3 Tygodnie temu zerwal ze mna chlopak. Znamy sie 2,5 roku, a po miesiacu znajomosci pisalismy jako para i spotykalismy sie. Po 2 miesiacach zaczelo sie to psuc, moja zazdrosc i to, ze on nie stara sie tak jak wczesniej.. Na poczatku zwiazku mnie oklamal i chyba od tego to sie zaczelo.. Przez ten czas zerwal ze mną już 4 raz. Przez klotnie, przez to ze sie czepialam, przez zazdrosc, przez to ze go sprawdzam. Za kazdym razem zrywal w klotni, po chamsku z ostrymi slowami. Potem wracal, przepraszal..
Od roku zaczelismy sie spotykac rak naprawde regularnie, ja poznalam jego rodzicow, on moich i to byl najdluzszy okrez bez zerwania.
Od 2 miesiecy zaczelo sie to znowu psuc, znowu klotnie i niedomowienia..
3 tygodnie temu powiedzial ze on to zrywa i chce odpoczac kilka dni, ze poki co przez pewien czas chce zebysmy byli kolezenstwem. Przed zerwaniem zapewnial mnie, ze nie utrzymuje kontaktu z bylymi, ze nie mogłby zniesc, ze kręcę z kimś innym. Po tygodniu napisalam i zapytałam sie jak wedlug niego to mialoby teraz wygladac. A on sie oburzyl i powiedzial ze po co z takimi tematami od razu wyjezdzam, ze jak tak ma byc to on nie chce NIC. Wyszlo jeszcze, ze oklamal mnie, ze spotkal sie kilka razy z pewna dziewczyną, a zapewnial mnie, ze z tymi z ktorymi pisze, się nie widuje nawet. Zadzwonilam do niego i powiedzial, ze nie bedziemy juz razem nigdy, ze czuje cos do mnie ale tego nie chce wszystkiego. Zaczełam lamentować, przepraszac, ze przeciez chcial dac czas temu. Mowil ze odezwie sie wieczorem, ale na pewno nie bedziemy gadac codziennie. Po rozmowie zaczelam pisac, zeby nie odchodzil, zeby to przemyslal. Wkurzylo go to, ze do niego wypisuje i powiedzial ze nie chce tego kontaktu w ogole, ze w dupie ma ta znajomosc, ze jestem tępa i inne takie.. Że nigdy sie do mnie nie odezwie, ze mnie nienawidzi i "myślisz ze napisze ?!"
Pozniej przez 2 tygodnie przepraszalam go, ze to przez moje cyrki, on z kolei chcial miec swiety spokoj, ze nigdy nie bedziemy razem. Ze czego ja oczekuje jak mu spokoju nie daje. Pisalam ze bede czekac na rozmowe, ze chce aby to sie ulozylo, a on, ze mam sobie czekac ale mam dac mu spokoj. Oczywiscie nie dalam Raz pisal ze sam sie odezwie, potem w zlosci ze nie.. Ja pisalam ze nie chce sie kolegowac, ze nie dam rady tak. Przedwczoraj mu napisalam ze kolezenstwa nie bedzie na pewno, ze jedynie mozemy to naprawic albo pozegnac sie raz na zawsze. On odpisal ze chce juz isc, gdy zapytalam czy w takim razie sie zegnamy on odpisal, ze mam dac mu spokoj i sie odezwie.
Czułam że robi ze mnie jakas idiotke, raz tak, potem znowu inaczej. I na nastepny dzien zapytalam czego on tak naprawde chce, ze niby nie chce zwiazku a wczoraj sie zgodzil. Powiedzial ze odezwac to on sie moze ale nigdzie zdania nie zmienil. Ja mu na to, ze nawet jakby napisal po 2 tyg. to w takim razie ucielabym rozmowe od razu. On odpisal, " to ucinamy to teraz i tyle" Ze nie potrafie sie uciszyc na 1 dzien to nie bedzie nic.
Pytałam sie czy jest pewny i czy w takim razie nigdy sie nie odezwie, napisal ze tak.
Niby sie pozegnalismy na zawsze.. Napisalam ze zrobil ze mnie idiotke, a on ze nie robil, ze chcial od razu to skonczyc to nie docieralo to do mnie.. Jestem załamana.. nie wiem co on ma w glowie, czy sie odezwie kiedykolwiek... Co mam zrobic..