Cześć, zakładam temat bo już nie wiem co robić.
Poznałam fajnego faceta na tinderze ponad pół roku temu, niesamowicie atrakcyjne(dla mnie), w dodatku, inteligenty i ambitny - no właśnie, aż zaanadto ambitny. Od razu się sobie spodobaliśmy i szybko się związaliśmy. Ze względu na trudną sytuację finansową mojej rodziny utrzymuje się samodzielnie - studiuję dziennie, dodatkowo pracuję na 3/5 etatu i mieszkam w akademiku, moja rodzina mieszka na drugim końcu Polski. Mój chłopak mieszka z rodzicami. Na początku spotykaliśmy się na mieście, wychodziliśmy ze znajomymi, do kina, spacer, czasem u niego no i tutaj zaczynały się problemy. Jego rodzina z jakiegoś powodu od początku mnie nie polubiła. Ilekroć byłam u niego w domu zawsze słyszałam jakieś "docinki" w moją stronę. Nikt mnie wprost nie obraził, ale np kiedyś wybieraliśmy się na imprezę do klubu, miałam wtedy trochę większy dekolt i krótszą trochę spódniczkę niż do kolan. Jego Mama zasugerowała, że jest zimno i powinnam założyć coś cieplejszego(był środek lata), innym razem jego Ojciec stwierdził, że mój kierunek studiów jest obecnie niewarty studiowania bo nie ma w nim pracy, a ich syn jest taki super, bo studiuje informatykę i to taki przyszłościowy kierunek i tyle kasy po nim będzie zarabiał. Zawsze znajdą jakiś pretekst, żeby mnie skrytykować, tak więc od samego początku związku unikam jak mogę pojawiania się w domu mojego chłopaka. W moim akademiku są takie zasady, że osoba z zewnątrz musi opuścić akademik przed 22, dodatkowo zawsze jakiś współlokatorka.
No i jesteśmy już razem ponad pół roku, powiedziałam mu wprost - że nie mamy się gdzie spotykać tylko we dwoje, nie stać mnie aby codziennie wychodzić na miasto do kina, lokalu czy kawiarni, a ile można spacerować. Stwierdziłam, że powinniśmy zamieszkać razem w jakiejś skromnej kawalerce, abyśmy mieli jakąś wspólną przestrzeń do spotkań. On twierdzi, że to beznadziejny pomysł, bo możemy spotykać się u niego w domu(jego rodzice mają spory dom na obrzeżach miasta), a on nie zamierza, bo ma całe piętro dla siebie i w dodatku oszczędza kupę kasy, on jest wielkim przeciwnikiem wynajmowania, brania czegokolwiek na kredyt. On twierdzi, że woli mieszkać z rodzicami do 30 zwłaszcza i oszczędzać kasę a potem kupić mieszkanie za gotówkę, niż ryzykować i brać kredyt albo wynajmować mały pokój, skoro ma całe piętro dla siebie (rodzice mieszkają na dole, on mieszkał z siostrą na piętrze, ale jego siostra się ożeniła i wyprowadziła niedawno temu).
On jest strasznie uparty i mówi że przesadzam, że powinnam przyjeżdżać do domu jego rodziców do niego w odwiedziny i "nie wydziwiać", stwierdził, że nawet nakłoni rodziców, aby mnie przyjęli i mogła z nimi zamieszkać.
Nie chce nic ze mną wynajmować zwłaszcza, że dobrze zarabia. Wie jak ja mam ciężko z finansami, a mimo to ja chcę z nim wynająć kawalerkę i składać się na rachunki po połowę, bez wysłuchiwania uszczypliwych komentarzy od jego rodziców i narzekania na mój kierunek studiów.
Obydwoje jesteśmy uparci i nie zamierzamy zrezygnować ze swoich postanowień, nie wiem jak rozwiązać ten konflikt.