Nie miałam pojęcia, że będę na forum pisać o czymś takim, ale potrzebuję obiektywnego, chłodnego spojrzenia na całą sprawę. Co do realu: opinie moich bliskich są cenne, ale oni nie są w tej sytuacji bezstronni, więc spytam i Was... może podsuniecie mi jakieś konstruktywne rozwiązania?
W dużym skrócie: już się z zakochania „wyleczyłam”, minęło sporo czasu, ale tkwi jeszcze gdzieś we mnie czysto fizyczne pożądanie.
Oboje jesteśmy wolni. On znaczył dla mnie wiele jako człowiek, jako przyjaciel (i wiem, że to samo myśli o mnie). Nigdy nie było między nami nic więcej. Moje uczucie wkradło się niespodziewanie i zadziałało, jak tykająca bomba zegarowa - wszystko okropnie pogmatwało i wiele zmieniło (przez ostatnie miesiące to prawdziwy rollercoaster: od prób pogłębienia relacji z jego inicjatywy, aż do unikania siebie nawzajem - z obu stron). Na szczęście już nie czuję do niego tego, co jeszcze pół roku temu... a jednak pociąg jakimś cudem pozostał.
To, że pragnę go teraz w ten sposób to dla mnie trudne doświadczenie. Czuję się czasami bezradna wobec reakcji własnych zmysłów. Chciałabym po prostu przestać tak czuć.
Zastanawiam się co mogę z tym zrobić? (Niestety , kontaktu - choćby przelotnego - całkowicie nie unikniemy.) Jakieś praktyczne pomysły? Jak Wy dajecie radę w podobnych sytuacjach (o ile wam się trafiają)?
P.S.
I tak, wiem, temat wydaje się Wam śmieszny, mi jednak do śmiechu nie jest, niestety... Ktoś może napisze też, że podchodzę do opisanej sprawy, jak nastolatka... Cóż, nie jestem nastolatką, na co dzień zachowuję się zupełnie dorośle i do życia, relacji z innymi podchodzę dojrzale, tylko ta jedna, z pozoru drobna, rzecz mnie dziwnie przerasta...