Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą . - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą .

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 3 ]

Temat: Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą .

Witam , próbuję się zdiagnozować dlatego piszę z prośbą o pomoc. Dzięki temu forum zapoznałam się z zagadnieniem DDA , mam wątpliwości czy to skutek mojej przeszłości czy po prostu mam taki charakter , więc postaram się to wszystko opisać :

Odkąd pamiętam u mnie w domu był alkohol. Był w weekendy. Co weekend. Do mniej więcej mojego 20 roku życia . Pamiętam ,że zawsze w sobotę do domu przychodzili koledzy i koleżanki rodziców . Pamiętam, że byli bardzo głośno i nie mogłam spać . Siostra bardzo się denerwowała i schodziła z piętra ich uciszać . Miałam może 6- 7 lat ? Pamiętam, że też czasem schodziłam, wyłączałam im muzykę , która była nieznośna , ale jak wracałam było to samo. Rodzice się Nami nie przejmowali. Pamiętam , że siedziałyśmy w pokoju , na łóżku i czekałyśmy aż to się skończy. Niestety nigdy się nie kończyło . Im więcej alkoholu w ich krwi tym większa rodziła się w nich agresja do siebie . Każdy weekend tak naprawdę wyglądał tak samo. Najpierw impreza, później od słowa do słowa i zaczynało się piekło . Matka wrzeszczała na ojca takim pijanym omotanym głosem , ojciec na nią, popychali się , czasem dochodziło do rękoczynów . Krzyki było słychać na 1km do przodu, przychodziła babcia, dziadek ...Pamiętam jak schodziłyśmy na zmianę też na nich krzyczeć, żeby się uspokoili , po którymś razie już płakałyśmy , wrzeszczałyśmy na nich do zdarcia gardeł . Dlaczego ? Bo ich oczy były ślepe na Nas. Jakby Nas nie było . Jakby Nas nie słyszeli . Przeważnie trwało to do 4 , 5 rano . Pamiętam jak Matka potrafiła wrzeszczeć na Nas, że wolimy tatusia , rzucać czymś u Nas w pokoju. I zawsze w sobotę. Pamiętam , że jak byłam starsza wychodziłyśmy wtedy z domu na dwór , później ...jak zaczynali pić wyjeżdżałyśmy do swoich "chłopaków". Niedziela nie była wcale lepsza. Bałyśmy się co rano ,co zastaniemy na dole. Rodzice zazwyczaj udawali, że ich nie ma. Matka spała z ogórkami na oczach, ojca nie było, dalej pił. W domu panował chaos. Butelki, potłuczone szklanki , czasem ślady krwi gdzieś na meblach. Sprzątałyśmy to , bo nie chciałyśmy na to patrzeć.
W poniedziałek zaczynał się normalny tydzień oczywiście do soboty. Zawsze był obiad , czysto , mama piekła ciasta , dbała o dom, ogórek . Miałam normalny naprawdę dom od poniedziałku do piątku .

Jeden problem się skończył , drugi zaczął . Moja siostra poznała toksycznego faceta i urodziła dziecko. Od początku byłam mu przeciwna więc Nasze relacje były bardzo wrogie. Nie powiodło jej się zbyt dobrze, wzięła z Nim rozwód , później alimenty , sądowe ograniczenie praw rodzicielskich ...wszystko przyczyniło się do tego , że świat całej mojej rodziny kręcił się wokół niej i jej problemów. O mnie świat zapomniał. Do takiego stopnia, że kiedy raz złapałam grypę żołądkową i po 4 godzinnym wymiotowaniu w łazience siostra sprowadziła mnie nie przytomną do samochodu w kierunku szpitala , matka z ulgą odetchnęła " O Jezu jak dobrze, że to nie Majka " . Bywało, że kiedy wychodziłam do szkoły, dziadek czekał na schodach z pieniędzmi i też cofał się jak mnie widział, bo myślał , że to ona wychodzi do pracy. Ogólnie pamiętam, że nie przeżywałam tego zbyt szczególnie. Bardziej bolało mnie i chyba odbiło się na mojej psychice psychiczne molestowanie mnie przez siostrę. Chyba była zazdrosna i jak wracałam ze szkoły potrafiła mnie wyzywać od księżniczek miejskich , raz mnie nawet uderzyła , robiła mi awantury o nic, a ja nie mogłam powiedzieć nic, w ogóle się jej przeciwstawić , bo nie chciałam tego zaostrzać , nie było sensu. Wyżywała się na mnie za to co jej się przytrafiło. Byłyśmy wtedy młode ...ona miała niespełna 20 lat, ja 17/18 . Trwało to dosyć długo , w sumie nie dawno się skończyło. Pamiętam, że pulsowało to we mnie , w szkole jedynie mogłam się wygadać koleżankom, rodzice słuchali mnie ale byli obojętni . Nie zrobili z tym nic oprócz...wydawania dalej połowy portfela na jej potrzeby . Do rodziny żal mam jedynie za to, że w tym okresie zaczęłam studia zaoczne , które srogo mnie kosztowały i zrezygnowałam z nich między innymi ,że nie było mnie na nie stać.  Nie dostawałam od rodziny żadnego finansowego wsparcia, za to dla niej rodzice zaciągnęli kredyt ...wyremontowali jej poddasze pod nowe mieszkanie , płacili abonament za telewizję , telefon ...

I co się dzieje teraz ?

Dorosłam do momentu, w którym naprawdę chciałabym stworzyć dom i normalny związek ale nie potrafię. Doszłam do tego, że jestem toksyczna i moje związki to samospełniające się przepowiednie . Wiąże się albo z facetami, którzy mnie nie szanują i mną pomiatają albo z takimi, którzy potrzebują wsparcia , litości i wskazania kierunku życia. Nie umiem być sama, wskakuję w jeden związek po drugim . I w żadnym naprawdę nie czuję spełnienia albo założenie rodziny nie jest realne, bo on jest zwykłym ch***m . Mój ostatni związek trwał 3 lata i co śmieszne byłam pewna swoich uczuć, byłam pewna , że gdyby on choć trochę się zmienił wyszłabym za niego , moje uczucie bębniło i grzmiało ...a on kilka razy w miesiącu uciekał mi z domu, zdradzał i nawet przy znajomych potrafił zrobić ze mnie idiotkę i śmiecia. Na tą chwilę jestem w związku, który dał mi do myślenia, co nie znaczy ,że jestem w nim szczęśliwa , chociaż chciałabym. Najgorsze , że myśl,że znów musiałabym to kończyć, szukać , czy zaczynać coś nowego jest dla mnie nie do zniesienia. Związek w którym jestem traktuję najbardziej poważnie co przynosi efekt odwrotny do zamierzonego , chyba powoli w nim umieram. Wraz ze wzrostem zaangażowania rośnie we mnie presja kontrolowania wszystkiego , wszystko musi być po mojemu , kiedy nie jest albo rośnie we mnie furia i dochodzi do awantury albo stwierdzam, że to znów bez sensu , znowu się nie uda, on się mnie nie słucha, pije 2 piwa dziennie, to jest skazane na porażkę itp. Obowiązki związane z utrzymaniem domu, gospodarowaniem budżetem domowym albo wałkuję tydzień rozpisuję, planuję...albo presja zaczyna mnie zżerać co skutkuje atakiem nerwicy . Przez tydzień potrafię łykać tabletki na uspokojenie , nie mogę normalnie myśleć. Nie koloryzuję z tą nerwicą , bo już przez nią przeszłam i leczyłam się farmakologicznie , wiem co to jest . Coraz częściej kłócę się z partnerem , on jest facetem , który potrzebuje kobiety, która będzie mu pomagała , a ja pomimo tego, że chciałabym poprowadzić ten dom to czuję, że to mnie niszczy , czasem nie mogę go słuchać jak mówi o tym co musi zrobić itd. Nawet jeśli są to pracochłonne obowiązki to i tak nie jest to to czym chciałabym, żeby się zajął i nie zgodnie z moim harmonogramem. Nawet nie wiem czy go kocham , bo oczywiście nie zdradza mnie i nie daje mi powodów do zazdrości . Nie wspomnę już o tym , że jak ma przyjechać jego 2-letnia córka to tydzień przed planuję każdy dzień , co oczywiście kończy się na garści tabletek na uspokojenie, a jak ona u Nas jest to czuję się w pełni za nią odpowiedzialna i zaczynam ostro krytykować jej ojca ...jak mi się sprzeciwia uważam go za idiotę i kretyna . Boję się, że dojdzie do tego, że będę myśleć całymi dniami o wychowaniu jego córki i o rzeczach, które nie są na mojej głowie.

Wcześniej kiedy uważałam faceta za kretyna, zazwyczaj tylko utwierdzałam się już w tym przekonaniu i odchodziłam szukając lepszego życia.
I to właśnie ten okres poszukiwania , chemia towarzysząca przy poznawaniu faceta , randki , imprezy , uczucie , że wybrał mnie, a mógłby mieć inne pamiętam jako najbardziej szczęśliwy. Zazwyczaj taki okres w mojej głowie jest jak jakieś oświecenie , towarzyszą mi wtedy fantastyczne myśli i jestem przekonana o swoim dobrym wyborze, odradzam się, zaczynam dbać o siebie bardzo kompleksowo , ćwiczę ...(2 x schudłam po 17 kg, nabierałam w związkach ) i tylko wtedy czuję, że to ja , potrafię i jestem pewna siebie.
Zdałam sobie sprawę  ,że to nie mój cel, że chcę przecież założyć rodzinę , ale to mnie przerasta. Chciałabym się uporządkować...móc.



A z drugiej strony...czasem zasypiam patrząc w sufit i zadaje sobie pytanie co się ze mną dzieje ? Czy tak ma wyglądać moje życie ?
Czy to tak ma być ? Przecież mam to czego wielu ludzi nie ma, dom, działkę, ogórek ,spokojną pracę ?
Czy tak wygląda dorosłe życie ?
i ogarnia mnie czarna pustka.

Czy to syndrom DDA ? Czy można wyleczyć takie stan ?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą .
MałaMi91 napisał/a:

Witam , próbuję się zdiagnozować dlatego piszę z prośbą o pomoc. Dzięki temu forum zapoznałam się z zagadnieniem DDA , mam wątpliwości czy to skutek mojej przeszłości czy po prostu mam taki charakter , więc postaram się to wszystko opisać :

Odkąd pamiętam u mnie w domu był alkohol. Był w weekendy. Co weekend. Do mniej więcej mojego 20 roku życia . Pamiętam ,że zawsze w sobotę do domu przychodzili koledzy i koleżanki rodziców . Pamiętam, że byli bardzo głośno i nie mogłam spać . Siostra bardzo się denerwowała i schodziła z piętra ich uciszać . Miałam może 6- 7 lat ? Pamiętam, że też czasem schodziłam, wyłączałam im muzykę , która była nieznośna , ale jak wracałam było to samo. Rodzice się Nami nie przejmowali. Pamiętam , że siedziałyśmy w pokoju , na łóżku i czekałyśmy aż to się skończy. Niestety nigdy się nie kończyło . Im więcej alkoholu w ich krwi tym większa rodziła się w nich agresja do siebie . Każdy weekend tak naprawdę wyglądał tak samo. Najpierw impreza, później od słowa do słowa i zaczynało się piekło . Matka wrzeszczała na ojca takim pijanym omotanym głosem , ojciec na nią, popychali się , czasem dochodziło do rękoczynów . Krzyki było słychać na 1km do przodu, przychodziła babcia, dziadek ...Pamiętam jak schodziłyśmy na zmianę też na nich krzyczeć, żeby się uspokoili , po którymś razie już płakałyśmy , wrzeszczałyśmy na nich do zdarcia gardeł . Dlaczego ? Bo ich oczy były ślepe na Nas. Jakby Nas nie było . Jakby Nas nie słyszeli . Przeważnie trwało to do 4 , 5 rano . Pamiętam jak Matka potrafiła wrzeszczeć na Nas, że wolimy tatusia , rzucać czymś u Nas w pokoju. I zawsze w sobotę. Pamiętam , że jak byłam starsza wychodziłyśmy wtedy z domu na dwór , później ...jak zaczynali pić wyjeżdżałyśmy do swoich "chłopaków". Niedziela nie była wcale lepsza. Bałyśmy się co rano ,co zastaniemy na dole. Rodzice zazwyczaj udawali, że ich nie ma. Matka spała z ogórkami na oczach, ojca nie było, dalej pił. W domu panował chaos. Butelki, potłuczone szklanki , czasem ślady krwi gdzieś na meblach. Sprzątałyśmy to , bo nie chciałyśmy na to patrzeć.
W poniedziałek zaczynał się normalny tydzień oczywiście do soboty. Zawsze był obiad , czysto , mama piekła ciasta , dbała o dom, ogórek . Miałam normalny naprawdę dom od poniedziałku do piątku .

Jeden problem się skończył , drugi zaczął . Moja siostra poznała toksycznego faceta i urodziła dziecko. Od początku byłam mu przeciwna więc Nasze relacje były bardzo wrogie. Nie powiodło jej się zbyt dobrze, wzięła z Nim rozwód , później alimenty , sądowe ograniczenie praw rodzicielskich ...wszystko przyczyniło się do tego , że świat całej mojej rodziny kręcił się wokół niej i jej problemów. O mnie świat zapomniał. Do takiego stopnia, że kiedy raz złapałam grypę żołądkową i po 4 godzinnym wymiotowaniu w łazience siostra sprowadziła mnie nie przytomną do samochodu w kierunku szpitala , matka z ulgą odetchnęła " O Jezu jak dobrze, że to nie Majka " . Bywało, że kiedy wychodziłam do szkoły, dziadek czekał na schodach z pieniędzmi i też cofał się jak mnie widział, bo myślał , że to ona wychodzi do pracy. Ogólnie pamiętam, że nie przeżywałam tego zbyt szczególnie. Bardziej bolało mnie i chyba odbiło się na mojej psychice psychiczne molestowanie mnie przez siostrę. Chyba była zazdrosna i jak wracałam ze szkoły potrafiła mnie wyzywać od księżniczek miejskich , raz mnie nawet uderzyła , robiła mi awantury o nic, a ja nie mogłam powiedzieć nic, w ogóle się jej przeciwstawić , bo nie chciałam tego zaostrzać , nie było sensu. Wyżywała się na mnie za to co jej się przytrafiło. Byłyśmy wtedy młode ...ona miała niespełna 20 lat, ja 17/18 . Trwało to dosyć długo , w sumie nie dawno się skończyło. Pamiętam, że pulsowało to we mnie , w szkole jedynie mogłam się wygadać koleżankom, rodzice słuchali mnie ale byli obojętni . Nie zrobili z tym nic oprócz...wydawania dalej połowy portfela na jej potrzeby . Do rodziny żal mam jedynie za to, że w tym okresie zaczęłam studia zaoczne , które srogo mnie kosztowały i zrezygnowałam z nich między innymi ,że nie było mnie na nie stać.  Nie dostawałam od rodziny żadnego finansowego wsparcia, za to dla niej rodzice zaciągnęli kredyt ...wyremontowali jej poddasze pod nowe mieszkanie , płacili abonament za telewizję , telefon ...

I co się dzieje teraz ?

Dorosłam do momentu, w którym naprawdę chciałabym stworzyć dom i normalny związek ale nie potrafię. Doszłam do tego, że jestem toksyczna i moje związki to samospełniające się przepowiednie . Wiąże się albo z facetami, którzy mnie nie szanują i mną pomiatają albo z takimi, którzy potrzebują wsparcia , litości i wskazania kierunku życia. Nie umiem być sama, wskakuję w jeden związek po drugim . I w żadnym naprawdę nie czuję spełnienia albo założenie rodziny nie jest realne, bo on jest zwykłym ch***m . Mój ostatni związek trwał 3 lata i co śmieszne byłam pewna swoich uczuć, byłam pewna , że gdyby on choć trochę się zmienił wyszłabym za niego , moje uczucie bębniło i grzmiało ...a on kilka razy w miesiącu uciekał mi z domu, zdradzał i nawet przy znajomych potrafił zrobić ze mnie idiotkę i śmiecia. Na tą chwilę jestem w związku, który dał mi do myślenia, co nie znaczy ,że jestem w nim szczęśliwa , chociaż chciałabym. Najgorsze , że myśl,że znów musiałabym to kończyć, szukać , czy zaczynać coś nowego jest dla mnie nie do zniesienia. Związek w którym jestem traktuję najbardziej poważnie co przynosi efekt odwrotny do zamierzonego , chyba powoli w nim umieram. Wraz ze wzrostem zaangażowania rośnie we mnie presja kontrolowania wszystkiego , wszystko musi być po mojemu , kiedy nie jest albo rośnie we mnie furia i dochodzi do awantury albo stwierdzam, że to znów bez sensu , znowu się nie uda, on się mnie nie słucha, pije 2 piwa dziennie, to jest skazane na porażkę itp. Obowiązki związane z utrzymaniem domu, gospodarowaniem budżetem domowym albo wałkuję tydzień rozpisuję, planuję...albo presja zaczyna mnie zżerać co skutkuje atakiem nerwicy . Przez tydzień potrafię łykać tabletki na uspokojenie , nie mogę normalnie myśleć. Nie koloryzuję z tą nerwicą , bo już przez nią przeszłam i leczyłam się farmakologicznie , wiem co to jest . Coraz częściej kłócę się z partnerem , on jest facetem , który potrzebuje kobiety, która będzie mu pomagała , a ja pomimo tego, że chciałabym poprowadzić ten dom to czuję, że to mnie niszczy , czasem nie mogę go słuchać jak mówi o tym co musi zrobić itd. Nawet jeśli są to pracochłonne obowiązki to i tak nie jest to to czym chciałabym, żeby się zajął i nie zgodnie z moim harmonogramem. Nawet nie wiem czy go kocham , bo oczywiście nie zdradza mnie i nie daje mi powodów do zazdrości . Nie wspomnę już o tym , że jak ma przyjechać jego 2-letnia córka to tydzień przed planuję każdy dzień , co oczywiście kończy się na garści tabletek na uspokojenie, a jak ona u Nas jest to czuję się w pełni za nią odpowiedzialna i zaczynam ostro krytykować jej ojca ...jak mi się sprzeciwia uważam go za idiotę i kretyna . Boję się, że dojdzie do tego, że będę myśleć całymi dniami o wychowaniu jego córki i o rzeczach, które nie są na mojej głowie.

Wcześniej kiedy uważałam faceta za kretyna, zazwyczaj tylko utwierdzałam się już w tym przekonaniu i odchodziłam szukając lepszego życia.
I to właśnie ten okres poszukiwania , chemia towarzysząca przy poznawaniu faceta , randki , imprezy , uczucie , że wybrał mnie, a mógłby mieć inne pamiętam jako najbardziej szczęśliwy. Zazwyczaj taki okres w mojej głowie jest jak jakieś oświecenie , towarzyszą mi wtedy fantastyczne myśli i jestem przekonana o swoim dobrym wyborze, odradzam się, zaczynam dbać o siebie bardzo kompleksowo , ćwiczę ...(2 x schudłam po 17 kg, nabierałam w związkach ) i tylko wtedy czuję, że to ja , potrafię i jestem pewna siebie.
Zdałam sobie sprawę  ,że to nie mój cel, że chcę przecież założyć rodzinę , ale to mnie przerasta. Chciałabym się uporządkować...móc.



A z drugiej strony...czasem zasypiam patrząc w sufit i zadaje sobie pytanie co się ze mną dzieje ? Czy tak ma wyglądać moje życie ?
Czy to tak ma być ? Przecież mam to czego wielu ludzi nie ma, dom, działkę, ogórek ,spokojną pracę ?
Czy tak wygląda dorosłe życie ?
i ogarnia mnie czarna pustka.

Czy to syndrom DDA ? Czy można wyleczyć takie stan ?

Psychoterapia.

P s y c h o t e r a p i a.

P S Y C H O T E R A P I A.

3

Odp: Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą .

Od diagnozowania jest psychiatra, od prowadzenia terapii psycholog, terapeuta, psychoterapeuta.

Myślę, że powinnaś się zgłosić do któregoś z nich.

Posty [ 3 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Czy to syndrom DDA ? Problem ze sobą .

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024