Witam,
Postanowiłam napisać, bo samej już ciężko mi udźwignąć pewne tematy, a potrzebuję żeby ktoś obiektywnie spojrzał na to co ma teraz miejsce. Kotłują się we mnie różne myśli, domysły, może to ja mam problem, ale do brzegu.
W związku jestem 10 lat, nie będę opisywać początków bo jak wiadomo zawsze są piękne. Dodam tylko tyle, że bardzo dużo przeżyłam, dużo usłyszałam i śmiało mogę powiedzieć, że przemoc psychiczna nie jest jest mi obca. Przeżyłam to, przełknęłam i nie chcę do tego wracać. Literatura odnośnie osobowości narcystycznej pomogła przebrnąć mi przez wszystko. Nie zakończyłam tego, bo...nie wiem, dziecko, miłość do niego. Dobra tyle o tym, teraz naprawdę biję do brzegu.
Chciałabym opisać kilka sytuacji, które miały miejsce na przestrzeni roku, które analizowałam i próbowałam zrozumieć, ale w tym momencie potrzebuję już tylko obiektywnego spojrzenia na jego zachowanie.
Ad. 1. 2 dniowy wyjazd za granicę z kumplami, 2 dni nieodzywania się i nie dania znaku życia (choć byłam wtedy w ciąży). Przyjechał, wysłuchałam jak to było super, jak musimy razem tam pojechać itp. Opowiadał, że po drodze zabrali 3 turystki, że załatwili im hotel, że super. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia- nic!. Jak wracali to 2 kumpli poszło do "mieszkania studentek" w wiadomym celu, ale on nieeeee, on czekał w samochodzie z jeszcze innym kolegą. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia? Na wyjeździe poznał dwie koleżanki, popisał z nimi i tyle. Dopiero kiedy zobaczyłam na portalu społecznościowym jego komentarz pod jej zdjęciem, że jest pięknością zrobiło mi się przykro - tak było mi cholernie przykro. Byłam w ciąży, brzydka, opuchnięta, ale jakoś to przełknęłam. Oczywiście wypominałam mu to, bo gdzieś to we mnie siedziało ale on wtedy wmawiał mi chorobliwą zazdrość. O ja głupia... Po kilku miesiącach po tej sytuacji wyjechaliśmy razem, wspólny weekend, on oczywiście za dużo popił i co mi powiedział? że robi sobie dobrze przy jej zdjęciach. O fuck! Można dostać w łeb! Tłumaczył się potem, że to pijacki bełkot, że to nie prawda. Usunął ją ze znajomych, heh ależ mi wyczyn prawda? To nic, że już z nią nie pisze, ale to siedzi w człowieku. Oczywiście teraz wiem, że nie powinnam pozwolić na ten wyjazd, ba on przy odrobinie empatii nie powinien w ogóle na niego jechać i potem mi opowiadać tego wszystkiego. Zapomniałam! Poznał dwie koleżanki:) do drugiej (jak już zakończył temat z tą pierwszą) oczywiście też zaczął pisać. Ha uwierzycie, że zdjęć już nie komentował na profilu tylko przez wiadomość prywatną (tak, tak, sprawdziłam nie powinnam ale to było silniejsze). Tłumaczył się, że to nic takiego, że po co szperam, że nie szuka się tam gdzie może zaboleć. Dobry jest, naprawdę w manipulacji jest fenomenalny. Wytłukłam sytuację 1, przełknęłam - chyba nie - ale przełknę.
Ad. 2. Zbliżał się wyjazd, o którym napiszę niżej, pożegnalna impreza z kumplami, piwko, spoko, no przecież nic w tym złego. Potem od "dobrej znajomej" dowiedziałam się, że z ów kolegami czekał sobie na kelnerkę z baru w którym pili (dziewczyna o dość słabej reputacji, ale nie mnie oceniać). Zrobiłam awanturę, ale moja siła przebicia przy tym człowieku jest jak walka z koniem. Jak zapytałam, to okazało się, że to jego kolega (żonaty) pisał do niej żeby do nich przyszła jak skończy pracę. Tylko dlaczego on nie mógł wrócić do domu i po prostu nie czekać. Jak zapytałam czego oczekiwali, to usłyszałam, że on nie wie. Temat zamknęłam.
Ad 2. Postanowił się doszkolić, a co za tym idzie 2 miesięczny kurs 500 km od domu z perspektywą powrotu do domu w weekendy. Zgodziłam się, bo przecież jakim prawem mogę mu tego zabronić? Jeżeli go kocham, szanuję to chcę żeby też się spełniał, dla mnie to normalne. Pięknie mówił przed wyjazdem, że wieczorami popiszemy, że będzie się odzywał, że już tęskni za nami... YHM pierwszy tydzień to może i on dzwonił i tęsknił, a teraz... kilka podpunktów. AHA i jego powiedzenie na koniec, że żebym nie przeżywała jak dziecko chore, czy coś, bo on musi mieć spokojną głowę i że mam nie panikować.
1. Dzwoni 16 -17, że już koniec, że ma wolne, że może wyjdzie z kumplami, ok, myślę sobie że pewnie i ja bym wyszła na piwo. Nic w tym złego. Tylko, że potem już nie zadzwonił, nie napisał. Wszystko byłoby dobrze, ale jego przepadnięcie jak kamfora zaczęło mnie irytować, bo oczywiście takie dni zdarzały się częściej. Potem dzwonił po południu następnego dnia, że byli, popili z chłopakami. Zapytałam z ciekawości tylko czy chodzą też z nimi koleżanki (w ogóle nie miałabym do tego problemu, serio) oczywiście, że nieeeee, absolutnie a poza tym "co ty tak wyskoczyłaś z tymi koleżanki jakbym nie wiadomo co tam robił". Manipulacja jak zawsze perfekt, bo myślałam sobie, no w sumie po cholerę pytam. Tylko, że mój instynkt jakoś inaczej mi podpowiadał, heh może nie tyle instynkt co resztki rozumu które mi zostały. Wrócił na weekend, nie będę tego ukrywać, przejrzałam telefon. Baaaa, oczywiście, że koleżanki były, bo zrobił zdjęcie z baru i wysłał innej koleżance zapraszając ją tym samym na piwko. Nie mówiłam mu o tym, że wiem. Jeszcze nie teraz.
2. kolejny tydzień, a ja już w głowie sama sieczka, czy aby na pewno nie robię problemów, przecież wyjście na piwo z kolegami to nic takiego. Wkurzyłam się a raczej użyłabym tu mniej cenzuralnego słowa, kiedy to dowiedziałam się, że był w klubie. Dowiedziałam się przez przypadek, bo zobaczyłam zdjęcie. No cóż, napisałam mu wiadomość, że wiem, że nie zgadzam się na to, że jak chce to ma się w ogóle nie odzywać. I tym ostatnim zdaniem chyba zrobiłam mu bardzo dobrze, bo przez kolejne 3 dni się nie odzywał. Wrócił na weekend, zaczęłam z nim o tym rozmawiać, on mówił, że to żaden klub, że pub gdzie się tańczy hehe. Walnęłam monolog i jakoś przebrnęliśmy. Ale teraz uwaga! Otwieram googlemaps, potrzebowałam sprawdzić trasę na naszym wspólnym komputerze. Pech chciał, że wyświetliło mi się ostatnie wyszukiwanie i tam co? night club. Zaniemówiłam. Oczywiście tłumaczył się, że tylko szukał, że nie wie po co, że nie był absolutnie. Musiałam w to uwierzyć i chyba wierzę, że nie był. Przełknęłam ale wróciłam do tematu tej dyskoteki, bo ona tak ładnie mówił, że był tam kolega z nim, żonaty, 4 dzieci. Jakoś nie mogłam w to uwierzyć, sama nie wiem dlaczego. Chociaż spojrzał mi w oczy i przysięgał, że kolega TAM był! Skoro tak- mówię, to poproszę twój telefon, bo nie mam zamiaru już szperać sama tam gdzie mnie może zaboleć. Dał mi telefon, a ja sprawdziłam sms-y. I co, esemes od TEGO żonatego i z 4 dzieci w stylu "no dziś to pewnie szybko nie wrócicie. milej zabawy, wyrywaj dupeczki". Kurtyna. Tłumaczył się, że skłamał dla mojego dobra, że nic się nie działo, że to takie męskie gadanie. Dobra jakoś z tym żyję. Po tej kłótni postawiłam mu ultimatum. Boże jakie to dziecinne, ale musiałam się posunąć do takiego kroku, bo z nim chyba inaczej nie można. Powiedziałam, ze codziennie to ja do niego będę dzwonić, że od godziny 16 do 22 może iść na piwo, gdzie chce ale o 22 ma być na miejscu i tyle. Wyśmiał to, ale na razie w tym trwamy.
Na koniec tych gorzkich żalów chciałabym coś dodać i poniekąd się wytłumaczyć. Wiem, że usuwa juz wiadomości które pisze z koleżankami, ale nie rozumiem po co skoro nie ma nic do ukrycia. Pewnie dlatego żebym się nie stresowała. A teraz chcę się wytłumaczyć. Nigdy wcześniej nie sprawdzałam telefonu, nie szperałam ale niestety teraz tak mam. Rozumiem prywatność, rozumiem wszystko ale jedyne na co jestem najbardziej wrażliwa to kłamstwo. Śmieszne to, ale z tych wszystkich sytuacji które opisałam własnie to kłamstwo mnie najbardziej zabolało i zraniło tak, że już nie mogę zaufać. Że nie chcę sobie nawet wyobrażać w ilu sytuacjach mnie okłamał dla mojego dobra. Ja jestem naprawdę bardzo, ale to bardzo wyrozumiała i zawsze na piedestał stawiałam to, że on ma pasje, że lubi czasami sam wyjechać z kolegami, że ja jako jego partnerka absolutnie nie mam prawa i ba, przede wszystkim nie chcę mu tego zabraniać. Ufałam mu, ufałam w to jak mówił, że on mnie kocha, że w życiu by nie zdradził, że... dużo tego że.
Najgorsze jest jeszcze jedno co też mnie dołuje i zaczyna wpędzać w kompleksy. Mianowicie to, że on w ogóle nie jest zazdrosny, mówi mi, że przecież ja też mogę wychodzić, mogę robić co chcę, bo on nie jest zazdrosny, że ma to w d**** co robię.
Wygadałam się, w końcu się wygadałam i aż się boję jaka fala tu na mnie spłynie...Dziękuję.
Witam,
Postanowiłam napisać, bo samej już ciężko mi udźwignąć pewne tematy, a potrzebuję żeby ktoś obiektywnie spojrzał na to co ma teraz miejsce. Kotłują się we mnie różne myśli, domysły, może to ja mam problem, ale do brzegu.
W związku jestem 10 lat, nie będę opisywać początków bo jak wiadomo zawsze są piękne. Dodam tylko tyle, że bardzo dużo przeżyłam, dużo usłyszałam i śmiało mogę powiedzieć, że przemoc psychiczna nie jest jest mi obca. Przeżyłam to, przełknęłam i nie chcę do tego wracać. Literatura odnośnie osobowości narcystycznej pomogła przebrnąć mi przez wszystko. Nie zakończyłam tego, bo...nie wiem, dziecko, miłość do niego. Dobra tyle o tym, teraz naprawdę biję do brzegu.
Chciałabym opisać kilka sytuacji, które miały miejsce na przestrzeni roku, które analizowałam i próbowałam zrozumieć, ale w tym momencie potrzebuję już tylko obiektywnego spojrzenia na jego zachowanie.
Ad. 1. 2 dniowy wyjazd za granicę z kumplami, 2 dni nieodzywania się i nie dania znaku życia (choć byłam wtedy w ciąży). Przyjechał, wysłuchałam jak to było super, jak musimy razem tam pojechać itp. Opowiadał, że po drodze zabrali 3 turystki, że załatwili im hotel, że super. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia- nic!. Jak wracali to 2 kumpli poszło do "mieszkania studentek" w wiadomym celu, ale on nieeeee, on czekał w samochodzie z jeszcze innym kolegą. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia? Na wyjeździe poznał dwie koleżanki, popisał z nimi i tyle. Dopiero kiedy zobaczyłam na portalu społecznościowym jego komentarz pod jej zdjęciem, że jest pięknością zrobiło mi się przykro - tak było mi cholernie przykro. Byłam w ciąży, brzydka, opuchnięta, ale jakoś to przełknęłam. Oczywiście wypominałam mu to, bo gdzieś to we mnie siedziało ale on wtedy wmawiał mi chorobliwą zazdrość. O ja głupia... Po kilku miesiącach po tej sytuacji wyjechaliśmy razem, wspólny weekend, on oczywiście za dużo popił i co mi powiedział? że robi sobie dobrze przy jej zdjęciach. O fuck! Można dostać w łeb! Tłumaczył się potem, że to pijacki bełkot, że to nie prawda. Usunął ją ze znajomych, heh ależ mi wyczyn prawda? To nic, że już z nią nie pisze, ale to siedzi w człowieku. Oczywiście teraz wiem, że nie powinnam pozwolić na ten wyjazd, ba on przy odrobinie empatii nie powinien w ogóle na niego jechać i potem mi opowiadać tego wszystkiego. Zapomniałam! Poznał dwie koleżanki:) do drugiej (jak już zakończył temat z tą pierwszą) oczywiście też zaczął pisać. Ha uwierzycie, że zdjęć już nie komentował na profilu tylko przez wiadomość prywatną (tak, tak, sprawdziłam nie powinnam ale to było silniejsze). Tłumaczył się, że to nic takiego, że po co szperam, że nie szuka się tam gdzie może zaboleć. Dobry jest, naprawdę w manipulacji jest fenomenalny. Wytłukłam sytuację 1, przełknęłam - chyba nie - ale przełknę.
Ad. 2. Zbliżał się wyjazd, o którym napiszę niżej, pożegnalna impreza z kumplami, piwko, spoko, no przecież nic w tym złego. Potem od "dobrej znajomej" dowiedziałam się, że z ów kolegami czekał sobie na kelnerkę z baru w którym pili (dziewczyna o dość słabej reputacji, ale nie mnie oceniać). Zrobiłam awanturę, ale moja siła przebicia przy tym człowieku jest jak walka z koniem. Jak zapytałam, to okazało się, że to jego kolega (żonaty) pisał do niej żeby do nich przyszła jak skończy pracę. Tylko dlaczego on nie mógł wrócić do domu i po prostu nie czekać. Jak zapytałam czego oczekiwali, to usłyszałam, że on nie wie. Temat zamknęłam.
Ad 2. Postanowił się doszkolić, a co za tym idzie 2 miesięczny kurs 500 km od domu z perspektywą powrotu do domu w weekendy. Zgodziłam się, bo przecież jakim prawem mogę mu tego zabronić? Jeżeli go kocham, szanuję to chcę żeby też się spełniał, dla mnie to normalne. Pięknie mówił przed wyjazdem, że wieczorami popiszemy, że będzie się odzywał, że już tęskni za nami... YHM pierwszy tydzień to może i on dzwonił i tęsknił, a teraz... kilka podpunktów. AHA i jego powiedzenie na koniec, że żebym nie przeżywała jak dziecko chore, czy coś, bo on musi mieć spokojną głowę i że mam nie panikować.
1. Dzwoni 16 -17, że już koniec, że ma wolne, że może wyjdzie z kumplami, ok, myślę sobie że pewnie i ja bym wyszła na piwo. Nic w tym złego. Tylko, że potem już nie zadzwonił, nie napisał. Wszystko byłoby dobrze, ale jego przepadnięcie jak kamfora zaczęło mnie irytować, bo oczywiście takie dni zdarzały się częściej. Potem dzwonił po południu następnego dnia, że byli, popili z chłopakami. Zapytałam z ciekawości tylko czy chodzą też z nimi koleżanki (w ogóle nie miałabym do tego problemu, serio) oczywiście, że nieeeee, absolutnie a poza tym "co ty tak wyskoczyłaś z tymi koleżanki jakbym nie wiadomo co tam robił". Manipulacja jak zawsze perfekt, bo myślałam sobie, no w sumie po cholerę pytam. Tylko, że mój instynkt jakoś inaczej mi podpowiadał, heh może nie tyle instynkt co resztki rozumu które mi zostały. Wrócił na weekend, nie będę tego ukrywać, przejrzałam telefon. Baaaa, oczywiście, że koleżanki były, bo zrobił zdjęcie z baru i wysłał innej koleżance zapraszając ją tym samym na piwko. Nie mówiłam mu o tym, że wiem. Jeszcze nie teraz.
2. kolejny tydzień, a ja już w głowie sama sieczka, czy aby na pewno nie robię problemów, przecież wyjście na piwo z kolegami to nic takiego. Wkurzyłam się a raczej użyłabym tu mniej cenzuralnego słowa, kiedy to dowiedziałam się, że był w klubie. Dowiedziałam się przez przypadek, bo zobaczyłam zdjęcie. No cóż, napisałam mu wiadomość, że wiem, że nie zgadzam się na to, że jak chce to ma się w ogóle nie odzywać. I tym ostatnim zdaniem chyba zrobiłam mu bardzo dobrze, bo przez kolejne 3 dni się nie odzywał. Wrócił na weekend, zaczęłam z nim o tym rozmawiać, on mówił, że to żaden klub, że pub gdzie się tańczy hehe. Walnęłam monolog i jakoś przebrnęliśmy. Ale teraz uwaga! Otwieram googlemaps, potrzebowałam sprawdzić trasę na naszym wspólnym komputerze. Pech chciał, że wyświetliło mi się ostatnie wyszukiwanie i tam co? night club. Zaniemówiłam. Oczywiście tłumaczył się, że tylko szukał, że nie wie po co, że nie był absolutnie. Musiałam w to uwierzyć i chyba wierzę, że nie był. Przełknęłam ale wróciłam do tematu tej dyskoteki, bo ona tak ładnie mówił, że był tam kolega z nim, żonaty, 4 dzieci. Jakoś nie mogłam w to uwierzyć, sama nie wiem dlaczego. Chociaż spojrzał mi w oczy i przysięgał, że kolega TAM był! Skoro tak- mówię, to poproszę twój telefon, bo nie mam zamiaru już szperać sama tam gdzie mnie może zaboleć. Dał mi telefon, a ja sprawdziłam sms-y. I co, esemes od TEGO żonatego i z 4 dzieci w stylu "no dziś to pewnie szybko nie wrócicie. milej zabawy, wyrywaj dupeczki". Kurtyna. Tłumaczył się, że skłamał dla mojego dobra, że nic się nie działo, że to takie męskie gadanie. Dobra jakoś z tym żyję. Po tej kłótni postawiłam mu ultimatum. Boże jakie to dziecinne, ale musiałam się posunąć do takiego kroku, bo z nim chyba inaczej nie można. Powiedziałam, ze codziennie to ja do niego będę dzwonić, że od godziny 16 do 22 może iść na piwo, gdzie chce ale o 22 ma być na miejscu i tyle. Wyśmiał to, ale na razie w tym trwamy.
Na koniec tych gorzkich żalów chciałabym coś dodać i poniekąd się wytłumaczyć. Wiem, że usuwa juz wiadomości które pisze z koleżankami, ale nie rozumiem po co skoro nie ma nic do ukrycia. Pewnie dlatego żebym się nie stresowała. A teraz chcę się wytłumaczyć. Nigdy wcześniej nie sprawdzałam telefonu, nie szperałam ale niestety teraz tak mam. Rozumiem prywatność, rozumiem wszystko ale jedyne na co jestem najbardziej wrażliwa to kłamstwo. Śmieszne to, ale z tych wszystkich sytuacji które opisałam własnie to kłamstwo mnie najbardziej zabolało i zraniło tak, że już nie mogę zaufać. Że nie chcę sobie nawet wyobrażać w ilu sytuacjach mnie okłamał dla mojego dobra. Ja jestem naprawdę bardzo, ale to bardzo wyrozumiała i zawsze na piedestał stawiałam to, że on ma pasje, że lubi czasami sam wyjechać z kolegami, że ja jako jego partnerka absolutnie nie mam prawa i ba, przede wszystkim nie chcę mu tego zabraniać. Ufałam mu, ufałam w to jak mówił, że on mnie kocha, że w życiu by nie zdradził, że... dużo tego że.
Najgorsze jest jeszcze jedno co też mnie dołuje i zaczyna wpędzać w kompleksy. Mianowicie to, że on w ogóle nie jest zazdrosny, mówi mi, że przecież ja też mogę wychodzić, mogę robić co chcę, bo on nie jest zazdrosny, że ma to w d**** co robię.
Wygadałam się, w końcu się wygadałam i aż się boję jaka fala tu na mnie spłynie...Dziękuję.
Nie szkoda Ci nerwów i czasu na tę wieczną kontrolę?
Facet kłamie w żywe oczy a Ty zachowujesz się jakbyś była jego matką i wprowadzasz jakieś zasady, że jak zadzwonisz to on ma być pod telefonem. Trochę to śmieszne.
Z tego co piszesz, łączy Was tylko dziecko, więc podziękowałabym Panu za te 10 lat, wniosłabym sprawę o alimenty i zaczęła nowe życie.
zgadzam się 100% z Owieczką. Myślisz, że On tylko smski i fotki z koleżankami ? Ech ta nasza kobieca naiwność..
Jak dziecko chore to masz nie przeżywać, bo on musi mieć czysta głowę- wzór ojca. Ale cóż, koleżanki przecie ważniejsze.
A tak poważnie, co Ty, autorko, jeszcze z tym krętaczem i kłamcą robisz? Na świecie nie ma wartościowych facetów? Jeśli nie chcesz aż tak wybiegać w przyszłość, to masz kogoś, kim możesz się zająć, a nie denerwować się kolejnymi kłamstwami i koleżankami swego chłopa.
zgadzam się 100% z Owieczką. Myślisz, że On tylko smski i fotki z koleżankami
? Ech ta nasza kobieca naiwność..
Tak, tak właśnie myślałam ale właśnie otwieram oczy...powoli, ale otwieram.
TakaKrystynka napisał/a:Witam,
Postanowiłam napisać, bo samej już ciężko mi udźwignąć pewne tematy, a potrzebuję żeby ktoś obiektywnie spojrzał na to co ma teraz miejsce. Kotłują się we mnie różne myśli, domysły, może to ja mam problem, ale do brzegu.
W związku jestem 10 lat, nie będę opisywać początków bo jak wiadomo zawsze są piękne. Dodam tylko tyle, że bardzo dużo przeżyłam, dużo usłyszałam i śmiało mogę powiedzieć, że przemoc psychiczna nie jest jest mi obca. Przeżyłam to, przełknęłam i nie chcę do tego wracać. Literatura odnośnie osobowości narcystycznej pomogła przebrnąć mi przez wszystko. Nie zakończyłam tego, bo...nie wiem, dziecko, miłość do niego. Dobra tyle o tym, teraz naprawdę biję do brzegu.
Chciałabym opisać kilka sytuacji, które miały miejsce na przestrzeni roku, które analizowałam i próbowałam zrozumieć, ale w tym momencie potrzebuję już tylko obiektywnego spojrzenia na jego zachowanie.
Ad. 1. 2 dniowy wyjazd za granicę z kumplami, 2 dni nieodzywania się i nie dania znaku życia (choć byłam wtedy w ciąży). Przyjechał, wysłuchałam jak to było super, jak musimy razem tam pojechać itp. Opowiadał, że po drodze zabrali 3 turystki, że załatwili im hotel, że super. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia- nic!. Jak wracali to 2 kumpli poszło do "mieszkania studentek" w wiadomym celu, ale on nieeeee, on czekał w samochodzie z jeszcze innym kolegą. Ok, super - mówi mi, więc co ma do ukrycia? Na wyjeździe poznał dwie koleżanki, popisał z nimi i tyle. Dopiero kiedy zobaczyłam na portalu społecznościowym jego komentarz pod jej zdjęciem, że jest pięknością zrobiło mi się przykro - tak było mi cholernie przykro. Byłam w ciąży, brzydka, opuchnięta, ale jakoś to przełknęłam. Oczywiście wypominałam mu to, bo gdzieś to we mnie siedziało ale on wtedy wmawiał mi chorobliwą zazdrość. O ja głupia... Po kilku miesiącach po tej sytuacji wyjechaliśmy razem, wspólny weekend, on oczywiście za dużo popił i co mi powiedział? że robi sobie dobrze przy jej zdjęciach. O fuck! Można dostać w łeb! Tłumaczył się potem, że to pijacki bełkot, że to nie prawda. Usunął ją ze znajomych, heh ależ mi wyczyn prawda? To nic, że już z nią nie pisze, ale to siedzi w człowieku. Oczywiście teraz wiem, że nie powinnam pozwolić na ten wyjazd, ba on przy odrobinie empatii nie powinien w ogóle na niego jechać i potem mi opowiadać tego wszystkiego. Zapomniałam! Poznał dwie koleżanki:) do drugiej (jak już zakończył temat z tą pierwszą) oczywiście też zaczął pisać. Ha uwierzycie, że zdjęć już nie komentował na profilu tylko przez wiadomość prywatną (tak, tak, sprawdziłam nie powinnam ale to było silniejsze). Tłumaczył się, że to nic takiego, że po co szperam, że nie szuka się tam gdzie może zaboleć. Dobry jest, naprawdę w manipulacji jest fenomenalny. Wytłukłam sytuację 1, przełknęłam - chyba nie - ale przełknę.
Ad. 2. Zbliżał się wyjazd, o którym napiszę niżej, pożegnalna impreza z kumplami, piwko, spoko, no przecież nic w tym złego. Potem od "dobrej znajomej" dowiedziałam się, że z ów kolegami czekał sobie na kelnerkę z baru w którym pili (dziewczyna o dość słabej reputacji, ale nie mnie oceniać). Zrobiłam awanturę, ale moja siła przebicia przy tym człowieku jest jak walka z koniem. Jak zapytałam, to okazało się, że to jego kolega (żonaty) pisał do niej żeby do nich przyszła jak skończy pracę. Tylko dlaczego on nie mógł wrócić do domu i po prostu nie czekać. Jak zapytałam czego oczekiwali, to usłyszałam, że on nie wie. Temat zamknęłam.
Ad 2. Postanowił się doszkolić, a co za tym idzie 2 miesięczny kurs 500 km od domu z perspektywą powrotu do domu w weekendy. Zgodziłam się, bo przecież jakim prawem mogę mu tego zabronić? Jeżeli go kocham, szanuję to chcę żeby też się spełniał, dla mnie to normalne. Pięknie mówił przed wyjazdem, że wieczorami popiszemy, że będzie się odzywał, że już tęskni za nami... YHM pierwszy tydzień to może i on dzwonił i tęsknił, a teraz... kilka podpunktów. AHA i jego powiedzenie na koniec, że żebym nie przeżywała jak dziecko chore, czy coś, bo on musi mieć spokojną głowę i że mam nie panikować.
1. Dzwoni 16 -17, że już koniec, że ma wolne, że może wyjdzie z kumplami, ok, myślę sobie że pewnie i ja bym wyszła na piwo. Nic w tym złego. Tylko, że potem już nie zadzwonił, nie napisał. Wszystko byłoby dobrze, ale jego przepadnięcie jak kamfora zaczęło mnie irytować, bo oczywiście takie dni zdarzały się częściej. Potem dzwonił po południu następnego dnia, że byli, popili z chłopakami. Zapytałam z ciekawości tylko czy chodzą też z nimi koleżanki (w ogóle nie miałabym do tego problemu, serio) oczywiście, że nieeeee, absolutnie a poza tym "co ty tak wyskoczyłaś z tymi koleżanki jakbym nie wiadomo co tam robił". Manipulacja jak zawsze perfekt, bo myślałam sobie, no w sumie po cholerę pytam. Tylko, że mój instynkt jakoś inaczej mi podpowiadał, heh może nie tyle instynkt co resztki rozumu które mi zostały. Wrócił na weekend, nie będę tego ukrywać, przejrzałam telefon. Baaaa, oczywiście, że koleżanki były, bo zrobił zdjęcie z baru i wysłał innej koleżance zapraszając ją tym samym na piwko. Nie mówiłam mu o tym, że wiem. Jeszcze nie teraz.
2. kolejny tydzień, a ja już w głowie sama sieczka, czy aby na pewno nie robię problemów, przecież wyjście na piwo z kolegami to nic takiego. Wkurzyłam się a raczej użyłabym tu mniej cenzuralnego słowa, kiedy to dowiedziałam się, że był w klubie. Dowiedziałam się przez przypadek, bo zobaczyłam zdjęcie. No cóż, napisałam mu wiadomość, że wiem, że nie zgadzam się na to, że jak chce to ma się w ogóle nie odzywać. I tym ostatnim zdaniem chyba zrobiłam mu bardzo dobrze, bo przez kolejne 3 dni się nie odzywał. Wrócił na weekend, zaczęłam z nim o tym rozmawiać, on mówił, że to żaden klub, że pub gdzie się tańczy hehe. Walnęłam monolog i jakoś przebrnęliśmy. Ale teraz uwaga! Otwieram googlemaps, potrzebowałam sprawdzić trasę na naszym wspólnym komputerze. Pech chciał, że wyświetliło mi się ostatnie wyszukiwanie i tam co? night club. Zaniemówiłam. Oczywiście tłumaczył się, że tylko szukał, że nie wie po co, że nie był absolutnie. Musiałam w to uwierzyć i chyba wierzę, że nie był. Przełknęłam ale wróciłam do tematu tej dyskoteki, bo ona tak ładnie mówił, że był tam kolega z nim, żonaty, 4 dzieci. Jakoś nie mogłam w to uwierzyć, sama nie wiem dlaczego. Chociaż spojrzał mi w oczy i przysięgał, że kolega TAM był! Skoro tak- mówię, to poproszę twój telefon, bo nie mam zamiaru już szperać sama tam gdzie mnie może zaboleć. Dał mi telefon, a ja sprawdziłam sms-y. I co, esemes od TEGO żonatego i z 4 dzieci w stylu "no dziś to pewnie szybko nie wrócicie. milej zabawy, wyrywaj dupeczki". Kurtyna. Tłumaczył się, że skłamał dla mojego dobra, że nic się nie działo, że to takie męskie gadanie. Dobra jakoś z tym żyję. Po tej kłótni postawiłam mu ultimatum. Boże jakie to dziecinne, ale musiałam się posunąć do takiego kroku, bo z nim chyba inaczej nie można. Powiedziałam, ze codziennie to ja do niego będę dzwonić, że od godziny 16 do 22 może iść na piwo, gdzie chce ale o 22 ma być na miejscu i tyle. Wyśmiał to, ale na razie w tym trwamy.
Na koniec tych gorzkich żalów chciałabym coś dodać i poniekąd się wytłumaczyć. Wiem, że usuwa juz wiadomości które pisze z koleżankami, ale nie rozumiem po co skoro nie ma nic do ukrycia. Pewnie dlatego żebym się nie stresowała. A teraz chcę się wytłumaczyć. Nigdy wcześniej nie sprawdzałam telefonu, nie szperałam ale niestety teraz tak mam. Rozumiem prywatność, rozumiem wszystko ale jedyne na co jestem najbardziej wrażliwa to kłamstwo. Śmieszne to, ale z tych wszystkich sytuacji które opisałam własnie to kłamstwo mnie najbardziej zabolało i zraniło tak, że już nie mogę zaufać. Że nie chcę sobie nawet wyobrażać w ilu sytuacjach mnie okłamał dla mojego dobra. Ja jestem naprawdę bardzo, ale to bardzo wyrozumiała i zawsze na piedestał stawiałam to, że on ma pasje, że lubi czasami sam wyjechać z kolegami, że ja jako jego partnerka absolutnie nie mam prawa i ba, przede wszystkim nie chcę mu tego zabraniać. Ufałam mu, ufałam w to jak mówił, że on mnie kocha, że w życiu by nie zdradził, że... dużo tego że.
Najgorsze jest jeszcze jedno co też mnie dołuje i zaczyna wpędzać w kompleksy. Mianowicie to, że on w ogóle nie jest zazdrosny, mówi mi, że przecież ja też mogę wychodzić, mogę robić co chcę, bo on nie jest zazdrosny, że ma to w d**** co robię.
Wygadałam się, w końcu się wygadałam i aż się boję jaka fala tu na mnie spłynie...Dziękuję.Nie szkoda Ci nerwów i czasu na tę wieczną kontrolę?
Facet kłamie w żywe oczy a Ty zachowujesz się jakbyś była jego matką i wprowadzasz jakieś zasady, że jak zadzwonisz to on ma być pod telefonem. Trochę to śmieszne.
Z tego co piszesz, łączy Was tylko dziecko, więc podziękowałabym Panu za te 10 lat, wniosłabym sprawę o alimenty i zaczęła nowe życie.
Bo to jest tak, że te zasady to akt desperacji. Ciężko jest mi przekreślić te 10 lat i po prostu nie jestem jeszcze na tyle silna żeby to zakończyć. Dziękuję, że poświęciłaś czas żeby przeczytać to co z siebie wylałam.
Masakra.... ja bym nie dał rady z takim kłamcą. Przecież z nim nie da się żyć.
8 2018-10-29 22:25:45 Ostatnio edytowany przez balin (2018-10-29 22:27:41)
Z tego co piszesz, łączy Was tylko dziecko, więc podziękowałabym Panu za te 10 lat, wniosłabym sprawę o alimenty i zaczęła nowe życie.
Ale jakie życie? Autorka napisala przecież.
Najgorsze jest jeszcze jedno co też mnie dołuje i zaczyna wpędzać w kompleksy. Mianowicie to, że on w ogóle nie jest zazdrosny, mówi mi, że przecież ja też mogę wychodzić, mogę robić co chcę, bo on nie jest zazdrosny, że ma to w d**** co robię.
Ona nic nie robi dla siebie. Wszystko jest robione w jego kontekście.
Tu trzeba zrzucić wygodny gips. Zacząć rehabilitacje i nauczyć się chodzić. A na razie, to się wygadało i ulżyło.
Twój facet jest lekkoduchem, który Ciebie oraz życie rodzinne ma w głębokim poważaniu. Imprezowicz wyrywający "dupeczki". Masz tyle sygnałów, że trudno się oszukiwać. Jego życie, to nieustająca balanga, aż trudno uwierzyć, że wcześniej tego nie zauważyłaś. Z jego słów wynika, że nie zależy mu ani na Tobie, ani na dziecku, jesteście tylko kłopotliwym dodatkiem, balastem. Nie liczyłabym na jego zmianę, przynajmniej w najbliższym czasie. Ile on ma lat?
Zgadzam się, że desperacko walczysz o co, o to, żeby był kochającym, odpowiedzialnym partnerem?
On taki nie jest i pewnie jeszcze długo nie będzie, nie zmienisz go, a Ty i Twoje "zasady" nie macie żadnej siły przebicia.
Zadbaj o siebie i dziecko i pogódź się z tym, że możesz liczyć tylko na siebie. Nie czekaj aż czymś Cię zarazi, przecież on wyrywa łatwe panienki, które pewnie nie są w stanie zliczyć ilu chętnym użyczały swoich wdzięków.
to bardzo smutne. z punktu widzenia osoby trzeciej, mysle, jak mozna nie miec na tyle szacunku do siebie i pozwalac na takie rzeczy ale sama jestem z taka osoba i moi bliscy probuja mnie ratowac z takiego toksycznego zwiazku
jezeli chcesz sie upewnic, gdzie twoj partner chodzi, bo nie masz do niego zaufania, a ma on konto w google, zaloguj sie na google map z jego adresu email, kliknij menu(trzy poziome kreseczki) i kliknij "your timeline". googlemap przez gpsa zapamietuje wszystkie miejsca w kotrych bylas, do tego pokazuje ci ile czasu tam spedzilas. mozesz tez zobaczec, gdzie chodzilas w poprzednich dniach, miesiacach i latach.
moj maz o tym wie i zawsze jak wychodzi wylacza gpsa, pod pretekstem oszczedzania bateri...
(...) właśnie otwieram oczy...powoli, ale otwieram.
Smutne zdanie.
A to poniżej jeszcze smutniejsze.
(...) jedyne na co jestem najbardziej wrażliwa to kłamstwo. (...)
Ponieważ napisałaś, że
(...) aż się boję jaka fala tu na mnie spłynie (...)
post zakończę jednym życzeniem. Obyś nigdy nie żałowała swej decyzji.
13 2018-10-30 10:54:17 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-10-30 10:55:20)
Autorko - jakbym czytał mój ostatni rok z moją jeszcze żoną.
Te same emocje, te same nadzieje, że to pewnie nic takiego tylko ja wyolbrzymiam. Ten sam ból po wykryciu kłamstw, ten sam żal, że nie wystarczam do szczęścia. A na forum teksty, że swoją zazdrością rozwalam małżeństwo.
Brakuje mi jeszcze jednego elementu - wiktymizacji ofiary. Ja na koniec wysłuchałem, że byłem sukinsynem, który 20 lat jej nie szanował i to w zasadzie przeze mnie wszystko co robiła, bo nic nie dzieje się bez powodu.
Mam tylko nadzieję, że zakończenie u Was będzie inne.
My czekamy na rozprawę rozwodową.
Wzl, o czym Ty piszesz?
Jaką masz nadzieję, na zakończenie związku Autorki? Tylko rozstanie.
Przestań się użalać i nie przelewaj tych żali na Autorkę.
Balin, masz rację. Nie ma nic smutniejszego od kobiety, która potwierdzenia swojego "ja" szuka w innych.
Czeka ją nowe życie, a jak je zacznie , to tylko od niej zależy.
Wzl, o czym Ty piszesz?
Jaką masz nadzieję, na zakończenie związku Autorki? Tylko rozstanie.
Przestań się użalać i nie przelewaj tych żali na Autorkę. .
Jaką mam nadzieję? Taką, że jej związek nie zakończy się porażką jak twój (czy mój) i tych wszystkich, które po swoim rozstaniu w 99% przypadków radzą wszystkim kończyć swoje związki gdy jest kryzys.
Pokręcona Owieczka napisał/a:Wzl, o czym Ty piszesz?
Jaką masz nadzieję, na zakończenie związku Autorki? Tylko rozstanie.
Przestań się użalać i nie przelewaj tych żali na Autorkę. .Jaką mam nadzieję? Taką, że jej związek nie zakończy się porażką jak twój (czy mój) i tych wszystkich, które po swoim rozstaniu w 99% przypadków radzą wszystkim kończyć swoje związki gdy jest kryzys.
Czyli życzysz jej tkwić w beznadziejnej relacji, w której Facet ma ją w głębokim poważaniu, zdradza, kłamie i nie szanuje? Super!
Tu nie jest kryzys, tu jest jedna wielka pomyłka.
Zdradzę Ci sekret, życie nie kończy się na jednym partnerze, jednym małżeństwie. Nie trzeba poświęcać siebie dla kogoś, kto ma nas i nasze uczucia gdzieś.
Ona go nie zmieni, tylko rozstanie jest w stanie zmienić jej życie na lepsze.
Tylko, że ja mam już straszny mętlik w głowie. Bo on potrafi mi tak pięknie wszystko mówić, że kocha, że w życiu by nie zdradził, że nasza rodzina jest najważniejsza. Gorzej jak pójdzie w "tłum", wtedy jakoś zapomina. Chociaż ja dalej naiwnie wierzę, że mnie nie zdradził, ale wiem też że takie zachowania mogą potem do zdrady doprowadzić. Teraz kiedy jestem sama w domu mam czas na przemyślenie, na przeanalizowanie jeszcze raz wszystkiego. Przede wszystkim chcę teraz zacząć myśleć o sobie i o swoich potrzebach i już nie zadręczać swojej głowy myśleniem. Pierwszym krokiem było napisanie tu na forum, drugim krokiem będzie psycholog, bo uważam, że go potrzebuję. Muszę znaleźć w sobie siłę i wybrać. Bardzo Wam dziękuję za poświęcony mi czas.
18 2018-10-30 11:53:34 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-10-30 11:56:44)
Wzl napisał/a:Pokręcona Owieczka napisał/a:Wzl, o czym Ty piszesz?
Jaką masz nadzieję, na zakończenie związku Autorki? Tylko rozstanie.
Przestań się użalać i nie przelewaj tych żali na Autorkę. .Jaką mam nadzieję? Taką, że jej związek nie zakończy się porażką jak twój (czy mój) i tych wszystkich, które po swoim rozstaniu w 99% przypadków radzą wszystkim kończyć swoje związki gdy jest kryzys.
Czyli życzysz jej tkwić w beznadziejnej relacji, w której Facet ma ją w głębokim poważaniu, zdradza, kłamie i nie szanuje? Super!
Tu nie jest kryzys, tu jest jedna wielka pomyłka.
Zdradzę Ci sekret, życie nie kończy się na jednym partnerze, jednym małżeństwie. Nie trzeba poświęcać siebie dla kogoś, kto ma nas i nasze uczucia gdzieś.
Ona go nie zmieni, tylko rozstanie jest w stanie zmienić jej życie na lepsze.
Masz prawo do swojej opinii. Ja nie uważam, że w takich wypadkach za każdym razem po rozstaniu kobieta/mężczyzna będzie szczęśliwsza. Nie doczytałem również, że relacja autorki jest beznadziejna.
Znam kilka samotnych osób, które żałują swojego rozstania (miały ku temu powody). Z czasem gdy emocje opadły uważają, że to co wtedy wydawało się im takie straszne teraz nie jest a to co dobrego utraciły ze związków nie odnalazły w kolejnych.
Każdy powinien sam ocenić ile jest jeszcze ryb w jeziorze, ile z tych ryb będzie lepszych, ile z tych lepszych będzie chciało wejść ze mną w związek i czy uda się tak związek stworzyć.
Dasz jej gwarancję, że rozstanie zmieni jej życie na lepsze?
19 2018-10-30 12:03:54 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2018-10-30 12:04:56)
Dasz jej gwarancję, że rozstanie zmieni jej życie na lepsze?
Tak, dam jej gwarancję, że jej życie zmieni się na lepsze, bo pozbędzie się z niego człowieka, który ją niszczy psychicznie, okłamuje i zaniża jej poczucie wartości.
Czasem, najlepszym rozwiązaniem jest odcięcie się od ludzi, którzy ciągną nas w dół. Jak zrobimy ten krok, nasze życie stanie się lepsze.
Podajesz przykład ludzi, dla których nie znajduję zrozumienia. Skoro ma się powód do rozstania ( zdrada, przemoc), to nie wyobrażam sobie nawet rozważeń dot. powrotu, a co dopiero żalu, że tak się stało. Ludzie, którzy tak myślą, wg mnie nie przerobili rozstania i nie ruszyli z miejsca, a to jest najważniejsze - iść do przodu! Poza tym, nie odchodzimy od kogoś, by od razu szukać kogoś na jego miejsce. To jest złe myślenie i dopóki każdy z nas będzie myślał w taki sposób, tj. że trzeba być z kimś, bo inaczej nic nie ma sensu, nic nam się nie uda.
Życzę Autorce, by odnalazła siebie i swoją moc.
20 2018-10-30 12:22:01 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-10-30 12:29:31)
Tylko, że ja mam już straszny mętlik w głowie. Bo on potrafi mi tak pięknie wszystko mówić, że kocha, że w życiu by nie zdradził, że nasza rodzina jest najważniejsza. Gorzej jak pójdzie w "tłum", wtedy jakoś zapomina. Chociaż ja dalej naiwnie wierzę, że mnie nie zdradził, ale wiem też że takie zachowania mogą potem do zdrady doprowadzić. Teraz kiedy jestem sama w domu mam czas na przemyślenie, na przeanalizowanie jeszcze raz wszystkiego. Przede wszystkim chcę teraz zacząć myśleć o sobie i o swoich potrzebach i już nie zadręczać swojej głowy myśleniem. Pierwszym krokiem było napisanie tu na forum, drugim krokiem będzie psycholog, bo uważam, że go potrzebuję. Muszę znaleźć w sobie siłę i wybrać. Bardzo Wam dziękuję za poświęcony mi czas.
Autorko brzmisz rozsądnie i Twój plan na najbliższy czas, też. Psycholog pomoże Ci umiejętnie zaznaczyć mężowi swoje granice tolerancji.
Bo mam wrażenie, że są głęboko przesunięte na Twoją niekorzyść.
To trudna sprawa, bo każdy ma swoje granice i jakoś 2 osoby muszą się tam zmieścić.. Ciebie maż zepchnął do narożnika.
Twój temat uświadamia mi, że to indywidualna sprawa, takie granice i 2 osoby muszą umieć je ustalić, swoje własne.
natomiast niepokojące jest to, że Twój mąż miał swobodę realizować swoje granice w ramach swobody jaką mu dałaś- czyli koleżanki, flirt, nie zdrada.., a mimo to uczynił wiele byś wiedziała o wszystkim, targał to do małżeństwa.. W jakim celu- nie rozumiem.. Albo jest emocjonalnym nielotem i nie potrafi przewidzieć skutków swojego zachowania i kłapie co mu ślina na język przynosi albo nieumiejętnie walczy z Tobą o dominację w związku.
Nie wiem czy coś do niego dotrze, czy On jest zdolny do refleksji. Może łopatologicznie mu wyłożyć i po seksie powiedzieć coś w stylu:
Było super, cały czas myślałam o Twoim koledze X ..
Elu, z tego co wnioskuję, oni nawet nie są małżeństwem. Może dlatego, on się zachowuje jak wolny ptak.
22 2018-10-30 12:28:41 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-10-30 12:33:37)
Tak, dam jej gwarancję, że jej życie zmieni się na lepsze, bo pozbędzie się z niego człowieka, który ją niszczy psychicznie, okłamuje i zaniża jej poczucie wartości.
Śmiała teza szkoda, że uważam ją za bzdurę i coś co może bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Nikt nie ma takiej wiedzy i nikt nie powinien kłamać, że zna przyszłość.
Pisząc o negatywnych cechach jej partnera wygodnie zmilczasz wszystko co w jej życiu jest pozytywne.
To nie działa tak, że wszystko złe z naszego życia zniknie po rozstaniu a wszystko pozytywne pozostanie.
Twój temat uświadamia mi, że to indywidualna sprawa, takie granice i 2 osoby muszą umieć je ustalić, swoje własne.
No brawo. Lepiej późno niż wcale;)
Elu, z tego co wnioskuję, oni nawet nie są małżeństwem. Może dlatego, on się zachowuje jak wolny ptak.
dla mnie obrączka bez znaczenia mieszkają razem, 10 lat się znają.
No chyba że On się oświadczał, ona nie chciała i w ten sposób daje jej do zrozumienia coś..:)
Biorąc pod uwagę szczątki wypowiedzi Twojego partnera, który zacytowałaś, to musiał się urodzić z umiejętnościami erystycznymi. Polecam "Erystykę" Schopenhauera, w której wszystkie chwyty zostały wypisane i sposoby, jak sobie z nimi radzić. Podejrzewam, że pozwoli Ci to ułożyć sobie w głowie, co on z Tobą robi. Tacy ludzie potrafią wywrócić argument do góry nogami, żeby tylko był na ich korzyść.
A psycholog to też bardzo dobry pomysł. Najważniejsze jest teraz, żebyś poznała siebie, rozwiązała swoje problemy i postanowiła, co jest dla ciebie ważne. Dzięki temu będziesz miała na czym pracować.
Wzl, przed Tobą długa droga. Przyjdź tu za 5 lat i napisz to jeszcze raz.
Skoro bronisz tak jej Partnera, podaj mi jego pozytywne cechy, bo chyba mi umknęły.
Ela, masz rację, papier czy obrączka nie mają znaczenia. Dobre w tym to, że łatwiej jest odejść.
26 2018-10-30 12:42:04 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-10-30 12:56:35)
Pokręcona Owieczka napisał/a:Tak, dam jej gwarancję, że jej życie zmieni się na lepsze, bo pozbędzie się z niego człowieka, który ją niszczy psychicznie, okłamuje i zaniża jej poczucie wartości.
Śmiała teza szkoda, że uważam ją za bzdurę i coś co może bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Nikt nie ma takiej wiedzy i nikt nie powinien kłamać, że zna przyszłość.Pisząc o negatywnych cechach jej partnera wygodnie zmilczasz wszystko co w jej życiu jest pozytywne.
To nie działa tak, że wszystko złe z naszego życia zniknie po rozstaniu a wszystko pozytywne pozostanie.Ela210 napisał/a:Twój temat uświadamia mi, że to indywidualna sprawa, takie granice i 2 osoby muszą umieć je ustalić, swoje własne.
No brawo. Lepiej późno niż wcale;)
Moim zdaniem naprawiać zawsze warto, zwłaszcza gdy są dzieci. Ale też wiedzieć kiedy przestać. I rozpoznać przyczynę dokładnie, bo jak jest po naszej stronie to ją przeniesiemy do innych związków. Dlatego jak pisze Owieczka nie uda się, jeżeli ktoś bezrefleksyjnie przeskoczy z kwiatka na kwiatek.
Rzecz w Tym, WZL, żeby rozpoznać też, czy nie ograniczamy swoich partnerów w takim stopniu, że Ona się dusi. Bo może się okazać, że tych kobiet czy mężczyzn, którym wystarczy mniej powietrza, jest tak niewiele, że warto to skorygować- dla siebie.. To do Ciebie, nie autorki ..
Bo bazując na Twoim opisie, żona nie opowiadała, że robi sobie dobrze przy X, nie dostawała SMS to wyrywaj te ciacha itp..nie szalała na dyskotekach.
Masz rację moja żona robiła to wszystko tak żebym się o tym nie dowiedział.
Masz rację moja żona robiła to wszystko tak żebym się o tym nie dowiedział.
A no właśnie. Tutaj jest wszystko czarno na białym. Ona przyłapuje go na gorących uczynkach, kłamstwo goni kłamstwo.
Jak pisze Autorka, on potrafi pięknie mówić o miłości do niej, tylko nijak ma się to do tego co robi.
29 2018-10-30 13:05:01 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-10-30 13:05:37)
Masz rację moja żona robiła to wszystko tak żebym się o tym nie dowiedział.
No pewnie, jesli z ręką na sercu możesz potwierdzić, że mogła Ci rano powiedzieć ze wracając wstąpi do kolegi z dawnych lat na kawę i usłyszałaby- to go pozdrów, buziak- to masz rację..
30 2018-10-30 13:10:29 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-10-30 13:13:52)
![]()
No pewnie, jesli z ręką na sercu możesz potwierdzić, że mogła Ci rano powiedzieć ze wracając wstąpi do kolegi z dawnych lat na kawę i usłyszałaby- to go pozdrów, buziak- to masz rację..
Czyli sam sobie jestem winien.
Może autorka też? Bo czytam że mąż nie jest zazdrosny więc ona może robić to samo a on kłamie, bo ona by mu na te przyjemności nie pozwoliła.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że gdybym oznajmił, że po drodze odwiedzę w domu moją koleżankę z dawnych lat nie usłyszałbym pozdrowień dla niej.
Pamiętasz jeszcze o tych granicach, które dwoje ludzi sobie ustala? Ważne żeby takie granice obowiązywały obie strony.
31 2018-10-30 13:20:06 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-10-30 13:20:38)
Ela210 napisał/a:
![]()
No pewnie, jesli z ręką na sercu możesz potwierdzić, że mogła Ci rano powiedzieć ze wracając wstąpi do kolegi z dawnych lat na kawę i usłyszałaby- to go pozdrów, buziak- to masz rację..
Czyli sam sobie jestem winien.
Może autorka też? Bo czytam że mąż nie jest zazdrosny więc ona może robić to samo a on kłamie, bo ona by mu na te przyjemności nie pozwoliła.
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że gdybym oznajmił, że po drodze odwiedzę w domu moją koleżankę z dawnych lat nie usłyszałbym pozdrowień dla niej.
Pamiętasz jeszcze o tych granicach, które dwoje ludzi sobie ustala? Ważne żeby takie granice obowiązywały obie strony.
Owszem, sam odpowiadasz za swoje szczęście. Ale napisałeś też, że żona sama przyznała, że nie miała racji z tą zazdrością swoją. I że to było kiedyś.
Ugiąłeś się i oczekiwałeś tego od niej. Niesłusznie, bo wtedy Ty miałeś rację. Ale to OT..
32 2018-10-30 15:07:06 Ostatnio edytowany przez Nola (2018-10-30 15:09:11)
Tylko, że ja mam już straszny mętlik w głowie. Bo on potrafi mi tak pięknie wszystko mówić, że kocha, że w życiu by nie zdradził, że nasza rodzina jest najważniejsza. Gorzej jak pójdzie w "tłum", wtedy jakoś zapomina. Chociaż ja dalej naiwnie wierzę, że mnie nie zdradził, ale wiem też że takie zachowania mogą potem do zdrady doprowadzić. Teraz kiedy jestem sama w domu mam czas na przemyślenie, na przeanalizowanie jeszcze raz wszystkiego. Przede wszystkim chcę teraz zacząć myśleć o sobie i o swoich potrzebach i już nie zadręczać swojej głowy myśleniem. Pierwszym krokiem było napisanie tu na forum, drugim krokiem będzie psycholog, bo uważam, że go potrzebuję. Muszę znaleźć w sobie siłę i wybrać. Bardzo Wam dziękuję za poświęcony mi czas.
Krystynko,
naprawdę przykro mi, że z kimś takim jesteś. Jednak szanuję Ciebie za to, że zaczynasz stawiać pierwsze kroki ku wolności. Nie mnie jest oceniać czy byłaś z gościem za długo i też dlaczego z nim jesteś i kim z tego powodu jesteś. Każdy ma swoję historię i każda z tych historii czegoś uczy. Z tego całego bałaganu podoba mi się Twoja chęć do zmian i do walki o siebie i swoje jestestwo Facet ma problem z samym sobą i tak mi się wydaje, że przez sporą część czasu czułaś, że to coś z Tobą jest nie tak. A tu właśnie jest odwrotnie - wszystko z Tobą w porządku i to jak najlepszym, ino facet nie ten, nie ten facet co można z nim spokojnie spędzać czas, nie ten facet co okaże Ci szacunek, nie ten facet do kochania i do życia. Wiesz, można powiedzieć wiele, jednak od mówienia do robienia to jest dość spora droga.
Super, że do psychologa pójdziesz - na pewno Ciebie wesprze w uwolnieniu się od gościa. Pełno w Tobie siły i tak jak piszesz - musisz ją tylko odnaleźć
Trzymam mocno kciuki i mam nadzieję, że kopniesz jegomościa w tylną część ciała ) i to jak najszybciej
Kontrolowanie kogos takiego jest bez sensu. Tracisz tylko zdrowie a on i tak ci sie wymknie.
34 2018-10-30 16:43:34 Ostatnio edytowany przez josz (2018-10-30 16:46:11)
Facet ma problem z samym sobą...
Myślę, że on tego tak nie postrzega, on świetnie się bawi, problemem mogą być dla niego kłopotliwe pytania partnerki, jej kontrola i wymagania.
Tylko, że ja mam już straszny mętlik w głowie. Bo on potrafi mi tak pięknie wszystko mówić, że kocha, że w życiu by nie zdradził, że nasza rodzina jest najważniejsza.
Patrz na czyny, a nie słowa. Czynami pokazuje, że właśnie rodzina jest tylko kłopotliwym dodatkiem, w nosie ma zdrowie dziecka, daje Ci wolność, wiedząc jednocześnie, że nie masz takiej możliwości zajmując się małym dzieckiem, zresztą nie obchodzi go, czy Ty faktycznie pragniesz imprezować indywidualnie, czy z innymi.
Myślę, że to nie objaw tolerancji z jego strony, a raczej asekuracja "ty się bawisz, to i mnie wolno", szkoda, że nie razem.
Ilość kobiet, które przewijają się w jego życiu, dłuższych, krótszych znajomości i tych przypadkowych na jeden wieczór, a może i noc, niedwuznaczne wiadomości, jego lekceważący stosunek do Twoich uczuć i obaw nie rokuje dobrze na przyszłość.
Wiecie ja teraz spróbuję zawalczyć o siebie, nie mówię i nie zarzekam się, że teraz, natychmiast to zakończę. Chciałabym przede wszystkim zacząć siebie szanować na tyle żeby nie pozwalać na takie traktowanie. Tak naprawdę w każdym innym miejscu jestem naprawdę szanowaną osobą, potrafię być asertywna i wyznaczać granice. Dlaczego w związku tego nie potrafię, nie wiem, być może tak mną manipulowano...pewnie tak, bo stąd ten mętlik. Tak jak pisałam, czytałam, dużo czytałam i niestety gdyby ktoś zrobił 20 podpunktów "czy twój partner ma zaburzenia narcystyczne" to myślę, że postawiłabym 15 krzyżyków. To, że go kocham, a może kocham jego wyobrażenie o nim doprowadziło do tego co teraz ma miejsce. Wiecie te kontrole telefoniczne też są dla mnie absurdem, bo w normalnie funkcjonującym związku powinny być naturalne. Dzwonimy, opowiadamy co robiliśmy, jak się czujemy. Tylko teraz uważam też tak, że skoro powiedziałam mu o tym, że będę dzwonić to niestety ale muszę to dokończyć, bo moja zmiana zdania zapewne byłaby odebrana jako słabość. To są na tę chwilę moje warunki, prymitywne, bo prymitywne ale MOJE, ja je postawiłam i ja będę ich przestrzegać! Ja muszę po prostu wiedzieć, czy to co mówię do niego ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie, czy chociaż w 2 % liczy się z tym jak ja się czuję. Muszę i tyle. Aha i chcę podchodzić do wszystkiego już bez emocji, bez smutku, użalania się nad sobą, bo wiecie co zauważyłam? Mój smutek, żal, czy płacz były dla niego jakby satysfakcją. Tak czułam, bo kiedy płakałam słyszałam, że jestem "słaba", jak smutna "ale z ciebie wrak". Będę starać się z całych sił żeby za kolejne 10 lat w wieku 40 lat naprawdę nie być psychicznym wrakiem.
Tylko teraz uważam też tak, że skoro powiedziałam mu o tym, że będę dzwonić to niestety ale muszę to dokończyć, bo moja zmiana zdania zapewne byłaby odebrana jako słabość.
Twoje życie, Twój wybór, ja jednak uważam, że właśnie taka kontrola jest słabością, a owo postanowienie tylko wymówką. Tymi telefonami po prostu usiłujesz go osaczyć i uniemożliwić mu imprezowanie, a on i tak znjadzie sposób, ewentualnie ponownie Cię zlekceważy, a po przyjeździe do domu znowu będzie wciskał Ci jakieś głodne kawałki.
Twój pomysł nie jest żadnym rozwiązaniem, to wersja siłowa, desperacka próba wymuszenia na partnerze, żeby trzymał się Twoich zasad, w sytuacji, gdy on ma zupelnie inne.
Ja muszę po prostu wiedzieć, czy to co mówię do niego ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie, czy chociaż w 2 % liczy się z tym jak ja się czuję.
Nie wierzę, że zadowolisz się tylko 2% jego uwagi, myślę, że na ten moment akurat tyle masz.
josz
Przeczytałam kilka razy Twoją odpowiedź i wiesz co? masz rację. Przecież jaką ja mam pewność że po moim telefonie on dalej nie popłynie. Nie mam żadnej. Tak jak piszesz, wróci w weekend i opowie mi to co będę chciała usłyszeć a ja już w to nie uwierzę. Błędne koło. Nie mogę uwierzyć w to, że było tyle złych rzeczy, a ja najbardziej zafiksowałam się na punkcie tego kłamstwa, kłamstw które wyszły na jaw.
josz
Przeczytałam kilka razy Twoją odpowiedź i wiesz co? masz rację. Przecież jaką ja mam pewność że po moim telefonie on dalej nie popłynie. Nie mam żadnej. Tak jak piszesz, wróci w weekend i opowie mi to co będę chciała usłyszeć a ja już w to nie uwierzę. Błędne koło. Nie mogę uwierzyć w to, że było tyle złych rzeczy, a ja najbardziej zafiksowałam się na punkcie tego kłamstwa, kłamstw które wyszły na jaw.
Mniejsza o kłamstwa..ale jemu sprawia satysfakcję Twoje cierpienie.. To jest prawdziwy problem..
(...) Wiecie te kontrole telefoniczne też są dla mnie absurdem, bo w normalnie funkcjonującym związku powinny być naturalne. Dzwonimy, opowiadamy co robiliśmy, jak się czujemy. Tylko teraz uważam też tak, że skoro powiedziałam mu o tym, że będę dzwonić to niestety ale muszę to dokończyć, bo moja zmiana zdania zapewne byłaby odebrana jako słabość. (...)
Pokrętna logika.
A gdybyś tak przestała samą siebie oszukiwać?
Przecież, w każdym poście zostawiasz sobie nawet nie otwartą furtkę a olbrzymie wrota. Nikt Ciebie do niczego nie zobowiązuje, niczyje życie od Twych decyzji nie zależy, możesz żyć tak, jak chcesz i nie silić się na udawanie dokonywania zmian w swym sposobie myślenia.
40 2018-10-30 19:57:03 Ostatnio edytowany przez rromantyczny (2018-10-30 20:05:21)
jestem naprawdę bardzo, ale to bardzo wyrozumiała i zawsze na piedestał stawiałam to, że on ma pasje, że lubi czasami sam wyjechać z kolegami.
Też jestem facetem ale sorry, które to ta pasja - desperacki podryw po pijaku czy codzienny trening w kasowaniu wiadomości?!
Gość zachowuje się jak zarzygany student pierwszego roku, który wyrwał się w końcu od starych, a Ty jeszcze wierzysz w te bajeczki o "kolegach".
Otrzeźwiej kobieto, zadbaj o siebie i dzieci (skonsultuj się z adwokatem i zbierz dowody). Następnie z dumą kopnij go w dupe, wystaw mu walizki na klatke i wyślij mmsa. Trzymam kciuki!
PS
On nie ma żadnych zaburzeń narcystycznych - jest zwykłym leszczem, jakich wiele
TakaKrystynka napisał/a:(...) Wiecie te kontrole telefoniczne też są dla mnie absurdem, bo w normalnie funkcjonującym związku powinny być naturalne. Dzwonimy, opowiadamy co robiliśmy, jak się czujemy. Tylko teraz uważam też tak, że skoro powiedziałam mu o tym, że będę dzwonić to niestety ale muszę to dokończyć, bo moja zmiana zdania zapewne byłaby odebrana jako słabość. (...)
Pokrętna logika.
A gdybyś tak przestała samą siebie oszukiwać?
Przecież, w każdym poście zostawiasz sobie nawet nie otwartą furtkę a olbrzymie wrota. Nikt Ciebie do niczego nie zobowiązuje, niczyje życie od Twych decyzji nie zależy, możesz żyć tak, jak chcesz i nie silić się na udawanie dokonywania zmian w swym sposobie myślenia.
Logika, a może i w tym momencie i jej brak. Tylko, że ja się staram sobie wszystko poukładać, postaraj się mnie zrozumieć.
Ależ ja nie muszę się starać, ja doskonale Cię rozumiem, rozumiem tez Twoje zachowanie i jego motywy. Swoją drogą od kiedy uświadomiłam sobie, że starając się wyprasować pranie, nie brałam żelazka do ręki, przestałam się starać. Albo coś robię, albo nie.
Upss! Wytrąciłam Ci z ręki jeden ze sposobów usprawiedliwiania się w swoich oczach.
Ależ ja nie muszę się starać, ja doskonale Cię rozumiem, rozumiem tez Twoje zachowanie i jego motywy. Swoją drogą od kiedy uświadomiłam sobie, że starając się wyprasować pranie, nie brałam żelazka do ręki, przestałam się starać. Albo coś robię, albo nie.
Upss! Wytrąciłam Ci z ręki jeden ze sposobów usprawiedliwiania się w swoich oczach.
To w takim razie bardzo proszę napisz mi jak uważasz, jakie są motywy mojego postępowania? Dlaczego uważasz, że usprawiedliwiam się w swoich oczach? Ja po prostu szukam pomocy i tyle, niedługo udam się do psychologa i mam nadzieję, że on mi pomoże to wszystko usystematyzować. Głupie pytanie ale co zrobiłabyś na moim miejscu? od razu odeszła?
Rzeczywistość coraz bardziej daje o sobie znać i coraz trudniej jest Ci przed samą sobą udawać, że Twój związek jest udanym. By uspokoić sumienie, wykonujesz ruchy pozorne (między innymi świadczą o tym Twe słowa o kontrolowaniu TŻ, o powolnym otwieraniu oczu, o staraniu się). Zajmowanie się zachowaniem TŻ a nie swym własnym też jest metodą utrzymania status quo.
Co zrobiłabym na Twym miejscu? Przestałabym się szarpać, usprawiedliwiać, uświadomiłabym sobie swój cel i postąpiła tak, by go osiągnąć.
Krystynko- postaw swoje granice, chroń siebie i zobaczysz czy mąż coś zrobi, dobre gesty w Twoją stronę, czy będzie chciał budować, czy niszczyć.
Ty zrobisz swoje, a On musi swoje. Jak się ktoś uprze rozpi...ić małżeństwo to nie poradzisz.. Spokojnie, po kolei..