Moja historia jest poniekąd jak z jakiegoś melodramatu, ale bez zakończenia. Opowiem w maksymalnym skrócie.
Mam aktualnie 25 lat. Proszę nie zrażać się początkiem, koniec końców problem wydaje się być poważny.
Otóż w liceum miałem dziewczynę, okazała się być straszną jędzą i plamą na życiorysie. Zerwała ze mną, wtedy nie rozumiałem, że jest prymitywną osobą, i miałem "ciężki" młodzieńczy okres.
Moja dziewczyna miała koleżankę w szkole, którą siłą rzeczy też dobrze poznałem. Po naszym zerwaniu to jej przyjaciółka (nazwijmy ją Kasia) była moją największą pomocą. I wiem w stu procentach, że nie chodziło jej o związek ze mną. Była szczerą osobą. Przeżyliśmy razem liceum jako przyjaciele, całkiem bliscy. Niestety pod koniec liceum wpadłem w pewien nałóg, który mocno mnie zmienił i strasznie zniechęcił mnie do kontaktów z ludźmi. Kasia pisała do mnie, chciała się spotkać, ja oczywiście zawsze miałem wymówki, albo po prostu ją olewałem mówiąc, że się spotkamy, a tego nie robiłem.
Dziś mając 25 lat wiem to już dobrze i to nie od dziś. Tak naprawdę Kasia była jedyną tak bliską mi osobą spoza rodziny, byłem w stanie jej zaufać w każdej sprawie, powierzyć każdy sekret. Czułem się przy niej maksymalnie swobodny. Niestety za późno zrozumiałem znaczenie uczucia które towarzyszyło mi w tamtych chwilach.
Minęło od tego czasu ponad 6 lat, jesteśmy dorosłymi ludźmi, nic nie wiemy o sobie z okresu 2012-2018.
Jednak Kasia ostatnio skontaktowała się ze mną ponownie, umówiliśmy się na spotkanie.
Co robić, żeby jej tym razem nie stracić, przynajmniej jako znajomej? Nie widzieliśmy się latami, nasza więź już nie istnieje. Nie wiem czy mam być szczery, czy najpierw dać sobie czas na nowe poznanie? Może w ogóle powinienem już teraz wykorzystać okazję (kolejnej może nie być) i powiedzieć dokładnie to co tutaj napisałem. Pomożecie? Bardzo proszę..