Cześć dziewczyny, założyłam specjalnie nowe konto żeby nie być kojarzoną i zapytać co sądzicie o takiej sytuacji.
Mam 23 lata i mieszkam w ok 50 tysięcznej miejscowości. Jakiś rok temu pojawił się w moim otoczeniu pięć lat starszy facet, można powiedzieć, że od pół roku spotykamy się. Generalnie na początku znajomości jak pytałam się czym się zajmuje to odpowiadał zdawkowo, że zajmuje się finansami i nic ciekawego. W sumie nie było to dla mnie zbyt istotne i nie drążyłam tematu. Ja jestem jeszcze studentką i czasami sobie dorobię jako kelnerka w restauracji. W czym rzecz? Otóż wszyscy faceci których poznałam do tej pory raczej próbowali pokazywać się od jak najlepszej strony, wiecie, hehe, jak takie pawie . A często jak przychodziło co do czego to okazywało się że rzeczywistość nie jest tak różowa.
Otóż na początku R. niczym się nie chwalił, nie próbował imponować, co mnie trochę urzekło. Podjeżdżał po mnie starym autem, tak szczerze to prawie rozpadającym się autem, w przeciętnych ubraniach i żartował, że samochód zostawił w warsztacie. W ogóle wszystko co dotyczyło jego pracy było zdawkowe. Gdzieś mniej więcej po miesiącu na spotkanie z moimi znajomymi podjechał, jak się potem okazało 3 letnim czarnym BMW za którym oglądała się co druga osoba. Byłam trochę w szoku, znajomi w sumie też, znajomi z takim wyrzutem "ale sobie księcia znalazłaś", dodajmy do tego że R. jest dobrze zbudowany i łysy. Ogólnie zrobiło mi się trochę przykro bo poczułam się tak jakby chował przede mną takie informacje, jakbym nie była warta, tak jakby mnie na początku sprawdzał czy nie jestem jakąś blacharą itp. Jak moja mama zobaczyła to auto to się prawie przeżegnała bo żyjemy dość skromnie, a tata od razu poleciał do brata patrzeć na allegro ile takie kosztuje... okazało się że sporo. Ale wracając do tematu. Powiedziałam mu, że to trochę przykre i że zrobił to jak na pokaz. Ze 2 tygodnie później dowiedziałam się de facto, że mieszkania to on nie wynajmuje, tylko spłaca sam na nie kredyt od 2 lat. Kolejne kłamstwo. Potem, po miesiącu, okazało się że owszem, pracuje w finansach, ale nie tj. myśłałam w banku przy jakiś kredytach czy coś, tylko jest licencjonowanym doradcą podatkowym w firmie konsultingowej w stolicy i ma pod sobą ludzi i dodatkowo prowadzi swoją działalność. Bliskie koleżanki, którym o tym mówiłam prawie non stop przytykają, że ciekawą partię sobie upatrzyłam. On zaproponował wspólne wakacje za granicą, w nie najtańszym kierunku to poczułam się jak jakaś utrzymanka i odmówiłam, on nie był pocieszony. Wiecie o co chodzi? Facet prawie nie liczy się z pieniędzmi, radzi sobie świetnie, znajomi w moim wieku jeszcze niektórzy biorą kasę od rodziców na wyjście w piątek a dla niego pieniądze jakby nie istniały.
I najgorsze w sumie jest to, że poza tym, że po prostu widać po nim te pieniądze (auto, garnitury do pracy) to w żaden sposób się nimi nie obnosi, po pracy przebiera się w normalne ciuchy i potrafi przyjechać tym starym autem, bo twierdzi że z garażu mu się nie chciało auta wyprowadzać. A znajomi, koleżanki.. no dramat. Tyle w nich zawiści, że pewnie od ojca dostał, że jestem z nim bo partia taka a nie inna, no płakać mi się chce. W sumie niedawno zapytałam się go ile on mniej więcej zarabia, bo patrząc na podejście do wydatków, wielkość mieszkania, to jak jest wykończone, komputer... nie to że interesuje mnie to wszystko zbyt bardzo, ale po prostu ja nigdy nie miałam w towarzystwie kogoś, kto tak podchodził do wydatków. Powiedział, że nie muszę tego wiedzieć dokładnie ale powiedział, że od dłuższego czasu nie zszedł poniżej 12 tysięcy... Jak sobie o tym pomyślę, to moja mama, tata, brat i ja nie mamy tyle miesięcznie. Czuję się jakbym robiła coś złego.
Generalnie nie sądziłam, że takie coś może stanowić aż taki problem. Znajomi nie chcą go zapraszać za bardzo a naprawdę nie jest bucem. Jak go podpytałam to w sumie pracuje od 16 roku życia, od 19 już w docelowej działce, skończył najlepszą uczelnie ekonomiczną, mówi perfekcyjnie po angielsku i jeszcze wstaje rano żeby biegać i sam tego nie mówi, ale wygląda na to że jest dobry w tym co robi, może nawet bardzo. Strasznie kontrastuje wobec tego co mam na codzień i zastanawiam się co on we mnie właściwie widzi, skoro w sumie mógłby mieć chyba wiele kobiet. Ogólnie czuję się tym wszystkim oszukana, trochę odrzucona przez znajomych i nie stać nie prowadzić taki styl życia, jaki on prowadzi. Nic mi na ten temat nie powiedział, ale głupio się czuję jak zabiera mnie na kolację na której wydaje dużo pieniędzy i nic sobie z tego nie robi. Praktycznie codziennie je na mieście, nie ma miesiąca żeby mnie nie zabrał gdzieś na przedłużony weekend.. trochę źle się z tym czuje, bo on pokrywa 95 % wydatków. Ja odczuwam jak zabiorę go do kina za 40 PLN, gdy i tak on mnie odbierze a potem zabierze na kolację do restauracji.. A w ludziach w okół jest tyle jadu, mój ojciec też jakieś głupie teksty wali, no ogólnie aż inaczej spojrzałam na ludzi po tym wszystkim.. O jego znajomych nie wspominam, bo czuję się jak sierotka marysia, niby nie dają mi nic do zrozumienia ale widzę jak bardzo odstaję od tego towarzystwa.
Jak myślicie, czy związek z taką dysproporcją finansową może się udać długoterminowo? Ja nie będę miala szans zarabiać w swoim zawodzie dobrze chyba nigdy. I chyba nigdy nie poczuję się dobrze w towarzystwie ludzi, z którymi on utrzymuje relacje.. Wszyscy uśmiechnięci, podróżują po świecie, jedzą w drogich miejscach, noszą drogie ubrania i pokazują a to zdjęcia z Chin, a to z Tajlandii, a to z Hawajów. Dodam, że jak jesteśmy u moich znajomych to on nigdy się nie wywyższa, nigdy nie pokazuje że jest "wyżej", że ma lepszą pracę itp.. ale jednak dystans pozostaje i to widać, choćby po tym.. że przez ostatnie pół roku podróżowałam więcej niż chyba przez całe życie a końca nie widać. Z drugiej strony, skoro mi się taki trafił i nie miałam pojęcia na początku, że to jakiś w czepku urodzony to czy powinnam mieć jakieś pretensje do siebie? Dodatkowo trochę boję się, że zostawi mnie dla innej. Niby nie jest przystojny, ale ciało ma zadbane jak mało kto, ćwiczy od ponad 10 lat i praktycznie nie ma dnia, żeby nie biegał, nie był na basenie czy siłowni.. Ogólnie widzę, że dziewczyny bardzo dobrze na niego reagują. Potrafi rozmawiać z obcymi ludźmi i kobietami i ponoć często ma też spotkania z obcymi ludźmi, klientami, itp. I ponoć większość z nich to kobiety w tej branży. Zresztą miałam okazję poznać koleżanki z jego pracy.. ciężko o optymizm, jak dziewczyny przed 30tką są już po poprawkach u chirurga, szczupłe, zadbane i nogi do nieba.. i on z nimi potrafi spędzać 10 godzin dziennie.
Znacie jakieś związki, w których facet ma jakiś poważny zawód i zarabia kupę kasy a dziewczyna pod tym kątem jest przeciętna? Czy moje obawy są tutaj jakieś uzasadnione? Co o tym myślicie?