Witajcie,
Przedstawię wam mój problem. W ciągu ostatnich miesięcy, spędziłam bardzo dużo czasu w szpitalu. Okazało się, że mam MRZS i muszę brać sterydy. Przybiło mnie to. Szpital również był dla mnie przykrym miejscem. W dodatku stres związany z nauką i problemy rodzinne. W ostatnim czasie jednak to wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Do tego jeszcze przez sterydy tyję. Jest mi strasznie ciężko i bardzo często płaczę z tego powodu. W domu czuję się jakby nikt mnie nie rozumiał. Proszę pomóżcie mi.
Co mówią lekarze, jakie dają szanse na wyleczenie? Na pewno wiele zależy od Ciebie. Dlatego nie poddawaj się, rób wszystko co w Twojej mocy. Czy rodzina nie wspiera Cię w chorobie?
3 2018-12-13 16:18:30 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-12-13 16:44:00)
Bardzo trudno jest przyjąć cios, który nagle spada na głowę.
Też jestem przewlekle chora, zespół Sjogrena, przez 10 lat w miarę spokojny, rozhulał się trochę ostatnio. Nie wyzdrowieję już, bo to choroba na cale życie, ale mogę starać się trzymać ją w ryzach, dbać o siebie, pilnować badań i kontroli.
Coż Ci mogę powiedzieć... To naprawdę nie koniec świata, nie wyrok. Można nawet z niepełnosprawnością używać życia i przeżywać chwile szczęścia. Choroba ma swoje rzuty i okresy remisji.
Warto patrzeć na sprawy z innej strony, perspektywy ; pamiętam, jak wybierałam się na swój pierwszy pobyt w szpitalu: postanowiłam podejść do sprawy pozytywnie. Sprawiłam sobie fajną piżamę, pasującą do szlafroka od przyjaciółki, skarpetki z palcami (zawsze mi się podobały, więc skorzystałam z okazji) i oświadczyłam, że idę się lansować na oddziale
W szpitalu nudy byłyby jak flaki z olejem, mnóstwo czasu "do przerobienia", ale poznałam fajną panią Anię, z którą gadałyśmy całymi dniami i zapraszałyśmy na kawki pewnego pana Staszka. Czas całkiem miło zleciał, choć po diagnozie przepłakałam wieczór.... no, cóż, czasem w życiu i popłakać trzeba. Nawiasem mówiąc ci moi znajomi byli dużo bardziej poszkodowani ode mnie, a jednak pan Stasiu zarażał pogodą ducha, a pani Ania - otwartością na drugiego człowieka. A poza tym wyspałam się wtedy za wszystkie czasy (młodej mamie wciąż tego było mało) i wypoczęłam tak, że aż po moim powrocie zwróciła na to uwagę wychowawczyni syna z zerówki (a nie wiedziała, że byłam w szpitalu). Przeczytałam na oddziale dwie świetne książki i napisałam recenzje do naszego bibliotecznego dyskusyjnego klubu, wyróżnione potem publikacją przez Instytut Książki.
Mineło 10 lat, nadal żyję, trochę kwękam, ale korzystam z życia ile tylko mogę (np. PTTK), mam nadzieję po jesiennych dolegliwościach wrócić wiosną do odstawionego z konieczności roweru, a także wyjechać na dlugo odkładane wakacje do rodziny za granicą (hip, hip, hurrra! przypomniałam sobie, że w 2019 r. mija mi w pracy 20 lat i kapnie trochę jubileuszowego grosza!!!). Wciąż mam o czym marzyć.
Kochana, jeszcze wiele przed Tobą dobrego!!!
P.S. Sterydy brałam krótko i nie utyłam ani grama. Ale z dwojga złego: cierpieć ból, który nie daje spać po nocach (tak było) czy przybrać parę kilo, zdecydowanie wybieram to drugie. Znam niejedną atrakcyjną mimo puszystości kobietę.
Jejku współczuję, mój syn miał podejrzenie tej choroby i wszyscy ogromnie się stresowaliśmy, sama nie spałam po nocach, wiem że dobrze leczone może nie być aż tak bardzo uciążliwe. Może szukaj dalej i się diagnozuj? Pogadaj szczerze z rodzicami, może poszukaj wsparcia psychologa? Doraźnie na uspokojenie tp np. ziołowy nervomix z melisą, trochę psychicznie będzie Ci lżej.