Jestem tu nowa dlatego trochę ciężko mi to pisać, jednak pociesza mnie fakt że nie jestem jedyna:) Nie wiem czy w dobrym miejscu zakładam wątek...szukałam odpowiedniego i w sumie żaden nie podpasował więc postanowiłam zajrzeć tutaj.
Postaram się opisać moją historię po krótce żeby zbytnio nie wdawać się w szczegóły. Poznaliśmy się 5 lat temu na jednym z portali randkowch. Ja pochodzę z ponad 350 tyś miasta on z małej mieściny ok 5 tyś ludności oddalonej ok 45 km. Po 4 latach postanowiliśmy zamieszkać razem, ale pojawił się problem. Od początku wiedziałam, że on się nie wyprowadzi ze swojego rodzinnego domu gdyż zapewniał mnie o tym a ja skolei nie chciałam mieszkać w małej mieścinie. Od urodzenia mieszkam w mieście i po prostu dobrze się tu czuje, mam blisko do pracy, rodzinę, znajomych, większa dostępność usług różnego rodzaju itp itd. On mieszka z mamą, mama na dole a on na drugim piętrze domu. Drugie piętro urządzone jest jak osobne mieszkanie, jest oddzielna kuchnia, toaleta więc spotkań z teściową przy garach nie było:) Teściowa...miałam z nią poprawne kontakty chociaż w pewnych sytuacjach widziałam, że stawała w obronie syna mimo, iż jej także wiele razy "zaszedł za skórę". Ale to wątek poboczny więc nie będę się rozdrabniać. Przeprowadziłam się do niego...miałam dosyć spotkań chciałam żebyśmy w końcu byli razem, zobaczyli jak to jest po prostu ze sobą być w codziennym życiu. Po kilku miesiącach dopadła mnie depresja...codzienne dojazdy do pracy ponad 40km w jedną stronę zaczęły mi ciążyć, to miejsce przygnębiało mnie, po prostu nie umiałam się tam odnależć...pojawiły się problemy ze snem na tyle poważne, że musiałam wkroczyć z lekami psych. które między innym ułatwiały mi zasypianie. Jestem wrażliwą osobą i każdą większą zmianę bardzo przeżywam. Ta sytuacja mnie dobijała, nie mogłam wyobrazić sobie życia tam dalej, założenia rodziny skoro bez tabletek na sen nie mogłam normalnie funkcjonować. Przez to wszystko dochodziło między nami do kłótni, co raz częstszych i praktycznie o byle co...on widział, że jest mi tam źle i nie wyobrażał sobie co będzie dalej. Dodam, że byliśmy już zaręczeni.
On jest facetem dobrym, pracowitym zapewniał mi wszystko o co poprosiłam, zawsze mogłam na niego liczyć, pod względem finansowym także niczego nam nie brakowało jednak miał braki w innej dziedzinie. Uczuciowo zamknięty w sobie, jeśli ja się nie przytuliłam on nie miał takich potrzeb, buziak bez okazji...mogłam pomarzyć...w moich ciężkich dniach depresji nie mogłam liczyć na wsparcie rozmową, po prostu nie wiedział jak ma mi pomóc, nie umiał. Wiem, że leżało mu na sercu to że tak żle mi tam jest i że to wszystko nie wygląda tak jak powinno...
Twierdził, że nie wyprowadzi się stamtąd gdyż od małego razem z mamą i dziadkiem dbali o ten dom i tylko on został żeby go odziedziczyć...że tu się wychował i chce tu zostać.
Jest DDA jeśli wiecie o czym mówię, ojciec alkoholik znęcał się fizycznie nad matką i odwalał inne numery jak to alkoholicy potrafią. Na szczęście rozwiodła się z nim jednak wydaje mi się, że trochę za późno. On kończył wtedy podstawówkę więc zdążył się już nasłuchać i naogolądać wszystkiego...
Wracając do tematu, po którejś kłótni skolei usłyszałam, że chce żebym się wyprowadziła. Powiedział to w nerwach nie pierwszy raz, czekałam na przeprosiny, odwołanie tych słów, to nie nastąpiło. Walczyłam ale po kilku dniach wróciłam do miasta i tak zostałam już kilka miesięcy. Stres minął, normalnie funkcjonuję, mamy kontakt cały czas spotykamy się od czasu do czasu. Wiem, że on chce żebym wróciła ale ja już sama nie wiem czy chcę...czuję się tu dobrze. I tu chciałam Was prosić o opinie...zawsze mi się wydawało, że jak się kocha można wszystko a może to tylko w filmach...czy to ok że woli stracić mnie a zostać tam? Mam mętlik...ciężka sytuacja ale może znajdzie się jakiś złoty środek.
2 2018-11-23 22:46:58 Ostatnio edytowany przez paslawek (2018-11-23 22:50:51)
Twierdził, że nie wyprowadzi się stamtąd gdyż od małego razem z mamą i dziadkiem dbali o ten dom i tylko on został żeby go odziedziczyć...że tu się wychował i chce tu zostać.
Jest DDA jeśli wiecie o czym mówię, ojciec alkoholik znęcał się fizycznie nad matką i odwalał inne numery jak to alkoholicy potrafią. Na szczęście rozwiodła się z nim jednak wydaje mi się, że trochę za późno. On kończył wtedy podstawówkę więc zdążył się już nasłuchać i naogolądać wszystkiego...
Wracając do tematu, po którejś kłótni skolei usłyszałam, że chce żebym się wyprowadziła. Powiedział to w nerwach nie pierwszy raz, czekałam na przeprosiny, odwołanie tych słów, to nie nastąpiło. Walczyłam ale po kilku dniach wróciłam do miasta i tak zostałam już kilka miesięcy. Stres minął, normalnie funkcjonuję, mamy kontakt cały czas spotykamy się od czasu do czasu. Wiem, że on chce żebym wróciła ale ja już sama nie wiem czy chcę...czuję się tu dobrze. I tu chciałam Was prosić o opinie...zawsze mi się wydawało, że jak się kocha można wszystko a może to tylko w filmach...czy to ok że woli stracić mnie a zostać tam? Mam mętlik...ciężka sytuacja ale może znajdzie się jakiś złoty środek.
Jeżeli jest faktycznie DDA i nic z tym nie zrobił to DDA jak wiesz mają ogromny problem z nawet małą zmianą ,z blskością w relacjach też itp takie wzorce.
"zdążył się już nasłuchać i naogolądać wszystkiego..."
Mało który DDA daje sobie rade z tym sam niestety.
Ty go też nie wyleczysz miałaś przykłady.
Jak on nic nie zrobi tzn nie zacznie pracy nad sobą to słabo a nawet jeżeli cudem zacznie to życie z DDA do łatwych nie należy.
Moj tata (świetny facet zresztą ) był DDA i to takim "trzeźwiejącym" tak że wiem o czym pisze .
Różnie może być.
Pozdrawiam
W dziale nerwica, stres masz akurat na pierwszej stronie idealny dla ciebie wątek do przeczytania, 59stron pt przeprowadzka z miasta na wieś więc przeczytaj to sobie. I rada ode mnie- w żadnym wypadku nie wracaj do jego domu, bo źle skończysz. Przeczytaj proponowany przeze mnie wątek, ja przeczytałam prawie jak jakaś fascynująca powieść i sporo się nauczyłam. Powodzenia.
Komfort psychiczny to jedna z tych rzeczy która w życiu jest najważniejsza.Próbowałas i nie wyszlo więc nie zmuszaj się do kolejnych prób , bo tylko sama sobie szkodzisz.Twój partner za to nie ma grama elastyczności i wcale mu to jak widać nie przeszkadza.DO tego jest zimny i DDA...wydaje mi się że nic nie wskorasz bez jego chęci podjęcia terapii tak jak pisali ci użytkownicy wyżej.
Jedyne co mogę doradzić to ,to żebyś nie rezygnowala że swojego obecnego życia skoro ci służy na psychikę i czujesz się dobrze mieszkając w mieście
"Jej także wiele razy zaszedl za skórę."
To akurat powinna rozwinąć jak i Tobie i jej zaszedl za skórę.
Dlaczego on nie chcial wyprowadzić ? Obiadki mamusi ? Mamusia sprzata ? Gdzie pracuje?
"Jej także wiele razy zaszedl za skórę."
To akurat powinna rozwinąć jak i Tobie i jej zaszedl za skórę.Dlaczego on nie chcial wyprowadzić ? Obiadki mamusi ? Mamusia sprzata ? Gdzie pracuje?
Mmie się też wydaje że to czysta wygoda.Po co coś zmieniać jak mu jest dobrze
W dziale nerwica, stres masz akurat na pierwszej stronie idealny dla ciebie wątek do przeczytania, 59stron pt przeprowadzka z miasta na wieś więc przeczytaj to sobie. I rada ode mnie- w żadnym wypadku nie wracaj do jego domu, bo źle skończysz. Przeczytaj proponowany przeze mnie wątek, ja przeczytałam prawie jak jakaś fascynująca powieść i sporo się nauczyłam. Powodzenia.
Ok, dziękuję bardzo za podpowiedź. Nigdy nie korzystałam z takich stron jak ta i trochę się gubię ale dzięki na pewno przeczytam:)
Wracając do tematu, po którejś kłótni skolei usłyszałam, że chce żebym się wyprowadziła. Powiedział to w nerwach nie pierwszy raz, czekałam na przeprosiny, odwołanie tych słów, to nie nastąpiło. Walczyłam ale po kilku dniach wróciłam do miasta i tak zostałam już kilka miesięcy. Stres minął, normalnie funkcjonuję, mamy kontakt cały czas spotykamy się od czasu do czasu. Wiem, że on chce żebym wróciła ale ja już sama nie wiem czy chcę...czuję się tu dobrze. I tu chciałam Was prosić o opinie...zawsze mi się wydawało, że jak się kocha można wszystko a może to tylko w filmach...czy to ok że woli stracić mnie a zostać tam? Mam mętlik...ciężka sytuacja ale może znajdzie się jakiś złoty środek.
Lepiej jest Ci bez niego niż z nim, co jest dość jednoznaczne.
Nie wiem, co Ciebie trzym przy tym facecie, ale to typ, który nie chodzi na kompromisy i życie z nim to konieczność ciągłego dostosowywania się do jego oczekiwań, albo napięcia, frustracja i stres, co pokazał Ci Twój własny organizm.
Zadbaj o siebie, bo ten facet tego nie zrobi.
nieznajoma001 napisał/a:
Twierdził, że nie wyprowadzi się stamtąd gdyż od małego razem z mamą i dziadkiem dbali o ten dom i tylko on został żeby go odziedziczyć...że tu się wychował i chce tu zostać.
Jest DDA jeśli wiecie o czym mówię, ojciec alkoholik znęcał się fizycznie nad matką i odwalał inne numery jak to alkoholicy potrafią. Na szczęście rozwiodła się z nim jednak wydaje mi się, że trochę za późno. On kończył wtedy podstawówkę więc zdążył się już nasłuchać i naogolądać wszystkiego...
Wracając do tematu, po którejś kłótni skolei usłyszałam, że chce żebym się wyprowadziła. Powiedział to w nerwach nie pierwszy raz, czekałam na przeprosiny, odwołanie tych słów, to nie nastąpiło. Walczyłam ale po kilku dniach wróciłam do miasta i tak zostałam już kilka miesięcy. Stres minął, normalnie funkcjonuję, mamy kontakt cały czas spotykamy się od czasu do czasu. Wiem, że on chce żebym wróciła ale ja już sama nie wiem czy chcę...czuję się tu dobrze. I tu chciałam Was prosić o opinie...zawsze mi się wydawało, że jak się kocha można wszystko a może to tylko w filmach...czy to ok że woli stracić mnie a zostać tam? Mam mętlik...ciężka sytuacja ale może znajdzie się jakiś złoty środek.Jeżeli jest faktycznie DDA i nic z tym nie zrobił to DDA jak wiesz mają ogromny problem z nawet małą zmianą ,z blskością w relacjach też itp takie wzorce.
"zdążył się już nasłuchać i naogolądać wszystkiego..."
Mało który DDA daje sobie rade z tym sam niestety.
Ty go też nie wyleczysz miałaś przykłady.
Jak on nic nie zrobi tzn nie zacznie pracy nad sobą to słabo a nawet jeżeli cudem zacznie to życie z DDA do łatwych nie należy.
Moj tata (świetny facet zresztą ) był DDA i to takim "trzeźwiejącym" tak że wiem o czym pisze .
Różnie może być.Pozdrawiam
Czy jest faktycznie DDA tego nie wiem, szczerze nie miałam nigdy z tym pojęciem do czynienia zaczęłam się tym interesować po kilku miesiącach znajomości z nim. Czytałam w necie, zasięgałam opinii psychoterapeutów i na tym opiera się moja wiedza. Z jego dzieciństwa wiem szczątkowe rzeczy typu że ojciec w amoku latał z siekierą po domu, spalił garaż a gdy było już źle to po prostu ktoś inny z rodziny przychodził "sprawić mu łomot".
Zaczęły mnie zastanawiać Jego niektóre zachowania wobec mnie, w życiu, w relacjach itp. Nie była to przemoc oj nie bo wystarczyłby raz i już by mnie tam nie było. Ale były to nie raz niegrzeczne odzywki z byle powodu, szybka frustracja, nerwowość...Walczyłam z tym, nie pozwalałam sobie z czasem było lepiej starał się ale kosztowało mnie to dużo zdrowia.
Jego stosunki z mamą też nie należały do najlepszych co było dla mnie szokiem bo pochodzę z domu gdzie rodziców się szanuje. Wydawało mi się, że skoro zostali sami w tym domu i tyle przeszli w życiu to powinni być ze sobą blisko...a tu zaskoczenie. Nie było między nimi rozmów takich od serca, tylko takie konieczne co trzeba zrobić itp itd, owszem zadbać o mamę gdy np była chora w czynach nie było z tym u niego problemu. Ale ich kontakty były ograniczone, wiele razy widziałam jak nie miał do niej cierpliwości odpowiadał coś "w biegu"...druga strona jest taka że ona była nadopiekuńcza, gotowała mu, gdy się poznaliśmy on był po 30-stce a zdarzało się że kupowała mu jakieś ciuchy co znowu było dla mnie szokiem. Jego reakcja na to była taka że się na nią złościł na to że tak ingerowała w jego życie i tak koło się zamykało. On zupełnie nie przywiązywał wagi do ubioru no a ona jak to matka chciała żeby dobrze wyglądał, kogoś poznał, żeby nie był sam. W trakcie związku ze mną to się ukróciło, bo dla mnie było to nie do pomyślenia...kupowanie rzeczy itp. Mówiłam, rozmawiałam z nim że nie może mamy tak traktować że mama jest tylko jedna i gdy jej zabraknie będzie tego wszystkiego żałował...w pewien sposób jej broniłam ale z czasem widziałam że ona też nie była bez winy dlatego odpuściłam. Stwierdziłam, że to są ich relacje i sami muszą je naprawić...
Jeśli chodzi o uczucia na początku owszem był inny bardziej wylewny ale też szału nie było...gdy były kłótnie nie umiał rozmawiać, zamykał się w sobie bardziej był to mój monolog a naprawdę nie jestem cheterą chciałam wiedzieć czemu się tak zachowuje, że musi się otworzyć w rozmowie itp itd. Nadrabiał w inny sposób jak pisałam wyżej, organizował wyjazdy, niespodzianki, finansowo był bardzo zaradny dużo zarabiał więc mało uczestniczyłam w wydatkach, mimo że wiele razy chciałam. Twierdził, że tak został wychowany że facet jest głową rodziny i to on w większości pokrywa wydatki itp. Zresztą jak się poznaliśmy było podobnie, w większości za mnie płacił.
Proponowałam mu terapię, że nawet z nim pójdę bo domyśliłam się że to że jest taki zamknięty uczuciowo itp to na bank skutek tego jak był wychowany... niestety bez odzewu. Wiem, że faceci generalnie zbywają temat psychoterapii mówiąc np że nie będą komuś płacili za zwierzanie się, ale próbowałam.
Miało być kilka słów a znowu wyszło opowiadanie...:)
Komfort psychiczny to jedna z tych rzeczy która w życiu jest najważniejsza.Próbowałas i nie wyszlo więc nie zmuszaj się do kolejnych prób , bo tylko sama sobie szkodzisz.Twój partner za to nie ma grama elastyczności i wcale mu to jak widać nie przeszkadza.DO tego jest zimny i DDA...wydaje mi się że nic nie wskorasz bez jego chęci podjęcia terapii tak jak pisali ci użytkownicy wyżej.
Jedyne co mogę doradzić to ,to żebyś nie rezygnowala że swojego obecnego życia skoro ci służy na psychikę i czujesz się dobrze mieszkając w mieście
Dziękuję za odpowiedź...wiem, że organizm sam daje mi znać gdzie lepiej się czuje...zresztą to już nie pierwszy raz w życiu. Boli mnie tylko że tak musi być bo nie zawsze było źle...
Czyli cały czas masz nadzieje ze się zmieni.
Faceci się nie zmieniaja, zwłaszcza ze jak widac tego nie chce.
Jak będzie wyglądało twoje życie dalej ? Myślałaś w ogóle o tym ? Czy twój mózg jest w 100% zajęty kombinoeaniem jak zmusić to do zmiany ?
ja86 napisał/a:"Jej także wiele razy zaszedl za skórę."
To akurat powinna rozwinąć jak i Tobie i jej zaszedl za skórę.Dlaczego on nie chcial wyprowadzić ? Obiadki mamusi ? Mamusia sprzata ? Gdzie pracuje?
Mmie się też wydaje że to czysta wygoda.Po co coś zmieniać jak mu jest dobrze
Trochę więcej na ten temat rozwinęłam w wątku z użytkownikiem paslawek...owszem gdy się poznaliśmy mama gotowała mu obiady, gdyż on w kuchni miał dwie lewe...zdarzało jej się czasami sprzątać ale rzadko. Jak się poznaliśmy to wszystko zostało ograniczone wiadomo...zamykaliśmy górę na klucz gdyż jak jeszcze tam nie mieszkałam weszła na górę i np poukładała mu rzeczy w szafie co zarówno mnie jak i jego mega zbulwersowało. Od tej pory góra była zawsze zamknięta.
Co do wyprowadzki...po prostu twierdził, że jest to dom w którym się wychował i o niego dbał i chce tam zostać, jest przywiązany do tej ziemi, miejscowości itp. W sumie wiedziałam to od początku więc może nie powinnam mieć o to pretensji...aczkolwiek nie myślałam że tak ciężko będzie mi się tam zaaklimatyzować...
Czyli cały czas masz nadzieje ze się zmieni.
Faceci się nie zmieniaja, zwłaszcza ze jak widac tego nie chce.
Jak będzie wyglądało twoje życie dalej ? Myślałaś w ogóle o tym ? Czy twój mózg jest w 100% zajęty kombinoeaniem jak zmusić to do zmiany ?
Wiesz, mam nadzieję bo jednak w trakcie naszego związku zrobił jakieś postępy...ale z tego co pamiętam były to zmiany na krótko. To nie jest tak, że on jest jakimś tyranem czy coś, ale prawda jest taka że brakowało mi czułości i wsparcia...o tym wszystkim rozmawialiśmy mówił że jak chce się przytulić to mam do po prostu zrobić bo on nie ma aż takich potrzeb...gdy się pokłóciliśmy i zdarzało mi się płakać nie umiał reagować. Albo wychodził z mieszkania albo nie robił nic, widziałam że go to boli ale po prostu tak jakby nie umiał zareagować. A ja chciałam żeby mnie przytulił, dla mnie to normalna reakcja. Trochę tłumaczyłam sobie to tym, że faceci nie są tacy wylewni jak kobiety a płacz kobiety jest dla nich czymś niezrozumiałym...
W sexie też nie było łatwo, raz na 2 lub 3 tygodnie, twierdził że po prostu nie ma takiej ochoty. I znowu były rozmowy, próby i wiem że to nie była moja wina, że jestem dla niego atrakcyjna itp ale to znowu kolejne jakieś jego ograniczenie...on woli jak kobieta inicjuje i go rozkręca. Nie będę się w to zbytnio zagłębiać bo to trochę osobisty temat...
Odpowiadając na Twoje pytanie, wiele razy zastanawiałam się jak będzie dalej wyglądało moje życie i szczerze bałam się tego. Może dlatego ciągle jestem tu a nie tam a pierścionek został...mimo, że nie zawsze było źle. Tak jak pisałam w innych postach on jest dobrym człowiekiem i zawsze mogłam na niego liczyć, wiem że swoją "ułomność" w uczuciach starał się nadrabiać w inny sposób...
Powiem tak...
Daj spokój. Jesteś osobą wrażliwa, przeszłas depresję, widocznie nie możesz się tam odnaleźć A on nie chce zrezygnować i niestety nie jest to jedyna jego wada...
Jako osoba wrażliwa potrzebujesz czułości i troski, a tu czegoś takiego nie ma... jak długo tak wytrzymasz ciągnąc związek w jedną osobę? Podejrzewam że przez to że nie okazuje Ci czułości nie do końca czujesz się kochana przez niego.
I z tym nie wygrasz ani go nie zmienisz. Będąc w takim związku podejrzewam że znowu to odchorujesz. Ja nie widzę innego rozwiązania jak rozstanie.
Powiem tak...
Daj spokój. Jesteś osobą wrażliwa, przeszłas depresję, widocznie nie możesz się tam odnaleźć A on nie chce zrezygnować i niestety nie jest to jedyna jego wada...
Jako osoba wrażliwa potrzebujesz czułości i troski, a tu czegoś takiego nie ma... jak długo tak wytrzymasz ciągnąc związek w jedną osobę? Podejrzewam że przez to że nie okazuje Ci czułości nie do końca czujesz się kochana przez niego.
I z tym nie wygrasz ani go nie zmienisz. Będąc w takim związku podejrzewam że znowu to odchorujesz. Ja nie widzę innego rozwiązania jak rozstanie.
No tak niestety nie raz się czułam...niekochana...mimo, że wiedziałam że mnie kocha ale okazywał to w inny sposób bardziej czynami tym że coś załatwił, zadbał o mnie i dom, zorganizował jakiś wypad. Ale mi brakowało czułości, drobnych gestów, złapania za rękę podczas spaceru, zwrotów typu kochanie czy cokolwiek podobnego bo tego też nie było. Stwierdził kiedyś że nie mam przesadzać z tą czułością bo zawsze dostaje buziaka rano na pożegnanie do pracy...powiedziałam mu, że wybacz ale dla mnie to trochę za mało...oj dużo było rozmów...
Co mnie bardziej boli to to że widział, że nie mogłam się tam zaaklimatyzować i nawet nie pomyślał o przeprowadzce. Czy w ogóle mam prawo tego od niego wymagać? Niestety sytuacja jest patowa...
Źle pytania zadajesz. Ale w sumie jak każda kobieta
90% mniej tematów by było gdybyście przyjęły do wiadomości ze facet się nie smienia. To takie proste. Wy jednak lubię probowac zmieniać, leczyć, to sens waszej egzystencji. Tak wiec dobrych rad nie posluchasz
Ale ten wątek masz dokładnie tutaj, na tym portalu, tylko w innym dziale. Ten portal ma wiele działów, ty napisałaś w "Miłość, związki, partnerstwo", ale są też tutaj i inne np ten o nerwicach itd gdzie masz wspomniany przeze mnie wątek. Założyła go dziewczyna, która wyszła z faceta mieszkającego wraz z matką na wsi, dziewczyna pochodziła z miasta. To co ona tam przeżyła w głowie się nie mieści.
Twój organizm krzyczy glosno"nie idź tam" daje ci objawy nerwicy, więc posłuchaj głosu intuicji, zorientuj się jak naprawdę może wyglądać życie z mężem i teściowa na wsi i podejmij dobra dla siebie decyzję.