Zacznę od tego ze dziwnie sie czuje już od jakiegoś czasu i poraz kolejny, mam problem i to dość spory, z którym sama nie umiem sobie poradzić. JA POPROSTU NIE WIEM O CO TU CHODZI. Może ktoras z Was miała podobna sytuacje? Może jakiś Pan sie wypowie ?
Jakies 6 lat temu poznałam chłopaka, faceta. On był wtedy jeszcze w związku , ale krotko później rozstali sie- to była jego pierwsza powazna partnerka, w jednych i drugich sprawach. Ona ? z odzysku, odbil żone swojemu koledze.
Ja w tym czasie, mezatka, z dwojka dzieci-on również był kumplem mojego meża. Krotko po tym jak sie poznaliśmy calkiem przypadkowo, cos wybuchlo. Cos takiego czego nie da sie opisac. Tak porzadałam tego faceta, ze nie mogłam sie oprzeć, non stop bladzac przy nim myślami -stwarzal pozory pewnego siebie, rozchwytywanego lowelasa, co tez mnie zrazalo do niego a z drugiej strony chciałam to wykorzystać żeby w koncu … no co ? zdradzić meża, ktorgo i tak od dawna nie kochałam.
Jakos los nam sprawil niespodzianke, ze zaczelismy spotykać sie na dyskotekach, po czasie stworzyliśmy jedna paczke i co weekend spotykaliśmy sie. On już wtedy miał ciezki wybor, ponieważ nie czul sie w porządku co do mojego meza , który proponowal mu piwko dość często, a on musial wybierac miedzy mna a nim. W koncu ograniczyl jednak kontakty z nim. Ja kiedyś trochę podpita , powiedziałam mu czego od niego chce. W prost, bez zadnych skrupułów. Odmowil, nie chciał , nie mogl. Wtedy mimo wszystko spotykaliśmy sie nadal, ale już nie było to to samo, już nie umieliśmy ze soba rozmawiać.
Po ponad trzech miesiącach oczekiwania, w koncu sie stalo ! wyladowalismy razem w lozku. Potem drugi, trzeci, czwarty... mielismy ze soba romans. dziwny … w ciągu dnia nie mogliśmy na siebie patrzeć, a wieczorami od sprzeczki o byle co, do lozka była krotka droga. Teraz jak na to spoglądamy oboje wiemy, ze w tej całej relacji było zbyt dużo posrednikow i " przyjaciol" z tylka strony którzy nie zyczyli nam dobrze. Ja musze przyznać, zakochałam sie wtedy po uszy. Az w koncu ktoregos dnia, cala paczka sie rozpadla, nikt już ze soba nie rozmawial. Niektórzy wyjechali za granice. Niektórzy sa dalej. Mnie już nie ma w Polsce od ponad 5 lat. Nie kontaktowaliśmy sie z nim po tym wszystkim.... do czasu. Minąl może rok. Az w koncu napisał do mnie pierwsza wiadomość na fb. I nasz kontakt, odnowil sie, ożył, byl już zupełnie inny. Dzwonil do mnie, pisal smsy...wszystko dokładnie tak, jak powinno być wcześniej. Zaczela sie przyjazn, już normalnie mogliśmy o tym wszystkim rozmawiać, smiac sie, dyskutować, zapytałam go nawet w prost czy zaluje ze wtedy nam nie wyszlo i jak to wlasciwie było, co znaczylo czy znaczy, nawet mi powiedział ze bylam jego druga kobieta z która spal i dlatego tak sie tego wszystkiego bal, ze bylam kolejna mezatka, kolejna z bagażem , ale gdyby nie to co wtedy sie wydarzyło, pewnie już byśmy nie mieli ze soba kontaktow, a może i dobrze ze tak sie stalo, bo teraz możemy rozmawiać o wszystkim do woli... tak to było do teraz....
Nie widzieliśmy sie 6 lat. Pomijam rozmowy na chacie i te kamerkowe. Nie bylam bardzo długo w kraju, a ze miałam termin postanowiłam zebrac starych znajomych do kupy, tych którzy jeszcze o mnie pamiętali i isc potanczyc, napic sie, czy pogadać. Teraz już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myslec jestem pogubiona...
Musze tez wtracic, ze w międzyczasie już po wyjeździe za granice, rozwiodłam sie z bylym mezem, poznałam kogos, wyszłam szczęśliwie za mąż, zmieniłam podejście do zycia, brzydząc sie zdrada, urodziłam mu syna.
Nooo , ale do sedna sprawy...
Pierwsze spotkanie.. jak nigdy, on szczęśliwy ja szczesliwa. Wypilismy, potańczyliśmy... nie odstepowal mnie na krok, gdy poszlam do WC, dzwonil. Zawsze byl ze mna, wychodząc, zlapal mnie za reke, na pewno wiekszosc ludzi która by nas obserwowala stwierdzilaby ze jestemy para, no ale nie byliśmy. TAAAK !!! po kilku drineczkach calowalismy sie.
Razem z koleżankami po imprezie wrocilismy do mojego mieszkania.... ON miał spac na kanapie, za daleko miał do domu.
Od razu wszyscy zasnelismy.
Rano, wszyscy poszli, ja zostałam on u mnie. Wiedzialam, ze cos sie swieci, czegos ode mnie oczekuje, dazyl do takich sytuacji, calowal mnie w :czułko: czego nigdy wcześniej nie robil.
Powiedzialam mu wprost, ze nie pojdziemy już razem do lozka, bo już nie będziemy nigdy razem , po za tym to wszytsko popsuje. Po obiedzie pojechal do siebie.
WTEDY WSZYSTKO DO MNIE WROCILO ! Zaczelam zalowac, ze go nie ma, ze nie zrobiliśmy tego chociaż możemy spotkać sie za kolejne kilka lat, i pewnie gdybym nie miała co robic na krotkim urlopie, siedziałabym z telefonem w reku i czekala az napisze. Ale tak nie było, rozmawialiśmy codziennie. Az w koncu na dzień przed moim wyjazdem znow sie zjawil u mnie w odwiedziny. Było tak milo tak fajnie, czułam sie jak taka gowniara, która w koncu ma obok siebie tego kogos kogo brakuje jej przez ten caly czas, jakby wypelnil luke w moim zyciu.
ALE NIE CHCIALAM ZEBY ZOSTAL NA NOC- Z JEDNEJ STRONY BARDZO CHCIALAM, PRAGNELAM GO , JAK DAWNIEJ, Z DRUGIEJ WIEDZIALAM ,ZE DO DOMU, DO MEZA KTOREGO KOCHAM I DOCENIAM, I KTORY KOCHA MNIE CALYM SERCEM , JUZ NIE WROCE TAKA SAMA ( MIMO TO I TAK NIE WROCILAM). Rozmawialismy, ale sie nie zlamalam. Pozeganal mnie jeszcze następnego dnia przed samym wyjazdem.
Minał miesiąc od tamtych wydarzen. Probowalam z niego wyciagnac informacje jakiekolwiek... na jakiej zasadzie to wszytsko miało być, jaka relacja nas laczy, bo przyjaznia już nie można tego nazwac. nic mi nie odpowiedział, Tylko tyle ze bardziej by sie staral jakbym była tam. Zmienil temat, jakby nie było o czym mowic, Wyjechalam, on został, nie ma nic, niczego nie było. Gdy zapytałam sie czy on cos do mnie czuje, wyparl sie. Powiedzial ze on nie ma w sobie czegos takiego jak milosc, ale przecież nie o milosc pytałam.
Meczylam sie, nie mogłam sama odpowiadać sobie na pytania, jest ciężkim człowiekiem, skrytym, nieraz woli sklamac niz powiedzieć prawde, bo tak sie lepiej słyszy, znajomi którzy maja pojecie o tym wszystkim twierdza, ze powinnismy być od zawsze razem , bo pasujemy do siebie, ale to temat rzeka, bo on to zepsól jak jeszcze bylam w Polsce. A teraz już mam meza, rodzine i dzieci...
dwa tygodnie temu rozmawiałam z nim. Powiedzialam ze nie mogę tak dluzej funkcjonować, ze musimy przestać sie kontaktować, bo naprawdę mi jest ciężko non stop odkrywac te karty. Zaakceptowal ten fakt od razu, ale splawil mnie, tak jakby sie na mnie obrazil, od razu skonczyl rozmowe. On wie, ze kiedyś go bardzo kochałam i zawsze już pozostanie w moim sercu, wiem, widze i czuje zupełnie inne emocje z jego strony niz on mi mowi… czy faceci naprawdę oklamuja samych siebie, bo tak im latwiej ???
DZIEWCZYNY MIALA KTORAS Z WAS TAKA LUB PODOBNA SYTUACJE?? ZE SAME DRECZYLYSCIE SIE TYM CO DOBRE DLA WAS , A CZEGO CHCECIE ?? CZY FACECI ZAWSZE MOWIA PRAWDE , CZEMU KOMPLIKUJA ??
NIC Z TEGO NIE ROZUMIEM, CHCE MIEC Z NIM KONTAKT, BO PRZEZ 6 LAT BYL W MOIM ZYCIU A Z DRUGIEJ STRONY WIEM , ZE JAK TEGO NIE URWE TERAZ TO MOJE MALZENSTWO SIE ROZPADNIE... Z JAKIEGOS POWODU. SAMA WALCZE ZE SOBA.
TYLE LAT MINELO, A TO NADAL WRACA CORAZ BARDZIEJ....