Z góry przepraszam za brak polskich znaków lub przecinkow jeśli znajdą się tutaj wrażliwi ma tym punkcie.
Chciałam opisać wam swoją historię, bo nie mogę już obarczac męża moim nieustannym dołem.
W szkole byłam prześladowania z powodu wyglądu. Zawsze byłam plus size. Do tego dobra uczennica. Plus trądzik i okulary. Do tego najwyższa. No i ogólnie pasztet chociaż teraz na zdjęciach sprzed lat widzę normalna dziewczynę w kiepskich ciuchach. Słyszałam różne ohydne teksty, ale broniłam sie, bo pysk miałam niewyparzony. W Lo było lepiej, ale też bez rewelacji. Udało mi się trochę schudnąć - choruje na Hashimoto, mam problem z metabolizmem i nadnerczami- ale schudłam, poszłam na studia i moja samoocena wzrosła. Minęły lata, ja kończyła kolejne studia, zdobyłam pracę, mam męża, dziecko, trochę kg wróciło i jest ze mnie po prostu duża baba. Mimo szerokich zainteresowań i całkiem niezłej ścieżki kariery ja czuje się malowartosciowa, gdzieś z tyłu głowy mam te teksty, że co z tego, że zdobywasz nagrodę skoro jesteś świnia. Sama siebie teraz analizuje, ale nawet swoje kompetencje zawodowe oceniam zbyt nisko. Zawsze można lepiej a ja? No szału nie ma. Hashi ma wpływ na moje samopoczucie. Wiecznie się martwię, zadreczam siebie i męża, czuję, że w mojej głowie panuje straszny chaos. Nawet kupować ubrań mi się nie chce, bo niewiele zmienia w moim wyglądzie. Wiem, że to droga do nikąd, ale nie wiem jak zacząć myśleć o sobie dobrze, jak zaakceptować swoje wady. Innym potrafię doradzić, mówię, że są większe wartości niż ładna buzia, ale w gronie znajomych porównuję się z żonami kolegów męża i wypadam gorzej, bo nie jestem tak szczupła, nie założę rozmiaru 36. I mam wrażenie, że mogłabym zrobić doktorat z mechaniki kwantowej a i tak patrzy sie na mnie przez pryzmat wyglądu. Tłumacze sobie, że to głupota, ale to silniejsze ode mnie. Mam tak dużo, a nie umiem tego docenić. Do tego mój slomianu zapał w kwestii diety doprowadza mnie do szału. Może ja po prostu kocham zrzedzić? Sama nie wiem co ze sobą zrobić
Ej, ale chyba skoro ten Twój mąż jest z Tobą, a nie z tymi żonami koleżanek, to chyba jednak znaczy, że uważa Cię za lepszą od nich, co?
Z góry przepraszam za brak polskich znaków lub przecinkow jeśli znajdą się tutaj wrażliwi ma tym punkcie.
Chciałam opisać wam swoją historię, bo nie mogę już obarczac męża moim nieustannym dołem.
W szkole byłam prześladowania z powodu wyglądu. Zawsze byłam plus size. Do tego dobra uczennica. Plus trądzik i okulary. Do tego najwyższa. No i ogólnie pasztet chociaż teraz na zdjęciach sprzed lat widzę normalna dziewczynę w kiepskich ciuchach. Słyszałam różne ohydne teksty, ale broniłam sie, bo pysk miałam niewyparzony. W Lo było lepiej, ale też bez rewelacji. Udało mi się trochę schudnąć - choruje na Hashimoto, mam problem z metabolizmem i nadnerczami- ale schudłam, poszłam na studia i moja samoocena wzrosła. Minęły lata, ja kończyła kolejne studia, zdobyłam pracę, mam męża, dziecko, trochę kg wróciło i jest ze mnie po prostu duża baba. Mimo szerokich zainteresowań i całkiem niezłej ścieżki kariery ja czuje się malowartosciowa, gdzieś z tyłu głowy mam te teksty, że co z tego, że zdobywasz nagrodę skoro jesteś świnia. Sama siebie teraz analizuje, ale nawet swoje kompetencje zawodowe oceniam zbyt nisko. Zawsze można lepiej a ja? No szału nie ma. Hashi ma wpływ na moje samopoczucie. Wiecznie się martwię, zadreczam siebie i męża, czuję, że w mojej głowie panuje straszny chaos. Nawet kupować ubrań mi się nie chce, bo niewiele zmienia w moim wyglądzie. Wiem, że to droga do nikąd, ale nie wiem jak zacząć myśleć o sobie dobrze, jak zaakceptować swoje wady. Innym potrafię doradzić, mówię, że są większe wartości niż ładna buzia, ale w gronie znajomych porównuję się z żonami kolegów męża i wypadam gorzej, bo nie jestem tak szczupła, nie założę rozmiaru 36. I mam wrażenie, że mogłabym zrobić doktorat z mechaniki kwantowej a i tak patrzy sie na mnie przez pryzmat wyglądu. Tłumacze sobie, że to głupota, ale to silniejsze ode mnie. Mam tak dużo, a nie umiem tego docenić. Do tego mój slomianu zapał w kwestii diety doprowadza mnie do szału. Może ja po prostu kocham zrzedzić? Sama nie wiem co ze sobą zrobić
Kochasz zrzędzić i solidarnie psuć innym humor a zatruwać szczęście.
Próbowałaś schudnąć / pójść do dietetyka?
Po drugie - masz bardzo niską samoocenę, raczej sama sobie z tym nie poradzisz. Ja na Twoim miejscu poszłabym pogadać ze specjalistą.