Urodziłem z licznymi wadami postawy w tym moją największą życiową bolączką - lejkowata klatka piersiowa, spora i deformacją żeber.
Od zawsze baseny, imprezy, wyjazdy z kolegami itp. odpadały. Przebieranie się w szatni, badanie - bilans to ogromna udręka, codzienne kombinowanie jak się ubrać by nie było widać mojej wady a jest to nie lada wyzwanie. Odludkiem podpierający ściany z pewnościa nie byłem jednak nieco dystansowałem się od życia, o związkach nie było mowy. Przez te 20 lat strasznie mi to zryło psychikę.
W 2012 chciałem zapisać się na ryzykowną operację ale w międzyczasie wydarzyło się coś nieciekawego w moim życiu z czego do dzisiaj się nie otrząsnąłem.
Później zaczęło strzelać mi w kolanach - doktor nauk medyczny, specjalista... powiedział że to reumatoidalne zapalenie stawów i już chciał
mi robić artroskopię i wstrzykiwać jakieś mazie na setki złotych. Dostałem tabletki i trochę się podłamałem że 20 lat i już choroby jak
dziadek (później się okazało że to wina mięśni, zapalenia brak). Następnie dokuczały mi migreny, światłowstręt, mdłości. Neurolog powiedział
że muszę nauczyć się z tym zyć, okulista że to ze zmęczenia, przepisał okulary i jakoś żyję z tym od lat. Pół roku temu zrobiłem rtg szyi i
wyszło zniesienie lordozy szyjnej. Czytam na forum że ludzie z tą wadą chodzą po różnych fizjoterapeutach i brak poprawy. Od lat żyję w
permanentnym stresie, lekarz z pewnością zdiagnozowałby jaką deprechę.
Miałem zamiar się za to wziąć ale ostatnie 6 miesięcy to ISTNA REWELACJA. W kwietniu miałem krótkie, pełne owłosienie głowy, z grzywą,
normalną prostą linią włosów. W maju fryzjerka zauważyła przerzedzenie. Dzisiaj mam dwa duże zakola (jeszcze lekko zarośnięte) i z miesiąca na
miesiąc przerzedzającą się coraz bardziej (niemalże na moich oczach) grzywą. Od razu wizyta u dermatologów - no PRAWDOPODOBNIE łysienie
androgenowe ale byli zdziwienie jak szybko to postępuje - tu standardowa procedura:loxon + finasteryd do końca zycia który jest skuteczny
ale też kaleczy męskość. W dodatku moja tłusta od gimnazjum cera to nieuleczalne ŁZS... W tym samym czasie na paznokciach od stóp pojawiły
mi się bruzdy (lekarz wykluczył grzybicę, przepisał galacet plus). Dzisiaj też nie obeszło się bez nowości - na paznokciu dłoni zauważyłem
trzy malutkie dziurki - jak od szpilki. Niby nic ale takiesię pojawiają tylko w przypadku chorób autoimmunologicznych w tym łuszczycy.
Super, bomba. We wtorek znów dermatolog, teraz chyba witaminek nie przepisze... Tylko dopiszę że morfologia w normie, TSH 3.09 (w moim wieku mogłoby być w okolicach 2. ale niby w normie). Pół rodziny leczy niedoczynność, matka ma Hashimoto.
Podsumowując:
- "facet" 25 lat
- z dziurą w klacie i wystającymi, powyginanymi żebrami i skoliozą
- zniesiona lordoza szyjna - nie do skorygowania. = światłowstręt, bóle głowy, młodści (CODZIENNIE)
- nieuleczalne łojotokowe zapalenie skóry (szampony itp mi nie pomogły bo takiego lekarstwa nie ma) które bardzo uprzykrza życie
- Nagłe wielkie zakola i brak grzywki w kilka miesięcy, ścięty wyglądam paskudnie, jak bandzior, więzień obozu, chory (tu akurat strzał w 10)
- mam jeszcze kurzajki które kiedyś pojawiały się raz na jakiś czas, teraz odporność mi spadła i chodzę z nimi co 2 miesiące do lekarza
- no i cholera wie czego jeszcze dowiem się w sprawie domniemanej łuszczycy
- załamany psychicznie i jest coraz gorzej
Zamiast ogarniać się życiowo, zdobyć lepszą pracę, nowe umiejętności, ZNAJOMYCH (bo ich po prostu nie mam, po pracy tylko świat online) to myslę tylko o moim stanie i nie widzę siebie za 5 lat. Jak mnie zdrowie nie wykończy to chyba w końcu psycha mi siądzie i nie wytrzymam.
Być może nikt tego nie przeczyta ale po prostu musiałem się wygadać bo mnie boli.