Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 7 ]

1 Ostatnio edytowany przez bodcare (2015-02-02 02:53:29)

Temat: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Witam wszystkich użytkowników tego forum. Byłam częstym gościem tutaj, ale tym razem postanowiłam zarejestrować się i napisać swoją jeszcze niedawną historię, w nadziei, że uda mi się chociaż trochę pozbyć się swoich uczuć. Czas leczy rany, prawda, ale czy miłość potrafi przezwyciężyć wszystko ? Chyba nie, może kiedyś jeszcze będą te słowa. Ale do rzeczy.

Poznałam ją, tak ją na zawodach międzynarodowych i to zagranicą półtora roku temu. Ja wtedy reprezentowałam zespół w piłkę nożną, ona siatkówkę. Pomyślałam wtedy, że fajna z niej dziewczyna, może kiedyś będziemy przyjaciółkami. Poznałyśmy się na otwarciu turnieju, a pogadałyśmy trochę na lotnisku, gdy czekałyśmy na powrotny samolot do kraju. Zauważyłam, że jesteśmy do siebie podobne. Te same imię, te same oczy, ten sam rocznik, zaledwie 1 cm wyższa, ta sama klasa, ten sam profil, te same pasje, ten sam charakter, nawet ten sam rozmiar buta. smile Wróciłyśmy do swoich domów, zapomniałam o jej istnieniu. Niestety czasem mam słabą pamięć, słabo pamiętałam, że ją poznałam, bo były jeszcze inne osoby. To był rok, gdy poznawałam wiele wspaniałych osób.  Zanim dołączyłam do zespołu byłam nikim, nie czułam się sobą, wpadałam w sidła depresji (nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy!). Wpadłam w uzależnienie od komputera od podstawówki. Wolałam samotne życie niż towarzyskie, nawet nie chciałam mieć przyjaciół. Byłam wtedy odpychana od innych ludzi i bardzo przejmowałam się tym i ja ich odpychałam. Spędzałam czas w szpitalach trzy razy z powodu silnych zawrotów głowy i wymiotów. Miałam wtedy pewność, że coś mi jest. Robiłam duużo badań i wszystko było dobrze, dziwiłam się i zastanawiałam się czemu tak jest. Dopiero kilka miesięcy temu zdałam sobie sprawę, że miałam depresję.  Ale odkąd zostałam powołana do Kadry wszystko zaczęło się zmieniać.
Pokochałam sport na nowo. Kiedyś miałam momenty, że miałam już dość, że już nie mam siły wypruwać flaki na treningach - w końcu trenuję już 9 rok. A gdy nastąpiły przygotowania do tej wyżej wspomnianej imprezy, aż złapałam wiatr w żagle. Zaczęłam czerpać radość i satysfakcję z tego, co robię i przede wszystkim z życia. To był ten moment kiedy zaczęło mi zależeć. Potem kilka miesięcy po zawodach miałam młodzieżowy turniej w siatkówkę. Znów ją tam spotkałam. Ona gra w klubie B, ja A. Ale to nikomu nie przeszkadzało. Pamiętam, że jak ją zobaczyłam to, aż banana na twarzy miałam i przytuliłyśmy się na powitanie. Od razu miałyśmy ze sobą dobry kontakt. Dużo gadałyśmy i żartowałyśmy, nawet razem z resztą. Wolała spędzać czas z nami niż z drużyną B. W końcu miała też w moim zespole naszą bliską koleżankę, która była z nią w zespole siatkówki. Nic nie stało na drodze, abym mogła dołączyć do ich rozmowy. Po pierwszym dniu turnieju wieczorem planowałyśmy małe picie, więc ją zaprosiłam do nas, do pokoju. Przyszła. Dużo gadałyśmy ze sobą wśród wszystkich dziewczyn, nawet piłyśmy z jednego kubka, bo zabrakło ich. Kto by pomyślał, że tak szybko zbliżymy się do siebie ? Zamieniłyśmy się numerami. Po kilku kieliszkach wołał mnie trener zespołu siatkówki. A ja przerażona trochę byłam, bo co jeśli wyczuje alkohol ? Więc na szybko parę ciasteczek zjadłam i poszłam. Powiedział, że chciałby, abym dołączyła do zespołu w siatkówkę. Ale musiałam zdecydować się pomiędzy piłką nożną a siatkówką. Nie byłam do końca zadowolona z gry w zespole piłki nożnej. Trener, który ani razu nie dał mi szansy, atmosfera w zespole i sytuacje kontrowersyjne związane z masażystą oraz drugim trenerem spowodowały, że nie czułam się z nimi do końca dobrze i na miejscu, i zdecydowałam się spróbować swoich sił w siatkówce. Do dnia dzisiejszego nie żałuję tej decyzji.
Po turnieju wróciłyśmy do domów, ona mieszka trochę dalej ode mnie. Ale nic nie stało na drodze, aby kontaktować się. Były SMS-y, komunikator na fb. Dużo pisałyśmy. Potem jakiś miesiąc - dwa później miałyśmy obóz. Miałyśmy razem pokój. Wszystko było super, mnóstwo śmiechu, super atmosfera, miałyśmy kontakt coraz lepszy. Po zakończeniu obozu nasz kontakt zacieśniał się, zaczynałyśmy ufać sobie, mówić o rzeczach, których normalnej koleżance nie powiedziałybyśmy. Byłyśmy dla siebie wsparciem. Samo jej istnienie, nasz kontakt powodował, że uzależniałam się od niej, a odsuwałam się od komputera. Ona przyczyniła się do tego, aby nie przejmować się opinią innych, pokazała mi, że takie rzeczy trzeba mieć w d****. Dzięki niej poznałam prawdziwą samą siebie. Silną a zarazem delikatną, odważną osobą z dużym poczuciem humoru. Poznawałam życie i dalej poznaję, ale gdyby nie ona, nie miałabym nawet odwagi. Dalej byłabym sztywną i zamkniętą w sobie osobą. Pokazała mi czym jest ŻYCIE.
Pewnego dnia napisała mi, że podjęła się próby samobójczej, na szczęście nieudanej. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, co się z nią dzieje. Wiedziałam, że mnie potrzebuje. Przyjechałam do niej na kilka dni. Przeraziłam się, ale musiałam być po prostu być przy niej. Poczułam, że trzeba o nią zadbać, skoro jej rodzina zaniedbywała (alkoholizm, przemoc), to byłam jej wsparciem. Okazało się, że to nie pierwsza próba. Szok. Tym bardziej czułam się za nią odpowiedzialna.
Spotykałyśmy się na obozach i zawodach siatkówki, było z nią coraz lepiej. Bo wyjeżdżając odcinała się na jakiś czas od tych problemów i to jej pomagało. Odzyskiwała siebie. Nadchodziły wakacje. Chciałam, aby ona przyjechała do mnie na jakiś czas, żeby nie żyła wiecznie tymi problemami. Ale pojawiła się przeszkoda, bo dostałam bardzo dobrą propozycję pracy od znajomego na całe wakacje. No i co tu miałam zrobić ? Twardy orzech do zgryzienia. No, ale udało się zrobić tak, że w końcu obie pojechałyśmy do pracy, mimo jej niechęci, chciała odpocząć od tego wszystkiego. Powiedziałam jej, że nie odpocznie nic nie robiąc, a w pracy na pewno będzie fajnie, bo to w końcu nad morzem. Byłyśmy odcięte od rzeczywistości. W wolny czas spędzałyśmy na plaży, w mieście. Było bardzo dużo śmiesznych sytuacji, których do dziś wspominam. A uczucie do niej zaczęło się tak nasilać, że nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Strasznie dużo myślałam o niej, jej osoba zawładnęła moją głową i sercem. Śniła mi się po nocach. Zaczęłam się dusić tym. Po prostu zakochałam się w niej. Dużo ryzykowałam, bo kiedyś podczas luźnej rozmowy mówiła, że woli tylko facetów. Ryzykowałam utratę tak bardzo ważnej przyjaźni, która znaczyła dla nas bardzo wiele. Bałam się jej reakcji. Bałam się, że mnie odrzuci. Bałam się jak to potem będzie. Początkowo wolałam poczekać jak mi przejdzie, ale tak nie było. Pewnego razu powiedziałam "Jak ma być to będzie, muszę jej powiedzieć". Wyznałam jej to. Początkowo odebrała to na spokojnie, na moje wyznanie odparła, że "kocha mnie, ale tylko jako przyjaciółkę". Powiedziała, że przetrwamy, że to nie wpłynie na naszą przyjaźń.
Jednak następnego dnia, coś w nas wtedy pękło. Nie mogłyśmy na siebie patrzeć. Miałyśmy poważną kłótnię, towarzyszyły nami przeróżne emocje od złości do płaczu, aż po rezygnację. Powiedziała wtedy, że straciła kolejną przyjaciółkę i nigdy nikomu już nie zaufa. Chciała urwać kontakt na długi czas, żeby zapomnieć o tym wszystkim, ale ja nie chciałam jej stracić. Sięgnęłam tego dnia po alkohol i w ciągu pół godziny zdążyłam wypić tyle, że urwał mi się film i celowo skaleczyłam się papierosem. Gdy wytrzeźwiałam to zrozumiałam, że muszę dać jej czas na poukładanie sobie tego w głowie. No bo kto by się spodziewał, aby osoba wyznała miłość tej samej płci? Odpuściłam. Dałam jej wolną drogę. Nie miałam innego wyjścia. Skasowała mnie z kontaktów, usunęła nasze wspólne zdjęcia, usunęła mnie z fb. To było straszne. Myślałam, że już nigdy nie będziemy sobie bliskie. Odkąd wyjechała, na początku nie było łatwo. Poznałam nowego kolegę - geja. Zaczęłam zwierzać mu się. On był moją terapią. Obiecałam jej, że już nic złego sobie już nie zrobię, nie sięgnę po alkohol, fajki i przejdę na dietę i spróbuję odrzucić uczucie - i tak było. Po wakacjach efekty tego były nieziemskie. Schudłam na tyle, że wszyscy zauważyli. Wszystko zaczęło wracać do normy, jednakże brakowało mi jej.
Pod koniec wakacji zmarła moja prababcia. Wiadomo kolejna płacz, smutek, rozstanie się z kolejną osobą i pogrzeb. Niespodziewanie dostałam cynk od trenera, że mogłabym pojechać na obóz. Zastanawiałam się. Bo ona tam miała być. To była trudna decyzja, bo przygotowała się do kolejnej ważnej imprezy i nie chciałam stawać na jej drodze oraz przeszkadzać jej swoim istnieniem. Jednakże pojechałam, ponieważ musiałam podejmować decyzję ze względu na siebie i tak się stało. Przyjechałam przed nią, spotkałam się jeszcze z inną koleżanką, która wiedziała o kłótni (ale nie wszystko). Mówiła, że ma chłopaka, byłam zdziwiona, że tak szybko. Bałam się bardzo jej przyjazdu. Jednak to było niepotrzebne, bo normalnie przywitała się ze mną. Znów zaczęłyśmy normalnie ze sobą rozmawiać, dużo rozmawiałyśmy na chłodno o tym, co było. Śmiałyśmy się z tej całej sytuacji. Uczucie nie zniknęło w całości, ale było wyłączone. Pytałam się czy rzeczywiście ma chłopaka. Miała, ale rzuciła go. Pewnego dnia wieczorem poszłyśmy na spacer. Była jakaś inna. Mówiła, że chce mi coś powiedzieć, ale boi się, że to odbije się na naszej od nowa budowanej przyjaźni. Więc nie powiedziała. Domyślałam się, że czuje do mnie to samo, co ja. Ale było we mnie strasznie dużo niepewności i bałam się ją pocałować, chociaż dwa razy tak na siebie głęboko spojrzałyśmy sobie w oczy. Powiedziała, że powie, gdy spotkamy się normalnie, a nie na obozie itp.
No i kolejny powrót do domów. Kontakt odnowiłyśmy. Dużo pisałyśmy, tak jak dawniej. Właśnie tego mi wtedy brakowało. Pewnego dnia napisała mi, że zakochała się we mnie. Nigdy tego nie zapomnę. Szok, niedowierzanie, milion razy czytałam to, zanim odpisałam, dreszcze, nieopanowanie się, tysiąc myśli w głowie. Świat obrócił się o 180 stopni. Byłyśmy ze sobą meega szczęśliwe, milion miłosnych smsików. Wszystko było dla mnie takie prostsze. Była dla mnie bratnią duszą. Przez jakiś czas nie mogłyśmy się spotkać, bo terminy miałyśmy cały czas zajęte, bo szkoła, imprezy urodzinowe bliskich znajomych, rodziny itp. Zaczęły nadchodzić jej wątpliwości co do naszego związku. Nie rozumiałam dlaczego, próbowałam naciskać ją, żeby podała przyczynę, bo mówiła "tak będzie najlepiej dla nas, nie zasługuję na Ciebie". W końcu udało mi się z niej coś wycisnąć. Na początku powiedziała, że jest uzależniona od masturbacji i od oglądania w internecie intymnych rzeczy. No to powiedziałam: "damy radę" i że trzeba byłoby pójść na terapię, a ja będę ją wspierać. Ok, pierwsza przeszkoda pokonana, dalej byłyśmy ze sobą razem. Miała imprezę. Zdradziła mnie z kimś. Pocałowała jakiegoś faceta. A ja dalej próbowałam ratować nasz związek. Druga przeszkoda pokonana. Kosztowało mnie to wiele sił i płaczu. Ale wciąż czułam się silna i byłam w stanie jej wybaczyć. Ale ona nie chciała już związku, bo to nas dużo kosztowało. W końcu miałyśmy wolny termin. Przyjechałam do niej, żeby porozmawiać o tym wszystkim i czy wgl ma to sens, żeby być razem - taki był cel. Było inaczej. Wysiadłam z autobusu, przytuliła mnie, złapała mnie za rękę i od razu zapomniałam, po co tu przyjechałam. Spędziłam u niej połowę doby, całowałyśmy się, spacerowałyśmy po mieście. Było idealnie. Najlepszy dzień w moim życiu. Wróciłam do domu. Dwa dni później - rozstanie. Tak, ciężko to sobie wyobrazić. No i dlaczego? Głównym powodem tego wszystkiego nie były wymienione wyżej przyczyny, a molestowanie w dzieciństwie. Wiedziałam o tym, ale nie sądziłam, że ma po tym traumę i boi się, że zrobię jej krzywdę.
Znowu czułam rozpacz, wściekłość, żal, smutek, agresja - po prostu wszystko co złe. Nie byłam sobą. Piłam częściej piwo, ale nie w nadmiarze. Byłam wkurzona, że to akurat musiało jej to się przydarzyć. Po raz kolejny urwany kontakt. Miałam tylko dwa tygodnie na ogarnięcie się, bo był kolejny turniej, w którym się widziałyśmy. Rozmawiałyśmy po raz kolejny, ale dalej żyłyśmy tym co było, dalej chciało mi się płakać. Paliłam, żeby jakoś się odreagować. Potem zaczęłam się ogarniać, niedługo potem były następny oboz i powiedziałam jej, że zależy mi na naszej przyjaźni. Jednak to było jeszcze za wcześnie, ale zaczęłyśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Zaczęłyśmy pomału odnawiać kontakt. Był trochę rzadszy, ale zawsze coś. Kolejny obóz. Znów gadanina. Powiedziała, że dalej mnie kocha, ale nie możemy być razem. Że to nie jest jej czas. Ciągle walczy z przeróżnymi problemami i znów podupadła na psychice - myśli samobójcze zaczęły do niej wracać. Przepraszała mnie za to wszystko i prosiła o to, abyśmy urwały kontakt. Szykowałam się pomału na to, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Ten brak kontaktu dobijał mnie, ciągle o niej myślałam, uczucia nie chciały odpuścić się, śniłam o niej, zastanawiałam co się z nią dzieję, martwiłam się tak, że zapomniałam o sobie. Mój stan zaczął się pogarszać i w związku z tym zaczęłam wizyty z Panią psycholog, aby pomogła mi stanąć na właściwej drodze. Tak też się stało. Wszystko szło w dobrym kierunku. Dała mi do zrozumienia, że nie wie czego ona chce.
Przed Sylwestrem wrócił kontakt na chwilę, bo spotkałyśmy się u jej koleżanki na imprezie sylwestrowej. Powiedziała, że uczucie nie zniknęło, że pragnie mnie, ale nie może być ze mną. To samo u mnie. Żadna z nas nie chciała pozbyć się tych uczuć. Czyli to samo, co wcześniej. Od Nowego Roku miałyśmy zacząć nowy rozdział, odpuścić. Prosiła o obietnicę, że odpuszczę. Nie mogłam jej tego obiecać, czego mogę nie być w stanie zrobić. Ale obiecałam jej, że postaram się, bo potrzebuje mnie jako przyjaciółkę. Postanowiłyśmy, że damy sobie duuużo czasu, na to, żeby wszystko się odpuściło. Byłam gotowa na ten zerowy kontakt. Miałyśmy tylko pisać raz na jakiś  czas, żeby zobaczyć jak nam idzie. Było ciężko. Cały czas o niej myślałam, śniła mi się prawie każdej nocy, cierpiałam z powodu niespełnionej miłości. Odezwała się do mnie, pogadałyśmy przez dwa dni i powiedziałam, że nie umiem odpuścić. To jest silniejsze  ode mnie. U niej to samo. Potem wtrąciłam temat naszego kontaktu. Bo jaki jest sens nie kontaktowania się skoro to nie pozwala zapomnieć ? Pomyślałam, że szybciej byłoby, gdybyśmy normalnie utrzymywały ze sobą komunikację to szybciej odpuści się. Teraz piszemy ze sobą dzień w dzień. Jednak miałyśmy kolejną przeszkodę. W wyniku tej całej sytuacji nasze zaufanie się zepsuło. Odzyskujemy ufność wobec siebie, jest lepiej, uczucie odpuszcza się, myślę o niej już jako przyjaciółce, jednak są pewne momenty, że czasem serce daje o sobie znać. Poznałam kogoś innego, ale wycofałam się z tego zanim się zaczęło, bo to jest jeszcze za wcześnie. Zaczynam to już traktować jak historię, chociaż dzisiaj poczułam jej chłód. Prosiłam ją o nie wracanie już do tego tematu, bo chciałam skończyć z tym i skupić się na przyjaźni. W końcu zrozumiałam, że to PRZYJAŹŃ jest bardziej wytrwała niż miłość. Pytała mnie dzisiaj o uczucie, powiedziałam jej jak jest i chciała znowu zerwać kontakt. Ale tym razem już nie z naszego powodu. Potrzebuje oderwać się od świata, zająć się własnymi problemami. To i ja zajmę się sobą - będzie dobrze smile
A od miłości trzymam się z dala. Szkoda tych nerwów i płaczu. Przecież wcześniej mi niczego nie brakowało, byłam szczęśliwa będąc singielką, mając dobrych znajomych i ją - przyjaciółkę, no ale chciałam posmakować więcej za życia. Teraz to od nowa próbuję odzyskać swoje szczęście, satysfakcję ze swojej sportowej pasji jednak jest ciężko, bo depresja jest tuż, tuż za drzwiami i nie mogę ich ponownie otworzyć. Ale jestem bardziej doświadczona, nie żałuję niczego, nawet tego bólu, bo to mnie czyni silniejszą. Poznałam swoją orientację i dzięki niej jestem pewna swoich zalotów do tej samej płci big_smile Czasami złe rzeczy mają swoje dobre strony.

Ciekawa jestem czy komuś udało się przeczytać to do końca smile Jeśli tak to pełen podziw dla Was.  Poczułam, że kolejną cząsteczkę uczuć wyrzuciłam z siebie smile Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i dziękuję wszystkim, którzy zainteresowali się moją historią!

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

No bo pisząc o miłości, tak naprawdę chodzi ci o seks i masz duże potrzeby w tym względzie. Zdarza się z różnych powodów, że sprawy seksu wywołują rozterki u drugiej osoby, a głównie dlatego, bo seks wywołuje silne emocje i często nie jest to akceptowane. Myślę że powinnaś spróbować trochę kontrolować swoje potrzeby seksualne kosztem budowania więzi uczuciowej. Twoja koleżanka ma zaburzenia konwersyjne wyrażane przez seks i to tym bardziej może stanowić problem z seksem. Chyba lepiej byłoby szukać dziewczyny bez problemów natury psychologicznej. Z nią będzie ciężko nawiązać relacje seksualne bo ma uraz do seksu.

3

Odp: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Nie chodzi mi przede wszystkim o seks. To nie jest tak, że to jest na pierwszym miejscu. Bardzo mi zależało na prawdziwej miłości, ścisłych więzach z nią. Czułam, że jesteśmy sobie przeznaczone. Pragnęłam być z nią, a nie tylko kontaktu seksualnego.

4

Odp: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Sama nie wierze, ze to przeczytalam, bo normalnie przewijam takie wielkie historie. Jedyne co mi przyszlo do glowy tym poscie to ze jestes jeszcze mega mloda. Daj sobie czas i postaraj nie komplikowac na sile zycia. I ze najmadrzejszy w tej calej Twojej wypowiedzi jest temat posta - lepiej byc samej, niz kochac kogos (na sile).
Pozdro.

5 Ostatnio edytowany przez Anna1980 (2015-02-03 20:27:32)

Odp: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Tak... Życie nas stale zaskakuje sad ... Przykro mi ze Wam nie wyszlo sad ale masz racje ze zdobylas ważną wiedze o sobie i nie tylko. ... A przyjaciółkami zostaniecie na zawsze i uczucie tez zostanie pewnie... Trzymaj sie smile
zablokowalas opcje maila...

6 Ostatnio edytowany przez bodcare (2015-02-04 04:58:54)

Odp: Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.
Anna1980 napisał/a:

Tak... Życie nas stale zaskakuje sad ... Przykro mi ze Wam nie wyszlo sad ale masz racje ze zdobylas ważną wiedze o sobie i nie tylko. ... A przyjaciółkami zostaniecie na zawsze i uczucie tez zostanie pewnie... Trzymaj sie smile
zablokowalas opcje maila...

Wlaczylam opcje napisania emaila, wiec zapraszam smile
Dokladnie, jeszcze niedawno nie myslalam, ze tyle bedzie sie dziac, ale na szczescie teraz jest juz spokojnie i na razie nie oczekuje zadnych niespodzianek. smile
A czy uczucie zostanie ? Czas pokaze. Obecnie ucze sie zyc z tym i nie myslec o niej jako dziewczynie.

Posty [ 7 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Lepiej być singlem/ielka niż kogoś kochać - wiele problemów w miłości.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024