że czuje złość ponieważ narzeczony wszem i wobec rozpowiada o ślubie i dzieciach i dobrze znał moje podejście w kolejności mieszkanie (uregulowanie spraw własnościowych owego mieszkania wraz z kredytem gdzie udział byłby procentowy), ślub i dzieci, a żadnych kroków z jego strony. Też zaczął teraz sabotować, że ja się uparcie trzymam schematów i że wcale taka kolejność być nie musi mimo, że znał moje podejście od samego początku związku. Nie widziałam być małżeństwem bez własnego mieszkania, a stać nas na to było zupełnie.
Właśnie te moje niedociągnięcia życiowe są dla niego wymówką. Obrona, brak pracy przez dłuższy czas ale on wie, że ja mam zabezpieczenie finansowe i że mam dość dobry zawód i doświadczenie.
Próbuje renegocjować warunki związku i wspólnej przyszłości. Robi to stawiając Cię przed faktami dokonanymi. Ponownie piszę, że teraz rozbija się to o Twoją decyzję czy na te fakty się godzisz, czy nie.
No niestety nie tak sobie to wyobrażałam.. Dość mocno to nadszarpuje moje zaufanie do niego oraz nie podoba mi się podejście jego, że nie potrafi iść na kompromis. Nie chce tak żyć.
Autorko, skoro tak to wszystko odbierasz, to na pewno coś jest na rzeczy. Myślę, że nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło (wiem oklepane i banalne), bo od teraz będziesz bardziej myślała o sobie, z zdrowy egoizm jeszcze nikomu nie zaszkodził. Facet zbywa cię ze ślubem, a teraz wyskoczył z tym mieszkaniem.
Daje to wszystko do myślenia.
Dla mnie to zabezpieczanie się z jego strony wygląda na powolne wycofywanie się. Moim zdaniem jeżeli ludzie decydują się na ślub (a do tego chyba prowadzi to wasze narzeczeństwo) to są zdecydowani na życie razem - na zawsze, na dobre i na złe. Wiadomo, że nie zawsze tak się kończy, ale moim zdaniem wiara w to jest podstawą decyzji o małżeństwie.
I ciekawe jak będziecie rozwiązywać problem mieszkania i finansów - będziesz mieszkać u niego a on będzie płacił ratę kredytu czy będziecie płacić ją razem (tak jakbyś od niego wynajmowała). Warto ustalić to od razu żeby potem nie było nieporozumień. I zgadzam się z Klio, że warto też ustalić kiedy weźmiecie ten wspólny kredyt żeby sprawdzić czy ma poważne i konkretne plany. Później zawsze znajdzie się wymówka, że to nie jest najlepszy moment, że jeszcze to i jeszcze tamto i tak będzie mógł Cię zbywać w nieskończoność.
.
Właśnie te moje niedociągnięcia życiowe są dla niego wymówką. Obrona, był brak pracy przez dłuższy czas ale on wie, że ja mam zabezpieczenie finansowe i że miałam dość dobry zawód i doświadczenie.
Ale tak z drugiej strony, to czy nie jest tak, że uparcie dążysz do ślubu i niby wspólnego mieszkania, ale jednak wydajesz mu się nieogarnięta? W sensie, że tu byś chciała nie wiadomo co, a tu nie bronisz się przez dwa lata (dobrze rozumiem, że mniej więcej od zaręczyn?), pracy nie masz, ale upierasz się, że mieszkanie ma być wspólne. Nie bronię ani nie usprawiedliwiam faceta, ale zastanów się, czy Ty sama nie dałaś mu powodu, żeby stracił zaufanie w tym temacie... i wolałby nie kupować mieszkania z Tobą wspólnie, bo ma obawy, czy nie będzie on go musiał spłacić, a potem w razie gdyby oddać Ci połowę?
Ile % byłabyś w stanie się dołożyć?
Też uważałam, że jest się wspólnie na dobre i na złe. On stwierdził, że takie miał podejście od początku ale później mu się zaczęło zmieniać i uważam, że powinien mnie o tym wcześniej poinformować, a tutaj wygląda na to, że nastukał ze mną lat związku i liczy może, że będzie mi szkoda zmarnować tyle lat i przystać na jego warunki... bo jeśli nie to dlaczego to wyszło dopiero teraz? Związek to nie tylko miłość. Nie uwierzę, że zmienił zdanie w 3 dni jak to mówił. To jest mega nieszczere. Teraz już widzę dobrze jak mnie zbywał.
Gdyby mi zaproponował żebym jeszcze płaciła jak za wynajem to bym go chyba wyśmiała bo u mnie płacił tylko za rachunki i jeszcze te kwoty jak na stolicę były strasznie niskie więc wątpię żeby mi to zaproponował.
18 2019-01-12 21:50:29 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-12 21:59:30)
Kl4udi4 napisał/a:.
Właśnie te moje niedociągnięcia życiowe są dla niego wymówką. Obrona, był brak pracy przez dłuższy czas ale on wie, że ja mam zabezpieczenie finansowe i że miałam dość dobry zawód i doświadczenie.
Ale tak z drugiej strony, to czy nie jest tak, że uparcie dążysz do ślubu i niby wspólnego mieszkania, ale jednak wydajesz mu się nieogarnięta? W sensie, że tu byś chciała nie wiadomo co, a tu nie bronisz się przez dwa lata (dobrze rozumiem, że mniej więcej od zaręczyn?), pracy nie masz, ale upierasz się, że mieszkanie ma być wspólne. Nie bronię ani nie usprawiedliwiam faceta, ale zastanów się, czy Ty sama nie dałaś mu powodu, żeby stracił zaufanie w tym temacie... i wolałby nie kupować mieszkania z Tobą wspólnie, bo ma obawy, czy nie będzie on go musiał spłacić, a potem w razie gdyby oddać Ci połowę?
Rozpatrywałam tą kwestię ale przecież jak układało mi się bardzo dobrze to też nie chciał ślubu. Nie obroniłam się ponieważ zmarła mi bliska osoba i był to dość ciężki okres w moim życiu oraz wyszły inny sprawy i skupiłam się na zawodowej pracy by awansować co też się udało. Zrobiłam sobie przerwę od pracy z powodów zdrowotnych i w tym okresie nie wymagałam od niego żadnych takich decyzji bo było by to niepoważne. Moje zarobki są zadowalające i tutaj on nie ma obaw co do tego że byłabym niewypłacalna.
Chciałam dołożyć się 30% do wartości mieszkania i tyle mieć też udziału własnościowego. Może to nie połowa ale zawsze coś i wspólny kąt. Wydaje mi się, że to dość sprawiedliwe. Nie roszczę sobie praw do połowy mieszkania bo niby czemu? Oczywiście nigdy bym się nie dopominała o dopisanie do kredytu bez pracy.. przecież to niepoważne.
19 2019-01-12 21:59:29 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-01-12 22:02:10)
Szczerze mówiąc ja jestem zwolenniczką intercyzy, ale w twoim przypadku chodzi chyba o coś innego.
Tak jak napisałaś w tytule wątku chodzi też o rodzący się brak zaufania.
Facet pograł sobie z tobą w kulki i coś mi się wydaje, że od dłuższego czasu był po prostu fałszywy w stosunku do ciebie. Na pewno nie zmieniło mu się w ciągu ostatnich trzech dni, tylko kombinował jak koń pod górę od dłuższego czasu, jakby tu ciebie wymiksowac z tego mieszkania.
Ty niczego nieświadoma oszczędzałas i cueszylas się na to wielkie kiedyś, on patrzył na to, ale nawet się nie zająknął. Dopiero gdy przychodzi do konkretów on wyskakuje z czymś takim.
To podłe.
Tak sobie myślę, co zrobiłabym teraz będąc na twoim miejscu i dochodzę do wniosku, że nie mam pojęcia. Najpierw przeszlabym pewnie fazę szoku, potem byłabym wściekła, rozczarowana i zawiedziona i na pewno zastanawialabym się co robić dalej. Na ten moment nie potrafię ci powiedzieć, jaką decyzję bym podjęła po czymś takim.
Wiem tylko że silne wzburzenie, emocje zawsze sa złymi doradcami i że najlepiej uspokoić nerwy i potem na chłodno podjąć decyzję.
Szczerze mówiąc ja jestem zwolenniczką intercyzy, ale w twoim przypadku chodzi chyba o coś innego. Tak jak napisałaś w tytule wątku chodzi też o rodzący się brak zaufania. Facet pograł sobie z tobą w kulki ci coś mi się wydaje, że od dłuższego czasu był po prostu fałszywy w stosunku do ciebie. Na pewno nie zmieniło mu się w ciągu ostatnich trzech dni, tylko kombinował jak koń pod górę od dłuższego czasu, jakby tu ciebie wymiksowac z tego mieszkania. Ty niczego nieświadoma oszczędzałam i cueszylas się na to wielkie kiedyś, on patrzył na to, ale nawet się nie zająknął. Dopiero gdy przychodzi do konkretów on wyskakuje z czymś takim.
To podłe.
Tak sobie myślę, co zrobiłabym teraz będąc na twoim miejscu i dochodzę do wniosku, że nie mam pojęcia. Najpierw przeszlabym pewnie fazę szoku, potem byłam wściekła, rozczarowana i zawiedziona i na pewno zastanawialabym się co robić dalej. Na ten moment nie potrafię ci powiedzieć, jaką decyzję bym podjęła po czymś takim.
Wiem tylko że silne wzburzenie, emocje zawsze da złymi doradcami i że najlepiej uspokoić nerwy i potem na chłodno podjąć decyzję.
No właśnie chodzi o to że gdyby od początku było mówione co innego to ja bym miała inne nastawienie i może inne bym decyzje życiowe podejmowała. Inaczej wszystko planowała. Nikt go nie zmuszał do tego pomysłu wspólnego mieszkania. Wybór mieszkania na zakup też jest sporym wysiłkiem i bardzo to swój czas zaangażowałam bo zajęło to nam wspólnie ponad rok i przy końcówce to 2 miesiące przeznaczyliśmy na bardzo intensywne szukanie, wykorzystałam swoje prywatne kontakty i mogę powiedzieć że on na tym mieszkaniu jeszcze więcej zarobi bo na prawdę jest super lokalizacja, ułożenie, widok. Tak samo mieszkał w mieszkaniu rodzinnym moim bo chcieliśmy oszczędzić zamiast wynajmować a troszkę to było kłopotliwe bo nie mieszkaliśmy sami a był mały metraż no i tak wiecie.. nie wygląda to za fajnie. Żal mam, że mnie nie poinformował o zmianie decyzji bo powinien sam podjąć temat i przygotować jakieś inne rozwiązania albo sprawdzić jak to prawnie wygląda żeby mnie uspokoić, a on kompletnie nie zrobił NIC oprócz tego, że powiedział że mieszkanie będzie jego i KONIEC BASTA.
Tak jestem w szoku i przyznam, że czuje się bardzo źle i jestem mega podenerwowana. Coś tutaj mocno nie gra.. Bo jeśli nie ma zaufania do kredytu ale na ślub i dziecko już tak to na prawdę ja tutaj logiki nie widzę.
A ja bym powiedziała, że tego ślubu nie będzie. Wspólnego mieszkania też nie będzie.
On po prostu tego nie chce. Zaręczył się, ale nie jesteś dla niego tą jedyną. Więc się powoli ewakuuje, bo Ty chcesz konkretów, a on Ci tych konkretów dać nie chce, bo to jest wchodzenie z Tobą w zobowiązania, z których musiałby się wyplątać przy rozstaniu, które prawdopodobnie rozważa.
Obstawiałabym, że nie jesteś dla niego opcją na całe życie, a tymczasową, dopóki ta na całe życie się nie pojawi.
A ja bym powiedziała, że tego ślubu nie będzie. Wspólnego mieszkania też nie będzie.
On po prostu tego nie chce. Zaręczył się, ale nie jesteś dla niego tą jedyną. Więc się powoli ewakuuje, bo Ty chcesz konkretów, a on Ci tych konkretów dać nie chce, bo to jest wchodzenie z Tobą w zobowiązania, z których musiałby się wyplątać przy rozstaniu, które prawdopodobnie rozważa.Obstawiałabym, że nie jesteś dla niego opcją na całe życie, a tymczasową, dopóki ta na całe życie się nie pojawi.
No właśnie ja też mam takie obawy. On sam powiedział, że nie chciał jeszcze tego tematu poruszać... czyli chciał mnie dłużej w niewiedzy trzymać. Bardzo nie fair. A teraz to mieszkanie wykańcza. Czyli ja bym znowu się zaangażowała w projektowanie, wybieranie, meblowanie mieszkania a później by mi powiedział, że figa z makiem? Rozczarowanie by było jeszcze większe. Mnie by było cholernie głupio. Jeszcze na dodatek obarczył mnie winą, że ja doprowadziłam do takiej sytuacji. Moim zdaniem bardzo nie w porządku argumentacja bo do tańca trzeba dwojga tak jak do kłótni i nigdy wina nie leży po jednej stronie.
Lady Loka napisał/a:A ja bym powiedziała, że tego ślubu nie będzie. Wspólnego mieszkania też nie będzie.
On po prostu tego nie chce. Zaręczył się, ale nie jesteś dla niego tą jedyną. Więc się powoli ewakuuje, bo Ty chcesz konkretów, a on Ci tych konkretów dać nie chce, bo to jest wchodzenie z Tobą w zobowiązania, z których musiałby się wyplątać przy rozstaniu, które prawdopodobnie rozważa.Obstawiałabym, że nie jesteś dla niego opcją na całe życie, a tymczasową, dopóki ta na całe życie się nie pojawi.
No właśnie ja też mam takie obawy. On sam powiedział, że nie chciał jeszcze tego tematu poruszać... czyli chciał mnie dłużej w niewiedzy trzymać. Bardzo nie fair. A teraz to mieszkanie wykańcza. Czyli ja bym znowu się zaangażowała w projektowanie, wybieranie, meblowanie mieszkania a później by mi powiedział, że figa z makiem? Rozczarowanie by było jeszcze większe. Mnie by było cholernie głupio. Jeszcze na dodatek obarczył mnie winą, że ja doprowadziłam do takiej sytuacji. Moim zdaniem bardzo nie w porządku argumentacja bo do tańca trzeba dwojga tak jak do kłótni i nigdy wina nie leży po jednej stronie.
Nigdy nie ma winy jednej strony, więc oboje do tego doprowadziliście.
A jeżeli problem zaczął się po rozstaniu i powrocie, to widocznie trzeba było nie wracać.
Porozmawiajcie i zapytaj wprost o wszystko, co tu mówisz. Mieszkanie, ślub. Jeżeli chce się z Tobą ożenić to od razu ustalcie datę i zacznijcie się rozglądać za salami. Trzeba będzie wpłacić zaliczkę. Więc jeżeli nie chce z Tobą żyć, to bardzo szybko wszystko z niego wyjdzie.
24 2019-01-12 22:39:23 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-01-12 22:39:37)
A to rozstanie po drodze to ile trwało i z czyjej inicjatywy wynikło, i jak było uzasadnione?
A teraz popatrzmy na to z jego punktu widzenia. Facet wie, że zrobił ci świństwo, bo to naprawdę jest świństwo, a mimo to nie boi się teraz, co ty sobie o nim pomyślisz, że może wkurzysz się na tyle, że z nim zerwiesz. On takich rzeczy wcale się nie boi.
Dlaczego?
- nie zależy mu na tobie, więc jak odejdziesz od niego, to odejdziesz i świat się nie zawali,
- jest tak ciebie pewny, iż wydaje mu się, że nie ma na ciebie bata i że wszystko przełkniesz, byle tylko z nim być,
-woli stracić ciebie niż dzielić się z tobą mieszkaniem,
- jest wyrachowany a więc w razie czego lekko przejdzie przez rozstanie, bo szybko wyltmaczy sobie, że na szczęście ochronił swoje mieszkanie przed tobą i jaki on sprytny, tego typu racjonalizacja
Z drugim mieszkaniem to bujda, taka sama jak szukanie powodów, by się z tobą nie ożenić
Ja myślę, że ten facet wie, że żadnego ślubu nie będzie i żadnego wspólnego mieszkania też nie będzie.
26 2019-01-12 22:55:26 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-12 23:00:13)
A to rozstanie po drodze to ile trwało i z czyjej inicjatywy wynikło, i jak było uzasadnione?
Z mojej ponieważ narzeczony stosował teksty poniżej pasa i był bardzo nerwowy. Psychicznie się źle czułam. Dodatkowo on nigdy w swoich działaniach nie widział swojej winy. 4 miesiące rozstania.
Widzę, że to już bezsensu. Niestety kompletnie nie potrafimy się dogadać. On obwinia mnie o tą całą sytuacje i w zasadzie chyba odpuszczę sobie ten związek bo coraz gorzej się z tym wszystkim czuje.
Gadałam z nim przed chwilą to stwierdził, że ja się wybielam i że ja się nie starałam w tym związku tylko on non stop. Wiecie ciężko dyskutować jeśli ktoś nas obwinia w 100%..
santapietruszka napisał/a:A to rozstanie po drodze to ile trwało i z czyjej inicjatywy wynikło, i jak było uzasadnione?
Z mojej ponieważ narzeczony stosował teksty poniżej pasa i był bardzo nerwowy. Psychicznie się źle czułam. Dodatkowo on nigdy w swoich działaniach nie widział swojej winy. 4 miesiące rozstania.
Czyli już wcześniej było coś nie tak...
On chyba sobie wykombinował, że w razie czego, jak zdecydujesz się na rozstanie, to i tak będzie w idealnej sytuacji, bo zostanie że swoim mieszkaniem, a jeśli zwiąże się z jakąś kobieta, to ona zamieszka w jego własności i na jego warunkach i nie będzie miał z nią żadnych przepychanek o mieszkanie. Bo on nie chce wiązać się z kimś na tej zasadzie, by wszystko było wspólne, gdyż w razie rozwodu chce mieć wygodna dla siebie sytuacje i przede wszystkim chce dyktować drugiej osobie swoje warunki. Ta wasza kłótnia,vjego zachowania poniżej pasa, cztery miesiące rozłąki i powrót, ale też i obwinianie ciebie o to, co złe.
Wygląda na to, że to jakiś nieciekawy typ.
On chyba sobie wykombinował, że w razie czego, jak zdecydujesz się na rozstanie, to i tak będzie w idealnej sytuacji, bo zostanie że swoim mieszkaniem, a jeśli zwiąże się z jakąś kobieta, to ona zamieszka w jego własności i na jego warunkach i nie będzie miał z nią żadnych przepychanek o mieszkanie. Bo on nie chce wiązać się z kimś na tej zasadzie, by wszystko było wspólne, gdyż w razie rozwodu chce mieć wygodna dla siebie sytuacje i przede wszystkim chce dyktować drugiej osobie swoje warunki. Ta wasza kłótnia,vjego zachowania poniżej pasa, cztery miesiące rozłąki i powrót, ale też i obwinianie ciebie o to, co złe.
Wygląda na to, że to jakiś nieciekawy typ.
Tego nie wiem i nie jestem pewna i wolałąbym w to nie wierzyć.. On mi pomagał w wielu rzeczach i był troskliwy. Po prostu za dużo kłóciliśmy się.
ulle napisał/a:Szczerze mówiąc ja jestem zwolenniczką intercyzy, ale w twoim przypadku chodzi chyba o coś innego. Tak jak napisałaś w tytule wątku chodzi też o rodzący się brak zaufania. Facet pograł sobie z tobą w kulki ci coś mi się wydaje, że od dłuższego czasu był po prostu fałszywy w stosunku do ciebie. Na pewno nie zmieniło mu się w ciągu ostatnich trzech dni, tylko kombinował jak koń pod górę od dłuższego czasu, jakby tu ciebie wymiksowac z tego mieszkania. Ty niczego nieświadoma oszczędzałam i cueszylas się na to wielkie kiedyś, on patrzył na to, ale nawet się nie zająknął. Dopiero gdy przychodzi do konkretów on wyskakuje z czymś takim.
To podłe.
Tak sobie myślę, co zrobiłabym teraz będąc na twoim miejscu i dochodzę do wniosku, że nie mam pojęcia. Najpierw przeszlabym pewnie fazę szoku, potem byłam wściekła, rozczarowana i zawiedziona i na pewno zastanawialabym się co robić dalej. Na ten moment nie potrafię ci powiedzieć, jaką decyzję bym podjęła po czymś takim.
Wiem tylko że silne wzburzenie, emocje zawsze da złymi doradcami i że najlepiej uspokoić nerwy i potem na chłodno podjąć decyzję.No właśnie chodzi o to że gdyby od początku było mówione co innego to ja bym miała inne nastawienie i może inne bym decyzje życiowe podejmowała. Inaczej wszystko planowała. Nikt go nie zmuszał do tego pomysłu wspólnego mieszkania. Wybór mieszkania na zakup też jest sporym wysiłkiem i bardzo to swój czas zaangażowałam bo zajęło to nam wspólnie ponad rok i przy końcówce to 2 miesiące przeznaczyliśmy na bardzo intensywne szukanie, wykorzystałam swoje prywatne kontakty i mogę powiedzieć że on na tym mieszkaniu jeszcze więcej zarobi bo na prawdę jest super lokalizacja, ułożenie, widok. Tak samo mieszkał w mieszkaniu rodzinnym moim bo chcieliśmy oszczędzić zamiast wynajmować a troszkę to było kłopotliwe bo nie mieszkaliśmy sami a był mały metraż no i tak wiecie.. nie wygląda to za fajnie. Żal mam, że mnie nie poinformował o zmianie decyzji bo powinien sam podjąć temat i przygotować jakieś inne rozwiązania albo sprawdzić jak to prawnie wygląda żeby mnie uspokoić, a on kompletnie nie zrobił NIC oprócz tego, że powiedział że mieszkanie będzie jego i KONIEC BASTA.
Tak jestem w szoku i przyznam, że czuje się bardzo źle i jestem mega podenerwowana. Coś tutaj mocno nie gra.. Bo jeśli nie ma zaufania do kredytu ale na ślub i dziecko już tak to na prawdę ja tutaj logiki nie widzę.
Włożyliście w to mieszkanie wspólny wysiłek i mieliście coś ustalone, a do tego powiedział Ci o swoich planach (dotyczących w Ciebie) dopiero jak go przycisnęłaś. To jest po prostu nieuczciwe. Jeśli zgodzisz się na ten układ pokażesz, że może robić co chce, a Ty pomarudzisz, a i tak wyjdzie na jego.
Klaudia, co byś nie zrobiła, to nie gódź sie na mieszkanie w niego, jak jakas obca, jak jakiś najemca.
Albo bierzecie mieszkanie wspólne, ślub i dzieci i jesteś u siebie, albo żadna z tych rzeczy. Musisz mieć poczucie bezpieczeństwa, bo póki jesteś u niego, póki to nie jest Twoje, to wylecieć możesz w każdej chwili. W ogóle nie widzę sensu tego narzeczeństwa, ani tym bardziej ślubu.
A w ogóle, to jest też nieuczciwe wobec Twoich rodziców. Zgodzili się, żebyście pomieszkali u nich i odłożyli na mieszkanie, a okazuje się, że on odkładał w tym czasie na swoje mieszkanie. Absurd!
A w ogóle, to jest też nieuczciwe wobec Twoich rodziców. Zgodzili się, żebyście pomieszkali u nich i odłożyli na mieszkanie, a okazuje się, że on odkładał w tym czasie na swoje mieszkanie. Absurd!
Tzn on na prawdę sporo zarabia i te parę stów jakoś mocno moim zdaniem nie wpływało tym bardziej, że kupił 2 meble do mieszkania więc jego wkład jakiś był. Nie wiem czy już go usprawiedliwiam... Bo on tłumaczy, że mógłby mieszkać gdzie indziej i w sumie on był niechętny na ten pomysł mieszkania razem w tym rodzinnym mieszkaniu.
34 2019-01-13 00:46:54 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 00:52:50)
Kl4udi4 napisał/a:ulle napisał/a:Szczerze mówiąc ja jestem zwolenniczką intercyzy, ale w twoim przypadku chodzi chyba o coś innego. Tak jak napisałaś w tytule wątku chodzi też o rodzący się brak zaufania. Facet pograł sobie z tobą w kulki ci coś mi się wydaje, że od dłuższego czasu był po prostu fałszywy w stosunku do ciebie. Na pewno nie zmieniło mu się w ciągu ostatnich trzech dni, tylko kombinował jak koń pod górę od dłuższego czasu, jakby tu ciebie wymiksowac z tego mieszkania. Ty niczego nieświadoma oszczędzałam i cueszylas się na to wielkie kiedyś, on patrzył na to, ale nawet się nie zająknął. Dopiero gdy przychodzi do konkretów on wyskakuje z czymś takim.
To podłe.
Tak sobie myślę, co zrobiłabym teraz będąc na twoim miejscu i dochodzę do wniosku, że nie mam pojęcia. Najpierw przeszlabym pewnie fazę szoku, potem byłam wściekła, rozczarowana i zawiedziona i na pewno zastanawialabym się co robić dalej. Na ten moment nie potrafię ci powiedzieć, jaką decyzję bym podjęła po czymś takim.
Wiem tylko że silne wzburzenie, emocje zawsze da złymi doradcami i że najlepiej uspokoić nerwy i potem na chłodno podjąć decyzję.No właśnie chodzi o to że gdyby od początku było mówione co innego to ja bym miała inne nastawienie i może inne bym decyzje życiowe podejmowała. Inaczej wszystko planowała. Nikt go nie zmuszał do tego pomysłu wspólnego mieszkania. Wybór mieszkania na zakup też jest sporym wysiłkiem i bardzo to swój czas zaangażowałam bo zajęło to nam wspólnie ponad rok i przy końcówce to 2 miesiące przeznaczyliśmy na bardzo intensywne szukanie, wykorzystałam swoje prywatne kontakty i mogę powiedzieć że on na tym mieszkaniu jeszcze więcej zarobi bo na prawdę jest super lokalizacja, ułożenie, widok. Tak samo mieszkał w mieszkaniu rodzinnym moim bo chcieliśmy oszczędzić zamiast wynajmować a troszkę to było kłopotliwe bo nie mieszkaliśmy sami a był mały metraż no i tak wiecie.. nie wygląda to za fajnie. Żal mam, że mnie nie poinformował o zmianie decyzji bo powinien sam podjąć temat i przygotować jakieś inne rozwiązania albo sprawdzić jak to prawnie wygląda żeby mnie uspokoić, a on kompletnie nie zrobił NIC oprócz tego, że powiedział że mieszkanie będzie jego i KONIEC BASTA.
Tak jestem w szoku i przyznam, że czuje się bardzo źle i jestem mega podenerwowana. Coś tutaj mocno nie gra.. Bo jeśli nie ma zaufania do kredytu ale na ślub i dziecko już tak to na prawdę ja tutaj logiki nie widzę.
Włożyliście w to mieszkanie wspólny wysiłek i mieliście coś ustalone, a do tego powiedział Ci o swoich planach (dotyczących w Ciebie) dopiero jak go przycisnęłaś. To jest po prostu nieuczciwe. Jeśli zgodzisz się na ten układ pokażesz, że może robić co chce, a Ty pomarudzisz, a i tak wyjdzie na jego.
Chciał mi powiedzieć po mojej obronie.. i powiedział, że nie sądził, że ja jednak będę chciała zrezygnować z związku bo jednak to mi się tliło w głowie i mu to powiedziałam.
Jeszcze z nim teraz gadałam. Też mnie boli, że on wychodzi z pozycji, że on - robi większość rzeczy dobrze, a ja źle i to się tyczy życia prywatnego, zawodowego itp. Nie widzi kompletnie niczego złego w tej decyzji z mieszkaniem i mówi, że nie czuje się z tym źle, że to przeze mnie. W rozmowie był też podenerwowany ale nie miałam się jak nawet bronić. Cały czas moja wina, wszystko źle robię. Jej no ciężko rozmawiać z taką narracją.
35 2019-01-13 02:25:29 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 02:27:29)
Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
36 2019-01-13 02:31:44 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-01-13 02:32:22)
Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
A co Ci przeszkadza rozdzielność majątkowa, skoro masz dobry zawód, doświadczenie i zabezpieczenie finansowe? Chyba jednak facet ma rację, że woli mieszkanie kupić sam.
Kl4udi4 napisał/a:Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
A co Ci przeszkadza rozdzielność majątkowa, skoro masz dobry zawód, doświadczenie i zabezpieczenie finansowe? Chyba jednak facet ma rację, że woli mieszkanie kupić sam.
Bo widzisz jak byliśmy w związku to mieliśmy wspólne podejście, które było zgodne. A on tutaj stawia sprawę, że jak będzie dobrze to będzie wspólnota.. Jest jakiś miernik tego jego "dobrze"? to skoro jest niedobrze to w zasadzie po co się żenić i być ze sobą skoro mi nie ufa? Wszystko by było do przyjęcia i nawet ta rozdzielność gdyby inaczej to argumentował nie stawiał mi jakiś warunków. Uważasz, że to jego podejście jest zdrowe? Bo ja uważam, że to dziwnie wygląda i czuje się co najmniej nieswojo...
38 2019-01-13 02:53:07 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-01-13 02:56:36)
santapietruszka napisał/a:Kl4udi4 napisał/a:Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
A co Ci przeszkadza rozdzielność majątkowa, skoro masz dobry zawód, doświadczenie i zabezpieczenie finansowe? Chyba jednak facet ma rację, że woli mieszkanie kupić sam.
Bo widzisz jak byliśmy w związku to mieliśmy wspólne podejście, które było zgodne. A on tutaj stawia sprawę, że jak będzie dobrze to będzie wspólnota.. Jest jakiś miernik tego jego "dobrze"? to skoro jest niedobrze to w zasadzie po co się żenić i być ze sobą skoro mi nie ufa? Wszystko by było do przyjęcia i nawet ta rozdzielność gdyby inaczej to argumentował nie stawiał mi jakiś warunków. Uważasz, że to jego podejście jest zdrowe? Bo ja uważam, że to dziwnie wygląda i czuje się co najmniej nieswojo...
Nie wiem, jak jest, za mało podałaś szczegółów na temat Waszego związku. A te, które podałaś, to niestety krążą wokół kasy i mieszkania. I wybacz - akurat w Twoją stronę sympatii nie kierują, pretensje o wspólne mieszkanie, wspólnotę majątkową itd. - jak sama twierdzisz, że od 2 lat nie skończyłaś studiów, pracy nie masz...
Kl4udi4 napisał/a:santapietruszka napisał/a:A co Ci przeszkadza rozdzielność majątkowa, skoro masz dobry zawód, doświadczenie i zabezpieczenie finansowe? Chyba jednak facet ma rację, że woli mieszkanie kupić sam.
Bo widzisz jak byliśmy w związku to mieliśmy wspólne podejście, które było zgodne. A on tutaj stawia sprawę, że jak będzie dobrze to będzie wspólnota.. Jest jakiś miernik tego jego "dobrze"? to skoro jest niedobrze to w zasadzie po co się żenić i być ze sobą skoro mi nie ufa? Wszystko by było do przyjęcia i nawet ta rozdzielność gdyby inaczej to argumentował nie stawiał mi jakiś warunków. Uważasz, że to jego podejście jest zdrowe? Bo ja uważam, że to dziwnie wygląda i czuje się co najmniej nieswojo...
Nie wiem, jak jest, za mało podałaś szczegółów na temat Waszego związku. A te, które podałaś, to niestety krążą wokół kasy i mieszkania. I wybacz - akurat w Twoją stronę sympatii nie kierują, pretensje o wspólne mieszkanie, wspólnotę majątkową itd. - jak sama twierdzisz, że od 2 lat nie skończyłaś studiów, pracy nie masz...
Słuchaj, ja bym z tym nie miała żadnego problemu gdyby sam mi o tym powiedział i jakoś to inaczej uargumentował, a nie wychodzi to jakoś przy okazji. Jak widać nie miałam problemu z konkubinatem bo długo z nim byłam i poświęciłam mu kawał czasu życia. Dyplom nic nie zmienia w kwestii mojego zawodu. Powiem więcej, że mam wyższe wykształcenie niż on i więcej wrzuciłam sobie na barki. Do pracy mogę wrócić w parę dni bo mam taką możliwość. To nie jest żaden problem, ale obecnie mam inne sprawy na głowie i on dobrze o tym wie i nie widzi w tym problemu. Podałam te szczegóły bo też zwracam na to uwagę, że jest to istotne. No nic. Poukładam swoje rzeczy i zobaczę jak to dalej wyjdzie bo to też są argumenty nie stojące za mną.
Słuchaj, ja bym z tym nie miała żadnego problemu gdyby sam mi o tym powiedział i jakoś to inaczej uargumentował, a nie wychodzi to jakoś przy okazji. Jak widać nie miałam problemu z konkubinatem bo długo z nim byłam i poświęciłam mu kawał czasu życia. Dyplom nic nie zmienia w kwestii mojego zawodu. Powiem więcej, że mam wyższe wykształcenie niż on i więcej wrzuciłam sobie na barki. Do pracy mogę wrócić w parę dni bo mam taką możliwość. To nie jest żaden problem, ale obecnie mam inne sprawy na głowie i on dobrze o tym wie i nie widzi w tym problemu. Podałam te szczegóły bo też zwracam na to uwagę, że jest to istotne. No nic. Poukładam swoje rzeczy i zobaczę jak to dalej wyjdzie bo to też są argumenty nie stojące za mną.
Ale mnie nie nie o to chodzi, żeby się czepiać. Ja mówię, jak ja to widzę - a na pytanie, czy poza tym jest wszystko ok w Waszym związku nie odpowiedziałaś?
Kl4udi4 napisał/a:Słuchaj, ja bym z tym nie miała żadnego problemu gdyby sam mi o tym powiedział i jakoś to inaczej uargumentował, a nie wychodzi to jakoś przy okazji. Jak widać nie miałam problemu z konkubinatem bo długo z nim byłam i poświęciłam mu kawał czasu życia. Dyplom nic nie zmienia w kwestii mojego zawodu. Powiem więcej, że mam wyższe wykształcenie niż on i więcej wrzuciłam sobie na barki. Do pracy mogę wrócić w parę dni bo mam taką możliwość. To nie jest żaden problem, ale obecnie mam inne sprawy na głowie i on dobrze o tym wie i nie widzi w tym problemu. Podałam te szczegóły bo też zwracam na to uwagę, że jest to istotne. No nic. Poukładam swoje rzeczy i zobaczę jak to dalej wyjdzie bo to też są argumenty nie stojące za mną.
Ale mnie nie nie o to chodzi, żeby się czepiać. Ja mówię, jak ja to widzę - a na pytanie, czy poza tym jest wszystko ok w Waszym związku nie odpowiedziałaś?
No to dobrze to dziękuje za szczerość. Może rzeczywiście po zakańczam sprawy ważne dla mnie i zobaczę dalej jak to będzie bo przecież to nie są sprawy na gwałt ale mimo wszystko mnie to niepokoi bo miałam inny pogląd na życie. Nie wiem jakby to miało po prostu wyglądać i tyle. Czuje się na takim cenzurowanym i chyba sama rozumiesz. Ja nic nie będę wpływać na jego decyzję bo przecież jakim prawem. Zawsze jakiś kompromis można wypracować, a on trochę stawia sprawy po swojemu..
Reszta rzeczy się układa dobrze prócz tego, że on nie potrafi dostrzec w swoim działaniu winy i zawsze upatruje to we mnie i często mu ustępuje. To jest mocno niepokojące. No i ostatnio teraz mogę dodać, że często zmienia zdanie i mamy trochę inne poglądy na życie.
42 2019-01-13 08:36:22 Ostatnio edytowany przez Makigigi (2019-01-13 09:12:31)
Kl4udi4 napisał/a:Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
A co Ci przeszkadza rozdzielność majątkowa, skoro masz dobry zawód, doświadczenie i zabezpieczenie finansowe? Chyba jednak facet ma rację, że woli mieszkanie kupić sam.
Mnie by przeszkadzało traktowanie mnie na zasadzie, że jak będę grzeczna, to wtedy zasłużę na nagrodę od pana łaskawcy, jak pies na ochłapy ze stołu. Ona ma się starać, żeby było dobrze między nimi, bo może pan i władca zgodzi się na wspólność majątkową, której ona chce. Jest różnica między uczciwym postawieniem sprawy w rzeczowej rozmowie a rzuceniem z nagła „ jak będzie między nami dobrze, to może nawet zgodzę się na wspólnotę majątkową”.
Autorko, moim zdaniem dziewczyny, które pisały, że Twój facet zabezpiecza sobie wyjście ewakuacyjne ze związku, mają rację. Ja bym się bała kontynuować ten związek, bo nie wiadomo w którym momencie on powie, że mieszkanie jest jego, wszystko jego, Twój wkład jest nieznaczny i masz się wynosić, a Ty zmarnowałaś lata, uczucia do niego, energię i wysiłek włożony w budowanie związku.
Santa, z tego co zrozumiałam, facet Autorki zwodzi ją. Ona chce ślubu i wspólnego mieszkania, on o tym wie, ale nie mówił jej wcześniej, że jej wizja mu nie odpowiada, tylko sugerował, że w niezdefiniowanej przyszłości jej oczekiwania się spełnia. Ona ma takie samo prawo chcieć zrealizować swoją wizję związku, jak i on, dlatego uważam, że brak wyjaśnień z jego strony, że on chce intercyzy i że chce odwlec ślub tak długo, jak się da, jest bardzo nie fair. Skoro chciała dać 30% wartości mieszkania, to miałaby mu zrobić darowiznę na rzecz jego wkładu własnego? Czy on w ogóle nie chce jej pieniędzy?
Ta sytuacja wygląda dla mnie tak, że on patrzy na nią nie jak na równego partnera, tylko jak na dziecko, które trzeba wychowywać. Facet żyje sam dla siebie, chce kupić mieszkanie, to kupi, nie oglądając się na wcześniejsze ustalenia z dziewczyną. Wydaje się, że ślub z nią byłby dla niego jedynie zawadą i dlatego unika go jak może.
Jeszcze tak ogólnie mi się nasuwa, że do ślubu nie potrzeba ani majątku ani pracy. Jeśli dwoje ludzi chce się pobrać, są siebie pewni, kochają się, to się pobierają. A jak mają wątpliwości co do partnera lub co do sensu zawierania małżeństw w ogóle, to albo stawiają sprawę jasno, żeby partner mógł pójść na kompromis lub odejść, albo lawirują, jak facet Autorki.
Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
No nieźle to sobie wykombinował.,...ze wspólnej kasy będziecie spłacać kredyt za JEGO mieszkanie. Nie wchodź w taki układ, bo za kilka lat możesz zostać z niczym.
Zburzył wszystko, co było między Wami, gdy podjął decyzję o kupnie mieszkania za Twoimi plecami.
Nie liczy się z Twoim zdaniem, nie szanuje Twojej opinii, nawet go nie obchodzi, że Cię zranił. Po ci Ci taki facet?
Odeszłabym, to związek bez przyszłości. Wszystkie ważne dla Was decyzje podejmować będzie sam, a Ty będziesz biernie na to patrzyła i żałowała, że zmarnowałaś sobie życie. Za 20 lat obudzisz się z ręką w nocniku i stwierdzisz, że tak naprawdę nie masz nic swojego, nawet godności. Nie rób sobie tego.
Kl4udi4 napisał/a:Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa. Czyli po tylu latach na koniec mu się odmieniło, że chce rozdzielności majątkowej do tego. Czuje, że życie z nim to niczym życie pod jego dyktando. Serio aż nie wiem co napisać... Nie wiem w takim razie po co ten ślub.
No nieźle to sobie wykombinował.,...ze wspólnej kasy będziecie spłacać kredyt za JEGO mieszkanie. Nie wchodź w taki układ, bo za kilka lat możesz zostać z niczym.
Gdzie ty wyczytałeś, że on chce od niej jakąkolwiek kasę?
Ja to widzę tak, że facet nie jest pewny tego związku a w razie rozstania nie chce się szarpać o wspólny majątek. Rozdzielność majątkowa to w takim wypadku dużo mniej problemów i kłótni. Na pewno pozostawienie go przez autorkę na 4 miesiące nie zwiększyło jego zaufania do niej i do związku.
Autorka zamiast skupić się na problemach emocjonalnych w związku skupia się na sprawach materialnych i na żalu, że nie będzie miała udziałów w mieszkaniu (a takie fajne z dużym potencjałem do zysku)
Autorko: zostaw na razie w spokoju to mieszkanie, pogadajcie o was, nie słuchaj tych którzy doradzają przycisnąć go w sprawie ślubu. On tego ślubu obecnie nie chce.
Spróbujcie najpierw na nowo być szczęśliwymi razem a dopiero później rozmawiajcie o ślubie, dzieciach, wspólnym inwestowaniu w mieszkaniu czy wspólnocie majątkowej.
46 2019-01-13 10:12:55 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-01-13 10:13:09)
Taaak, spróbuj być szczęśliwą z kimś, kto ma w dupie Twoje zdanie, łamie obietnice, a najważniejsze przyszłościowo decyzje podejmuje sam bez jakiegokolwiek konsultowania się.
To ma wielki sens.
47 2019-01-13 10:32:23 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-01-13 10:35:34)
Wzl, proponowane przez ciebie rozwiązanie jest, moim skromnym zdaniem, zupełnie bez sensu.
Co to znaczy, że oni mieliby przestać rozmawiać na temat tego mieszkania, kredytu itd a zamiast tego skupić się na odbudowywaniu łączącej ich nadwatlonej więzi.
Niby jakim cudem mieliby to robić w takiej sytuacji?
Toż autorka musiałaby kompletnie nie mieć rozumu i chyba że dwa życia w zapasie, bo dość już lat poświęciła na ten związek, to ile jeszcze lat ma liczyć na gruszki na wierzbie?
Bez przesady.
Facet ewidentnie przegiąl, pokazał że potrafi być podstępny i fałszywy i dziewczyna ma się tak po prostu otrzepac z tej wiedzy na temat narzeczonego i może jeszcze przymilac się do niego albo ubrać wór pokutny i kajać się za wszystkie winy?
Napisałeś jedną trafiona rzecz, że facet nie chce ślubu.
Też tak myślę, że on nie chce u chyba nie chce tego ślubu nie od wczoraj ani od dwóch dni. Robił uniki już od dawna.
To że swego czasu autorka zerwała z nim i przez cztery miesiące nie byli ze sobą, to absolutnie nie znaczy, że to jej wina, że dlatego dzisiaj facet ma do niej dystans i że tamta historia tłumaczy dzisiejsza sytuacje.
Jak dla mnie to słaby powód.
Ja bardziej zwracalabym uwagę na inny aspekt, a mianowicie na to, że on cały czas zwala winę na autorkę, że nie potrafi spojrzeć na siebie samokrytycznie.
Coś takiego, taka jego postawa świadczy o tym, że jakikolwiek dialog z tym człowiekiem jest niemożliwy, a co za tym idzie, życie z kimś takim byłoby bardzo trudne, szczególnie że on potrafi być skryty i podstępny
I w takiej sytuacji autorka ma o tym wszystkim zapomnieć i jak gdyby nigdy nic uśmiechać się niczym głupi do sera?
48 2019-01-13 10:50:21 Ostatnio edytowany przez Wzl (2019-01-13 10:52:24)
Wy wychodzicie z założenia, że związku już nie ma. Wtedy tym bardziej nie ma sensu rozmawiać o mieszkaniu czy ślubie.
Ja uważam, że można próbować zawalczyć o związek ale wtedy rozmowy o mieszkaniu czy ślubie to nie tematy na teraz a może na później.
Bez względu na decyzję udział w mieszkaniu to nie powinien być główny motor działań.
Skupiacie się wyłącznie na winie faceta jakby zapominając, że autorka go zostawiła, nie znalazła nic lepszego więc wróciła. Faktycznie bardzo dziwne, że facet ma teraz w głowie, że zrobi to ponownie i nie chce wspólnego majątku. Pisanie, że to jego wina, że chciała od niego odpocząć to jak pisanie, że zdradzająca osoba została sprowokowana do zdrady przez zachowanie partnera.
Wzl, a gdzie ty wyczytałes, że autorka zerwała wtedy, bo tak po prostu chciała sobie odpocząć, ale nie znalazla nikogo lepszego, to wróciła do tego faceta. Kurcze, ja czytałam wszystko bardzo dokładnie i do czegoś takiego się nie dokopalam, ale może tępa jestem?
Nie jest ważne czy "po prostu" chciała sobie odpocząć czy po krzywu. Zostawiła go. Później to przemyślała i wróciła. Nie ma znaczenia czy w tym czasie aktywnie testowała innych czy tylko odpoczywała (może nam opisze te 4 miesiące razem z rzeczami o które obwinia ją partner).
Doszła do wniosku, że nie chce z nim być. To nigdy nie wpływa pozytywnie na związek.
Jeszcze raz: facet nie jest zadowolony z ich związku (nie znamy tak naprawdę powodów, bo autorka je przemilczała) dlatego nie chciał wspólnego kredytu ani nie chce ślubu.
Autorka może się z tym zgodzić i zakończyć znajomość. Może pogadać i wspólnie spróbują to ratować.
51 2019-01-13 12:03:02 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 12:05:22)
Nie jest ważne czy "po prostu" chciała sobie odpocząć czy po krzywu. Zostawiła go. Później to przemyślała i wróciła. Nie ma znaczenia czy w tym czasie aktywnie testowała innych czy tylko odpoczywała (może nam opisze te 4 miesiące razem z rzeczami o które obwinia ją partner).
Doszła do wniosku, że nie chce z nim być. To nigdy nie wpływa pozytywnie na związek.Jeszcze raz: facet nie jest zadowolony z ich związku (nie znamy tak naprawdę powodów, bo autorka je przemilczała) dlatego nie chciał wspólnego kredytu ani nie chce ślubu.
Autorka może się z tym zgodzić i zakończyć znajomość. Może pogadać i wspólnie spróbują to ratować.
Zostawiłam go bo migał się także z tematem ślubu i czułam się już wtedy wodzona za nos. Wróciliśmy bo zapewniał, że ślub można wziąć w 2 tyg ale ja się nie zgodziłam bo chciałam najpierw odbudować relację i myślę, że to była bardzo mądra decyzja z mojej strony, więc ja nie napierałam za wszelką cenę na ten ślub, ale też powiedziałam, że nie jestem w stanie poświęcić kolejnego roku na jego czcze gadania bo znamy się jak łyse konie. Tylko, że teraz to chyba się pozmieniało albo znowu mi nie mówił albo znowu kręci - że on ślub chce ale napomniał o rozdzielności majątkowej. Że jak będzie dobrze to będzie wszystko OK i wspólnota będzie wspólna. Mnie w ogóle już te rozmowy męczą i zarzucanie mi, że jestem materialistką to serio są przykre. Tak jak wspominałam - sama umiem o siebie zadbać. Tylko, że ja takie zbywania słyszę od dawna i uważam, że skoro nie jest zadowolony ze związku to nie wiem czemu walczył o mój powrót i teraz wykręca kota ogonem i zrzuca to na mnie, że wrócił bo myślał, że się zmieniłam. Wybacz ale nie uważasz, że tutaj jest wiele rzeczy nie tak? Chyba wspólnie się pracuje nad związkiem, a nie ,że tylko ja mam pracować bo on wszystko robi jak należy. Co innego rozmawiać o swoich obawach, walczyć o kompromis, a co innego stawiać mnie przed faktem dokonanym i przekonywać do jego modelu życia. Gdybym wiedziała od początku, że tak chce postawić sprawę to ja bym się zgodziła, ale to by też wpłynęło inaczej na moje decyzje życiowe.
Zresztą jak ja mam o tym powiedzieć rodzinie? Bo co mam ukrywać, że jednak to mieszkanie kupuje sobie sam? Wiecie ja się już głupio w tej sytuacji czuje i wiem, że moi rodzice mocno nabiorą dystansu do niego i wątpliwości co do tej relacji. Co innego wypracować kompromis, a co innego jeśli on sam decyduje o wszystkim, a ja właśnie czuje, że tak będzie ze wszystkim.
Co do zasady to się zgadzam, że najpierw zająć się związkiem, a potem myśleć o ślubach, mieszkaniach i dzieciach. Tylko, że ta sytuacja jest inna. Oni już mieli wszystko ustalone, a on nagle ni z gruchy i z pietruchy, że on to mieszkanie kupi sam. To nie jest tak, że nie rozmawiali o tym i on powiedział, że nie układa im się i chciałby się zabezpieczyć i kupuje mieszkanie. On chce kupić to konkretne mieszkanie, którego szukali razem. I nagle go oświeciło, że wolałby jednak sam.
Do tego nie było rozmowy gdy zrodziły się w jego głowie wątpliwości. Pozwolił, żeby autorka się zaangażowała, cieszyła, planowała. Pieniądze i zabezpieczenie siebie nie jest największym problemem. Problemem jest, że nieszanowanie uczuć partnera, podejmowanie ważnych decyzji za jego plecami i nieinformowanie go o tym od razu, brak szczerej rozmowy i otwartości.
Oczywiście, że oboje musielibyście się starać o związek a przede wszystkim oboje musielibyście chcieć go naprawić.
W dalszym ciągu nie napisałaś o co cię obwinia.
Co do bycia materialistką, to sorry ale podobnie jak ktoś już wcześniej pisał, takie sprawiasz wrażenie już na pierwszy rzut oka.
zrzuca to na mnie, że wrócił bo myślał, że się zmieniłam. Wybacz ale nie uważasz, że tutaj jest wiele rzeczy nie tak?
Coś na pewno jest nie tak. Pisałaś, że go zostawiłaś a teraz, że on wrócił.
Dużo w tej historii sprzeczności i niedomówień dlatego taki rozstrzał w ocenach.
54 2019-01-13 12:23:41 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 12:24:47)
Co do zasady to się zgadzam, że najpierw zająć się związkiem, a potem myśleć o ślubach, mieszkaniach i dzieciach. Tylko, że ta sytuacja jest inna. Oni już mieli wszystko ustalone, a on nagle ni z gruchy i z pietruchy, że on to mieszkanie kupi sam. To nie jest tak, że nie rozmawiali o tym i on powiedział, że nie układa im się i chciałby się zabezpieczyć i kupuje mieszkanie. On chce kupić to konkretne mieszkanie, którego szukali razem. I nagle go oświeciło, że wolałby jednak sam.
Do tego nie było rozmowy gdy zrodziły się w jego głowie wątpliwości. Pozwolił, żeby autorka się zaangażowała, cieszyła, planowała. Pieniądze i zabezpieczenie siebie nie jest największym problemem. Problemem jest, że nieszanowanie uczuć partnera, podejmowanie ważnych decyzji za jego plecami i nieinformowanie go o tym od razu, brak szczerej rozmowy i otwartości.
Otóż to.
Dokładnie o to chodzi, a nie o majątki.. chodzi o to, że nie przyszedł i nie powiedział i nie wytłumaczył, ani nie pomyślał o kompromisie.
55 2019-01-13 12:49:45 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 12:52:10)
Oczywiście, że oboje musielibyście się starać o związek a przede wszystkim oboje musielibyście chcieć go naprawić.
W dalszym ciągu nie napisałaś o co cię obwinia.
Co do bycia materialistką, to sorry ale podobnie jak ktoś już wcześniej pisał, takie sprawiasz wrażenie już na pierwszy rzut oka.zrzuca to na mnie, że wrócił bo myślał, że się zmieniłam. Wybacz ale nie uważasz, że tutaj jest wiele rzeczy nie tak?
Coś na pewno jest nie tak. Pisałaś, że go zostawiłaś a teraz, że on wrócił.
Dużo w tej historii sprzeczności i niedomówień dlatego taki rozstrzał w ocenach.
Tak jak napisałam - ja bym się zgodziła na rozdzielność ale gdyby mi wcześniej to zaproponował i była jasna rozmowa. Co innego jest na sam koniec informowanie, że zmienia zdanie i jeszcze widać było, że mnie zbywał. Sam do czego się przyznał. Szczerze mnie się odechciało już wspólnych planów, mieszkań bo chyba człowiek napawa odrazy jak ktoś mi zarzuca, że jestem materialistką A to ostatnie co bym chciała usłyszeć od obcej osoby i od narzeczonego i tez nie chce wierzyć w to, że mój narzeczony był wyrachowany bo miałam go zawsze i mam za dobrego człowieka. W związku sama się utrzymywałam, nie dokładał mi do niczego. Do swoich sukcesów doszłam sama. Ja chciałam być tylko szczęśliwa i tak sobie myślę, że mi do tego jego mieszkanie nie jest potrzebne, a potrzebne mi jest jego wzięcie pod uwagę moich uczuć i szczerość bo gdzieś tutaj tego zabrakło. Można się było dogadać i o to mam żal, a nie o to głupie już mieszkanie. Chyba chodzi w związku by obie strony czuły się dobrze? Niekoniecznie musi wyjść na moje bo niby dlaczego? Uwierz, że nie zamierzam go namawiać do zmiany decyzji. A martwi mnie teraz to czy on w ogóle zamierza być ze mną na zawsze czy może jednak nie ma 100% pewności.. to mnie bardziej martwi niż to mieszkanie. Bo rzeczywiście można by się dorobić nowego, albo sama mogę sobie kupić.
Myślę, że takie zarzuty są na wyrost i są przykre. A skoro piszesz, że jest dużo niejasności to lepiej nie używać takich słów. Też mnie nie znasz i przyznam, że działam pod wpływem sporych emocji bo sama przyznaj, że tutaj nie jest błahy problem. Mam milion myśli na sekundę i w ogóle bije się z tymi myslami bo nie wiem do końca co mam myśleć.
Tak bo on wrócił. Zarzuty jakie miał - że się nie starałam. Bardzo ogólnie ale to i myślę, że one tutaj nie mają nic do rzeczy i nie chce się wiecej o tym rozpisywać bo widzę, że zostanę rozszarpana przez przykładowo takiego użytkownika jak Ciebie, a mi już wystarczy po tych przeżyciach. Odkąd wróciliśmy jest już dobrze między nami bo oboje się staraliśmy ale gdy doszło do rozmowy o mieszkanie to argumentuje, że to moja wina. Moim zdaniem słaba argumentacja.
santapietruszka napisał/a:A to rozstanie po drodze to ile trwało i z czyjej inicjatywy wynikło, i jak było uzasadnione?
Z mojej ponieważ narzeczony stosował teksty poniżej pasa i był bardzo nerwowy. Psychicznie się źle czułam. Dodatkowo on nigdy w swoich działaniach nie widział swojej winy. 4 miesiące rozstania.
A później:
Tak bo on wrócił. Zarzuty jakie miał - że się nie starałam. Bardzo ogólnie ale to i myślę, że one tutaj nie mają nic do rzeczy i nie chce się wiecej o tym rozpisywać bo widzę, że zostanę rozszarpana przez przykładowo takiego użytkownika jak Ciebie
Gdybyś pisała prawdę bez próby wybielania siebie to nie byłoby takich sprzeczności i łatwiej byłoby coś doradzić.
Odkąd wróciliśmy jest już dobrze między nami bo oboje się staraliśmy
No chyba jednak to jest tylko twój pogląd skoro on mówi:
Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa.
57 2019-01-13 13:21:46 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 14:05:50)
Kl4udi4 napisał/a:santapietruszka napisał/a:A to rozstanie po drodze to ile trwało i z czyjej inicjatywy wynikło, i jak było uzasadnione?
Z mojej ponieważ narzeczony stosował teksty poniżej pasa i był bardzo nerwowy. Psychicznie się źle czułam. Dodatkowo on nigdy w swoich działaniach nie widział swojej winy. 4 miesiące rozstania.
A później:
Kl4udi4 napisał/a:Tak bo on wrócił. Zarzuty jakie miał - że się nie starałam. Bardzo ogólnie ale to i myślę, że one tutaj nie mają nic do rzeczy i nie chce się wiecej o tym rozpisywać bo widzę, że zostanę rozszarpana przez przykładowo takiego użytkownika jak Ciebie
Gdybyś pisała prawdę bez próby wybielania siebie to nie byłoby takich sprzeczności i łatwiej byłoby coś doradzić.
Kl4udi4 napisał/a:Odkąd wróciliśmy jest już dobrze między nami bo oboje się staraliśmy
No chyba jednak to jest tylko twój pogląd skoro on mówi:
Kl4udi4 napisał/a:Kolejny trup z szafy - powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa.
Nie jest poglądem moim, że jest dobrze bo on sam to przyznał! A w temacie o mieszkanie powiedział to co napisałam wyżej. Widać on zmienia zdanie jak chorągiewka.
Słuchaj mi się też to to kupy nie trzyma bo jeśli ktoś mówi, że nie ufa to jak chce brać ślub? Czemu na to nie zwracasz uwagę tylko się mnie czepiasz? Zakładasz, że to on jest ten OK, a sama zwracasz uwagę, że tutaj nie ma pełnych informacji. Ja próbowałam różnych rzeczy zanim odeszłam od niego - od proponowania terapii dla par po inne rzeczy ale on nigdy nie chciał. Chętnie wrócę do tematu za jakiś czas i powiem jak to się potoczyło bo ja mogę dać szansę temu jeszcze i zgodzić się na jego decyzję i wtedy się dowiem czy jego gadanie to prawda czy tez nie. Skoro jestem w stanie zrezygnować z własnych oczekiwań życiowych to chyba taką materialistką nie jestem? Dalej z nim rozmawiam, a mogłam na pięcie się odwrócić i więcej z nim nie się nie widzieć gdyby mi tylko o hajs chodziło. Wybacz ale czuje się urażona.
W głównym poście zdaje się, że też zawarłam informacje, że długo mnie zwodził ze ślubem i nie napisałam dokładnie czy to było przed czy po rozstaniu. Było to przed i to uściśliłam i dopisałam. Jak masz mnie tak rozliczać za słówka to ja podziękuje. Sprawa nie jest łatwa i jestem w nerwach. Ja wiem, że z boku fajnie ocenić bo patrzysz na to trzeźwo. I rozumiem, że też ciężko przyjąć innym ludziom, że ktoś ma inny pogląd na życie, ale ja też nie muszę się godzić na wszystko co mi ktoś podyktuje i postawi przed faktem dokonanym. Obiektywnie nigdy nie będzie ale też zdaje sobie sprawę, że ważne jest to jak ja się czuje z tym wszystkim. Nie uważasz? I mi tutaj już kompletnie o żadne majątki nie chodzi tylko o to czy on sądzi, że jestem tą jedyna to lepiej się rozstać bo ja nie chce sobie życia komplikować i zdaje się, że on też..
Mną targają emocje i po kilku dniach może jeszcze inaczej będę na to patrzeć. Muszę sobie to przemyśleć na spokojnie. Pogadać z nim bo mamy się spotkać i wypracować jakiś kompromis, który będzie budził zaufanie dla obu stron.
Ile ludzi tyle poglądów ale chyba chodzi o to, żeby obie strony czuły się OK bo jeśli ja będę się z tym wszystkim źle czuć to nie ma sensu.
Reszcie osób dziękuje za spojrzenie na tą sprawę. Nawet za te niepochlebne dla mnie i wybaczcie ale więcej się udzielać nie będę bo na prawdę jestem sfrustrowana i to pewnie po moich postach widać bo też nie są wyważone (bije się z myślami non stop!), a nie chce żeby mnie ktoś tak oceniał po tym.
Autorko, od tej pory będę pisała tylko do ciebie, bo nie mam ochoty wdawać się w dyskusję z Wzl, gdyż to byłoby rzucaniem grochem o ścianę.
Pierwsza rzecz- słusznie zwracasz uwagę na to, jak zareagują twoi rodzice, gdy dowiedzą się o tej sprawie. Prawdę mówiąc, gdyby coś takiego trafiło na mnie, to mało, że miałabym dystans do tego człowieka, ale wręcz byłabym oburzona i na pewno nie namawialabym cię do małżeństwa.
Jak widać facet ten nie liczy się także i z tym, jaka opinie wyrobi sobie w twojej rodzinie. Czerwona lampka.
Następna rzecz- nie wierz w to, że gdy zostaniesz już jego żona i będziesz grzeczna (ci to w ogóle za stawianie sprawy), to on zgodzi się na wspólnotę majątkową. Akurat. Musisz wiedzieć, że to, co wypracujesz sobie teraz, przed ślubem, to dokładnie to będziesz miała. Później będzie już pozamiatane. Czerwona lampka.
Dalej- on kompletnie nie liczy się z tym, co ty sobie o nim teraz pomyślisz, że może będziesz miała uraz albo że odechce ci się tego szczęścia z nim? Przecież nie wierzę w to, żeby on nie miał wyobraźni i nie mógł wyobrazić sobie, że masz prawo czuć się rozczarowana, a wręcz oszukana. On wie o tym wszystkim, a mimo to uparcie forsuje swoje interesy. Świadczy to o tym, że w waszym związku on czuje się bardzo pewny siebie i nie liczy się z nikim ani z niczym.
Następna rzecz- nie wierz w to, że gdy zostaniesz już jego żona i będziesz grzeczna (ci to w ogóle za stawianie sprawy), to on zgodzi się na wspólnotę majątkową.
Oczywiście, że nie powinna w coś takiego wierzyć, bo on czegoś takiego nie powiedział.
To tylko czyjaś chora wyobraźnia, która coś takiego wymyśliła nie rozumiejąc prostego zdania:
powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa.
Trzeba być idiotą żeby ładować się we wspólnotę majątkową gdy w związku się źle dzieje.
60 2019-01-13 15:08:07 Ostatnio edytowany przez Kl4udi4 (2019-01-13 15:18:40)
ulle napisał/a:Następna rzecz- nie wierz w to, że gdy zostaniesz już jego żona i będziesz grzeczna (ci to w ogóle za stawianie sprawy), to on zgodzi się na wspólnotę majątkową.
Oczywiście, że nie powinna w coś takiego wierzyć, bo on czegoś takiego nie powiedział.
To tylko czyjaś chora wyobraźnia, która coś takiego wymyśliła nie rozumiejąc prostego zdania:Kl4udi4 napisał/a:powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa.
Trzeba być idiotą żeby ładować się we wspólnotę majątkową gdy w związku się źle dzieje.
Miałam już nie pisać ale jak widzę takie posty to serio mnie krew zalewa.
Widzę, że Ty sam znasz lepiej przebieg rozmowy i moje odczucia wobec całej sprawy. To jeśli dzieje się źle dzieje w związku to po co wracał i mnie mamił tym ślubem i mieszkaniem? Dla uzupełnienia oczywiście nie wróciłam do niego ze względu na te argumenty tylko na to że on i ja poprawimy swoje zachowanie i też czuje, że on jest nie fair jak odwraca kota ogonem, że wrócił bo JA obiecałam poprawę,a o swoich wadach kompletnie już nie pamięta. To on napierał na powrót i mnie non stop nachodził. Argument braku zaufania jest mega słaby bo podważa cały sens związku i dopiero pojawił się przy kwestii mieszkania. Gdyby wcześniej mi powiedział, że mi nie ufa to bym się nie zdecydowała na powrót. Bo jaki jest sens wracać do osoby której się nie ufa? Ja mu ufałam i dlatego wróciłam. Też nie widzisz jego niekonsekwencji? Serio bronisz go w 100% a to on tutaj był niekonsekwentny. Ja sobie nie mam nic do zarzucenia bo nie obiecywałam mu gruszek na wierzbie. To on stawia warunki mnie i to jest nie w porządku bo skoro obie strony się kochają to powinny spełniać swoje oczekiwania i wypracowywać kompromis. To on mi coś narzuca, a nie ja jemu. To tak jakby po małżeństwie po paru grubych latach bym stwierdziła, że nie chce dzieci ale nie chciałam mu mówić albo bym nie mogła mieć dzieci a bym to ukrywała. On by się poczuł oszukany i miałby racje bo od początku wiedziałam przecież, że on te dzieci chce. Tak daje tylko dla przykładu.
ulle napisał/a:Następna rzecz- nie wierz w to, że gdy zostaniesz już jego żona i będziesz grzeczna (ci to w ogóle za stawianie sprawy), to on zgodzi się na wspólnotę majątkową.
Oczywiście, że nie powinna w coś takiego wierzyć, bo on czegoś takiego nie powiedział.
To tylko czyjaś chora wyobraźnia, która coś takiego wymyśliła nie rozumiejąc prostego zdania:Kl4udi4 napisał/a:powiedział, że jak będzie dobrze między nami to będzie wspólnota majątkowa.
Trzeba być idiotą żeby ładować się we wspólnotę majątkową gdy w związku się źle dzieje.
Jest głupotą pakować się w małżeństwo jak się źle dzieje. A branie ślubu z rozdzielnością, bo źle się dzieje jest dla mnie co najmniej dziwne.
Wzl, Ty cały czas mówisz o samym fakcie rodzielności majątkowej i samodzielnym kupowaniu mieszkania, a problem autorki nie na tym polega. Chodzi o to, że ktoś podejmuje decyzje bez wcześniejszej rozmowy, decyzje niezgodne z wcześniejszymi ustaleniami i do tego stawia sprawę na ostrzu noża. Według mnie osoba, która tak się zachowuje w związku albo wie, że tej drugiej stronie zależy bardziej i się do wszystkiego dostosuje albo nie zależy mu aż tak i jest gotowy postawić na szali związek (bo albo będzie całkowicie na jego warunkach albo nie będzie). Chyba niewiele jest naprawdę zakochanych osób, które wiążą z kimś przyszłość, które stawiają wszystko na jedną kartę nie zważając na czyjeś uczucia w tak ważnych kwestiach.
Od początku pisałem, że jemu nie zależy na ślubie. Do tego nie ufa autorce i nie wierzy, że będą zawsze razem.
Ja też na jej miejscu nie brałbym ślubu.
Próbowałbym naprawiać związek gdyby mi zależało a prędzej bym się rozstał bo bez zaufania daleko nie zajadą.
Też nigdzie nie pisałem, że facet dobrze zrobił nie rozmawiając o zmianie planów z autorką. Natomiast dobrze robi, że nie ładuje się we wspólnotę majątkową z kimś kogo uczuć nie jest pewny.
Od początku pisałem, że jemu nie zależy na ślubie. Do tego nie ufa autorce i nie wierzy, że będą zawsze razem.
Ja też na jej miejscu nie brałbym ślubu.
Próbowałbym naprawiać związek gdyby mi zależało a prędzej bym się rozstał bo bez zaufania daleko nie zajadą.
Też nigdzie nie pisałem, że facet dobrze zrobił nie rozmawiając o zmianie planów z autorką. Natomiast dobrze robi, że nie ładuje się we wspólnotę majątkową z kimś kogo uczuć nie jest pewny.
O, no to nawet nie zauważyłam, że się ze sobą zgadzamy. Może niedokładnie czytałam.
64 2019-01-13 16:02:14 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2019-01-13 16:30:33)
Przyznam, że czuje złość ponieważ narzeczony wszem i wobec rozpowiada o ślubie i dzieciach i dobrze znał moje podejście w kolejności mieszkanie (uregulowanie spraw własnościowych owego mieszkania wraz z kredytem gdzie udział byłby procentowy), ślub i dzieci, a żadnych kroków z jego strony. Też zaczął teraz sabotować, że ja się uparcie trzymam schematów i że wcale taka kolejność być nie musi mimo, że znał moje podejście od samego początku związku. Nie widziałam być małżeństwem bez własnego mieszkania, a stać nas na to było zupełnie.
Właśnie te moje niedociągnięcia życiowe są dla niego wymówką. Obrona, był brak pracy przez dłuższy czas ale on wie, że ja mam zabezpieczenie finansowe i że miałam dość dobry zawód i doświadczenie.
Dlaczego sądzisz, że wymówką? W odwrotnej sytuacji wielu rozsądnym osobom zapaliłaby się czerwona lampka, bo nie ma pewności, że taki związek nie skończyłby się pasożytowaniem jednego na drugim. Choroba nie wybiera, jasne, ale jeśli prawdą jest że utrzymujesz się sama, to przejadasz oszczędności i lada chwila na mieszkanie możesz nie mieć. A że te "schematy" rzeczywiście mają u Ciebie dziwny priorytet to byście jeszcze poczekali na uzbieranie przez Ciebie kasy. Zamieszkaj u niego, nie wkładaj poza normalnym użytkowaniem i przekonaj się, czy to ma sens.
Choć moim zdaniem nie ma. Za mało tu miłości i chęci bycia razem, za wiele pretensji i czepiania się szczegółów. Może to bardziej niechęć do zaprzepaszczenia tych lat trzyma Was razem niż prawdziwe przekonanie. To niełatwe, ale czasem lepiej odpuścić, odpocząć od siebie, może zakończyć. Piszesz z pretensją o jego napieraniu o powrocie do siebie jakby Ci pistolet przyłożył i zmusił Sama wróciłaś, sama narzekasz, to sama to zmień. Podejmij konkretną decyzję zamiast wygodnie obwiniać go o wszystko i umywać ręce. Dorośnij, zrób to co dla Ciebie najlepsze, bo 6 lat to rzeczywiście sporo, szkoda kolejnych na coś nierokującego. Powroty czasem bywają potrzebne, jeśli ludzie mają niezamknięte sprawy i niepewność, czy nie zrobili błędu. Ale żeby miały sens trzeba by się związek poprawiał, a nie powodował frustracje. I pamiętaj, to Twoje życie, nie rodziców.
A Wg mnie jedyny błąd jaki zrobił facet to, to że zapomniał obgadać z Tobą swoją zmianę planów
Ja też bym nie chciała brać wspólnego kredytu będąc w narzeczeństwie w którym się ślubu nie planuje. W zasadzie jedno słowo- zrywasz i odchodzisz, a kredyt zostaje. Myśli o wspólnym kredycie zaczęłabym po ślubie albo po wpadce.
Możesz się wprowadzić do niego, odkładaj sobie swoją kasę, jak będzie ok możecie wziąć ślub a po ślubie on może Cię dopisać do kredytu. A jeśli nie będzie chciał to w zasadzie mieszkasz u niego a swoją kasę masz na koncie. Jak coś wam się nie uda to weźmiesz sobie sama coś na kredyt.