Interesuje mnie nie ocena poszczególnych aktywności, ale ocena skutków seksualizacji społeczeństwa ogólnie, którą to wybitnie promuje liberalizm i którą to jest coraz bardziej widoczna. Czy to wogóle widzimy? Czy jak zwykle obudzimy się za późno? Chodzi też nie tylko o ustosunkowanie się do problemu ale o nabycie "umiejętności reakcji" szczególnie jeśli taki fakt dotyczyłby naszych dzieci w szkole, gdzie nie zawsze kontrolujemy treści, które przyswajają a niebezpieczeństwo wynika z tego, że do seksualizacji społeczeństwa angażowane są już samorządy i edukacja.
Otóż, wg. mnie celem seksualizacji jest "urabianie społeczeństwa, w sposób świadomy, do "bezwolności". W czasach komunizmu polegało to na rozpijaniu społeczeństwa. I mimo, że skutki tego były widoczne i kosztowne, to jednak świadoma polityka (poprzez niski poziom cen, dostępność, itp.) była określona.
W przypadku liberalizmu psucie społeczeństwa (w tym dzieci!) polega na lansowaniu seksualizmu poprzez zbyt wczesne "uświadamianie", pokazywanie fałszywych modeli, promowanie mastrubacji, nauczanie o konieczności akceptacji róznych dewiacji, itp. Wiele z tych rzeczy nie tylko osłabia moralny kręgosłup społeczny (a więc i wolę działania, umiejętność przeciwstawiania się złym wpływom i niekorzystym czynnikom) ale również powoduje liczne uzależnienia, które są świadomie bagatelizowane. Mamy przecież wiele skutków tego ale to nie z przyczynami się walczy. Nie zapominajmy też o szkodach, które taka aktywność wywołuje, zaburzając normalne relacje między ludźmi.
Komunizm rozpijał społeczeństwo, Liberalizm seksualizuje społeczeństwo, czego dowodzi choćby obecność polityków w marszach na rzecz seksualizacji i jej promocji.
Czy to widzimy? Czy widzimy to jako problem? Czy potrafimy się temu przeciwstawić? A może nasza osobista w tym aktywność powoduje, że sami stajemy się bezwolni i niejako akceptujemy seksualizację z wszystkimi jej skutkami? Jakie skutki widzimy?