Witajcie.
Jakiś czas temu poleciałam ze znajomymi i chłopakiem na wakacje do Bułgarii. Bardzo nie chciałam, ponieważ w naszym związku od jakiegoś czasu nie układa się najlepiej. Uznałam jednak, że wakacje to czas odpoczynku, który jest nam potrzebny, więc problemy odłożymy na bok.
Niestety już pierwsze chwile nie były sympatyczne, gdy mój chłopak uznał, że jestem (przekleństwo), ponieważ nie zaspakajałam jego żądz seksualnych – ale nie o tym, choć to ważny element naszego kryzysu.
Pewnego dnia leżąc przy basenie obudził mnie męski głos, a ponieważ brzmiał w języku angielskim, który jedynie znałam ja, musiałam podjąć konwersacje. Po wymianie kilku zdań, wszyscy wróciliśmy do odpoczynku,
Jednak te kilka zdań, jak się okazało, zmieniło moje dotychczasowe życie. Tego chłopaka, który tam pracował jako animator, widywałam codziennie, rzucając zawsze życzliwe „hello”. Od pierwszej chwili polubiliśmy się, co jest dla mnie dziwne - na ogól jestem bardzo ostrożna i zdystansowana. Często do mnie zagadywał, ale jednak obecność mojego chłopaka go peszyła. Obserwowałam czy zachowuje się tak w stosunku do wszystkich kobiet w hotelu i często łapałam go na tym, jak wpatrywał się na mnie w restauracji lub na basenie. Wiedziałam, że mu się podobam i to nie było nic dziwnego, ale ja nie szukałam wrażeń ani miłości. Już dawno przestałam wierzyć w bajki, a tym bardziej miłość za granicą.
Ostatniego wieczoru wszyscy bawili się w hotelu. On zaproponował żebyśmy wybrali się wspólnie na dyskotekę przy plaży, a idąc z nim wejdziemy tam za darmo. Poprosił o facebooka, żeby przesłać bilety, ale po jego znaczącym uśmiechu wiedziałam, że po prostu chcę mieć ze mną kontakt. Niestety nie poszliśmy tam i czułam, że omija mnie coś ważnego.
Następnego dnia wylecieliśmy bez pożegnania. Będąc w Polsce dostałam wiadomość „Jak się masz? Doleciałaś szczęśliwie?”. Nie wiem dlaczego, czułam wewnętrzne szczęście. Czułam, że to początek czegoś niezwykłego. Pisaliśmy każdego dnia, każdej nocy – poświęcał mi więcej uwagi i czasu na odległość, niż mój facet tutaj (nie mieszkamy razem). Może to zabrzmi głupio, ale czułam, że jesteśmy tacy zgrani, mamy takie same poglądy, pomimo bariery językowej rozmawialiśmy o wszystkim
Kupił bilet do Polski, a ja niestety muszę podjąć jakąś decyzję. Mogłoby się wydawać, że jest prosta – zakończyć toksyczny związek i dać ponieść się przygodzie. Jednak mój chłopak, widząc że sytuacja pogarsza się coraz bardziej, rozpoczął sromotne starania o mnie. Przerabialiśmy to kiedyś i wiem że to chwilowe, ale jednak nie umiem nagle odejść po ponad 3 latach - przyzwyczaiłam się do tego jak jest, nawet jeśli nie jestem szczęśliwa. Gdyby nie ten chłopak prawdopodobnie nie rozważałabym rozstania wcale, tkwiąc w tym nieustannie. On mi otworzył oczy, że można żyć inaczej, traktować się inaczej. Ja naprawdę nie chciałam tego, ale to przyszło samo, a ja nie potrafię się w tym odnaleźć.
Ta znajomość jest czymś zupełnie nieznanym i obcym. Nie wiem na ile nasza wież jest silna, zbudowana jedynie na rozmowach, na ile mogę mu ufać i czy jego uczucia są szczere, choć zapewnia mnie o nich. Jest to trudna relacja, wymagająca wielu poświeceń i choć serce rwie mnie do niego szalenie, boje się to zauroczenie, które nie jest warte żeby rzucić wszystko na jedno kartę.
Cała ta sytuacja jest dla mnie irracjonalna – czy jestem tak zdesperowana i naiwna czy zwyczajnie w świecie zakochałam się, bo przecież miłość nie wybiera.
Czy macie jakieś doświadczenie w tej kwestii? Proszę o jakieś rozważania, bez głupich docinek. Dziękuje za dotrwanie do końca.