Hej Dziewczyny! Piszę, bo nie mam już siły na nic. Trzy tygodnie temu rzucił mnie chłopak, po trzech latach związku i dwóch latach mieszkania razem oznajmił mi, że mnie nie kocha, ma problemy ze sobą, chce być sam, a ze mną nie widzi swojej przyszłości, chociaż rano jeszcze tego samego dnia wyznawał mi miłość i mówił, że jestem cudowną dziewczyną. W zasadzie to przez ostatni miesiąc naszego związku było ciężko, bo on miał problemy z pracą, której nie cierpi, dużo nauki, bo studiuje i chce zmienić pracę i już raz chciał się rozstać (wtedy to w ogóle spadło na mnie bez ostrzeżenia, jak grom z jasnego nieba), bo uznał, że nie nadaje się do związków, ale potem uznał, że nie chce ode mnie odchodzić, że potrzebuje czasu na rozwiązanie problemów, itd. Podejrzewałam wtedy, że ma kogoś innego i zapytałam wprost, ale się wyparł, był urażony, że mogę go podejrzewać i zdradę. "Nigdy bym cię nie zostawił dla innej" mówił. Ten ostatni miesiąc przed całkowitym końcem był straszny, huśtawka emocji, jego irytacja, gniew, złośliwość, a potem nagle czułość, dół i przepraszanie mnie, że jest taki nieznośny, że będzie dobrze jak wypocznie trochę i żebym się nie bała, bo mnie kocha. Przez niemal cały czas trwania naszego związku powtarzał mi jak mnie kocha, że jestem tą jedyną na całe życie, snuliśmy plany o rodzinie i dzieciach. Przeżyliśmy mnóstwo pięknych i sporo trudnych chwil, umieliśmy być przyjaciółmi i rozmawiać o wszystkim. Ale jakiś czas temu zamknął się na mnie, nie chciał rozmawiać, widziałam, że ma problemy, ale nie chciał się tym podzielić, a ja cierpiałam nie umiejac mu pomóc. Kochałam go i byłam w stanie znieść humory i zły nastrój tak długo jak będzie trzeba. Czasem mówił mi przykre i bolesne słowa, a ja nie wytrzymywałam i płakałam, czasem myślałam, że ranienie mnie sprawia mu przyjemność, ale starałam się myśleć o tym jaki był dla mnie dobry i kochany i zacisnąć zęby. Jednocześnie ja też miałam kilka życiowych zakrętów i potrzebowałam trochę jego czułości i obecności, ale to go drażniło. Nie wiedziałam co robić i w końcu oznajmił mi, że to koniec. Byłam załamana, ale musiałam to zaakceptować. Miałam jednak silne przeczucie, że on ma kogoś. Sprawdziłam to jak wyszedł z domu i okazało się, że mam rację. To mnie zabiło. Okazało się, że spotykał się z "koleżanką" starszą o 7 lat (że studiów) i cały czas mnie okłamywał. Spotkał się z nią po naszej randce (mieliśmy spędzić razem wieczór, ale musiał pomóc "koledze"), zwolnił się z pracy pod pozorem złego samopoczucia, żeby gdzieś ja zawieźć, cały czas kłamał. Wyznawał jej miłość, a jednocześnie wyznawał miłość mi i mówił, że wszystko będzie dobrze, że jestem tą jedyną, planował mieszkanie, życie itd. okazało się, że z nią też. I skarżył się na mnie, nasz związek nazwał największym błędem życia. Umarłam jak to przeczytałam. Porobilam zrzuty tych wiadomości i mu pokazałam - wyparł się wszystkiego i powiedział, że wymyślam i że to głupie żarty. Powiedział, że pożałuje czytania tych rzeczy i mam się wynosić z jego życia następnego dnia. I się wyniosłam. Od tamtego dnia go nie widziałam. Jego ojciec pomógł mi w przeprowadzce. Każdy dzień jest walką o życie. Nie mam ochoty ani siły. Masakra. Tak go kochałam i poległam. On teraz mieszka z tą nową miłością. Serce mi pękło. Rozsypałam się i nie umiem pozbierać. Chcę tylko zasnąć i się nie obudzić. Pomocy...
Hej! Wiesz, myślę, że potrzebujesz czasu i spokoju teraz. Staraj się nie myśleć o nim (wiem, że to trudne, sama jestem na etapie "nie myśleć!", znam ten ból - może w innych okolicznościach, ale jednak...), o ile możesz, nie interesuj się jego życiem (jak i z kim sobie je układa), odetnij się od niego. To pozwoli Tobie na szerszą, dalszą perspektywę.
Paradoksalnie, sposób w jaki Cię potraktował może stanowić teraz Twoją siłę: on dał Tobie BARDZO DOBRY POWÓD do odkochania się i tak to potraktuj.... Ciesz się, że jego charakter i zasady wyszły na jaw teraz, a nie np. po ślubie. Postaraj się może spojrzeć na całą sytuację właśnie z tej perspektywy...
Nie widzisz przyszłości? Wierzę, że dasz radę zobaczyć ją na nowo. Piszesz, że pękłaś... To miłość i zaufanie do tego człowieka pękło, ale NIE TY. Ty możesz wyjść z tego silniejsza. Nie pozwól, by on, jego obecność, lub nieobecność w Twoim życiu stanowiły dla Ciebie miarę Twojej wartości, pryzmat przez który na siebie patrzysz!
Zdaję sobie sprawę z tego, jak abstrakcyjnie to teraz brzmi... Życzę Tobie, żebyś zobaczyła, że jednak świat jest piękny i Twoje życie ma sens. Bez niego też ma sens. Może ZWŁASZCZA bez niego, skoro teraz wiesz, jaki był w środku?
P.S. Piszesz Tak go kochałam i poległam. To zupełnie nie tak! W jaki sposób poległaś? Czy to, co on zrobił jest w jakiś sposób Twoją winą? Nie. To nie jest Twoja porażka. To jest jego moralna przegrana, tylko on jeszcze sobie tego nie uświadamia. Ty nie poległaś...
Z moich doświadczeń (z autopsji i obserwacji) wynika, że facet rzadko odchodzi w nicość. Prawie zawsze stoi za tym inna kobieta, szczególnie, jak nagle zaczyna walić tekstami, że "chyba nie kocham", "potrzebuję czasu", "nie martw się, mam tylko problemy".
Wiem, że jest Ci cholernie ciężko, ale uwierz mi, to w końcu minie. I, tak jak napisała Lawinia, spróbuj nie myśleć o sobie jak o "przegranej", bo to nie jest tak, że Ty przegrałaś, a on wygrał. On budował swój nowy związek na Twojej krzywdzie, jest fałszywym tchórzem, bo brnął w te swoje kłamstwa praktycznie do końca. Super, że przeczytałaś te wiadomości, inaczej w tym momencie dalej byś się dalej zadręczała, co szanownemu panu dolega. Kij mu w oko i niech idzie sobie dalej swoją ścieżką. NIE PRZEGRAŁAŚ. Rzeczywiście przegrałabyś, gdybyś dalej tkwiła w jego trójkącie.
Ja nie jestem psychologiem ale jest osoba, która swoją twórczością postawiła mnie do pionu. Beata Pawlikowska.Moim komentarzem do Twojego problemu będą jej słowa:
"Daj mu wolność (...). Że to boli? No jasne, że boli. Kiedy zgubisz ulubioną torebkę, to też masz poczucie straty. Bo przyzwyczaiłaś się do tej torebki. Uważałaś ją za swoją własność. Za coś, co jest twoje, należy do ciebie i stanowi część twojego stanu posiadania. O swoim partnerze nieświadomie pewnie myślałaś podobnie. On był twój. Należał do ciebie. Spał razem z tobą w jednym łóżku. Dzieliłaś z nim wakacje i poranki. Przyzwyczaiłaś się do myśli, że tak będzie zawsze. W pewien sposób nieświadomie wpisałaś go do inwentarza swoich własności. Ale on nigdy nie był twój. Tak samo jak pieniądze nigdy nie są twoje. Dostajesz je na chwilę od kogoś, a potem oddajesz je komuś innemu. Czasem masz je przez bardzo długi czas, ale nigdy tak naprawdę nie masz pewności, że będą twoje zawsze. Z ludźmi jest tak samo. On był z tobą, ale nigdy nie był twój. On zawsze był, jest i będzie odrębną ludzką istotą. On ma swoje marzenia i swoją drogę przez życie i może się zdarzyć tak, że wędrowaliście wspólnie przez pewien czas, a teraz on czuje, że chce dalej iść sam. Albo z kimś innym. I niech tak będzie. Życz mu szczęścia. I zajmij się swoją własną wędrówką.
Ty ze sobą na pewno będziesz zawsze. Ty ze sobą tworzysz najbardziej nierozerwalny związek, jaki można sobie wyobrazić. Ty ze sobą masz nieustający kontakt we wszystkich możliwych wymiarach. Być może on odchodzi właśnie po to, żeby zmusić cię do odnalezienia samej siebie."
Dodam jeszcze tylko, że lepiej, że jego brak wierności wyszedł na jaw teraz, niż po ślubie. Nie rozpaczaj. Jak sama widzisz, nie ma za kim i nie warto. Nie popadaj w smutek, rozpacz i depresje. To sytuacji nie naprawi. Być może teraz nie trafiłaś na właściwą osobę, co nie oznacza, że juz nigdy na nią nie trafisz. Kiedyś, jak poznasz kogoś zobaczysz i zrozumiesz dlaczego z nikim innym Ci nie wychodziło. Pamiętaj. Nie płacz nad czymś, co nie płacze nad Tobą. Pozdrawiam!
Czasem mówił mi przykre i bolesne słowa, a ja nie wytrzymywałam i płakałam, czasem myślałam, że ranienie mnie sprawia mu przyjemność, ale starałam się myśleć o tym jaki był dla mnie dobry i kochany i zacisnąć zęby. Jednocześnie ja też miałam kilka życiowych zakrętów i potrzebowałam trochę jego czułości i obecności, ale to go drażniło. Nie wiedziałam co robić i w końcu oznajmił mi, że to koniec. Byłam załamana, ale musiałam to zaakceptować.
I to zdanie jasno pokazuje że już od dłuższego czasu mu nie zależało na Tobie, bo jeśli się kogoś kocha to się go nie rani tylko się dba o ta druga osobę.
ale potem uznał, że nie chce ode mnie odchodzić, że potrzebuje czasu na rozwiązanie problemów, itd. Podejrzewałam wtedy, że ma kogoś innego i zapytałam wprost, ale się wyparł, był urażony, że mogę go podejrzewać i zdradę. "Nigdy bym cię nie zostawił dla innej" mówił.
Może był z Tobą z przyzwyczajenia, a może bał się konsekwencji jeśli jego zdrada wyjdzie na jaw, a może jest po prostu kolejnym zdradzaczem tchórzem który boi się przyznać.
Ale jakiś czas temu zamknął się na mnie, nie chciał rozmawiać, widziałam, że ma problemy, ale nie chciał się tym podzielić, a ja cierpiałam nie umiejac mu pomóc.
Zamkną sie na Ciebie bo w jego głowie pojawił się ktoś inny, ta druga osoba zajęła Twoje miejsce i z stąd ta obojętność.
I się wyniosłam. Od tamtego dnia go nie widziałam. Jego ojciec pomógł mi w przeprowadzce. Każdy dzień jest walką o życie. Nie mam ochoty ani siły. Masakra. Tak go kochałam i poległam.
Oj nie, zdecydowanie nie poległaś, odnosiłaś zwycięstwo tylko jeszcze o tym nie wiesz. Bardzo dobrze że się to stało teraz, przynajmniej przekonałaś się że jest to człowiek zdolny do zdrady, okłamywania drugiej osoby i nie liczy się z Twoimi uczuciami. Po cholerę CI ktoś taki w życiu. Przerabiałem to po 7 - letnim związku który się rozleciał z hukiem też się wydawało że to koniec świata, teraz widzę same plusy. Najważniejsze to odciąć się całkowicie od takiej osoby i zająć się sobą i iść do przodu. Na początku się to wydaje trudne ale z czasem jest tylko lepiej. Zobaczysz sama, głowa do góry
To bardzo przykre co piszesz. Wydaje się, że jesteś bardzo wartościową osobą i zasługujesz też na kogoś wartościowego. To że ktoś wyrządził Ci krzywdę nie jest Twoją winą i nie miałaś na to wpływu. Ale masz wpływ na to co będzie dalej i to zależy tylko od Ciebie. Jeśli jest z Tobą tak źle to może powinnaś zgłosić się do terapeuty, który pomoże Ci przejść przez to wszystko i skupić się na przyszłości i sobie. Spróbuj też zmienić środowisko lub spędzać dużo czasu z dobrymi znajomymi. Zajmij się sportem rower bieganie lub coś innego, bo to jest dobra dawka endorfin która poprawi Ci nastrój. To, że jest Ci przykro to naturalny stan rzeczy. Ważne aby jednak nie zapętlić się w tym smutku, tylko ruszyć do przodu. Popłacz sobie jak musisz, a potem skasuj wszystkie wiadomości od niego, zdjęcia i zamknij ten rozdział historii.
I jeszcze jedno: piszesz że każdy dzień to walka o życie.. to walcz dziewczyno! Masz o co, jesteś kimś wyjątkowym i byle kto nie powinien być w stanie Cię złamać. Wstawaj rano i walcz. Jak nie masz siły to się zmuszaj a z każdym dniem zmuszać się będziesz coraz mniej.
Droga Shoggies wszystko co najlepsze przed Tobą, uwierz mi, że czas leczy rany. Nic nie poradzisz na to, że odszedł do innej. Nikogo nie da się na siłę zatrzymać albo odzyskać z powrotem. Radziłabym Ci zająć się swoimi sprawami. Sama wyczujesz moment kiedy będziesz miała ochotę na kolejny związek. Nic na siłę. Pójdź do specjalisty jeśli tego potrzebujesz, wygadać się.
10 2018-08-17 01:27:25 Ostatnio edytowany przez Shoggies (2018-08-17 01:29:07)
Dziękuję Wam wszystkim za te słowa pocieszenia. Wiem, że nie warto rozpaczać po kimś takim i że to ode mnie zależy jak przez to przejdę. Po prostu jest mi żal tego wszystkiego. Ciężko mi pojąć dlaczego ten człowiek tak się zmienił, przekreślił taki związek dla jakiejś innej osoby. Po co mieszał mi w głowie? Po co był mi ten ostatni miesiąc cierpienia, skoro i tak już wiedział, że nic z tego nie będzie? Nie pojmuję tego. Teraz jestem jego najgorszym wrogiem - jak grzecznie poprosiłam o zwrot pieniędzy z kaucji za mieszkanie (bo płaciliśmy na pół) to się zirytował i stwierdził, że prześle mi te "zasrane" pieniądze i mam "spie ... ac" z jego życia raz na zawsze. Przezornie poblokowal mnie na wszystkich portalach (pieniądze jednak musiałam odzyskać, więc musiałam się do niego jakoś odezwać), chociaż nie szukam z nim kontaktu i nie zamierzam skamlec o powrót, bo wiem, że nie zmuszę nikogo do miłości. Chociaż może nigdy jej nie było, skoro do tego doszło. Po prostu nie rozumiem tej nienawiści do mnie, tego okrucieństwa, jakie mnie spotkało. Nie byłam ideałem, miałam wady, ale on też nie był perfekcyjny. I tu taki brak szacunku i empatii do człowieka, z którym przeżyło się trochę czasu. Nie pojmuję. To chyba rani mnie najbardziej. A miłość to nie uczucie, tylko wybór - fakt zakochanie i zauroczenie może minąć z dnia na dzień, ale nie miłość. Poza tym jak się kocha człowieka, to się chyba z nim rozmawia, a nie szuka przyjaciół na zewnątrz, choćby nie wiem jak było źle swoich problemów ze związkiem nie rozwiązuje się z trzecią osobą. Tak chyba robią dorośli ludzie. I fakt, że porzucił mnie dla osoby równie wyrachowanej i okrutnej, co on sam (i żeby było śmieszniej, wcale nie bardziej atrakcyjnej niż ja)... I to że stwierdził że związek ze mną był największym błędem jego życia. To okrutne - podeptał trzy lata nie tylko moich starań i miłości, ale również swoich... To było niczym? Wiem, że nie powinnam mierzyć swojej wartości jego czynami, ale to mnie dobiło. Myślałam, że to lepszy człowiek. Czy naprawdę można budować szczęście na cudzym nieszczęściu i cieszyć się dobrym życiem? Nie chcę już o nim myśleć, ale to jest takie świeże. Jeszcze miesiąc temu widziałam go codziennie. Ciężko się odzwyczaić. I ta myśl, że on już sobie ułożył życie, śmieje się ze mnie pewnie, jest szczęśliwy bo się mnie pozbył, ma kogoś, a ja zaczynam wszystko od początku z potrzaskanym sercem.
On.się nie zmienił..Ludzie się nie zmieniają. Po prostu dopiero ( albo już) to dostrzeglaś.
Jak sięgniesz pamięcią, dostrzezesz więcej sytuacji gdy Cię ranił, ale to wypieralaś.
Odchorujesz..przejdzie, teraz wygląda na koniec świata, ale kiedyś inaczej na to spojrzysz..
12 2018-08-17 05:09:10 Ostatnio edytowany przez Annax (2018-08-17 05:24:57)
Z moich doświadczeń (z autopsji i obserwacji) wynika, że facet rzadko odchodzi w nicość. Prawie zawsze stoi za tym inna kobieta, szczególnie, jak nagle zaczyna walić tekstami, że "chyba nie kocham", "potrzebuję czasu", "nie martw się, mam tylko problemy".
Wiem, że jest Ci cholernie ciężko, ale uwierz mi, to w końcu minie. I, tak jak napisała Lawinia, spróbuj nie myśleć o sobie jak o "przegranej", bo to nie jest tak, że Ty przegrałaś, a on wygrał. On budował swój nowy związek na Twojej krzywdzie, jest fałszywym tchórzem, bo brnął w te swoje kłamstwa praktycznie do końca. Super, że przeczytałaś te wiadomości, inaczej w tym momencie dalej byś się dalej zadręczała, co szanownemu panu dolega. Kij mu w oko i niech idzie sobie dalej swoją ścieżką. NIE PRZEGRAŁAŚ. Rzeczywiście przegrałabyś, gdybyś dalej tkwiła w jego trójkącie.
Popieram.
To tak dokładnie dzała, Autorko.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że teraz Ci ciężko, że żyć się nie chce i tym podobne, ale uwierz, że kiedyś to minie i będziesz szczęśliwa, że to się skończyło.
Niech on sobie idzie, gdzie chce. Olej to.
A w międzyczasie faktycznie pooglądaj sobie na YouTube filmy Beaty Pawlikowskiej, jak ktoś Ci tu wcześniej zasugerował. Są bardzo przydatne.
Trzymam kciuki
Nie sprowadzaj sensu swojego istnienia do bycia z kimś w związku. NIGDY.
Żyj dla siebie, rozwijaj swoje pasje, podnoś swoje kwalifikacje.
DBAJ O SIEBIE.
Teraz jest Ci źle, cierpisz. To minie, tylko nie pielęgnuj rozpaczy w sobie. Wyjdź do ludzi. Żyj.
Hej Dziewczyny! Piszę, bo nie mam już siły na nic. Trzy tygodnie temu rzucił mnie chłopak, po trzech latach związku i dwóch latach mieszkania razem oznajmił mi, że mnie nie kocha, ma problemy ze sobą, chce być sam, a ze mną nie widzi swojej przyszłości, chociaż rano jeszcze tego samego dnia wyznawał mi miłość i mówił, że jestem cudowną dziewczyną. W zasadzie to przez ostatni miesiąc naszego związku było ciężko, bo on miał problemy z pracą, której nie cierpi, dużo nauki, bo studiuje i chce zmienić pracę i już raz chciał się rozstać (wtedy to w ogóle spadło na mnie bez ostrzeżenia, jak grom z jasnego nieba), bo uznał, że nie nadaje się do związków, ale potem uznał, że nie chce ode mnie odchodzić, że potrzebuje czasu na rozwiązanie problemów, itd. Podejrzewałam wtedy, że ma kogoś innego i zapytałam wprost, ale się wyparł, był urażony, że mogę go podejrzewać i zdradę. "Nigdy bym cię nie zostawił dla innej" mówił. Ten ostatni miesiąc przed całkowitym końcem był straszny, huśtawka emocji, jego irytacja, gniew, złośliwość, a potem nagle czułość, dół i przepraszanie mnie, że jest taki nieznośny, że będzie dobrze jak wypocznie trochę i żebym się nie bała, bo mnie kocha. Przez niemal cały czas trwania naszego związku powtarzał mi jak mnie kocha, że jestem tą jedyną na całe życie, snuliśmy plany o rodzinie i dzieciach. Przeżyliśmy mnóstwo pięknych i sporo trudnych chwil, umieliśmy być przyjaciółmi i rozmawiać o wszystkim. Ale jakiś czas temu zamknął się na mnie, nie chciał rozmawiać, widziałam, że ma problemy, ale nie chciał się tym podzielić, a ja cierpiałam nie umiejac mu pomóc. Kochałam go i byłam w stanie znieść humory i zły nastrój tak długo jak będzie trzeba. Czasem mówił mi przykre i bolesne słowa, a ja nie wytrzymywałam i płakałam, czasem myślałam, że ranienie mnie sprawia mu przyjemność, ale starałam się myśleć o tym jaki był dla mnie dobry i kochany i zacisnąć zęby. Jednocześnie ja też miałam kilka życiowych zakrętów i potrzebowałam trochę jego czułości i obecności, ale to go drażniło. Nie wiedziałam co robić i w końcu oznajmił mi, że to koniec. Byłam załamana, ale musiałam to zaakceptować. Miałam jednak silne przeczucie, że on ma kogoś. Sprawdziłam to jak wyszedł z domu i okazało się, że mam rację. To mnie zabiło. Okazało się, że spotykał się z "koleżanką" starszą o 7 lat (że studiów) i cały czas mnie okłamywał. Spotkał się z nią po naszej randce (mieliśmy spędzić razem wieczór, ale musiał pomóc "koledze"), zwolnił się z pracy pod pozorem złego samopoczucia, żeby gdzieś ja zawieźć, cały czas kłamał. Wyznawał jej miłość, a jednocześnie wyznawał miłość mi i mówił, że wszystko będzie dobrze, że jestem tą jedyną, planował mieszkanie, życie itd. okazało się, że z nią też. I skarżył się na mnie, nasz związek nazwał największym błędem życia. Umarłam jak to przeczytałam. Porobilam zrzuty tych wiadomości i mu pokazałam - wyparł się wszystkiego i powiedział, że wymyślam i że to głupie żarty. Powiedział, że pożałuje czytania tych rzeczy i mam się wynosić z jego życia następnego dnia. I się wyniosłam. Od tamtego dnia go nie widziałam. Jego ojciec pomógł mi w przeprowadzce. Każdy dzień jest walką o życie. Nie mam ochoty ani siły. Masakra. Tak go kochałam i poległam. On teraz mieszka z tą nową miłością. Serce mi pękło. Rozsypałam się i nie umiem pozbierać. Chcę tylko zasnąć i się nie obudzić. Pomocy...
O życie codziennie to może walczyć osoba chora na raka, stwardnienie rozsiane lub inną poważną chorobę.
A Ty jesteś młoda i masz przed sobą całe życie. Jak najszybciej pogódź się z tym, że to nie był ten jedyny.
Wasze rozstanie zakończyło się Twoim bólem i wyprowadzką, gdyby koleś do tych samych wniosków doszedł kilka lat później to by do tego doszła walka o mieszkanie, podział majątku, opiekę nad dziećmi.
Wasz związek już od jakiegoś czasu nie był sielanką, powinnaś być przygotowana, jego deklaracje zasłoniły Ci jego czyny.
Świat się dla Ciebie nie skończył, rozpoczęłaś po prostu w nim nowy etap, od Ciebie zależy jak w niego wkroczysz.
A czuję jakby się skończył. Ten facet był miłością mojego życia, dla mnie był tym jedynym. Może nie mogę się z tego otrząsnąć przez te deklaracje. Psycholog i psychiatra dostępni za dwa miesiące, za pół roku - nie wiem czy dotrwam. Wiem, że to okropne co piszę. Czuję się słaba i żałosna, może słusznie mnie kopnął w dupę. Nie umiem się zebrać, czuję jakbym za chwilę miała przestać oddychać. Tęsknię za nim boleśnie, nadal go kocham, ciężko przestać. Jestem tym wszystkim zmęczona. Nie mam po co i dla kogo życ. Dookoła mnie ludzie sami nieszczęśliwi w związkach albo tacy, którzy nie mogą sobie nikogo znaleźć. Nie mogę przestać o nim myśleć. Z jednej strony go kocham i wiem, że ma prawo do szczęścia z kim chce, a z drugiej strony cierpię, bo ja nie przestałam go kochać, bo brakuje mi go codziennie. Po co mi tyle naobiecywal. Nigdy nie prosiłam o deklaracje. Wykopał mnie z życia, jak niepotrzebny sprzęt.
16 2018-08-17 16:10:55 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-08-17 16:12:16)
W razie bardzo złego samopoczucia, możesz udać się do szpitala i poprosić o konsultację psychiatryczną.
Mozesz też iść prywatnie po doraźną pomoc, jeśli jest aż tak źle.
Ale moim zdaniem histeryzujesz. Masz prawo czuć się źle, ale w życiu są naprawdę gorsze tragedie niż rozstanie.
Twoim błędem jest to, że żyłaś dla niego, a powinnaś żyć dla siebie. Zmień to, póki młoda jesteś.
Fakt, są gorsze tragedie - przeszłam przez stratę dziecka, przemoc w innym związku, itd. Ale dla mnie na ten moment ta jedna jest straszna i dramatyczna i nie chodzi o fakt rozstania, ale o okoliczności, o zdradę. O kłamstwa, brak szacunku. Nie żyłam tylko dla niego, ale bardzo go kochałam i nadal kocham. Może histeryzuję. Przepraszam, jeżeli kogoś to razi. Po prostu chciałam wyrazić co czuję, bo jest mi ciężko.
Fakt, są gorsze tragedie - przeszłam przez stratę dziecka, przemoc w innym związku, itd. Ale dla mnie na ten moment ta jedna jest straszna i dramatyczna i nie chodzi o fakt rozstania, ale o okoliczności, o zdradę. O kłamstwa, brak szacunku. Nie żyłam tylko dla niego, ale bardzo go kochałam i nadal kocham. Może histeryzuję. Przepraszam, jeżeli kogoś to razi. Po prostu chciałam wyrazić co czuję, bo jest mi ciężko.
Nikogo to nie razi. Jedynie Ciebie, o czym przekonasz się boleśnie za jakiś czas.
Jeśli sobie nie radzisz, to faktycznie poszukaj profesjonalnej pomocy, bo uwierz mi, że szkoda czasu na zadręczanie się po mężczyźnie, który nie był tego wart.
A co do tej zdrady, chodzi Ci o sam fakt, że spotykał się z inną kobietą, czy był tam też aspekt fizyczny?
Chodzi o zdradę fizyczną i emocjonalną, o to, że układał sobie życie z kimś innym za moimi plecami, a mnie wciskał kit, że mam poczekać, bo on sobie wszystko ogarnie, że walczy o nasz związek, że mnie kocha. Jaki człowiek może tak postąpić? Wiem że nie warto się zadręczać. Wasze wszystkie rady są bardzo pomocne i trafne, ale myślę, że to przyjdzie z czasem. Niemniej, dziękuję za wsparcie. Po prostu ogarnia mnie rozczarowanie i niezrozumienie dla takiego postępowania.
Jaki człowiek może tak postąpić? Po prostu ogarnia mnie rozczarowanie i niezrozumienie dla takiego postępowania.
Nie zastanawiaj się jak co i dlaczego, to tylko pogarsza sytuacje. Wiem że to trudne, sam przez to przechodziłem, ale uwierz w siebie świat się nie zawalił. Powiem Ci tak cierpienie uszlachetnia, za jakiś czas sama zobaczysz że to co się stało odmieni twoje życie na lepsze, i przede wszystkim uodpornisz się na takie sytuacje i będziesz podchodzić do pewnych rzeczy z dystansem. Zajmij sobie głowę czymś innym, wyjdź gdzieś, zrób coś dla siebie to pomoże.
układał sobie życie z kimś innym za moimi plecami, a mnie wciskał kit, że mam poczekać, bo on sobie wszystko ogarnie, że walczy o nasz związek, że mnie kocha
Naprawdę zachowanie niektórych ludzi potrafi być irracjonalne, sam próbowałem zrozumieć swoja byłą narzeczona, ale nie da się ona sama nie wiedziała dlaczego zdradziła, jedyne co usłyszałem to że coś się wypaliło po 7 latach To jest nic innego jak podwójne życie, Zaciśnij mocno zęby, rusz do przodu i olej go. Niestety tacy ludzie się zdarzają są wśród nas i będą. Po prostu trafiłaś na zły model, kopnij go porządnie w du*e i niech sobie żyje w tym swoim zakłamaniu. I tak jak ktoś napisał wcześniej nie płacz nad kimś kto nie płacze nad tobą
Przyznam, że powoli zaczynam dostrzegać pozytywy tej sytuacji i tęsknię jakby mniej... Okazuje się, że były będąc ze mną kręcił z różnymi dziewczynami jeszcze przed swoją nową drugą miłością, z którą mnie zdradzał, więc nie był mi wierny chyba od samego początku. To musiało się tak skończyć, facet jest po prostu niezdolny do wierności i dwulicowy do bólu... Chyba tamta dziewczyna wyświadczyła mi przysługę wchodząc z nim w relację, bolesne to, ale teraz dostrzegam, że z tego nigdy nic by nie było. Może kiedyś spotkam normalnego faceta, zdolnego do dotrzymania wierności partnerce.