Witam, znajduje sie w trudnej sytuacji. Jestem w 8 miesiącu ciąży i nie układa mi się z narzeczonym. Mam 26 lat a on 33. Byliśmy już 3 lata temu razem ale nie wyszło i się rozstaliśmy po jakimś czasie. Jednak w zeszłym roku wróciliśmy do siebie i przez jakiś czas było super. Tylko zaczęło się coś psuć. Oboje chcielismy tego dziecka, Ale odkąd jestem w ciąży przechodzę piekło.
Bardzo często się kłócimy i on naduzywa alkoholu, o czym ma świadomość. W tygodniu jest niby wszystko ok, Ale od 3 miesięcy gdy tylko zbliża się weekend on szuka pretekstu, zeby sie ze mną pokłócić i móc wyjść sobie z kumplem na imprezę. Nie jestem osoba, która zabrania mu czegokolwiek. Może robić co chce. Więc nie rozumiem czemu celowo się ze mną kłóci. Gdy znika w sobotę, czasami piątek, potrafi go nie być 2-3 dni. W tym czasie martwię się o niego i jest mi smutno, że zostawia mnie na tak długo. Gdy wraca albo nie odzywamy się do siebie przez dzień albo udaje że jest wszystko ok, bo nie mam siły na dalsze kłótnie. I tak zwykle do weekendu.
On twierdzi, że od jakiegoś czasu nie spędzamy go razem. Że brakuje mu wspolnych imprez wyjść na miasto. Mi też tego brakuje, Ale będąc w ciąży, w dodatku z cukrzyca, Nie mogę sobie pozwolić na imprezowanie. Nie mam nic przeciwko innym wyjściom jak do kino czy kolację, ale jemu chodzi ewidentnie o imprezy. Mówi, że ma stres w pracy i brakuje mu kontaktu z ludźmi i musi w weekend gdzieś sobie wyjść. Szkoda tylko, że nie widzi, że odkąd jestem na l4 jestem praktycznie zamknięta w domu i nie mam żadnej styczności z ludźmi, więc mi jeszcze bardziej brakuje takich wyjść.
Kłócac się posowamy się do okropnych rzeczy. Potrafimy się wyzywać od najgorszych. Już nie raz kazał mi się pakować i wyprowadzić. Mówił, że nie chce mnie ani dziecka. Po kłótni to ja próbuje wszystko załagodzić i zbliżam się do niego, Ale on mnie odrzuca. Nie mam w nim oparcia, a jest to ważne w ciąży. Buzują mi.hormony i potrzebuje tego, zeby przy mnie po prostu był, a nie znikał Bog wie gdzie na 3 dni. Czasami w ogole nie chce że mną rozmawiać..woli unikać tematu. Mówię mu.o tym że źle się czuję, że potrzebuje jego wsparcia, jednak do niego to niedochodzi. W nocy gdy chce sie przytulić odpycha mnie. Doszło nawet do tego, że prosiłam go o to czy mogę się do niego przytulić a on odpowiadal mi, że nie bo on sobie tego nie życzy.
Było mi strasznie przykro że traktuje mnie jak jakiegoś śmiecia i spotkałam się z kolega żeby móc się komuś wyżalić. Tak, mogłam to zrobić z koleżanka, Ale tak się składa że jedyna z która utrzymuje jakikolwiek kontakt wyjechała. Byłam w dołku i spotkałam się na spacerze z tym znajomym. Po spotkaniu trochę mi ulżyło, bo mogłam się w końcu komuś wyżalić.
Mój narzeczony znalazł jednak na drugi dzień SMS gdzie z nim pisałam i dowiedział się o tym, że się z kimś spotkałam. Zrobił mi przez to wojnę. Wydzwonil wszystkich swoich znajomych, że go zdradziłam. Że on robił dla mnie wszystko a ja mu zrobiłam rogi. Wyzwał od dziwek i kazał wyp.. Z domu.
Nie powiem, Nie bylo fair, że zatailam przed nim spotkanie ze znajomym, ale nie uważam też żeby od razu traktował to jak zdrade. Jestem w ciąży i nie szukam żadnych wrażeń. Potrzebuje wsparcia i zrozumienia. Nie dostałam go od narzeczonego to chciałam chociaż z kims o tym po prostu porozmawiać.
Od tej pory jest między nami tragicznie. Tydzień jest ok bo on chce żebyśmy byli rodzina bo mnie kocha. A przychodzi weekend i robi awanturę o byle co żeby znowu gdzieś wyjść. Później o awanturze Nie ma ani słowa, tylko wraca temat zdrady. Że on nie potrafi tego udźwignąć i ze bardziej nie mogłam go zranić. Kocham go i gdybym wiedziała, że tak to potraktuje to w życiu bym mu tego nie zrobila. Dawał mi znaki, że mu w ogole nie zależy a nagle się ocknal jak to on mnie bardzo kocha.
Chce to ratować ale nie mam pojęcia jak. Jest mi ciężko i chwilami wolałbym się rozstać, Ale kocham go i wierzę że on może się jeszcze zmienić. Zapisalismy się na terapię do psychologa i mamy się na nia udać w przyszłym tygodniu. Ale boję się, że on zwyczajnie się na niej nie pojawi.
Co robić.. ?