Cześć
Znalazłam to Wasze forum, bo potrzebuje anonimowej porady
Jestem z facetem od prawie roku, mieszkamy razem i jest nam ze naprawdę ze sobą dobrze.
Ale intryguje mnie jedna rzecz - mam wrażenie, ze on udaje przede mną, że zarabia dużo mniej niż w rzeczywistości.
Ma stanowisko dwa szczeble wyższe niż ja (pracujemy w tej samej firmie), pracuje tam 8 lat dłużej ode mnie, otrzymuje różnego rodzaju premie (mi ze względu na krótki staż nie przysługują), rachunkami, opłatami, wydatkami dzielimy się zawsze po połowie, a mimo wszystko jak proponuje jakieś wyjście na kilka dni przed wypłatą to on twierdzi że nie ma pieniedzy.
Nigdy nie dawalam mu odczuc, ze "lecę na kasę" bo tak nie jest. Nawet na pierwszych randkach, na które zabierał mnie daleko za miasto - ja płaciłam za jedzenie, czy jakieś bilety wstępu - bo uważałam ze on przecież płacił za paliwo. Nigdy nie prosiłam go o pozyczenie pieniędzy, nie sugerowalam ze czekam na drogie prezenty itd.
On sam nie ma żadnych "kosztownych" pasji, nie chodzi po pubach z kolegami, nie ma kredytów. I w ogóle jego koszty życia zmniejszyły się od kiedy mieszkamy razem (w końcu wszystko po połowie)
Na mnie tez nie wydaje a nie ukrywam ze chciałabym być choć raz na 2 mies zaproszona na randkę (inną niż kino w tanie środy, bo tu płacimy naprzemiennie co 2 tygodnie), dostać kwiatka czy pójść na ciacho. Pewnie zapytacie czy ja go zapraszam - tak, ale następnego dnia "w ramach rewanżu" on płaci za bulki i mleko, mimo ze mu mowie ze to był prezent z okazji ..( tu zazwyczaj wymyślam coś bzdurnego), ewentualnie sugeruje trochę inny sposób "rewanżu"...
Nie rozliczamy się co do złotówki, nawet nie upominany się o pieniądze, ale podświadomie gdzieś czuje ze liczy na zwrot.
W sumie to zebrało mi się na te żale po weekendzie... Byliśmy u moich rodziców. Dostaliśmy konkretną "wyprawkę" żywnosciowa - Z czego większość jest typowo dla niego, bo ja czegoś nie lubię/nie jem. No i po powrocie dałam mu 150 zł za paliwo (czułam ze wypada) [ a za tyle mniej więcej zatankował - wiem bo zabrał paragon i prosił bym włożyła go do schowka]. Stwierdził ze to trochę za dużo, ale wziął i nie ciągnął tematu. I generalnie jest mnóstwo takich sytuacji.. W innych związkach coś jest traktowane jako miły gest w kierunku drugiej osoby, a u nas (u mnie) pojawia się myśl o rozliczaniu się - I nawet jeżeli z mojej strony jest to przesadzone to on w żaden sposób nie oponuje I nie sugeruje, ze cos zrobil/ kupił specjalnie dla mnie...
Momentami jest mi przykro, no ale on chyba tak jest.
Pogadac z nim na ten temat czy sobie darować?
1 2018-11-19 12:24:42 Ostatnio edytowany przez Kolorowa91 (2018-11-19 12:26:26)
Cześć
Znalazłam to Wasze forum, bo potrzebuje anonimowej porady
Jestem z facetem od prawie roku, mieszkamy razem i jest nam ze naprawdę ze sobą dobrze.
Ale intryguje mnie jedna rzecz - mam wrażenie, ze on udaje przede mną, że zarabia dużo mniej niż w rzeczywistości.
Ma stanowisko dwa szczeble wyższe niż ja (pracujemy w tej samej firmie), pracuje tam 8 lat dłużej ode mnie, otrzymuje różnego rodzaju premie (mi ze względu na krótki staż nie przysługują), rachunkami, opłatami, wydatkami dzielimy się zawsze po połowie, a mimo wszystko jak proponuje jakieś wyjście na kilka dni przed wypłatą to on twierdzi że nie ma pieniedzy.
Nigdy nie dawalam mu odczuc, ze "lecę na kasę" bo tak nie jest. Nawet na pierwszych randkach, na które zabierał mnie daleko za miasto - ja płaciłam za jedzenie, czy jakieś bilety wstępu - bo uważałam ze on przecież płacił za paliwo. Nigdy nie prosiłam go o pozyczenie pieniędzy, nie sugerowalam ze czekam na drogie prezenty itd.
On sam nie ma żadnych "kosztownych" pasji, nie chodzi po pubach z kolegami, nie ma kredytów. I w ogóle jego koszty życia zmniejszyły się od kiedy mieszkamy razem (w końcu wszystko po połowie)
Na mnie tez nie wydajea nie ukrywam ze chciałabym być choć raz na 2 mies zaproszona na randkę (inną niż kino w tanie środy, bo tu płacimy naprzemiennie co 2 tygodnie), dostać kwiatka czy pójść na ciacho. Pewnie zapytacie czy ja go zapraszam - tak, ale następnego dnia "w ramach rewanżu" on płaci za bulki i mleko, mimo ze mu mowie ze to był prezent z okazji ..( tu zazwyczaj wymyślam coś bzdurnego), ewentualnie sugeruje trochę inny sposób "rewanżu"...
Nie rozliczamy się co do złotówki, nawet nie upominany się o pieniądze, ale podświadomie gdzieś czuje ze liczy na zwrot.
W sumie to zebrało mi się na te żale po weekendzie... Byliśmy u moich rodziców. Dostaliśmy konkretną "wyprawkę" żywnosciowa - Z czego większość jest typowo dla niego, bo ja czegoś nie lubię/nie jem. No i po powrocie dałam mu 150 zł za paliwo (czułam ze wypada) [ a za tyle mniej więcej zatankował - wiem bo zabrał paragon i prosił bym włożyła go do schowka]. Stwierdził ze to trochę za dużo, ale wziął i nie ciągnął tematu. I generalnie jest mnóstwo takich sytuacji.. W innych związkach coś jest traktowane jako miły gest w kierunku drugiej osoby, a u nas (u mnie) pojawia się myśl o rozliczaniu się - I nawet jeżeli z mojej strony jest to przesadzone to on w żaden sposób nie oponuje I nie sugeruje, ze cos zrobil/ kupił specjalnie dla mnie...
Momentami jest mi przykro, no ale on chyba tak jest.
Pogadac z nim na ten temat czy sobie darować?
Rozmowy o finansach są jednymi z tych trudniejszych, ale dopóki nie nauczycie się o nich mówić, wiele rzeczy będzie niedopowiedzianych.
Mieszkacie razem, prowadzicie wspólne gospodarstwo, ale żadne z Was nie wie ile zarabia te drugie. No ok, niektórzy nie potrzebują takich informacji, ale skoro domyślasz się, że on zarabia więcej od Ciebie a mimo to na koniec miesiąca nie ma pieniędzy, może to świadczyć, że ma jakieś zobowiązania, o których nie masz pojęcia ( kredyt, alimenty). Czy powinnaś o tym wiedzieć? ciężko mi powiedzieć, bo każdy ma jakieś swoje sprawy,a skoro on wywiązuje się z Waszych zobowiązań i płaci na czas, nie powinnaś mieć z tym problemu.
Z drugiej strony, jeśli jest coś takiego na rzeczy, dlaczego Ci o tym nie powie? Czy to kwestia zaufania czy nadal własne sprawy?
Jeśli mój Facet miałby jakieś zobowiązania, chciałabym o tym wiedzieć. Wiele rzeczy można by było przeorganizować tak, by wilk był syty i owca cała.
Wg. mnie to dziwna sytuacja.
Porozmawiajcie szczerze na ten temat, jesteście w stałym związku, mieszkacie razem, wg mnie, jeśli budujecie wspólna przyszłość to takie sprawy powinny być jasne i czytelne.
Pogadac z nim na ten temat czy sobie darować?
Zdecydowanie. Pogadać i to jak najszybciej, bez owijania w bawełnę.
Ja ze swoją jestem już ponad dwa lata, ale mieszkamy ze sobą od kilku miesięcy i już na etapie wstępnych ustaleń "jak to będzie"
została omówiona kwestia finansów między innymi. Żeby nie komplikować prostych spraw, zaproponowałem prosty układ,
jako że to ja wprowadziłem się do niej, to będę pokrywał połowę całkowitych kosztów utrzymania mieszkania (czynsze, opłaty, raty kredytu itd.)
oraz płacił połowę za zakupy dla naszej całej 4 osobowej rodziny (mamy dwoje dzieci z jej poprzedniego związku) plus do tego jeszcze kot.
Jakieś wyjścia na miasto czy wyjazdy za miasto staramy się dzielić na pół, ale nie robimy z tego zagadnienia jak któreś nie ma przy sobie kasy
czy zapomni się "rozliczyć" w domu. Co innego randki, na które chodzimy co tydzień w piątek i wtedy za wszystko płacę ja. Kwestia zasad
Mam mieszane uczucia. Dla mnie to, co zarabia druga osoba jest jej, to jej sprawa i nie musi się spowiadać. Z drugiej strony na Twoim miejscu także czułabym się niekomfortowo z poczuciem, że jestem dla kogoś sposobem na oszczędzanie. Tak to wygląda, o ile dobrze zrozumiałam: pojechaliście do Twojej rodziny, gdzie chłop pojechał, bo chciał , w dotyku się najadł za darmo i dostał wałówkę, ale kasę za paliwo wziął. Byłoby mi trudno zacząć rozmowę o takich sytuacjach, ponieważ nie dałam sobie żadnego prawa do rozliczania drugiej osoby z jej kosztów, wydatków i przychodów. Prawdopodobnie przestałbym rozliczać się ze wszystkiego i czekała na reakcję - np. w przytoczonej przez Ciebie sytuacji z tankowaniem zapytałabym, czy nie będzie problemem, jeśli nie oddam za paliwo, bo mam niewiele do końca miesiąca. Po kilku takich sprawach wydałoby się, czy to ja tak „wychowałam” faceta nadgorliwie zwracając wszystkie koszty, a on w zasadzie nie ma problemu ze sfinansowaniem czegoś od czasu do czasu. A może on się będzie upominał o każdą złotówkę, wtedy musiałabym zdecydować, czy z nim rozmawiać i próbować go zmienić albo nauczyć się z tym żyć albo go zostawić.
6 2018-11-19 13:35:13 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2018-11-19 15:13:15)
Kolorowa91, mam mieszane uczucia po przeczytaniu Twohego posta.
Z jednej strony to mam wrażenie, że sama sobie zapracowałaś na sytuację w swoim związku, np. „Nawet na pierwszych randkach, na które zabierał mnie daleko za miasto - ja płaciłam za jedzenie, czy jakieś bilety wstępu - bo uważałam ze on przecież płacił za paliwo.”, „Nie rozliczamy się co do złotówki, nawet nie upominany się o pieniądze, ale podświadomie gdzieś czuje ze liczy na zwrot.”, „czułam ze wypada”, „u nas (u mnie) pojawia się myśl o rozliczaniu się”
Z drugiej strony nie wydaje mi się, że finanse i wzajemne rozliczenia są problemem, ale jest nim to, że cthoć sama po części uczyniłaś ze związku układ wzajemnych zobowiązań finansowych, to na dzisiaj nie czujesz w swoim związku wspólnoty oraz choć sama czujesz, że za wszystko powinnaś „płacić”, to widać, że brakuje Ci bezinteresownej troski, np. „nie ukrywam ze chciałabym być choć raz na 2 mies zaproszona na randkę (inną niż kino w tanie środy, bo tu płacimy naprzemiennie co 2 tygodnie), dostać kwiatka czy pójść na ciacho.”, „I nawet jeżeli z mojej strony jest to przesadzone to on w żaden sposób nie oponuje I nie sugeruje, ze cos zrobil/ kupił specjalnie dla mnie...”, „Momentami jest mi przykro, no ale on chyba tak jest.”)
Pogadac z nim na ten temat czy sobie darować?
Oczywiście, że pogadać, ale ze świadomością, że sama nie do końca czując, że można się o Ciebie i dla Ciebie bezinteresownie starać, współstworzyłaś układ wzajemnych rozliczeń finansowych w związku.
7 2018-11-19 13:41:17 Ostatnio edytowany przez taki_z_poznania (2018-11-19 13:43:00)
mam dla Ciebie nietypową odpowiedź, trochę troll ale może jednak nie, w zależności od odpowiedzi
udało mi się sporo osiągnąć w pracy raczej dzięki szczęściu niż umiejętnościom, mam długie doświadczenie w firmie więc szczebel też nie najniższy. Różnica jest taka, że nigdy nie chciałem domagać się takiego rozliczania, dzielenia się po połowie. Chciałabyś zobaczyć jak to jest, gdy nie musisz się o to martwić, zastanawiać czy tak wypada, myśleć o rewanżowaniu? napisz do mnie;) a może zaprosze Cie na ciasto częściej niż raz na 2 mies, może jednocześnie z kwiatkiem - tylko musisz napisać jak lubisz spędzić czas, bo brakuje mi kreatywności, ale np. kino też może być.
ale są też wady - jeśli 91 to rocznik, to jestem młodszy o kilka lat, no i wzrost 171, a wiadomo że chłopak może być alkoholik, stosować przemoc, wydzielać pieniądze, ale to wszystko jest do wybaczenia jeśli tylko jest starszy i wysoki. A może się mylę? masz nietypowe ale całkiem skuteczne rozwiązanie, ciekawe jakie będą odpowiedzi.
część merytoryczna, znacznie krótsza: wg.mnie Twoje uczucia są uzasadnione, też nie czułbym się dobrze na Twoim miejscu.
WTF?
mam dla Ciebie nietypową odpowiedź, trochę troll ale może jednak nie, w zależności od odpowiedzi
udało mi się sporo osiągnąć w pracy raczej dzięki szczęściu niż umiejętnościom, mam długie doświadczenie w firmie więc szczebel też nie najniższy. Różnica jest taka, że nigdy nie chciałem domagać się takiego rozliczania, dzielenia się po połowie. Chciałabyś zobaczyć jak to jest, gdy nie musisz się o to martwić, zastanawiać czy tak wypada, myśleć o rewanżowaniu? napisz do mnie;) a może zaprosze Cie na ciasto częściej niż raz na 2 mies, może jednocześnie z kwiatkiem - tylko musisz napisać jak lubisz spędzić czas, bo brakuje mi kreatywności, ale np. kino też może być.
ale są też wady - jeśli 91 to rocznik, to jestem młodszy o kilka lat, no i wzrost 171, a wiadomo że chłopak może być alkoholik, stosować przemoc, wydzielać pieniądze, ale to wszystko jest do wybaczenia jeśli tylko jest starszy i wysoki. A może się mylę? masz nietypowe ale całkiem skuteczne rozwiązanie, ciekawe jakie będą odpowiedzi.
część merytoryczna, znacznie krótsza: wg.mnie Twoje uczucia są uzasadnione, też nie czułbym się dobrze na Twoim miejscu.
Jesteś tym samym trollem który na wszelkie sposoby udowadnia że z powodu wzrostu kobiety Cię nie chcą?:)
Pani z Poznania grzecznie podziękuję za ofertę;))
Co do pozostałych rad - ok, być może to na początku zawaliłam , ale moje zachowanie było po prostu efektem wcześniejszych sytuacji I pewnych przeświadczeń wyniesionych z domu.
I tak, czasami tak myślę ze mieszkanie ze mną jest dla niego źródłem oszczędności.
I właśnie wydaje mi się ze to robi ze swoimi pieniędzmi - oszczędza.
Nie chce być na niego zła albo mieć o to pretensje. Przecież to tylko pieniądze nie warto przez to niszczyć związku, co nie?
Nie chce być na niego zła albo mieć o to pretensje. Przecież to tylko pieniądze nie warto przez to niszczyć związku, co nie?
Ale niesmak pozostaje...
Pani z Poznania grzecznie podziękuję za ofertę;))
Co do pozostałych rad - ok, być może to na początku zawaliłam , ale moje zachowanie było po prostu efektem wcześniejszych sytuacji I pewnych przeświadczeń wyniesionych z domu.
I tak, czasami tak myślę ze mieszkanie ze mną jest dla niego źródłem oszczędności.
I właśnie wydaje mi się ze to robi ze swoimi pieniędzmi - oszczędza.Nie chce być na niego zła albo mieć o to pretensje. Przecież to tylko pieniądze nie warto przez to niszczyć związku, co nie?
A warto być nieszczęśliwą, bo nie wiesz, czy jesteś dla niego ważna jako miłość życia, czy ważna w planowaniu budżetu? Związek nie składa się z samej miłości; jest jeszcze proza życia. Bardzo dużo związków rozpada się przez sprawy finansowe. Jeśli pozwolisz, by narastał w Tobie żal i będziesz karmić się domysłami, co też on robi z kasą, że dla Ciebie jej brak, to w końcu kiedyś wybuchniesz i wyjdziesz na wariatkę, co beczy, bo nie dostała kwiatka na urodziny, a związek i tak się rypnie. Nie masz wyboru i musisz rozwiązać problem. Co zamierzasz zrobić?
Pani z Poznania grzecznie podziękuję za ofertę;))
Co do pozostałych rad - ok, być może to na początku zawaliłam , ale moje zachowanie było po prostu efektem wcześniejszych sytuacji I pewnych przeświadczeń wyniesionych z domu.
I tak, czasami tak myślę ze mieszkanie ze mną jest dla niego źródłem oszczędności.
I właśnie wydaje mi się ze to robi ze swoimi pieniędzmi - oszczędza.Nie chce być na niego zła albo mieć o to pretensje. Przecież to tylko pieniądze nie warto przez to niszczyć związku, co nie?
Nie chcesz być na niego zła, ale jesteś.
Zła jesteś dlatego, że od początku związku swoimi działaniami dawałaś sygnały, że nie chcesz być obciążeniem finansowym i chces po równo partycypować w wydatkach a Twój partner to zaakceptował.
Warto się przyjrzeć innym sferom Waszego związku. Zarówno tym przyziemnym jak temu, kto sprząta, gotuje, opłaca rachunki, robi zakupy, zajmuje się drobnymi naprawami, prowadzi samochód do mechanika itd, jak i tym, kto wykazuje inicjatywę i proponuje formy spędzania czasu wolnego, wspólnych wakacji, igraszek w sypialni.
Wszędzie, w każdej dziedzinie życia każde z Was daje z siebie po równo?
ja bym po prostu przestała się tak drobiazgowo rozliczać i zobaczyla jak zareaguje.
Poza finansami (zapraszanie na randki, kupowanie kwiatów i inne wymienione przez Ciebie składowe) czujesz się przez niego 'zaopiekowana', bezpieczna, masz w nim wsparcie czy może takie sprawy też kuleją?
W każdym razie jeśli finanse sprawiają, że nie czujesz się komfortowo, to powinnaś o tym powiedzieć, w przeciwnym razie Twój żal będzie narastał, z czasem zapewne pojawi się frustracja, a nawet niechęć. Wtedy może okazać się, że to nie są 'tylko finanse', ale gwóźdź do trumny Waszego związku.
Ludzie mają różne podejście do finansów i jedna osoba postępuje tak, a inna inaczej. U mnie w związku wygląda to trochę inaczej, u nas płaci kto może, raz może wyjść, że mój facet więcej, raz że ja. Jeżeli np danego miesiąca mam więcej wydatków, to mój facet to rozumie i nie rezygnujemy z wyjść tylko np on płaci większość. Nie robimy tak, by było po równo, bo nie zawsze się da, ale jak chcemy iść to idziemy i płacimy według możliwości. Nie raz też chciałam zapłacić, ale jak mój facet miał więcej pieniędzy, to nie chciał, bym płaciła lub tylko za popcorn jeżeli mieliśmy ochotę lub czasem i on płacił za wszystko i mi nie wypominał. Jak ma więcej pieniędzy, to lubi coś mi kupić, ale wtedy pyta co bym chciała, bo chce by było idealnie dobrane. Za to ja nie wyobrażam sobie ani mój facet też, żeby oddawać za paliwo, bo np jedziemy razem do rodziny. Dla mnie to takie trochę nie za bardzo, no chyba, że na zasadzie, Ty płacisz za paliwo, a ja kupuję coś innego. No ale jeżeli Wam to odpowiada to ok. Po prostu mi by było głupio rozliczać ukochaną osobę jak z jazdy komunikacją miejską, że mi tak bliskiej osobie musi za to płacić. Uważam, że skoro Tobie też to przeszkadza, to musicie porozmawiać. O tym, że chciałabyś być kiedyś przez niego też gdzieś zaproszona też powiedz. Może on o tym nie pomyślał, ale gdy zrozumie, że tego chcesz, to czasem Cię gdzieś zabierze. Mój facet zabiera mnie różnie i też zależnie od możliwości, ale np na basen, do kina, do muzeum tak samo i nie patrzy czy też zapłacę, jeżeli może płaci całość, jeżeli ja mogę to się dokładam. No ale nie ma problemu, by mieć ten gest. Czasem można też wyjść na jakieś darmowe wydarzenia, ale po prostu trzeba przeglądać co tam się dzieje. Co do tego ile zarabiacie tu ludzie też mają różne poglądy, jedni chcą wiedzieć, innym to obojętne lub uważają, że nie mają prawa tego wiedzieć, bo to osobista sprawa. Ja akurat wiem ile zarabia mój facet, a on ile ja i nie mamy z tym problemu. Uważamy, że skoro jesteśmy sobie tak bliscy, to nie jest żadna tajemnica i skoro chcemy żyć razem, to i tak temat pieniędzy jest obecny w życiu. Dlatego ja wolę wiedzieć, ale to już indywidualna sprawa czy Wy wolicie. Może on ma jakieś wydatki o jakich Ci nie mówi albo odkłada pieniądze na jakiś cel.
Ja zawsze doradzam ludziom, żeby porozmawiać. Raczej mało kto wychodzi na tym gorzej, a nuż się czegoś dowiesz. Oczywiście rozmowa bez założeń i podejrzeń, tylko na zasadzie "ja mam tak... jak masz Ty? co możemy zrobić, żeby poczuć się dobrze?"
Oddajesz mu za paliwo i wszystko płacicie na pół? To brzmi jak kontrakt, a nie związek. Nawet z najbliższą koleżanką tak się nie rozliczam, a co dopiero z chłopakiem.
Oddajesz mu za paliwo i wszystko płacicie na pół? To brzmi jak kontrakt, a nie związek. Nawet z najbliższą koleżanką tak się nie rozliczam, a co dopiero z chłopakiem.
Chyba w ideale na tym polega partnerstwo. Że każde wkłada i wyciąga tyle samo.
GabrielaKlym napisał/a:Oddajesz mu za paliwo i wszystko płacicie na pół? To brzmi jak kontrakt, a nie związek. Nawet z najbliższą koleżanką tak się nie rozliczam, a co dopiero z chłopakiem.
Chyba w ideale na tym polega partnerstwo. Że każde wkłada i wyciąga tyle samo.
Przecież w partnerstwie nie chodzi o idealną symetrię.
Każdy z partnerów daje drugiemu coś ważnego i cennego, ale przecież to nie musi być to samo i po tyle samo.
Jak dla mnie partnerstwo polega na tym, że raz jedno kupi bilety do teatru za 100 zł, potem drugie bułki na śniadanie za 5 zł bez dokładnego rozliczania się coś za coś.
Ciekawe tylko, czy on na to się zgodził, bo ty wprowadziłaś taki model, czy też jest skąpcem.
22 2018-11-22 21:02:24 Ostatnio edytowany przez Ferreus somnus (2018-11-22 21:09:28)
Jak dla mnie partnerstwo polega na tym, że raz jedno kupi bilety do teatru za 100 zł, potem drugie bułki na śniadanie za 5 zł bez dokładnego rozliczania się coś za coś.
Ciekawe tylko, czy on na to się zgodził, bo ty wprowadziłaś taki model, czy też jest skąpcem.
Wygodne to partnerstwo gdzie jedno wkłada 95% więcej niż drugie.
Można się zapytać gdzie można się zapisać na rolę partnera nr 2?
Ferreus somnus napisał/a:GabrielaKlym napisał/a:Oddajesz mu za paliwo i wszystko płacicie na pół? To brzmi jak kontrakt, a nie związek. Nawet z najbliższą koleżanką tak się nie rozliczam, a co dopiero z chłopakiem.
Chyba w ideale na tym polega partnerstwo. Że każde wkłada i wyciąga tyle samo.
Przecież w partnerstwie nie chodzi o idealną symetrię.
Każdy z partnerów daje drugiemu coś ważnego i cennego, ale przecież to nie musi być to samo i po tyle samo.
To już można się zastanawiać co takiego specjalnego extra daje ta druga osoba jeśli oczekuje mniejszej partycypacji finansowej.
Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.
Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
23 2018-11-22 21:22:23 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2018-11-22 21:22:42)
MagdaLena1111 napisał/a:Przecież w partnerstwie nie chodzi o idealną symetrię.
Każdy z partnerów daje drugiemu coś ważnego i cennego, ale przecież to nie musi być to samo i po tyle samo.To już można się zastanawiać co takiego specjalnego extra daje ta druga osoba jeśli oczekuje mniejszej partycypacji finansowej.
Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
Autorka sama sprowadziła swoją relację do poziomu rozliczeń, bo ona „uważała”, „czuła” i „myślała”. Zdaje się, że dla niej samej relacja z drugim człowiekiem opiera się na finansach, skoro tak wokół nich od początku związku bazowała, a teraz też to finanse w związku są jej bolączką. Jakby związek z drugim człowiekiem to był bilans zobowiązań i należności finansowych.
Zadałam pytanie o wymianę, branie i dawanie sobie nawzajem w związku w innych dziedzinach życia, ale odpowiedzi się już nie doczekałam :-((
Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
ja bym po prostu przestała się tak drobiazgowo rozliczać i zobaczyla jak zareaguje.
Mój chłopak na początku miał tendencje do rozliczania się co do złotówki - chciał mi za wszystko oddawać połowę i mimochodem dzielił koszty na pół (długo byliśmy przyjaciółmi zanim zostaliśmy parą). Mi się to nie podobało więc jak on mi chciał na przykład oddać 7 zł za coś to mu mówiłam, żeby się nie wygłupiał i nie będę się z nim rozliczać co do złotówki albo jak byliśmy w kinie i chciał zapłacić kartą, ale się nie dało to mówiłam "to ja Cię dziś zapraszam". I się przyzwyczaił, że tak jest i jest fajnie. Płaci raz jedno, raz drugie, czasem na pół. Jak któreś wie, że u drugiego krucho z kasą w danym momencie to płaci częściej i jest to całkowicie naturalne i niewymuszone. Więc myślę, że dobrym pomysłem jest, tak jak pisze sosenek, przestać się szczegółowo rozliczać i czekać na reakcję.
I jak Ty często wychodzisz z inicjatywą (bo Ci się wydaje, że on tego oczekuje) i mu zwracasz np. 150 zł za paliwo to on może myśleć, że czułabyś się niekomfortowo, że tyle wydaje na podróż do Twojej rodziny więc pozwala Ci dać sobie tą kasę. Jak mi moja babcia emerytka daje 50 zł żebym sobie coś kupiła ładnego i widzę, że chce mi dać to biorę. I jakby moja babcia potem na forum pisała, że ona mi daje 50 zł a ja wzięłam mimo, że jest starą emerytką to by mi przykro było, bo przecież nie przypuszczałam, że mi daje żebym powiedziała, że nie trzeba (jak Ty, autorko).
26 2018-11-22 23:27:53 Ostatnio edytowany przez Ferreus somnus (2018-11-22 23:29:49)
Ferreus somnus napisał/a:Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
Cóż można dzielić się obowiązkami jak najbardziej ale nie musi wtedy mężczyzna dokładać więcej pieniężnie bo i czemu? Jak równe prawa to i równe obowiązki. Kobieta też zarabia.
sosenek napisał/a:Ferreus somnus napisał/a:Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
Cóż można dzielić się obowiązkami jak najbardziej ale nie musi wtedy mężczyzna dokładać więcej pieniężnie bo i czemu? Jak równe prawa to i równe obowiązki. Kobieta też zarabia.
A ja się zastanawiam, co ma piernik do wiatraka?
Mieszkając razem, normalną rzeczą jest to, że razem utrzymujemy dom. Czy to w kwestii finansowej czy w sprawie dot. prac domowych.
To nie jest umowa barterowa. Koszty powinny być wspólne, chyba każdy zdaje sobie sprawę ile kosztuje wynajem/czynsz, rachunki za media, telefony itd. Zakupy do domu też trzeba zrobić i sprzątać, by nie zarosnąć brudem.
Można to podzielić, jedno niech płaci za wynajem, drugie za rachunki i zakupy. Jeśli to się nie sprawdza, bo np. jedna ze stron czuje się pokrzywdzona, usiąść z kartką i podzielić te koszty po połowie. Wydaje mi się to sprawiedliwe. Wyjścia ustalać wspólnie i decydować kto za co płaci.
Najczęściej wystarczy sprzątać raz w tygodniu i takimi obowiązkami też można się pogodzić. To, że jedno zarabia więcej, nie oznacza że nie może poodkurzać, czy wyrzucić śmieci. Jeśli nie ma ochoty robić tego samemu, niech zatrudni sprzątaczkę - stać go/ją. Ale nie można mówić, że Parter czy Partnerka mają to za niego zrobić, bo zarabia mniej, więc niech to będzie jego/jej wkład.
Zauważyłam, że teraz w związkach panuje większość niezależność finansowa. Każdy ma swoje i wrzuca do wspólnego garnuszka tyle, ile musi.
Moi Rodzicie zawsze mieli wspólne konto i wspólnie decydowali o wydatkach. Pewnie, że były kłótnie, ale wiedzieli ile mają pieniędzy do dyspozycji. Teraz każdy ukrywa swoje dochody, jakby się bał, że druga osoba oskubie go ze wszystkiego.
28 2018-11-23 09:39:35 Ostatnio edytowany przez sosenek (2018-11-23 09:42:57)
sosenek napisał/a:ja bym po prostu przestała się tak drobiazgowo rozliczać i zobaczyla jak zareaguje.
Mój chłopak na początku miał tendencje do rozliczania się co do złotówki - chciał mi za wszystko oddawać połowę i mimochodem dzielił koszty na pół (długo byliśmy przyjaciółmi zanim zostaliśmy parą). Mi się to nie podobało więc jak on mi chciał na przykład oddać 7 zł za coś to mu mówiłam, żeby się nie wygłupiał i nie będę się z nim rozliczać co do złotówki albo jak byliśmy w kinie i chciał zapłacić kartą, ale się nie dało to mówiłam "to ja Cię dziś zapraszam". I się przyzwyczaił, że tak jest i jest fajnie. Płaci raz jedno, raz drugie, czasem na pół. Jak któreś wie, że u drugiego krucho z kasą w danym momencie to płaci częściej i jest to całkowicie naturalne i niewymuszone. Więc myślę, że dobrym pomysłem jest, tak jak pisze sosenek, przestać się szczegółowo rozliczać i czekać na reakcję.
I jak Ty często wychodzisz z inicjatywą (bo Ci się wydaje, że on tego oczekuje) i mu zwracasz np. 150 zł za paliwo to on może myśleć, że czułabyś się niekomfortowo, że tyle wydaje na podróż do Twojej rodziny więc pozwala Ci dać sobie tą kasę. Jak mi moja babcia emerytka daje 50 zł żebym sobie coś kupiła ładnego i widzę, że chce mi dać to biorę. I jakby moja babcia potem na forum pisała, że ona mi daje 50 zł a ja wzięłam mimo, że jest starą emerytką to by mi przykro było, bo przecież nie przypuszczałam, że mi daje żebym powiedziała, że nie trzeba (jak Ty, autorko).
Zgadzam się z drugim akapitem.
Z pierwszym też miałam podobnie, zresztą do dziś mój facet czasem wyskakuje z tym że oddaje mi większe kwoty (za jakieś zakupy typu meble), a na początku oddawał nawet głupią dychę ale już go tego oduczyłam
Temat kasy w związku nigdy nie był dla mnie problemem bo po prostu sama lubię dużo wydawać na partnera/dom/wspólne wydatki i jak partner to widzi to sam odwzajemnia się tym samym.
Natomiast obowiązki domowe, a zarabiana forsa wg. mnie nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego i nie widzę żadnej zależnosci między inwestowaniem w związek kasy, a sprzątaniem.
Ferreus somnus napisał/a:Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
Też tak uważam. Moim zdaniem chamskie jest wyliczanie wszystkiego po równo, bo gdzieś gubi się miłość tylko faktycznie przypomina to bardziej relacje w pracy. W sensie ja dam tyle, ale Ty musisz dać dokładnie tyle samo. Jak człowiek nie rozlicza się dokładnie, to jest mniej problemów i np nie miałam problemów płacić prawie za wszystko, gdy mój chłopak nie miał chwilowo pracy. Dlatego to nie jest tak, że jestem za tym, by się dokładnie nie rozliczać, ale myślę stereotypowo, że to facet ma za wszystko płacić. To faktycznie byłoby chamskie i pokazywałoby, że mój facet nie może na mnie liczyć. No ale tak nie jest i tak samo jak ja miałam problem z kasą, to mój facet płacił. No a jak już oboje pracujemy, to oboje płacimy ile możemy, bez wyliczania by było po równo, bo to by było męczące. To by prowadziło do sytuacji, że gdy jedna osoba nie ma pieniędzy, to nigdzie nie wychodzą, bo musi być po równo.
sosenek napisał/a:ja bym po prostu przestała się tak drobiazgowo rozliczać i zobaczyla jak zareaguje.
Mój chłopak na początku miał tendencje do rozliczania się co do złotówki - chciał mi za wszystko oddawać połowę i mimochodem dzielił koszty na pół (długo byliśmy przyjaciółmi zanim zostaliśmy parą). Mi się to nie podobało więc jak on mi chciał na przykład oddać 7 zł za coś to mu mówiłam, żeby się nie wygłupiał i nie będę się z nim rozliczać co do złotówki albo jak byliśmy w kinie i chciał zapłacić kartą, ale się nie dało to mówiłam "to ja Cię dziś zapraszam". I się przyzwyczaił, że tak jest i jest fajnie. Płaci raz jedno, raz drugie, czasem na pół. Jak któreś wie, że u drugiego krucho z kasą w danym momencie to płaci częściej i jest to całkowicie naturalne i niewymuszone. Więc myślę, że dobrym pomysłem jest, tak jak pisze sosenek, przestać się szczegółowo rozliczać i czekać na reakcję.
O to mi chodziło.
31 2018-12-02 01:42:03 Ostatnio edytowany przez prudencja (2018-12-02 11:15:25)
Cześć
Znalazłam to Wasze forum, bo potrzebuje anonimowej porady
Jestem z facetem od prawie roku, mieszkamy razem i jest nam ze naprawdę ze sobą dobrze.
Ale intryguje mnie jedna rzecz - mam wrażenie, ze on udaje przede mną, że zarabia dużo mniej niż w rzeczywistości.
Ma stanowisko dwa szczeble wyższe niż ja (pracujemy w tej samej firmie), pracuje tam 8 lat dłużej ode mnie, otrzymuje różnego rodzaju premie (mi ze względu na krótki staż nie przysługują), rachunkami, opłatami, wydatkami dzielimy się zawsze po połowie, a mimo wszystko jak proponuje jakieś wyjście na kilka dni przed wypłatą to on twierdzi że nie ma pieniedzy.
Nigdy nie dawalam mu odczuc, ze "lecę na kasę" bo tak nie jest. Nawet na pierwszych randkach, na które zabierał mnie daleko za miasto - ja płaciłam za jedzenie, czy jakieś bilety wstępu - bo uważałam ze on przecież płacił za paliwo. Nigdy nie prosiłam go o pozyczenie pieniędzy, nie sugerowalam ze czekam na drogie prezenty itd.
On sam nie ma żadnych "kosztownych" pasji, nie chodzi po pubach z kolegami, nie ma kredytów. I w ogóle jego koszty życia zmniejszyły się od kiedy mieszkamy razem (w końcu wszystko po połowie)
Na mnie tez nie wydajea nie ukrywam ze chciałabym być choć raz na 2 mies zaproszona na randkę (inną niż kino w tanie środy, bo tu płacimy naprzemiennie co 2 tygodnie), dostać kwiatka czy pójść na ciacho. Pewnie zapytacie czy ja go zapraszam - tak, ale następnego dnia "w ramach rewanżu" on płaci za bulki i mleko, mimo ze mu mowie ze to był prezent z okazji ..( tu zazwyczaj wymyślam coś bzdurnego), ewentualnie sugeruje trochę inny sposób "rewanżu"...
Nie rozliczamy się co do złotówki, nawet nie upominany się o pieniądze, ale podświadomie gdzieś czuje ze liczy na zwrot.
W sumie to zebrało mi się na te żale po weekendzie... Byliśmy u moich rodziców. Dostaliśmy konkretną "wyprawkę" żywnosciowa - Z czego większość jest typowo dla niego, bo ja czegoś nie lubię/nie jem. No i po powrocie dałam mu 150 zł za paliwo (czułam ze wypada) [ a za tyle mniej więcej zatankował - wiem bo zabrał paragon i prosił bym włożyła go do schowka]. Stwierdził ze to trochę za dużo, ale wziął i nie ciągnął tematu. I generalnie jest mnóstwo takich sytuacji.. W innych związkach coś jest traktowane jako miły gest w kierunku drugiej osoby, a u nas (u mnie) pojawia się myśl o rozliczaniu się - I nawet jeżeli z mojej strony jest to przesadzone to on w żaden sposób nie oponuje I nie sugeruje, ze cos zrobil/ kupił specjalnie dla mnie...
Momentami jest mi przykro, no ale on chyba tak jest.
Pogadac z nim na ten temat czy sobie darować?
gość jest paździochem, kutwą, to się wynosi z domu. a im dalej w las tym więcej drzew. za jakiś czas może spróbujecie złożyć wspólny budżet i zaczną się jazdy, że kupiłas waciki za dychę, a nie za piątaka.
u nas jest taki miły zwyczaj, że raz ty, raz ja, raz "na pół". czasem ja tobie, czasem ty mnie, czasem razem.
sosenek napisał/a:Ferreus somnus napisał/a:Na ten przykład: ostatnia moja panna uważała, ze prace domowe to dzielimy po równo, ale ja jako sporo więcej zarabiający płacę za większość rzeczy. Usłyszała ze może zapomnieć (m.in. ze względu na takie kwiatki jest już byłą).
Inna faktycznie jak wpadała do mnie to brała się za gary, a później sama z siebie sprzątała, bo jej kurz przeszkadzał. I tu, faktyczni, nawet mi przez myśl nie przeszło by narzekać na wydatki za które płaciłem.Pytanie co takiego ponad normę wkłada w związek autorka ze nie chce dzielić się na pół.
gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
Też tak uważam. Moim zdaniem chamskie jest wyliczanie wszystkiego po równo, bo gdzieś gubi się miłość tylko faktycznie przypomina to bardziej relacje w pracy. W sensie ja dam tyle, ale Ty musisz dać dokładnie tyle samo.
Ale tu nikt nie mówi, że nie będzie dzielił się obowiązkami, bo więcej zarabia. Tu raczej jest mowa o "tak jak dzielimy się obowiązkami, tak i dzielimy się wydatkami". Prosta zasada. Tymczasem dziewczyna Ferreus somnus wymagała od niego, by sprzątaniem dzielili się po równo, ale wydatkami już nie. To nie jest fair.
Jeśli kobieta uważa, że mieszkamy razem i utrzymujemy dom razem, to dotyczy to zarówno dbania o dom (sprzątanie, gotowanie etc.) jak i wydatków na utrzymanie tego domu (opłaty, rachunki itp.). Skoro wymagasz od mężczyzny, byście wspólnie, mniej więcej po połowie ogarniali chatę, bo przecież razem tam mieszkacie, to tak samo facet ma prawo wymagać, byście wspólnie utrzymywali dom i mniej więcej po połowie dzielili się rachunkami (np. jeden miesiąc rachunki robi jedno, drugi drugie, możliwości podziału jest wiele). Bo przecież razem tam mieszkacie.
Tymczasem wiele kobiet ma jakieś dziwne podejście do tego wszystkiego, że sprzątamy razem, bo przecież razem mieszkamy, ale więcej za rachunki płacisz ty, bo więcej zarabiasz. Nie można wymagać od kogoś więcej tylko dlatego, że więcej zarabia. To jest nic innego jak karanie kogoś za zaradność. A to, że facet zarabia więcej od kobiety nie jest jego winą.
Jakby to było, jakby wam facet powiedział, że wy będziecie w domu gotować, bo on nie umie? Każda z was powiedziała by mu coś w stylu "to się naucz gotować". Podobnie jest z kasą - jak nie stać cię na opłacenie mniej więcej połowy rachunków i wydatków w związku - to zrób coś z tym. Nie od razu rzecz jasna, ale jakiś plan na uregulowanie tej sytuacji miej. Zmień pracę, przekwalifikuj się, dorabiaj jakoś, cokolwiek. Tymczasem są kobiety, które zarabiają mało i nic z tym nie robią, bo przecież mąż dobrze zarabia, to rachunki opłaci.
truskaweczka19 napisał/a:sosenek napisał/a:gdyby mi facet powiedział, że się obowiązkami nie będzie dzielił bo więcej zarabia to bym chyba parsknęła mu śmiechem w twarz.
Też tak uważam. Moim zdaniem chamskie jest wyliczanie wszystkiego po równo, bo gdzieś gubi się miłość tylko faktycznie przypomina to bardziej relacje w pracy. W sensie ja dam tyle, ale Ty musisz dać dokładnie tyle samo.
Ale tu nikt nie mówi, że nie będzie dzielił się obowiązkami, bo więcej zarabia. Tu raczej jest mowa o "tak jak dzielimy się obowiązkami, tak i dzielimy się wydatkami". Prosta zasada. Tymczasem dziewczyna Ferreus somnus wymagała od niego, by sprzątaniem dzielili się po równo, ale wydatkami już nie. To nie jest fair.
Jeśli kobieta uważa, że mieszkamy razem i utrzymujemy dom razem, to dotyczy to zarówno dbania o dom (sprzątanie, gotowanie etc.) jak i wydatków na utrzymanie tego domu (opłaty, rachunki itp.). Skoro wymagasz od mężczyzny, byście wspólnie, mniej więcej po połowie ogarniali chatę, bo przecież razem tam mieszkacie, to tak samo facet ma prawo wymagać, byście wspólnie utrzymywali dom i mniej więcej po połowie dzielili się rachunkami (np. jeden miesiąc rachunki robi jedno, drugi drugie, możliwości podziału jest wiele). Bo przecież razem tam mieszkacie.
Tymczasem wiele kobiet ma jakieś dziwne podejście do tego wszystkiego, że sprzątamy razem, bo przecież razem mieszkamy, ale więcej za rachunki płacisz ty, bo więcej zarabiasz. Nie można wymagać od kogoś więcej tylko dlatego, że więcej zarabia. To jest nic innego jak karanie kogoś za zaradność. A to, że facet zarabia więcej od kobiety nie jest jego winą.
Jakby to było, jakby wam facet powiedział, że wy będziecie w domu gotować, bo on nie umie? Każda z was powiedziała by mu coś w stylu "to się naucz gotować". Podobnie jest z kasą - jak nie stać cię na opłacenie mniej więcej połowy rachunków i wydatków w związku - to zrób coś z tym. Nie od razu rzecz jasna, ale jakiś plan na uregulowanie tej sytuacji miej. Zmień pracę, przekwalifikuj się, dorabiaj jakoś, cokolwiek. Tymczasem są kobiety, które zarabiają mało i nic z tym nie robią, bo przecież mąż dobrze zarabia, to rachunki opłaci.
Miałam kiedyś faceta, z którym dzieliłam się na pół wszystkimi wydatkami. Po tym mnie zostawało 200zł na cały miesiąc i nie robiłam już zakupów spożywczych, a skoro tak, to on stołował się w restauracjach codziennie. To jest, Twoim zdaniem sprawiedliwe? Znalazłam (upraszczając) sobie biednego, a tamtego kopnęłam w zad. Dla biednego stałam się za to czymś w rodzaju pakietu oszczędnościowego i też go pogoniłam. Kobieta nigdy nie będzie szczęśliwa z kimś, dla kogo na pierwszym miejscu jest kasa. Z resztą faceci też nie chcą kobiet, dla których kasa jest najważniejszą wartością.
Jeśli jesteś z kimś w związku, to obowiązują inne zasady niż w spółce. Jak ktoś chce dzielić na pół wszystkie wydatki i wszystkie obowiązki, to albo nigdy nie był w poważnym związku, albo się doń nie nadaje.
Jeśli jesteś z kimś w związku, to obowiązują inne zasady niż w spółce. Jak ktoś chce dzielić na pół wszystkie wydatki i wszystkie obowiązki, to albo nigdy nie był w poważnym związku, albo się doń nie nadaje.
Nic dodać, nic ująć.
Obawiam się zresztą, że zaraz dojdziemy do takiego absurdu, że okaże się, że najlepiej jest po prostu sporządzić listę czynności do wykonania w domu i poza nim, a obok niej listę 'przysług', jakie można otrzymać od partnera i każdą pozycję odpowiednio wycenić, nie tylko finansowo, ale też pod względem włożonego w realizację każdego z punktów nakładu czasu i uwagi - aby przypadkiem ktoś nie poczuł się skrzywdzony czy wykorzystany.
Otóż to tak nie działa - w zdrowo funkcjonującym związku nigdy nie będzie po połowie, choćby dlatego, że okoliczności się zmieniają, a partnerzy powinni się wspierać, a jednocześnie dążyć do tego, aby działała zasada 'chcę, aby temu drugiemu było ze mną dobrze'. Jeśli zaczynamy się licytować i targować, to relacja robi się chora.
Jeśli jesteś z kimś w związku, to obowiązują inne zasady niż w spółce. Jak ktoś chce dzielić na pół wszystkie wydatki i wszystkie obowiązki, to albo nigdy nie był w poważnym związku, albo się doń nie nadaje.
Ej wypraszam sobie wmawiania mi czegoś, czego nie napisałem. Przecież to wy piszecie tutaj o tym, że obowiązkami powinno dzielić się po połowie. Ja dodałem tylko, że skoro obowiązkami dzielimy się po połowie, to i wydatkami. Proste i logiczne.
A to, że sytuacje są różne i nikt nie będzie się rozliczał na drobne na zasadzie "nie mogę wynieść śmieci, bo ja już odkurzałem" to chyba oczywiste i pisząc "dzielimy się po połowie" z góry zakładam, że wszyscy rozumieją, że to takie trochę na oko. Raz ktoś zrobi więcej, raz zapłaci mniej.
Nie ma niczego złego w tym, że zasadę dzielimy po połowie trzeba lekko zmodyfikowac, kiedy np. partnerka traci pracę. Tyle że to są wyjątkowe sytuacje i którakolwiek ze stron jest jakimś większym "obciążeniem" - powinna chcieć to zmienić.
A jak dziewczyna mało zarabia, nic z tym nie robi i żąda by ją utrzymywać bo przecież ona taka biedna i poszkodowana to coś tu jest nie tak.