czne od tego, ze mam 27 lat i rodzine. Od 4,5 roku jestem zona. Nigdy wcześniej nie zdradziłam mojego meza, mimo pokus i okazji bylam wierna, chyba wmawiałam sobie ze go kocham i znosiłam przez dobre 3 lata to jak mnie rani i nieszanuje ( moj maz pochodzi z bylej Jugoslawii), az w koncu peklam w któryms momencie.
Moja historia zaczyna sie we wrześniu tego roku, na dwa dni przed moimi urodzinami. Wybralam sie z przyjaciolka na dyskotekę. Rzadko odwiedzam takie miejsca ale tym razem chciałam pojsc. Chcialam zaszaleć. Zdaje sobie sprawę z tego ze przykuwam uwagę facetow, nie jestem prozna, ale wiem ze brzydka tez nie jestem. No i na tej dyskotece poznałam JEGO. Nie bylam nim zainteresowana , był dla mnie jak cala ta reszta tych "napalonych facetów" do okola. Pogadalismy i odeszłam.
Przeszlo kilka godzin. Znalazl mnie na fb i od tego czasu nieustannie wypisywal do mnie, dzwonil, po prostu nie odpuszczal. wiedział ze mam rodzine powiedziałam już mu to na tej dyskotece, bo był zdziwiony ze rozmawiam w jezyku serbsko chorwackim- tez pochodzi z bylej Jugoslawi, ale z innego Panstwa niz moj mąż. napisałam mu nawet w wiadomość, ze ma przestać wydzwaniać i wypisywać, bo moje milczenie nie dawalo mu spokoju gdy nie odpowiadałam na jego wiadomości. Napisalam mu ze denerwuje mnie to, przestal być nachalny ale nadal sie odzywal.. w koncu po 3 tygodniach, dla swietego spokoju umowilam sie z nim na kawe, dwie godziny przed tym zanim pojde do pracy. chciałam przedstawić sie z jak najgorsej strony, żeby sobie odpuscil i stracil zainteresowanie, ale on na koniec tego spotkania mnie pocalowal. Ja nie wiedziałam nawet czy on mi sie podoba. Nie odzywalam sie, nie pisałam nie odbierałam telefonu, ale on znow chciał sie spotkać. Nie wiem co myslalam w tym momencie, nie miałam czasu żeby sie z nim spotkać, może i podświadomie chciałam, wiec dobra okazja do tego była zaplanowana domowka u mojej przyjaciolki,, na która poszliśmy razem... jako para. Tam powiedział mi ze chce seksu, rozmawialiśmy otwarcie, tak ustaliliśmy. ja nie chciałam, wzbraniałam sie, caly czas wmawiałam sobie ze przecież kocham meza, chociaż od dawna nie kocham go tak jak bym chciała czy on by chciał. NOooo i tak stalo sie. Uprawialismy seks w toalecie, potem w aucie. Odwiozl mnie do domu. I stwierdziłam ze skoro już sie stalo to pewnie już więcej sie on do mnie nie odezwie, dostal to czego chciał i na tym kończymy... znow zadzwonil napisał, ignorowałam to. walczyłam sama ze soba , miedzy tym co chce, a tym co powinnam . Odezwalam sie po 3 dniach , przeprosiłam, ale musiałam zebrac myśli. I znow przyjechal. Poszlismy na spacer, pogadaliśmy... zaczelismy spotykać sie reguralnie.Seks nie był za każdym razem, nie był, bo chociaż go pożadalam ze wszystkich możliwych sil, blokowalam sie… lubiłam z n im spedzac czas, bardzo sie staral, gotowal dla nas... było super. Pewnego dnia nawet napisał mi wiadomość, dlaczego ja nie widze ze on mnie kocha.. jak to w ogole możliwe ? przecież wiedział ze nie będzie od tego niic , ze mam rodzine , a on jest wolny jak ptak i w dodatku młodszy ode mnie. Nie oczekiwałam niczego. Bylam nawet trochę zdenerwowana , wystraszyłam sie. Spotykalismy sie często, często gadaliśmy często pisaliśmy często dzwoniliśmy do siebie. Zaczelismy ze soba być....
Po okolo miesiącu czasu, odbilo mi. Tak sie wzbraniałam żeby sie nie zaangazowac, a w koncu do mnie dotarlo ze wpadłam po uszy, zaczelam do niego cos czuc chociaż nie powinnam. Taka była umowa. Luzny związek gdzie … nie wierze żeby spotykal sie z kims jeszcze, a ja w tym czasie nie mogłam sypiac z mezem. gdy dotarlo do mnie, ze ta relacja nie jest ta relacja, gdy zaczelam sie gubic, zdałam sobie sprawę ze ja sie zakochałam. Ale nie widziałam przyszłości z nim.. po prostu nie. Pojechalam do niego. Znow była kolacja, rozmowy, seks... no wlasnie.. i peklam. On zasnal przytulony do mnie, a mi leciały lzy ciurkiem.. ocknal sie gdy zauwal ze ma mokre wlosy od moich lez. Kochalam go ale wiedziałam ze nie powinnam. Nie reagowal, zauwazyl ze cos jest nie tak. Sytuacja sama sie wyjasnila gdy zostawiłam telefon w salonie i po 2 godzinach zobaczyłam 17 nieodebranych polaczen od meża. on zdenerwowany gdy oddzwoniłam. Nie pozostałam mu dluzna. nakrzyczałam na niego przy tym drugim i stwierdzialam ze wracam do domu. On już sie domyslal ze cos jest nie tak. Zapytal w prost czy mam mu cos do powiedzenia. Cala droge do domu plakalam w aucie, wiedzac ze teraz sie wszystko zmieni. Przyjechalam do domu i PRZYZNALAM SIE DO ROMANSU.!!!!! Rozmawialismy, nie klocilismy sie. Wiedzial, dopiero zrozumial jak bardzo mnie ranil te wszystkie lata.. staral sie zrozumieć. Nastepnego dnia gdy sie obudziłam, nie zastałam go w lozku, ani w domu. Wyszedl. Wyszedl z moim telefonem. Nie wiem jakim cudem go odblokowal, ale odblokowal. Nie usunelam ani jednej wiadomości , ani jednego zdjęcia od NIEGO... przeczytal wszystko. Nawet nie bede wspominać co... wtedy dopiero poczul sie zraniony. Dwa tygodnie był na zwolnieniu lekarskim , nie mogl sie pozbierać, ale doszedł do wniosku ze mi wybacza bo mnie kocha, oboje doszliśmy do wniosku ze będziemy probowac naprawić to malzenstwo, w koncu do dnia dzisiejszego jesteśmy najlepszymi przyjaciolmi… W czym mam problem skoro mąz mi wybaczyl ?? Nie mogę zapomnieć o tamtym ! z całego serca go kochałam i kocham do dziś mimo tego jak sie zachowal w tej całej sytuacji..nie rozumiem jak to możliwe... a wiec …
Po tym jak moj maz sie o wszystkim dowiedział zaczal dzwonic do niego wysylac wiadomości z groźbami, najpierw z mojego numeru potem ze swojego. Grozil wydzwanial,pozniej puszczal sygnaly z mojego telefonu, sprawdzal czy oddzwoni, a gdy oddzwanial slyszal jego .. krzyczał.. meczyl go i dreczyl. Po ponad tygodniu odezwałam sie do niego sama. Tesknilam chciałam sie z nim spotkać,ale musieliśmy sie rozstać. Umowilismy sie na za tydzień, ale okazało sie ze jestem w ciąży, zadzwonil do mnie wiec stwierdzialam ze musze mu o tym powiedzieć, rozstanie i tak musiało nastapic, a pierwsza i jedyna mysla było usuniecie tego dziecka... pojechałam do niego od razu. Czekal na mnie. Oczywiście powiedziałam mu o ciąży, przytulil mnie powiedział ze mu jest bardzo przykro. Sama palnelam ze usune, wiec nie protestowal , w koncu byliśmy razem miesiąc...chciał pomoc. proponowal. ale nie chciałam. Był pożegnalny sex, tak sztywny i czystofizyczny jak nigdy … to był chyba koniec sobie mysle…..zaakceptowałam fakt bo rozstaliśmy sie razem i w zgodzie.
Kilka dni później zauwazylam ze moj maz znow go nekal z mojego telefonu, nie wiedziałam co mu napisał, zobaczyłam na billingu, ze w ogole pisal. I napisałam do tamtego ze to nie ja pisze. Wiedzial ze to on... minelo już sporo czasu a ja nie umiałam zapomnieć o tamtym. Odezwalam sie znow. Napisalam mu ze bardzo mi go brakuje ze za nim tesknie… na co dostałam odpowiedz ze LEPIEJ BEDZIE JAK NIE BEDZIEMY SIE ZE SOBA KONTAKTOWAC... bylam w szoku.. dlaczego tak mi napisał... ta rozmowa była zla.. poklocilismy sie. Napisalam mu wiele slow brzydkich, ze go nienawidzę ze nie chce mieć z nim nic wspólnego ale ze dziecka nie usune. Zdziwiony był. Ale caly czas dopytywal czego ja chce dlaczego zmieniłam decyzje.. bylam zla, strasznie zla no i padlo dużo nieprzyjemnych slow. Po tygodniu milczenia napisałam do niego, znow rozmowa nie nalezala do przyjemnych. caly czas mi wykrzykiwal ze to ja sie z nim rozstałam, ze o co chodzi, ze przecież go nienawidzę ze nie chce mieć z nim nic wspólnego , ale co najdziwniejsze dla mnie … non stop wstawial zdanie NIE CHCE MIEC PROBLEMOW.. gdy pytałam o jakie problemy chodzi nie potrafil odpowiedzieć. Pol dnia trwala nasza ostatnia konwersacja, ale ze jestem dość wybuchowa to zapytałam sie go na sam koniec czy bylam nikim dla niego? czy bylam tylko do bzykania ?? Napisal ze to co było to było i skonczylismy i to jest to... ale twardo naciskałam , chciałam odpowiedzi TAK lub NIE... odpisal mi : TAK, CIAOOOO. Zranil mnie, bo wiem ze tak nie myslal… albo i myslal. Nie wiem w ogole dlaczego on mnie znienawidzil. Przeciez to on wszedł na sile do mojego zycia, zniszczyl moje malzenstwo, zniszczyl moje zycie. tak wiem ze na to pozwoliłam ,ale zaczarowal mnie, nie wiem czym sie kierowałam , dal mi to czego było brak w moim malzenstwie.
aktualnie sie nie odzywam. zerwałam kontakt, nie blokowalam na portalach, to dziecinne, po prostu usunelam go z listy... nie dlatego żeby mu cos pokazac, staram sie zaakceptować fakt ze go już nie ma. Caly czas chodzi mi po glowie, szanowal mnie staral sie zdobywal.. i nagle okazałam sie laska do seksu ?? cos mi nie gra. Zostawil mnie w ciąży z rozwalonym doszczętnie życiem, nie umiem zadbac teraz o moje malzenstwo, nie mam glowy , caly czas gdzies bladze myślami. MOZE PODPOWIE MI KTOS Z WAS JAK MAM SIE WYLECZYC ? CZY TO WSZYSTKO SIE DZIEJE NA SERIO ??Za co on mnie nienawidzi ?? CO JA MAM ZROBIC ?? JAK DALEJ ZYC I FUNKCJONOWAC...